Podróżnik zamknięty

Uwagi Wojciecha Cejrowskiego o buddyzmie mają taką samą wartość, co stwierdzenie, że chrześcijaństwo opiera się na kanibalizmie, gdyż jego najważniejszą praktyką religijną jest coniedzielne jedzenie czyjegoś ciała i picie krwi.

12.03.2012

Czyta się kilka minut

Buddyjska świątynia... Ludzie zwiedzają, ale najczęściej, tak jak ja, nie wiedzą, co zwiedzają” – od tych słów rozpoczął Wojciech Cejrowski jeden z odcinków swojego programu z cyklu „Boso przez świat”. Audycja, wyemitowana przez TVN 26 lutego, była poświęcona buddyzmowi. Słynny telewizyjny podróżnik zarzucał w niej buddystom konszachty z demonami, pokpiwał, że modlą się, choć nie mają do kogo, nazwał też buddyzm religią okultystyczną i niebezpieczną. Nic dziwnego, że wśród polskich buddystów pojawił się nawet pomysł protestów (kierowanych do nadawcy oraz Rady Etyki Mediów) przeciwko publicznemu obrażaniu religii. Zarówno treści zawarte w programie, jak i pogardliwy i ironiczny sposób ich przedstawienia miały prawo spotkać się z gwałtowną reakcją. To, że do niej nie doszło, należy przypisać raczej duchowej dojrzałości polskich buddystów. Nota bene nie popisała się tu także „Gazeta Wyborcza”, wybijając w tytule, że „Cejrowski rozwścieczył buddystów” – żadnej wściekłości ze strony buddystów nie dało się raczej zauważyć.

Choć po emisji programu polscy buddyści powstrzymali się od protestów, dla chrześcijan jednak problem nie znika. W sposób nieprawdziwy i prześmiewczy przedstawiono przecież w nim to, co dla wielu ludzi jest najważniejsze i najbardziej święte. Chodzi o wspólnotę, która w Polsce jest od chrześcijan znacznie mniejsza i – co za tym idzie – słabsza. Jeśli ktoś protestował, gdy w obraźliwie mówiono o tym, co święte dla niego – tj. o Biblii, a milczy, gdy obraża się to, co święte dla innych, okazuje swój egocentryzm i małoduszność.

Wojciech Cejrowski swoje wypowiedzi na temat buddyzmu uzasadnia tym, że jest rzymskim katolikiem. Sugeruje tym samym, że jego sposób patrzenia na buddyzm i mówienia o nim wynika z jego chrześcijaństwa. Powinniśmy zatem nie tylko protestować, lecz także przeprosić buddystów za naszego brata w wierze i zastanowić się, dlaczego znajdują się wśród nas ludzie, których wiara prowadzi do takiej niewrażliwości na innych i niezdolności do ich zrozumienia. Problem jest tym poważniejszy, że Cejrowski nie jest w swoim myśleniu i postawach odosobniony, o czym świadczą choćby komentarze na niektórych portalach pretendujących do reprezentowania „ortodoksyjnego” chrześcijaństwa.

Nie chcę zakładać złej woli autora filmu i uznawać, że mimo iż rozumie buddyzm, świadomie kłamie na jego temat, poddając widza cynicznej manipulacji. Przyjmuję raczej, że pomimo podejmowanych wysiłków nie przezwyciężył deklarowanej na początku programu ignorancji. Być może nie rozumie, bo nie chce rozumieć. Być może nie potrafi przekroczyć własnych uwarunkowań kulturowych. Być może ani nie chce, ani nie potrafi.

Cejrowski trafia do świata posługującego się symbolami i kategoriami innymi niż nasze. Odnajduje w tym świecie pewne analogie do tego, co nam znane – kadzidło, świece, postawę modlitewną. Nie stawia jednak istotnych pytań: co z tego jest tylko powierzchownym, co zaś głębokim podobieństwem? Czy podobne zewnętrzne formy nie kryją głębokich różnic znaczenia? Lub też przeciwnie: czy pewne głębokie treści nie są wyrażane za pomocą bardzo różnych symboli? W rezultacie, gdy np. czyta tekst lub widzi figury kojarzące mu się z europejskim sposobem przedstawiania diabłów, wyciąga wniosek, że są to opisy i figury demonów. Gdy więc dowiaduje się, że buddyści modlą się do istot przedstawianych w takiej postaci, konkluduje, że buddyzm to w gruncie rzeczy okultystyczny kult szatana. Jego konkluzja ma jednak taką samą wartość, co stwierdzenie, że chrześcijaństwo opiera się na kanibalizmie, gdyż najważniejszą chrześcijańską praktyką religijną jest coniedzielne gromadzenie się, by jeść czyjeś ciało i pić krew.

Dlaczego jednak ktoś, kto tyle podróżował, jest tak bardzo zamknięty na rozumienie innej religii i kultury? Wydaje się, że – niestety – rzeczywiście winna jest tu jego wiara. Jak bowiem deklaruje on w odpowiedzi na krytykę swojego programu: „Jako rzymski katolik uważam, że moja religia jest jedyną drogą do zbawienia – wszystkie inne drogi są fałszywe”. Podchodzi zatem do buddyzmu z założeniem, że jest to religia fałszywa, taka, która nie prowadzi do zbawienia. Prawdziwa religia, jako droga zbawcza, wiedzie człowieka do Boga. Skoro zaś trudno zaprzeczyć, że buddyzm również wprowadza człowieka w rzeczywistość duchową, fałsz tej religii musi polegać na tym, że rzeczywistość, w którą wprowadza, jest nie-Boża, czyli demoniczna. Kazus Cejrowskiego to klasyczny przykład tego, jak aprioryczne uprzedzenia determinują interpretację i uniemożliwiają zrozumienie innej kultury.

Czyż jednak „aprioryczne uprzedzenie” Cejrowskiego nie jest po prostu, zgodnie z jego deklaracją, wiarą, której żaden chrześcijanin nie może się pozbyć? Owszem, istnieje w chrześcijaństwie długa tradycja traktująca religie niebiblijne jako kult demonów. Nie jest to jednak tradycja ani jedyna, ani najważniejsza. Już od samych początków istniała w Kościele świadomość, że Bóg działa także w życiu ludzi spoza naszej wspólnoty, że, jak głosił Paweł na areopagu, wszyscy „w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 28). Chrześcijanie wierzą, że jedyną drogą do Ojca jest Chrystus, a nie chrześcijaństwo. Chrystus jest jednak Światłem oświecającym każdego człowieka (por. J 1, 9). Jest większy niż chrześcijaństwo i Kościół, bowiem „napełnia wszystko na wszelki sposób” (Ef 1, 23). Także Duch, „wieje kędy chce, i nie wiesz, skąd podąża i dokąd zmierza” (por. J 3, 8).

Nie miejsce tu, by przedstawiać całą historię tej tradycji myślenia. Przytoczę tylko jeden z jej ważniejszych współczesnych wyrazów, encyklikę Jana Pawła II, „Redemptoris missio”. Pisze w niej papież: „Duch [Święty] zatem znajduje się u samego źródła egzystencjalnych i religijnych pytań człowieka, które rodzą się nie tylko z przygodnych sytuacji, ale z samej struktury jego bytu” (RM 28). I nie chodzi tu tylko o pojedynczych ludzi, gdyż jak głosi ta sama encyklika, „obecność i działanie Ducha nie dotyczą tylko jednostek, ale społeczeństwa i historii, narodów, kultur, religii”. Warto zatem, by chrześcijanin uświadomił sobie, że „Duch, który »wypełnia ziemię, Ten, który ogarnia wszystko, ma znajomość mowy« (Mdr 1, 17), nakłania do szerokiego otwarcia oczu, aby rozważać Jego działanie obecne w każdym czasie i w każdym miejscu” (RM 29). Stąd „stosunek Kościoła do innych religii określony jest przez podwójny szacunek: szacunek dla człowieka w jego poszukiwaniu odpowiedzi na najgłębsze pytania życia i szacunek dla działania Ducha w człowieku” (RM 28).

Spotykając wspólnoty ludzi należące do innych tradycji religijnych, np. buddystów, trzeba nie tylko okazać szacunek. Warto także szukać w nich działania Ducha Świętego. Oczywiście, buddyści nie rozpoznają się w takim opisie – w ich systemie kategorii nie da się mówić o działaniu w człowieku Bożego Ducha. Nie znaczy to jednak, że nie są świadomi Rzeczywistości określanej przez nas w tych słowach. Choć nazywają tę Rzeczywistość zupełnie inaczej, ich pojmowanie nie musi być fałszywe. Rzeczywistość, o której mowa, jest bowiem nieskończona i nie może być adekwatnie ujęta ani przez ich, ani przez nasze słowa i symbole. Dlatego spotykając się, możemy wzajemnie się uczyć – znaki swojej obecności, które Duch wzbudza poza chrześcijaństwem, „pomagają samym uczniom Chrystusa głębiej rozumieć orędzie, którego są głosicielami” (Jan Paweł II, „Novo millennio inneunte” 56).

Tu znów ktoś mógłby postawić pytanie: jak chrześcijanie mogą nauczyć się od buddystów czegokolwiek dotyczącego spraw Bożych, skoro otrzymali pełnię Objawienia? Właściwa odpowiedź musi zwierać świadomość, że czym innym jest Boży dar Objawienia, a czym innym jego ludzkie przyjęcie. Nikt z ludzi, nawet cała wspólnota Kościoła nie pojmuje Objawienia w sposób adekwatny i dlatego nawet Kościół musi wciąż się uczyć. Jak stwierdza soborowa Konstytucja o Objawieniu Bożym: „Wzrasta bowiem zrozumienie tak rzeczy, jak i słów przekazanych” – tj. Objawienia – „Albowiem Kościół z biegiem wieków dąży stale do pełni prawdy Bożej, aż wypełnią się w nim słowa Boże” („Dei Verbum”, 8). Pełnią Objawienia jest Chrystus obecny w Kościele. Każdy chrześcijanin i cały Kościół musi jednak coraz głębiej uświadamiać sobie i pojmować tę obecność. I może uczyć się tego także od buddystów, gdyż Chrystus, Boski Logos napełniający wszystko na wszelki sposób, jest w pełni obecny także w ich sercach i umysłach, w ich życiu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2012