Pierwszy bezpieczny port

To już przeszłość, że uchodźcy przelatują przez Polskę jak burza, byle tylko przedostać się dalej - na Zachód. Próbują tego nadal przede wszystkim migranci z krajów azjatyckich, ale jest to coraz trudniejsze. Tak naprawdę, dopóki są uchodźcami, są skazani na pobyt w Polsce.
 /
/

ANNA MATEJA: - W filmie dokumentalnym "Twierdza Europa" możemy zobaczyć, przez co przechodzą Afrykańczycy usiłujący dostać się do Europy - kontynentu bez wojen i konfliktów, który wydaje im się najbliższym azylem. Czy Polska też staje się twierdzą, w której mnoży się przepisy i stawia różnorakie bariery utrudniające cudzoziemcom przekroczenie granicy?

IRENA RZEPLIŃSKA: - Nie jest trudno dostać się tym, którzy stając na polskiej granicy, proszą o nadanie statusu uchodźcy i azyl. Zgodnie z obowiązującymi Polskę przepisami Konwencji Genewskiej z 1951 r. dotyczącymi statusu uchodźców, musimy te osoby przyjąć. Potem dopiero rozpoczynamy odpowiednie postępowanie, które rozstrzyga, czy ten status im się należy. W tym sensie nie jest więc trudno stać się w Polsce uchodźcą, tak jak i w każdym innym państwie, które jest stroną Konwencji. To zresztą jedyna taka sytuacja, gdy na terytorium państwa wpuszcza się cudzoziemca bez wizy czy dokumentów, jedynie na dźwięk słowa “azyl".

- Dlaczego w takim razie dochodzi do takich sytuacji jak ta sprzed dwóch miesięcy, gdy na mocy wyroku warszawskiego sądu deportowano z Polski czterech Wietnamczyków, mimo że wiedziano, iż jako opozycjoniści zostaną po powrocie do ojczyzny aresztowani? Uchodźstwo i życie na emigracji to właściwie druga historia Polski, ale w kontekście takich wydarzeń nietrudno o pytanie, czy nie stajemy się coraz bardziej egoistyczni.

- Nie wiem tego, co wiedział sąd, decydując o deportacji, dlatego nie mogę jednoznacznie twierdzić, że ci Wietnamczycy mieli uzasadnione powody, by otrzymać status uchodźcy. Co jednak istotne, takiej decyzji nie podejmuje jedna osoba czy jedna instytucja. Wniosek o nadanie statusu rozpoznaje kilka instancji: prezes Urzędu ds. Repatriacji i Cudzoziemców, odwołania rozpatruje Rada ds. Uchodźców, od jej orzeczenia przysługuje skarga do wojewódzkiego sądu administracyjnego. Za każdym razem cudzoziemiec ma okazję udowadniać, dlaczego powinno mu się go przyznać.

Poza tym, w polskim prawie jest jeszcze jedna możliwość ochrony cudzoziemca - zgoda na pobyt tolerowany, której udziela się wówczas, gdy w świetle Konwencji Genewskiej nie spełnia on warunków do nadania statusu uchodźcy. Nie można go jednak z Polski wydalić, ponieważ w państwie, do którego mielibyśmy go odesłać, grozi mu naruszenie podstawowych praw: do życia, wolności od tortur czy nieludzkiego traktowania lub karania.

- Czy wnioski o status uchodźcy są rozpatrywane indywidualnie?

- To podstawowy warunek, chyba że kwestia dotyczyłaby rodzica i małoletnich dzieci. Postępowanie dotyczy konkretnej osoby, sprawdzanej przez kolejne instancje: czy jej obawy przed prześladowaniami ze względu, np. na płeć, rasę, religię, przekonania polityczne, narodowość we własnym kraju, są uzasadnione; albo, czy podczas np. trwającego konfliktu religijnego państwo, z którego uszedł, rzeczywiście nie jest w stanie zapewnić mu ochrony. Co nie znaczy, że każdy uchodźca ma udowodnić, że osobiście był prześladowany. Wystarczy, że coś działo się wokół niego, w jego rodzinie czy grupie etnicznej: kogoś aresztowano, pobito, wzywano ustawicznie na przesłuchania. Przecież właśnie w takich okolicznościach nabieramy przekonania, że możemy spodziewać się tego samego, a ponieważ chcemy tego uniknąć - uciekamy.

  • Niedomknięte drzwi

- Z jakich państw pochodzą ludzie szukający w Polsce azylu? Z szeroko pojętego Wschodu: Czeczenia, Wietnam? Czy też z miejsc niedawnych konfliktów, np. z Afganistanu?

- Od kilku lat ponad 80 proc. występujących o nadanie statusu uchodźcy to “obywatele Federacji Rosyjskiej narodowości czeczeńskiej". Reszta to uciekinierzy z Indii, Pakistanu, Bangladeszu, krajów Afryki - wszystko zależy od cyrkulacji zmian politycznych w tych krajach. Trafiali przecież do nas i Kurdowie z Iraku, Afrykańczycy - oczywiście via inne kraje, głównie ze Wschodu. Afgańczyków jest coraz mniej, ale jeszcze dwa lata temu przyjeżdżali do nas Tamilowie ze Sri Lanki. Sytuacja na wyspie, przynajmniej politycznie, uspokoiła się na tyle, że teraz już się to nie zdarza.

- Czy jesteśmy państwem wyłącznie tranzytowym, czy ostatecznym miejscem zamieszkania?

- To już przeszłość, że uchodźcy przelatują przez Polskę jak burza, byle tylko przedostać się dalej - na Zachód. Próbują tego nadal przede wszystkim migranci z krajów azjatyckich, ale jest to coraz trudniejsze. Tak naprawdę, dopóki są uchodźcami, są skazani na pobyt w Polsce.

To jeden z efektów naszego wejścia do Unii Europejskiej. W 2004 r. złożono w Polsce ponad 7 tys. wniosków o nadanie statusu uchodźcy, ale większości ich autorów już u nas nie ma. Na ich miejsce pojawili się następni. Polska jest jednak zobowiązana rozpatrzyć każdą sprawę, także dotyczącą osób, które wyjechały już do innego państwa UE. Jeśli zostaną tam zatrzymane, władze sprawdzą, czy złożyły u nas (w pierwszym unijnym państwie, na terytorium którego się znalazły) taki wniosek i jak zakończyło się postępowanie. W przypadku deportacji, mamy obowiązek te osoby przyjąć.

- Po wejściu do Unii musieliśmy też uszczelnić granice i zmienić politykę wizową, by uwiarygodnić siebie, jako przyszłego członka traktatu z Schengen zapewniającego zniesienie granic wewnątrz UE. Czy z powodu tych ambicji powinniśmy być bardziej bezwzględni wobec migrantów?

- Problemem na pewno nie są uchodźcy polityczni, ale osoby, które ubóstwo zmusza do szukania lepszego miejsca do życia. To przed nimi zamyka się Europa, a my z nią. Celowo jednak niezbyt szczelnie. Europa musi uregulować napływ migrantów, z drugiej strony - przecież nie może pozbawiać się, i to jeszcze w tak kiepskiej sytuacji demograficznej, rąk do pracy. Stąd konieczność uzyskania wizy na pobyt, naukę czy pracę. W każdym kraju unijnym żyją jednak rzesze “ludzi bez papierów", często przeszmuglowanych wiele lat wcześniej. Dla nich zresztą, by uregulować ich status wobec państwa i zapewnić jaką taką stabilizację w życiu, wydawane są od czasu do czasu przepisy abolicyjne.

Czy można czynić Europie zarzut z tego, że się zamyka na cudzoziemców i obliguje nas, jako kraj graniczny, do bardziej restrykcyjnego postępowania w tej mierze? Przed uchodźcami politycznymi nigdy drzwi nie zatrzasnęła, co sami poznaliśmy za czasów PRL-u, trudno jednak wyobrazić sobie, że wpuszcza wszystkich, którzy chcieliby się osiedlić w jej granicach. Co ważne: każdy, także imigrant ekonomiczny, jeżeli złoży wniosek o nadanie statusu uchodźcy, zostaje przyjęty. Nawet cudzoziemiec zatrzymany podczas nielegalnego przemycania przez granicę w tirze, bez jakichkolwiek dokumentów, nie będzie natychmiast wydalony - ma prawo się bronić, choćby powołując się na możliwość naruszania wobec niego w jego ojczyźnie praw podstawowych.

  • Czym grozi ujawnienie...

- Ponad 7 tys. wniosków o nadanie statusu uchodźcy złożonych w 2004 r. w Polsce to dużo więcej niż we wcześniejszych latach, przed naszym wstąpieniem do Unii. Co to znaczy? Czy migranci wybierają Polskę w przekonaniu, że tutaj będzie się coraz lepiej żyło i warto się osiedlić?

- Te wnioski pochodzą głównie od Czeczenów. Wszelkie zagrażające życiu i zdrowiu ludzi sytuacje w krajach na wschód od Polski zawsze uruchamiają lawinę uchodźców z tej strony świata. Nie sądzę, że wybrali nas, bo jesteśmy krajem unijnym. Polska to po prostu najbliższy kraj, który jako strona Konwencji Genewskiej jest dla nich bezpiecznym portem. Mogą też liczyć, przynajmniej formalnie, na przyjęcie wniosku o status w Słowacji, ale już Ukraina takich wniosków nie przyjmuje. Pamiętajmy, że z Polski nie jest łatwo wydostać się, bo nadal istnieje kontrola na granicy z Niemcami. Czesi też już nie przepuszczają cudzoziemców, szczególnie tych, którzy poprosili w Polsce o status. Jak widać, droga do “starej Unii", przynajmniej do czasu wyjaśnienia swojej sytuacji prawnej, jest już tylko nielegalna.

- W 2003 r. wydaliśmy ustawę abolicyjną dla cudzoziemców. Niewielu z niej skorzystało. Aby zalegalizować pobyt w Polsce trzeba było m.in. udowodnić posiadanie środków na utrzymanie lub przyrzeczenie wydania zezwolenia na pracę, wskazać lokal i tytuł prawny do jego zajmowania. Wszystko to jest dość trudne, gdy jest się w kraju nielegalnie...

- Osoby zaangażowane w pracę na rzecz cudzoziemców, tak organy rządowe, jak organizacje pozarządowe, spodziewały się większego zainteresowania. Tym bardziej, że przecież mamy orientację, ile osób takie wnioski mogłoby złożyć. Spróbuję jednak bronić tej ustawy. Trzeba było wykazać się posiadaniem środków na utrzymanie, np. przez przedstawienie wyciągu bankowego, złożenie oświadczenia o posiadanych środkach albo zaświadczenia, że otrzymuje się pieniądze od rodziny czy postronnej osoby deklarującej, że utrzymuje jakąś osobę do czasu znalezienia przez nią pracy i usamodzielnienia się. Tak jak umowa najmu, dzięki której można było wykazać miejsce zamieszkania, było to jakąś barierą, ale przecież możliwą do pokonania. Szczególnie dla cudzoziemców, którzy rozpoczynając życie od zera na nowym miejscu, na pewno musieli radzić sobie z poważniejszymi barierami.

- A może to irracjonalny strach przed ujawnianiem, jaki mogą czuć osoby przez wiele lat żyjące poza prawem?

- W pewnych przypadkach tak, ale nie to kryterium było decydujące. Część się nie dowiedziała, część stwierdziła, że nie spełni tych warunków, część uważała, że nawet przy istniejących możliwościach nie warto się ujawniać, bo nigdy nie wiadomo, czym to grozi.

Doc. dr hab. IRENA RZEPLIŃSKA pracuje w Instytucie Nauk Prawnych PAN; jest szefową Programu Bezpłatnej Pomocy Prawnej dla Cudzoziemców i Uchodźców w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2005