Polska będzie jak Wilanów

Matriks dla klasy średniej, oaza egoistycznego dostatku – takie stereotypy krążą o warszawskim „Lemingradzie”. To wszystko nieprawda. Opatrzność czuwa nad Miasteczkiem.

20.06.2016

Czyta się kilka minut

Miasteczko Wilanów, w tle Świątynia Opatrzności Bożej / Fot. Sławomir Kamiński / AGENCJA GAZETA
Miasteczko Wilanów, w tle Świątynia Opatrzności Bożej / Fot. Sławomir Kamiński / AGENCJA GAZETA

Wciąż zdarza się, że biegają tu dziki, zaglądają sarny i bażanty, choć nie tak często jak jeszcze paręnaście lat temu, gdy Pola Wilanowskie były jedną wielką, bagienną połacią zieleni. Dziś są gęsto zabudowane blokami o elewacji z granitu i piaskowca – część z nich wznoszą robotnicy z Korei Północnej. O czystość klatek schodowych i garaży w tych już wybudowanych bardzo często dbają Ukrainki. W letnie noce między blokami niesie się rechot żab, które okupują sztuczną rzekę i kanały burzowe.

Na uliczkach można dojrzeć najnowsze modele takich marek jak Ferrari, Lamborghini i pospolite już Porsche. Tuż obok – na parterze jednego z budynków – jest Biedronka, a niemal w jej progu świadkowie Jehowy rozdają swoje gazety. W niedzielę po mszy świętej ludzie wychodzący z podziemi górującej nad Wilanowem Świątyni Opatrzności Bożej, mijają się z biegaczami i tymi, którzy akurat wpadli na mrożoną kawę do sieciowej kawiarni naprzeciwko. Wielu parafian uprawia jednak „churching” – nie są wierni swojej parafii, wybierają inny kościół. Na każdym kroku – jakby na przekór demograficznej zapaści Polski – uderza obecność małych dzieci, stąd Miasteczko Wilanów bywa też nazywane „wioską smerfów”.

Zratą na szyi

Lemingrad – jak autoironicznie mówią mieszkańcy – jest największym w Polsce nowym osiedlem mieszkaniowym. I wciąż rośnie. W 2014 r. liczba jego mieszkańców przekroczyła 10 tys., ale i tak jest ich więcej niż na papierze, bo nie wszyscy się meldują. Docelowo może tu się znaleźć nawet 40 tys. mieszańców. Dziś, jak podaje warszawski ratusz, jest ponad 13 tys. W czasie górki cenowej za metr kwadratowy trzeba było zapłacić średnio 9-10 tys. zł, ale deweloperzy spuścili z tonu, więc i za 6 tys. zł można teraz znaleźć tu lokum.

W czasie boomu cenowego dominowały kredyty we frankach szwajcarskich.
– Wiele osób, choć trudno powiedzieć, czy większość, ma kredyty na te mieszkania, i to zaciągane jeszcze przed skokiem kursu waluty. Ale nie są to jednak osoby, które by rata dusiła – ocenia Jan Śpiewak, szef stowarzyszenia Miasto Jest Nasze.

Wokół Miasteczka Wilanów i jego społeczności narosło wiele mitów i stereotypów: że to betonowa pustynia albo siedlisko snobów. Oaza spokoju dla stołecznej klasy średniej i ziemia obiecana dla „słoików” z prowincji. Po sąsiedzku leży „zatoka czerwonych świń”, czyli osiedle z lat 80. zarezerwowane niegdyś dla komunistycznych notabli, a po drugiej stronie jeszcze ciągle niezabudowane pola przysłowiowej kapusty. Karykaturalny obraz warszawskich „lemingów” gnieżdżących się w Miasteczku świetnie się sprzedaje, ale jest odklejony od rzeczywistości.

Ursynów 2.0

– Z moich badań wynika, że połowa osób mieszkających w Miasteczku Wilanów urodziła się w Warszawie. Rodzice mieszkali najczęściej na Ursynowie, a dzieci wolały Wilanów, bo oczekiwały wyższego standardu życia – mówi Jan Śpiewak.

Nowe osiedle od Ursynowa dzieli łąka i niewielka skarpa, ale dwie dzielnice połączone są wąską uliczką jednokierunkową, najeżoną progami zwalniającymi. W przeciwnym kierunku wiedzie dzika, błotnista przeprawa, którą pokonują głównie auta terenowe. Również Ursynów zaczął rosnąć w latach 70. na pustych polach. Miasteczko jest Ursynowem 2.0, o jedno pokolenie młodszym od dzielnicy, w której królowała wielka płyta.Tuż ponad skarpą znajduje się wielki kampus Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.

Po II wojnie uwłaszczyła się ona na dobrach rodu Branickich i traktowała wielką przestrzeń poniżej jako swoje pola doświadczalne. W III RP latyfundia uczelni stały się źródłem jej dochodów. W 1999 r. sprzedała ona Grupie Prokom Ryszarda Krauzego 169 hektarów gruntów za 92 mln dolarów, co dziś wydaje się śmieszną kwotą.

„Jedna z największych w Warszawie transakcji gruntowych została przeprowadzona przy zupełnej bierności władz miasta. Spowodowało to kolosalne kłopoty przy budowie ulic i infrastruktury dla Miasteczka” – komentował architekt Grzegorz Buczek przy okazji festiwalu Warszawa w Budowie. Później deweloper za same ziemie oddane miastu pod drogi i kanalizację żądał od Warszawy dwukrotnie większych pieniędzy. Plan zagospodarowania sporządzony przez miasto dopuszczał też zabudowanie domami działek przeznaczonych na cele oświatowe. Efekt był taki, że za parcelę na obrzeżach Miasteczka pod przedszkole miasto musiało wyłożyć 42 mln zł.

Holding Krauzego zaangażował Guya Castelaina Perry’ego – sławnego architekta i urbanistę – do stworzenia projektu wielkiego osiedla. Punktem wyjścia była utopijna wizja miasta ogrodu. Projekt kreowano na bardzo prestiżowy, nieprzypadkowo otrzymał nagrody „Doskonałości” od organizacji ISOCARP i Urban Land Institute.

Cały teren został jednak stopniowo podzielony między kilkunastu deweloperów. „Marketingowa wizja »master planu« jest stopniowo zastępowana deweloperską przaśną rzeczywistością, zwłaszcza w sferze przestrzeni publicznych i usług” – pisał Grzegorz Buczek, ale też zaznaczał, że całość broni się jakością architektury.

Pierwszą łopatę na wilanowskich gruntach robotnicy wbili w 2002 r. Rok później rozpoczęła się budowa Świątyni Opatrzności Bożej. W kolejnym do pierwszego bloku oddanego do użytku wprowadzili się mieszkańcy. W latach 2008-09 liczba oddawanych do użytku lokali przekraczała 2 tys. rocznie. Maksymalizując zyski, jeden z deweloperów zamiast biurowców, w których zlokalizowane byłyby miejsca pracy, leje beton pod bloki mieszkalne. Urbaniści nie łapaliby się za głowy, gdyby nie fakt, że tuż za oknami pokoi za parę lat biegnąć będzie obwodnica Warszawy – pierwotnie biurowce miały być ścianą odgradzającą osiedle od hałasu.

Bóg w Wilanowie

Budowa Świątyni Opatrzności trwa i choć zbliża się ku końcowi, teren wygląda nadal na wielki plac budowy. Ziemię pod nią przekazał Krauze. Anegdota mówi, że biznesmen kalkulował, iż miasto zbuduje drogę do kościoła i tym samym powstanie centralna arteria osiedla.

– Ta parafia to magma, która dopiero się kształtuje. Tak było kiedyś na Ursynowie i tak teraz jest w Miasteczku Wilanów – mówi rzecznik archidiecezji warszawskiej ks. Przemysław Śliwiński. Statystyki, podkreśla, nie oddają rzeczywistości tak dynamicznie rozwijających się parafii.

Wiele osób chodzi w niedzielę do starego kościoła św. Anny obok Pałacu Wilanowskiego, jedzie do centrum stolicy, np. do dominikanów albo (zwłaszcza rodzice z małymi dziećmi) do parafii znanego z programu „Ziarno” ks. Wojciecha Drozdowicza w Lasku Bielańskim.

Na podstawie badań prowadzonych z myślą o pracy doktorskiej Śpiewak stwierdza, że religijność „lemingów” z Miasteczka to raczej średnia warszawska.

– Duża grupa ludzi chodzi do kościoła, choć większość jest obojętna. Ważnym elementem składającym się na praktyki religijne jest fakt, że w Wilanowie jest masa małych dzieci. Są więc chrzty, komunie i bierzmowania. To naturalnie przybliża ludzi do Kościoła – dodaje.

W parafii ŚOB w 2015 r. było 301 chrztów i tylko 10 pogrzebów.

– Nie jest więc prawdą, że ludzie w Miasteczku Wilanów nie chrzczą. Obok dominikanów to największa liczba w Warszawie – mówi ks. Śliwiński. Ponadto wiele osób wyjeżdża w swoje rodzinne strony, by tam wziąć ślub albo wyprawić chrzciny.

W jednym z niepublicznych przedszkoli, które ma 120 podopiecznych, 20-25 dzieci chodzi na katechezę, ale grupa zebrała się dopiero, gdy zajęcia przeniesiono z soboty na dzień powszedni. W przedszkolu publicznym chodzą prawie wszystkie dzieci.

Po kolędzie przez cały rok do drzwi puka świecki diakon Bogdan Sadowski, trzeci w Polsce diakon stały, dziennikarz pracujący przez lata w TVP w redakcji katolickiej.

– Ok. 30 proc. mieszkańców otwiera drzwi – mówi. Sam ma żonę, dwóch synów i czterech wnuków. Stąd naczelny temat rozmów: rodzina i dzieci.

Wedle jego obserwacji mieszkańcy MW to głównie pracownicy branży IT, przedsiębiorcy, przedstawiciele wolnych zawodów, kadra zarządzająca. Nieprzypadkowo bezrobocie w dzielnicy Wilanów to 1 proc., przy średniej dla Warszawy w wysokości 3,8 proc. (na sąsiednim Mokotowie jest to aż 11 proc.).

Czasami zdarza mu się usłyszeć zza drzwi dialog: „Mama, ksiądz przyszedł”. „Nie, nie otwieraj”. Bywają przypadki, że w czasie wizyty duszpasterskiej rozmawia o ochrzczeniu dzieci albo o małżeństwie sakramentalnym. – Zachęcam wtedy do kontaktu z kancelarią – podkreśla. – Trochę się jednak demonizuje Wilanów. Sam mam wrażenie, że jeśli chodzi o religijność, to jest jak w innych dzielnicach Warszawy.

– Duża część osób, które odwiedzam, mówi, że przyjechała do stolicy na studia, na których poznawali małżonków. Pokazuje to specyfikę mieszkańców otwierających przede mną drzwi. To ludzie, którzy „wyrwali się” z mniejszych miejscowości, ale wcale nie zrywają ze swoimi korzeniami i świadomie chcą utrwalać tradycję. A ci, którzy mnie nie przyjmują, jak sądzę, znaleźli się w sytuacji, w której nie czują, że musieliby podtrzymywać coś, co wynieśli z domu rodzinnego. Ludzie więc albo zaczynają wierzyć bardziej świadomie, albo odrzucają tradycję – mówi diakon.

Ks. Śliwiński: – Migracja powinna powodować, że liczba praktykujących będzie spadać, bo gdy ludzie tracą korzenie, to przestają też chodzić do kościoła. Paradoksalnie, wbrew wszystkim stereotypom, w Warszawie liczba osób chodzących do kościoła (ok. 33 proc.) wzrasta, podobnie jak przyjmujących komunię (16-17 proc.). I paradoksalnie te wskaźniki są wyższe niż w pozawarszawskiej części archidiecezji.

Nawet jeśli ktoś nie wchodzi do ŚOB albo nie odpowiada mu architektura świątyni, to wolna przestrzeń i zieleń wokół niej burzą monotonię prestiżowego blokowiska.

– Jeśli Kościół uszanuje otoczenie i zechce być częścią wspólnoty, która tworzy się w Miasteczku Wilanów, a nie odgrodzi się płotem, to relacje z mieszkańcami się ułożą – przewiduje Jan Śpiewak.
Planowane ogrodzenie może wywołać niechęć mieszkańców, bo tylko nieliczne inwestycje w MW kryją się za płotami. Jednym z wyjątków jest pierwszy w Polsce prywatny „park na chip”, do którego wchodzić mogą mieszkańcy tylko jednego osiedla.

Jak na razie także ruch pielgrzymkowy, którego obawiano się w Miasteczku, jest niewielki. Parafia dostosowuje się do społecznego profilu mieszkańców. W Święto Dziękczynienia obok koncertów u stóp świątyni odbywały się pokazy fajerwerków, nie brakuje pikników rodzinnych.

Społeczność dzieciatych

Parafia nie okrzepła, ale wspólnota Miasteczka Wilanów już tak. Mieszkańcy silnie się identyfikują z miejscem zamieszkania. Jan Śpiewak: – Sami zrywają nielegalne reklamy, sami też sadzą drzewa. Wszystko to w duchu, że należy dbać o wspólną przestrzeń. Tak to działa na Zachodzie, a teraz fenomenalnie zadziałało w Wilanowie.

Gdy kontenery w blokach się przepełniają, to mieszkańcy robią zdjęcia i wysyłają je do administratorów. Uprzejmie też donoszą, jeśli sąsiedzi wykonają nieestetyczne ogrodzenie albo zadaszenie bez pozwolenia wspólnoty. Czynnikiem integrującym i ożywiającym Miasteczko nie są jednak mury bloków, ale dzieci na podwórzach. Przyrost naturalny w Wilanowie jest na tle Warszawy rekordowy (druga pod tym względem jest Białołęka, nazywana czasami „Słoikowem”). Na przestrzeni dekady liczba dzieci do 9 lat wzrosła w Wilanowie 2,5-krotnie. Jest tu prawie 4,5 tys. osób do 18. roku życia, a w 2012 r. było ich 2,5 tys.

W Miasteczku dominuje zabudowa kwartałowa z przestrzeniami półprywatnymi w środku. – Patia z placami zabaw wymuszają kontakty między ludźmi, którzy przychodzą tam z dziećmi – podkreśla Śpiewak. Ale to tylko wstęp do odzyskiwania przestrzeni. Dlaczego? Władztwo nad wspólnotą mieszkańców od początku ma deweloper, a może się to zmienić dopiero wraz z przybywaniem tych pierwszych.

– Ludzie muszą się najpierw zorganizować i zabrać deweloperowi władzę nad własną wspólnotą, a zazwyczaj spotykają się, gdy ich dzieci się bawią. Po odwojowaniu podwórka zaczynają walczyć o przedszkole, tramwaj, podstawówkę – opisuje Śpiewak. Właśnie deficyt usług publicznych jest bolączką Miasteczka. Przez lata nie było w MW publicznego przedszkola ani szkoły. Prywatne owszem, nawet nielegalne, bo działające w lokalu mieszkalnym.

– Nowa klasa średnia myśli: płacimy ogromne podatki na państwo, a ono nic nam nie daje, więc to wymusimy – mówi Śpiewak. Tym bardziej że deweloperzy sprzedawali ideę samowystarczalnego miasteczka. Przedszkole publiczne dla 250 dzieci już jest, kolejne jest w budowie. Szkoła podstawowa jest na ukończeniu po ekspresowej inwestycji.

Paradoksalnie żyjąca w relatywnym dostatku klasa średnia żąda państwa, może nie opiekuńczego – to za dużo powiedziane – ale opartego na rozbudowanych i sprawnych usługach publicznych.

Coraz dalej od PO

„Bastion PO” – tak zwykło się określać MW. Nieprzypadkowo, bo w 2011 r. Platforma Obywatelska niepodzielnie wygrała wybory. Żółtą kartką dla PO okazały się już wybory prezydenckie, gdy Paweł Kukiz uzyskał tu w I turze niespodziewanie wysoki wynik: 19,43 proc. głosów (niemal tyle samo co średnio w Polsce – 20,8 proc.), wyprzedzając Andrzeja Dudę (14,3 proc.).

Skalę erozji poparcia dla PO i odklejenia od potrzeb klasy średniej pokazuje też to, że jeszcze w 2011 r. w Miasteczku odnotowano warszawski rekord poparcia w wyborach do Sejmu: 69,9 proc. przy 80-procentowej frekwencji. W 2015 r. wygrała już Nowoczesna Ryszarda Petru.

A jeszcze istotniejsze wyniki przynosiły wyniki wyborów samorządowych.

– Wilanów był jedną z pierwszych dzielnic Warszawy, gdzie pojawił się lokalny komitet wyborczy. Mieszkańcy doszli do wniosku, że muszą wybrać swoich ludzi, aby realizowali ich interesy, bo partie ich nie reprezentują – ocenia Śpiewak.

Stowarzyszenie Mieszkańców Miasteczka Wilanów po raz pierwszy w 2010 r. stworzyło komitet wyborczy, a w 2014 r. o mało co nie wygrało wyborów w skali dzielnicy: ma 7 na 21 radnych. Jeden mandat więcej, a PO musiałaby w radzie stworzyć koalicję. To i tak jednak największa liczba radnych z ruchów miejskich spośród wszystkich dzielnic stolicy.

Klimat dla Stowarzyszenia był tym lepszy, że w urzędzie dzielnicy Wilanów prawomocnie skazano urzędników za korupcję przy budowie nowego ratusza na terenie Miasteczka. Śledztwo wszczęto jeszcze w listopadzie 2002 r., po doniesieniu ówczesnego prezydenta stolicy Lecha Kaczyńskiego.
Działalność SMMW nie jest tylko ukierunkowana na sadzenie drzew i budowę szkół. Toczy ono walkę przeciw gigantycznej inwestycji, Galerii Wilanów. Inwestor chce postawić jak największy budynek, a Stowarzyszenie kilka mniejszych, aby galeria z parkingiem na dachu nie odgradzała osiedla od Pałacu Wilanowskiego. W Miasteczku nie ma rynku-agory, a SMMW chce uniknąć sytuacji, w której jego funkcje przejęłaby galeria handlowa.

– Nie do pomyślenia jest, by przed Wersalem, Schönbrunnem czy Prado wyrosły gigantyczne bryły galerii handlowych – denerwował się Paweł Jaskanis, dyrektor Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie. Mieszkańcy odnaleźli więc w muzeum sojusznika.

– To pierwsza taka historia w Polsce. Nigdzie nie było tak zorganizowanego protestu przeciwko budowie galerii handlowej i władzy deweloperów – mówi Śpiewak. Konflikt toczy się od lat i nie jest rozstrzygnięty, ale władze Warszawy nie wydały zgody na realizację planów inwestora, więc mieszkańcy jak dotąd są górą.

– Sam powtarzam, że wyborów nie wygrywa się w Wilanowie, ale w Końskich – mówił niedawno w wywiadzie dla „TP” Grzegorz Schetyna. Nie tylko on traktuje Miasteczko Wilanów jako matriks daleki od polskich realiów.

Europoseł PiS prof. Zdzisław Krasnodębski twierdził wręcz, że publikacje niemieckich mediów o Polsce są kształtowane przez to, że wielu korespondentów mieszka w Miasteczku, a tu znajdują potwierdzenie swoich tez, w istocie nie próbując nawet poznać Polski w szerszym spektrum.
Miasteczko Wilanów jest dziś jednak pełnym paradoksów społecznym laboratorium. Wynik tego eksperymentu pokaże, w jakim kierunku zmierza Warszawa.

– A potem także cały kraj – dodaje Śpiewak. Na razie już widać pierwszy sukces: stworzenie społeczności. ©

Autor jest dziennikarzem Wirtualnej Polski.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2016