Zamknąć polskość

„Alaksandr Łukaszenko bierze naszą społeczność jako zakładników” – mówi „Tygodnikowi” Andrzej Pisalnik, działacz Związku Polaków na Białorusi.

02.04.2021

Czyta się kilka minut

Od lewej: Andrzej Poczobut, członek zarządu Związku Polaków na Białorusi i dziennikarz, grudzień 2013 r. Andżelika Borys na briefingu członków Rady Oświaty Polonijnej, Warszawa, 19 września 2018 r. / KRYSTIAN MAJ / FORUM // RAFAŁ OLEKSIEWICZ / REPORTER
Od lewej: Andrzej Poczobut, członek zarządu Związku Polaków na Białorusi i dziennikarz, grudzień 2013 r. Andżelika Borys na briefingu członków Rady Oświaty Polonijnej, Warszawa, 19 września 2018 r. / KRYSTIAN MAJ / FORUM // RAFAŁ OLEKSIEWICZ / REPORTER

Jadę do Lenińskiego ROWD [tj. na komendę milicji]” – zdążyła tylko napisać Andżelika Borys. Była środa, 24 marca. Potem jej telefon przestał odpowiadać. Tydzień wcześniej 47-latka została wybrana – po raz kolejny – na przewodniczącą Związku Polaków na Białorusi.

Andżelika Borys została oskarżona o zorganizowanie w pomieszczeniach Związku tradycyjnego dorocznego jarmarku rzemiosła i rękodzieła „Grodzieńskie Kaziuki 2021”.

Andrzej Poczobut, członek zarządu Związku Polaków na Białorusi i dziennikarz „Gazety Wyborczej”, napisał na Twitterze, że świadkami oskarżenia w sprawie Borys byli milicjanci, którzy twierdzili, że jarmark jest nielegalny, choć przecież odbywał się on na wewnętrznym podwórku konsulatu polskiego w Grodnie (a więc w miejscu eksterytorialnym). Następnego dnia także Poczobut został aresztowany. Zatrzymano również dwoje innych członków zarządu: Irenę Biernacką i Marię Tiszkowską.

Prokuratura Generalna Białorusi oskarża ich o „umyślne działania mające na celu podżeganie do nienawiści narodowej i religijnej” oraz „rehabilitację nazizmu”, za co grozi im od 5 do 12 lat więzienia. Polskie MSZ zażądało „zaprzestania arbitralnych prześladowań przedstawicieli mniejszości polskiej”, wskazując, że władza Łukaszenki łamie międzynarodowe zobowiązania dotyczące ochrony mniejszości narodowych.

Eksperci zwracają uwagę, że od kiedy w sierpniu 2020 r. na Białorusi zaczęły się masowe protesty – po tym, jak Alaksandr Łukaszenka sfałszował wybory prezydenckie – białoruskie media co chwila wskazują Polskę jako wrogi kraj, który ma destabilizować Białoruś. Zatrzymanie działaczy polskiej mniejszości wpisuje się w tę propagandę.

Czy Polak, czy Białorusin

– O ósmej rano do mieszkania weszli funkcjonariusze milicji. Drzwi nie były zamknięte, bo tuż przedtem nasz jedenastoletni synek Jarek wyszedł do szkoły. Zabrali nasze karty płatnicze i cały sprzęt elektroniczny, nawet telefony i komputery dzieci, w tym naszej córki studentki – mówi „Tygodnikowi” Aksana, żona Andrzeja Poczobuta.

Choć Polacy żyjący na Białorusi są stale prześladowani, małżeństwo nigdy nie rozważało wyjazdu z kraju: – Mąż zawsze powtarza, że aresztować mogą każdego. W działaniach aparatu represji nie ma żadnej logiki. Bywa, że ludzie są zatrzymywani, gdy wychodzą po prostu do sklepu w rejonach, gdzie odbywają się protesty obywatelskie. Poza tym to nasz dom, jesteśmy u siebie. Andrzej tu się urodził. Nigdy nie brał pod uwagę możliwości ucieczki.

Aksana obawia się, że mąż nie wyjdzie szybko na wolność: – Nie śpię od tygodnia. Nie wiem, jak to się rozwinie, działania władz są nieprzewidywalne. W sprawach politycznych wszystko może się zmienić w jeden dzień. Cieszę się, że chociaż synek nie widział aresztowania. Miałam problem, by go znaleźć po lekcjach, bo nie mieliśmy telefonów. Bardzo nie chciałam, by wszedł do mieszkania i zobaczył, że wszystko jest przewrócone do góry nogami przez milicję.

– W pierwszej paczce, którą mieliśmy możliwość przekazać mężowi, Jarek wysłał tacie swój zegarek, który niedawno dostał w prezencie – mówi Aksana i dodaje, że chłopiec na razie nie rozumie jeszcze do końca tego, co się stało z ojcem. – Ale pilnie słucha rozmów dorosłych. Gdy podsłuchał, że rozmawiamy o możliwym 12-letnim wyroku więzienia, zaczął już liczyć, ile lat będzie miał, gdy tata wyjdzie na wolność. Pytał mnie, co tata zrobił, więc starałam się mu wyjaśnić, że przecież widzi, co się dzieje w naszym kraju, że ciągle są jakieś aresztowania – mówi Aksana. – Prawda jest taka, że na Białorusi nikt nie może się dziś czuć bezpieczny, szczególnie jeśli to człowiek, który czuje się wolny. Nieważne, Polak czy Białorusin. Obywatele po prostu nic nie znaczą z punktu widzenia władzy.

Zarzut i pretekst

– Wśród zarzutów, które przedstawiono przy aresztowaniu Andrzeja, jest paragraf o „rozniecaniu wrogości między narodami” – mówi Aksana Poczobut. – Jak to niby możliwe, jaka wrogość? Przecież ja, jego żona, jestem Białorusinką! A brat męża ma żonę Rosjankę, z Moskwy. To śmieszne, większość małżeństw Polaków na Białorusi jest mieszana, czasem jedno dziecko jest ochrzczone jako katolik, a drugie jako prawosławny. W podejściu miejscowych Polaków do Białorusinów nie ma nawet grama wrogości między narodami! Rzekomo Andrzej propaguje nazizm i wznieca wrogość już od 2018 r. Przy aresztowaniu żartował, pytał milicjantów, czemu w grę wchodzi taki krótki okres, skoro działalność Związku Polaków na Białorusi trwa od wielu lat, a on całe życie poświęca tej sprawie.

Według komunikatu prokuratury generalnej Białorusi zatrzymanych oskarża się o organizowanie w okresie od 2018 r. „szeregu nielegalnych przedsięwzięć masowych z udziałem niepełnoletnich, podczas których czczono uczestników band antysowieckich działających w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i po jej zakończeniu, które okradały i zabijały ludność Białorusi”.

– Jest to związane z obchodami Dnia Żołnierzy Wyklętych w Brześciu. Na uroczystości obecny był przedstawiciel polskiego konsulatu Jerzy Timofiejuk. Annę Paniszewą, organizatorkę, aresztowano już kilka tygodni temu. Paniszewa nie jest związana ze ZPB, ma własną organizację zarejestrowaną legalnie przez władze Białorusi, a od nas dawno się odcięła – wyjaśnia Andrzej Pisalnik, sekretarz zarządu głównego ZPB.

Nie przeszkadza to jednak władzom w wykorzystaniu obchodów 1 marca przeciw zatrzymanym członkom organizacji. Ponadto, według państwowej telewizji białoruskiej, podczas uroczystości wychwalano Romualda Rajsa „Burego” – żołnierza polskiej konspiracji wojennej i powojennej, którego oddział w 1946 r. zamordował na Podlasiu kilkudziesięciu białoruskich cywilów.

Pisalnik: – Według moich informacji nie było tam nic na temat „Burego”. Przecież nawet terytorialnie nie miał on nic wspólnego z Polakami na Białorusi. Jedyny rzekomy dowód na to, zaprezentowany przez media białoruskie, to było krótkie nagranie, jak harcerze śpiewają „Rotę”.

Czekając na ciąg dalszy

Według spisu powszechnego Białorusi z 2009 r. w kraju tym żyje 295 tys. Polaków; stanowią nieco ponad 3 proc. ludności. Jednak według nieoficjalnych szacunków faktyczna ich liczba może być większa – różne źródła podają od pół miliona do ponad miliona. Mieszkają głównie na terenie Grodzieńszczyzny.

Systematyczne prześladowania Związku Polaków na Białorusi, założonego w 1990 r., trwają już od 2005 r., kiedy to władze uznały organizację za nielegalną, a jej członków poddano rozmaitym represjom, grożąc aresztowaniami czy zwolnieniami z pracy. Wydawana przez Związek prasa została przejęta przez władze, a w mediach zaczęła się kampania szkalowania polskich działaczy.

– Pomimo że nasz związek nie jest uznawany przez władze Białorusi za legalny, mogliśmy się dotychczas rozwijać i realizować zadania statutowe zgodnie z potrzebami miejscowych Polaków – mówi Andrzej Pisalnik. – Mamy już wieloletnie doświadczenia z prześladowaniami. Cieszy nas zainteresowanie opinii publicznej obecną sytuacją, to daje szansę naszym działaczom na powrót na wolność. Zawsze, kiedy sądzono Polaków na Białorusi, nagłaśnianie sprawy pomagało. Mamy nadzieję, że i teraz tak będzie.

Pisalnik dodaje, że podczas rewizji w siedzibach Związku zarekwirowano cały sprzęt komputerowy, więc jego działalność została sparaliżowana.

– Czekamy na kolejne kroki ze strony władz. W tym momencie trwają inspekcje we wszystkich szkołach nauczających języka polskiego, nawet tych prywatnych, nienależących do naszych struktur. Ponadto prokuratorzy żądają od dyrektorów szkół, aby podawali im listy wszystkich uczniów uczęszczających na zajęcia. Czyli każdy, kto się chce uczyć języka ojczystego, jest zagrożony – stwierdza Pisalnik.

***

– Można powiedzieć, że w tym momencie Alaksandr Łukaszenko bierze naszą społeczność jako zakładników – mówi „Tygodnikowi” Andrzej Pisalnik. – Wszyscy czujemy, że jesteśmy w niebezpieczeństwie. Tak, liczę się z tym, że mogę zostać aresztowany. Czy jestem na to gotowy? Na coś takiego jak aresztowanie pod absurdalnymi zarzutami, z groźbą wieloletniego wyroku, nie można być gotowym… ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2021