Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W artykułach na temat spożycia leków bez recepty i suplementów diety został poruszony bardzo ważny problem. Jako lekarz spotkałem chorą, która odstawiła leki moczopędne i zaczęła brać suplement diety „na nadmiar wody w organizmie”. Z fatalnym dla niej skutkiem! Inna historia. Do gabinetu wchodzi syn pacjentki, informując mnie, że znajoma zrobiła mamie test na „zakwaszenie”. I oczywiście „mama jest zakwaszona”. Znajoma przejrzała apteczkę tej kobiety i stwierdziła, że większość specyfików może wywoływać ten problem, więc syn proponuje, bym zmienił mamie leki. Kolejny przypadek. Chora z powodu migotania przedsionków wykupiła zapisany nowoczesny specyfik przeciwkrzepliwy. Tyle że na własną rękę nabyła też i zaczęła zażywać inny, o podobnym działaniu, za to dostępny bez recepty. Doszło do krwawienia i niewydolności nerek...
To wszystko jest skutkiem reklam oraz niskiej świadomości społecznej. Przy czym siła przemysłu reklamowego stawia tych, którzy próbują uświadamiać ludzi, na z góry przegranej pozycji. Niedawno sam się rozchorowałem, więc poszedłem do apteki. Reklamowane w stacjach radiowych suplementy idą jak woda, poza tym są na nie ogłaszane promocje cenowe. Ja to ignoruję, ale większość społeczeństwa wierzy i kupuje. A reklamy są bardzo sprytne – lekarze skarżący się na nie do Komisji Etyki Reklamy nie odnoszą sukcesów.
Inny ważny aspekt sprawy – nieporuszony w tekstach „TP” – to tzw. onkoszkodliwość reklam. Zachęta do kupowania suplementów diety może opóźnić diagnostykę onkologiczną. Ale nie tylko: znana jest mi reklama zachęcająca, by się nie spieszyć z insuliną w leczeniu cukrzycy. Oczywiście paragrafu na to nie ma, ale szkody zdrowotne i społeczne są niepowetowane!