Polityka przejęzyczeń

Prawie pół wieku starano się o ponowne otwarcie polskich szkół na Białorusi. Czy znów może grozić im zamknięcie? Rozstrzygną nowe przepisy, które właśnie wchodzą w życie.

05.01.2010

Czyta się kilka minut

Pod koniec listopada parlament białoruski przyjął poprawki do Ustawy o Językach Urzędowych na Białorusi - w świetle nowego prawa tworzenie szkół i klas, w których nauka odbywa się w językach mniejszości narodowych, będzie wymagać zgody ministerstwa edukacji. "Na Białorusi wszystkie szkoły powinny prowadzić zajęcia w językach państwowych, w językach narodowych możliwe jest nauczanie tylko poszczególnych przedmiotów" - oświadczył białoruski wiceminister edukacji Aleksander Żuk. Co w praktyce oznacza nowe prawo?

Andżelika Orechwo, zajmująca się problematyką oświaty wiceprezes nieuznawanego przez białoruskie władze Związku Polaków na Białorusi: - Jeśli białoruscy urzędnicy będą chcieli zlikwidować polskie szkoły, to nowe prawo jest do tego świetnym pretekstem. Regulacje mogą także utrudnić nauczanie języka polskiego w szkołach, gdzie językami wykładowymi są rosyjski i białoruski.

Andżelika Borys, prezes ZPB, jest pełna obaw w związku z wprowadzeniem poprawek do ustawy. W jej opinii to łamanie obowiązującej na Białorusi konstytucji, ponieważ w jej myśl mniejszości mają prawo do nauki w ojczystym języku.

Zacieranie śladów

Przed II wojną światową na Białorusi mówiono w kilku językach: po białorusku, rosyjsku, polsku i w jidysz. Mińskie radio, tuż przed nadaniem wiadomości, witało słuchaczy w tych czterech językach.

Białoruś była krajem wieloetnicznym - jej ziemie były podzielone między II Rzeczpospolitą a ZSRR. Zanim Moskwa przystąpiła do brutalnej rusyfikacji, popierała odrodzenie narodowe. W czasie II wojny światowej i po jej zakończeniu trwała już pełna sowietyzacja - polską inteligencję, księży objęła repatriacja. Zamykano polskie szkoły i w ich miejsce otwierano białoruskie - takimi gestami władza radziecka zyskiwała sobie przychylność Białorusinów, szybko jednak przekształcano białoruskie szkoły w rosyjskie. Ostatnią polską szkołę zamknięto w Grodnie w 1949 r.

Sowieci starali się zatrzeć ślady po wielokulturowej przeszłości Białorusi. Przeszkadzali w tym aktywni działacze mniejszości polskiej. Język przetrwał w polskich rodzinach, do dziś płynnie posługuje się nim także białoruska inteligencja, która w czasach radzieckich słuchała polskiego radia i czytała polskie czasopisma.

Zmiany polityki językowej przyszły na fali pierestrojki. W 1988 r. Polacy mogli już głośniej upominać się o prawo do nauki języka. W 1990 r.

wiecowali pod budynkiem Rady Najwyższej, domagając się otwarcia polskich szkół. Poparły ich rodzące się dopiero białoruskie środowiska demokratyczne, rozpoczęły się też rozmowy Polaków z władzami białoruskimi.

W 1994 r. do władzy doszedł Aleksander Łukaszenka. Prezydent oświadczył, że będzie błagać Rosję, by z powrotem przyjęła Białoruś pod skrzydła. Czuł nostalgię za ZSRR i językiem rosyjskim (sam posługuje się trasianką - mieszanką rosyjskiego i białoruskiego, czyli de facto nie mówi poprawnie w żadnym z tych języków).

Polonia działała na szczeblu władz lokalnych, umiała zdobyć ich poparcie, za ideą otwarcia polskich szkół opowiedziała się część białoruskich parlamentarzystów, a także białoruscy demokraci - we wrześniu 1996 r. otwarto pierwszą polską szkołę w Grodnie. Trzy lata później kolejną polską szkołę otwarto w Wołkowysku (Zachodnia Białoruś).

Ten czas dobrze pamięta Tadeusz Gawin, działacz polonijny, były prezes Związku Polaków na Białorusi, który w latach 90. brał udział w rozmowach z białoruskimi władzami. Gawin wspomina spotkanie z Władimirem Zamietalinem, byłym rosyjskim pułkownikiem, wówczas wicepremierem. Zamietalin zapewnił, że na Białorusi mają rację bytu tylko szkoły prowadzące nauczanie w języku rosyjskim.

- Otwarcie tych dwóch szkół poprzedzały lata starań, walki z białoruską biurokracją. Decyzja wcale nie była wydana przez władze lokalne, choć na dokumentach widnieją podpisy urzędników z Grodna, w rzeczywistości wszystko zatwierdzał Mińsk - na Białorusi panowała już centralizacja władzy - mówi Gawin.

Szkoły zostały wybudowane przez stronę polską. Na początku ich działalności największy problem był z podręcznikami.

- Zgodnie z prawem muszą one spełniać założenia programowe wytyczone przez białoruskie Ministerstwo Edukacji i zostać przez nie zaakceptowane. Powstał podręcznik do nauki języka polskiego, ale do dziś nie mamy książek, z których dzieci mogłyby uczyć się przedmiotów ścisłych. Nauczyciele korzystają więc z podręczników rosyjskich, tłumacząc je podczas zajęć na język polski - mówi Andżelika Orechwo.

Gawin: - Podręczniki muszą być przetłumaczone w Polsce, żeby nie zawierały rusycyzmów i były dobrze przygotowane pod względem merytorycznym. Podręczniki to nie temat polityczny, to się da załatwić.

Wspomnienia po Sojuzie

Dziś na Białorusi istnieją dwie szkoły polskie, o których mowa była wyżej (większość przedmiotów nauczana jest w nich w języku polskim). Niestety, szkoły borykają się z brakiem nauczycieli. Dzieci uczą się też polskiego w szkołach białoruskich i rosyjskich jako dodatkowego języka albo na zajęciach fakultatywnych. W polskiej szkole w Grodnie uczy się obecnie 320 dzieci, natomiast w polskiej szkole w Wołkowysku uczniów jest 180.

Polityka Łukaszenki: represje wobec organizacji NGO oraz Związku Polaków na Białorusi (tego z wybranymi demokratycznie władzami, bo istnieje też drugi, oficjalny i lojalny wobec Łukaszenki), odbiła się także na nauczaniu języka polskiego.

Do tej pory, jeśli dzieci chciały uczyć się języka polskiego, na biurko dyrektora szkoły trafiało pismo od rodziców z prośbą o zorganizowanie zajęć. Decyzja, czy lekcje będą się odbywały, należała ostatecznie do władz lokalnych. Według nowego prawa wyrażenie zgody będzie leżeć w gestii białoruskiego ministerstwa edukacji - działacze polonijni obawiają się, że jego zdobycie będzie trudne. Już wcześniej walka rodziców i nauczycieli o wprowadzenie lekcji języka polskiego do szkół, gdzie językiem nauczania są białoruski czy rosyjski, kończyła się niejednokrotnie niepowodzeniem.

- Na przykład w miejscowości Indura (obwód grodzieński) dyrekcja szkoły zaczęła nam robić problemy. Odsyłano nas do różnych urzędów, aż w końcu odprawiono z kwitkiem - opowiada Orechwo. - Dziś na Białorusi trudno jest zorganizować lekcje polskiego. Wynika to z polityki rusyfikacji prowadzonej przez białoruskie władze i dyskryminacji mniejszości polskiej.

Tadeusz Gawin musiał starać się o pozwolenie na działalność dwóch polskich szkół na szczeblu centralnym, jeszcze w latach 90. Czy więc poprawki do ustawy wiele zmieniają?

Gawin: - Tak, poprawki wprowadzono, by jeszcze bardziej skomplikować mniejszościom życie, zawsze chcąc zamknąć jakąś szkołę, będzie można wskazać na odpowiedni paragraf i powiedzieć: "Robimy tak, bo tak mówi prawo".

Język polski jest popularny w krajach poradzieckich. Na Ukrainie jest drugim po angielskim językiem obcym, wybieranym przez studentów. Podobnie na Białorusi znajomość polskiego jest cenna, nasz kraj stanowi dla młodych ludzi okno na świat, chętnie przyjeżdżają do Polski na stypendia. Co innego mówią jednak szkolne statystyki.

Andrzej Poczobut, działacz mniejszości polskiej na Białorusi, dziennikarz polonijny: - W ciągu ostatnich lat liczba uczniów uczęszczających na zajęcia z języka polskiego w państwowych szkołach znacznie spadła. Jednocześnie wzrosła liczba uczących się polskiego w prywatnych szkołach. To dowodzi, że nie brakuje chętnych do nauki polskiego, po prostu polityka władz uniemożliwia młodym ludziom naukę języka polskiego w państwowych szkołach.

Orechwo: - Dziś łatwiej jest uczyć się polskiego na lekcjach prowadzonych przez rzymskokatolickie parafie, organizacje NGO, niż w szkole.

Gawin: - Na Białorusi działa legalnie Polska Macierz Szkolna, jej celem jest szerzenie oświaty polskojęzycznej. Macierz, we współpracy z MEN, powinna zająć się opracowaniem podręczników do nauki przedmiotów ścisłych w polskich szkołach, aby wreszcie mogły one funkcjonować normalnie. Problem polskich szkół musi być obecny w debacie publicznej.

U Białorusinów można sporo wywalczyć, tylko trzeba być upartym.

W publicystycznych tekstach łatwo jest porównywać współczesną Białoruś do ZSRR. Porównanie takie zawsze jest dużym uproszczeniem, jednak pewne analogie można odnaleźć. Na przykład nauczycieli zwalnia się i prześladuje na podstawie anonimowych donosów wysyłanych do prokuratury.

Orechwo: - Nauczyciele naprawdę żyją w strachu.

Trzy narody, trzy języki

Na Białorusi języki białoruski, rosyjski, a także polski są elementem polityki. Oficjalne dane mówią, że społeczeństwo białoruskie składa się w ok. 80 proc. z Białorusinów, 11,4 proc. stanowią Rosjanie, mniejszość polska to 3,9 proc. Większość obywateli posługuje się rosyjskim, to jest język telewizji, radia, ulicy. Białoruski jest językiem popularniejszym na wsiach i wśród inteligencji. Po upadku ZSRR próbowano wprowadzić język białoruski do szkół i urzędów, ale nie zawsze społeczeństwo było temu przychylne. W przeprowadzonym w 1996 r. referendum (jedynym niesfałszowanym), w którym władza zapytała obywateli, czy chcą, by rosyjski był drugim językiem państwowym obok białoruskiego, większość odpowiedziała: "tak". Łukaszenka najpierw wydał walkę językowi białoruskiemu. Humanistyczne Liceum z Mińska, w którym wszystkich przedmiotów uczono po białorusku, zostało zamknięte (dziś działa w podziemiu). W latach 2005-06 największe represje spotkały Związek Polaków na Białorusi. Działacze organizacji polonijnych nie ukrywają, że w sprawie polskich szkół liczą na pomoc polskiego MSZ i Ministerstwa Edukacji Narodowej.

Dziś Łukaszenka próbuje dialogu z Unią Europejską, nowe regulacje wydają się iść w poprzek polityki Mińska. Kiedy Ambasada Polska na Białorusi poprosiła o wyjaśnienie słów Aleksandra Żuka o nauczaniu w językach państwowych, oświadczono, że słowa wiceministra zostały źle odebrane. To jednak nie uspokaja Andżeliki Orechwo, bowiem wiele takich "przejęzyczeń" było na Białorusi wcielane w życie jako oficjalna polityka państwa, a nawet niegroźnie brzmiące prawo może być w praktyce różnie interpretowane, zaś martwe przez całe lata zapisy utrzymywane są jako furtka "na wszelki wypadek" - gdyby znów trzeba było przykręcić śrubę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2010