Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Fabuła koncentruje się wokół losów kilku kobiet. Danuta, jej córka Adela, Renata Pokuta, Nina - wszystkie te postaci łączy dojmujący brak, odczucie wewnętrznej pustki. "Miłość wyślizguje się z namydlonych dłoni"; Drotkiewicz kpi z małżeńskich sielanek serialowych love stories i pozornych konfliktów, którymi bałamuci nas telewizja. W "Dla mnie to samo" kontakty damsko-męskie ograniczają się co najwyżej do aktów seksualnych, a brak porozumienia wcale nie jest udawany jak w serialu. Pomiędzy płciami panuje przepaść. Nieliczne postaci męskie (lekarz Roman, Grzegorz Perek, Jan Niebieski) funkcjonują raczej jako projekcje kobiecych tęsknot, a zarazem lęków.
Porwana narracja pozwala na niemal symultaniczne śledzenie losów wszystkich postaci. Danuta to toksyczna matka. Przerażająca, ale raczej jako groteskowy, gargantuiczny twór. "Kastruje wszelką radość życia" Adeli, a jednocześnie "chodzi po domu w odzieży roboczej, tej skromnej szacie liturgicznej i w ten sposób zaprzyjaźnia się z nędzą". "Adela i matka, dwie rany, które nie mogą się definitywnie zagoić, bo jedna wciąż infekuje drugą"; ta diagnoza jest nader trafna. Adeli nie stać na prawdziwy bunt. Najpierw w pokorze ceruje rajstopy, potem staje się ofiarą przypadkowej defloracji. Patologiczny związek pomiędzy matką a córką został przez Drotkiewicz oddany bardzo przekonująco. Z kolei Nina Podkowińska, utrzymująca bliskie kontakty z chirurgiem Romanem, walczy z "cywilizacją dykty i kartonu", z masowymi trendami, z nierzeczywistością
i niedolą świata. Poza pracą szuka pocieszenia w ramionach innych mężczyzn, ale doświadcza jedynie nienasycenia. Kolejna postać - Renata Pokuta - to telewizyjna prezenterka. W swoich programach doradza kobietom, jak żyć bez mężczyzn. Głosi hasła, w które sama nie wierzy, gra rolę fałszywej kaznodziejki, a jednocześnie w napięciu czeka na upragniony telefon od Grzegorza Perka, który nią gardzi.
Kobiety Agnieszki Drotkiewicz poruszają się po omacku, z zawiązanymi oczami próbują zaanektować nowy fragment rzeczywistości. Robią to bez pomocy innych - być może dlatego ich próby skazane są na niepowodzenie. Przymusowa izolacja pozostaje tu stałym wyznacznikiem egzystencji. Autorka prezentuje okrutny świat, w którym patologiczne relacje determinują zachowania postaci.
Wszyscy są tu samotni. Pragną, co prawda, mówić "my", ale wciąż jak zaklęcie powtarzają "ja". Im bardziej szukają, tym mniej udaje im się odnaleźć. Jedynym autentycznym uczuciem pozostają mdłości. Autorka poddaje nam trop egzystencjalistyczny, byłbym jednak ostrożny z traktowaniem tej powieści jako rodzaju kryptoplagiatu z Simone de Beauvoir. Drotkiewicz, choć różnie jej to wychodzi, stara się przemawiać własnym głosem. Powoli, mozolnie wypracowuje swój styl. Często sięga przy tym po sprawdzone sposoby, ułatwia sobie zadanie, powtarzając aż do znudzenia te same chwyty.
Irytują zwłaszcza liczne odwołania do dzieł literackich. Obecna na każdym kroku intertekstualna gra z odbiorcą jest raczej pisarskim krokiem wstecz. Strategia ta, nie wnosząc niczego odkrywczego w warstwie formalnej, prowadzi w pewnym momencie do zbytecznego chaosu. A przecież Drotkiewicz potrafi udowodnić, że rozchwianą tożsamość postaci można oddać w zupełnie inny sposób. Myślę, że jeszcze nieraz przekonamy się o możliwościach tej młodej autorki.
Agnieszka Drotkiewicz, "Dla mnie to samo", Warszawa 2006, Lampa i Iskra Boża.