Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mieszkali w Świdnicy od dziesięciu lat. Pani Amelia wyszła za mąż za Polaka, cztery lata temu owdowiała. Od dwóch lat groziła jej deportacja, bo nie posiadała stałego zameldowania, prawa do pobytu i nie potrafiła wskazać źródła utrzymania. Bezskutecznie starała się o pozwolenie na pobyt stały, mieszkanie po zmarłym mężu przypadło bowiem jego córce z pierwszego małżeństwa. Cieszyła się sympatią i szacunkiem: pracowała w warzywniaku, sprzątała ,,u ludzi", a Denis uczył się w gimnazjum.
Kilka dni temu chłopiec nie pojawił się w szkole. O siódmej rano wraz z matką zostali zatrzymani przez straż graniczną, bo podjęto decyzję o ich deportacji. Rzecznik Praw Dziecka zwrócił się do prezesa Urzędu Repatriacji i Cudzoziemców o ponowne rozpatrzenie sprawy, bo deportacja Denisa może naruszać konwencję praw dziecka, która gwarantuje prawo do nauki. Urząd nie odpowiedział jeszcze na pismo Rzecznika.
Jeśli URiC nie zmieni decyzji, pani Amelia i Denis przez pięć lat nie będą mieli prawa wjazdu do Polski. Koledzy szesnastolatka są zrozpaczeni. Policja deportowała matkę i syna nazajutrz po zatrzymaniu przez straż graniczną. Na faksy słane do Warszawy przez starostę i dyrektorkę szkoły Denisa nie ma odpowiedzi. Świdniczanie nie rozumieją, dlaczego prawo jest bezlitosne dla pani z warzywniaka, a wyrozumiałe dla facetów ze Wschodu, którzy po Świdnicy i okolicach rozbijają się w bmw.