Po drugiej stronie szyby

Ratunek, alternatywa dla „śmietnika i beczki”. W taką opowieść 15 lat po powstaniu pierwszego Okna Życia i tuż po znalezieniu w Częstochowie kolejnego dziecka wierzy prawie cała Polska. Czy słusznie?

30.08.2021

Czyta się kilka minut

Kard. Stanisław Dziwisz odwiedza pierwsze w Polsce Okno Życia z okazji 10-lecia jego otwarcia. Kraków, marzec 2016 r. / MAREK LASYK / REPORTER
Kard. Stanisław Dziwisz odwiedza pierwsze w Polsce Okno Życia z okazji 10-lecia jego otwarcia. Kraków, marzec 2016 r. / MAREK LASYK / REPORTER

Czas: najlepszy z możliwych. Było tuż po dwudziestej pierwszej, więc nad miastem zapadał już zmierzch. Miejsce: na pierwszy rzut oka najgorsze. Kilkaset metrów stąd jest Jasna Góra, jeszcze bliżej jedna z bardziej ruchliwych arterii tej części Częstochowy. Ale to pozory: jednokierunkowa, wznosząca się ku klasztorowi ulica św. Kazimierza jest dość spokojna. W dodatku wnękę w murze domu zakonnego sióstr służebniczek starowiejskich wybito z boku budynku, więc postaci, która się nachyla, a potem wkłada do środka dziecko, nie widać ani z ulicy, ani z okien.

16 sierpnia siostry służebniczki usłyszały charakterystyczny alarm po raz szósty od 2008 r. Jak zwykle zakonnica kierująca domem najpierw chwilę odczekała, a później pobiegła na dół. – A gdy dostała się od wewnętrznej strony budynku do środka, to się zdumiała – relacjonuje rzecznik częstochowskiej kurii ks. Mariusz Bakalarz. – Okna są zwyczajowo przeznaczone dla niedawno narodzonych, a siostra dyrektor ujrzała dziecko… siedzące. Niemal dwuletnie, jak się później okazało.

Anna Krawczak, kulturoznawczyni z Interdyscyplinarnego Zespołu Badań nad Dzieciństwem UW, krytyczka Okien Życia: – Formalnie nie ma żadnych limitów: jedynym jest pojemność wnęki. To zresztą problem obecny od czasu tzw. kołowrotów, będących czymś na kształt Okien Życia: w XIX wieku zmniejszano ich obwód, by ludzie nie wkładali do środka czterolatków. W Częstochowie najwyraźniej dwuletnie dziecko było na tyle drobne, że się zmieściło… Tyle że takie dziecko jest już w pełni świadome, wie, kto jest jego matką. Ląduje w jakiejś dziwnej kapsule, matka się oddala, zamiast niej pojawia się obca postać…

Ks. Bakalarz: – Siostra dyrektor wykręciła do mnie numer. Usłyszałem radosne: „Mamy dziecko!”.

Łożysko i pępowina

Podobnych historii – choć zwykle dotyczących dzieci nowo narodzonych – było przez 15 lat co najmniej sto piętnaście. Taką liczbę jako minimalną podaje w każdym razie centrala Caritas, zawiadująca większością polskich Okien Życia (nie uwzględnia przypadków z ostatnich miesięcy ani pojedynczych Okien działających poza Kościołem katolickim). Wśród nich dzieci narodzone w szpitalach i poza nimi; oddane po niedługim czasie do adopcji – i takie, których matki zmieniły zdanie (tak zresztą, jeśli wierzyć lokalnym mediom, było też w Częstochowie).

O historie najlepiej zapamiętane pytam opiekunów najstarszego Okna – założonego 15 lat temu przy Domu Samotnej Matki w Krakowie – gdy spotykamy się w siedzibie zawiadującego Domem Wydziału Duszpasterstwa Rodzin krakowskiej kurii. – Tę historię usłyszałam od dwóch sióstr, Cherubiny i Józefiny, opiekujących się w pierwszych latach krakowskim Oknem właśnie z ramienia Domu Samotnej Matki – opowiada Agnieszka Homan, pracownica krakowskiej Caritas, która zajmowała się przez lata opisywaniem i propagowaniem idei Okien. – Jedno z pierwszych pozostawionych dzieci pochodziło z pozaszpitalnego porodu: siostry znalazły je z nieodciętą pępowiną i łożyskiem, zawinięte w podkoszulek. Pamiętam, jak siostry zakonne [dziś już nieżyjące – red.] powtarzały ze wzruszeniem dwie rzeczy. Pierwsza: że zawsze trzeba w podobnych sytuacjach dziękować kobietom, które oddały dziecko. I druga: że podobne historie pokazują sens Okien.

Siostrę Kanizję, która dziś pracuje w Domu Samotnej Matki, pytam o moc uruchamiającego się w przypadku pozostawienia dziecka alarmu. Odpowiada, że nie da się go nie usłyszeć nawet w środku nocy – jest głośniejszy niż najdonośniejsze szkolne dzwonki. Podczas pięcioletniej posługi siostry trzy razy pozostawiono dziecko w oknie, nie licząc fałszywych alarmów. – Najlepiej zapamiętałam także historię z dzieckiem pochodzącym z porodu poza szpitalem: z pępowiną i łożyskiem – wspomina s. Kanizja. – To był wcześniak, dziecko narodzone w okolicach siódmego miesiąca. Zapamiętałam ogromne napięcie. Wezwana przez nas natychmiast karetka nie mogła dojechać, bo w Krakowie były jakieś remonty. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze.

– To, że Okna Życia ratują dzieci, to nie jest nasz wymysł czy narracja, tylko fakt. Pamiętam, jak podczas jednego z jubileuszy krakowskiego Okna ktoś z przedstawicieli policji stwierdził, że od czasu jego powstania jest mniej porzuceń dzieci w przypadkowych miejscach – zapewnia z kolei dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Rodzin, ks. dr Paweł Gałuszka.

Kościół i dyskusja

W Okna Życia jako niezastąpiony ratunek i „alternatywę dla śmietnika” zdążyli uwierzyć niemal wszyscy, nie licząc części działaczy na rzecz praw dziecka. Nic więc dziwnego, że przynajmniej niektórzy zawiadujący Oknami przedstawiciele Kościoła nie przywykli do pytań o sens ich istnienia (ks. dr Gałuszka, dowiedziawszy się już podczas naszego spotkania, że w artykule będą również krytyczne wypowiedzi o Oknach, długo wahał się, czy kontynuować spotkanie z dziennikarzem „Tygodnika”. Najpierw z dalszej rozmowy stanowczo się wycofał, po chwili zadeklarował chęć kontynuacji, ale z wyraźnym zastrzeżeniem, że nie odpowiada za wydźwięk całego artykułu, a z głosami krytycznymi nie będzie polemizował, gdyż Okna Życia nie posiadają według niego mankamentów).

Tymczasem o ile strona kościelna utrwala narrację o stu piętnastu ocalonych (co ciekawe, bardzo często przy użyciu formuły „Okna uratowały” bądź strony biernej – „dzieci zostały ocalone” – rzadziej zaś dając wyraz temu, że to matka uratowała własne dziecko), o tyle od krytyków nietrudno usłyszeć inny komunikat. Ten o stu piętnastu istnieniach pozbawionych ważnej części własnej tożsamości, i stu piętnastu matkach, których los jest dla państwa nieznany.

A także o Oknach, które mają kilka wad, za to niekoniecznie posiadają główną przypisywaną im zaletę.

Okno albo śmietnik

– Po prostu nie mamy dowodów na to, że ratują życie. Poważne poszlaki wskazują raczej na coś przeciwnego: że kobiety-dzieciobójczynie i te, które pozostawiają dzieci, to dwa odrębne zbiory – uważa Anna Krawczak.

Poszlaka pierwsza: badania kobiet w innych krajach, gdzie funkcjonują tzw. bezpieczne przystanie, tym różniące się od Okien, że zakładają kontakt dyżurującej osoby także z oddającą dziecko kobietą. – W opowieściach tych kobiet nie ma niczego, co by wskazywało, że byłyby zdolne skrzywdzić dzieci – mówi badaczka. – Zabicie dziecka to nie kwestia infrastruktury bądź jej braku. Zresztą bezpiecznych i dostępnych o niemal każdej porze miejsc, w których można pozostawić dziecko, jest więcej. To np. kościoły i posterunki policji.

Poszlaka druga: profile dzieciobójczyń, których cechą jest najczęściej wypieranie faktu ciąży – element, jak mówi Anna Krawczak, nieobecny u kobiet pozostawiających dzieci. Wreszcie trzecia: badania kontekstowe przypadków z polskich Okien Życia. – Wykazały one, że w przygniatającej większości mamy do czynienia z dziećmi zadbanymi, zdrowymi, w dobrej kondycji i bez śladów przemocy – referuje kulturoznawczyni UW. – To nie są sytuacje, które pozwalałyby przypuszczać, że w tle było zagrożenie życia.

Krytykę Okien da się też sprowadzić do ich anachroniczności – to narzędzie skrojone na czasy, kiedy nie zastanawiano się zbytnio ani nad prawami dziecka, ani kobiet. Idea Okien Życia, mówią krytycy, bierze oba te zbiory praw w nawias. Po pierwsze, godząc się na to, że dziecko – wbrew trendowi ostatnich lat, kiedy to adopcyjni rodzice znacznie rzadziej niż kiedyś wypierają historię początku życia przysposobionego potomka – nie pozna ważnej części swojej tożsamości. Po drugie, przechodząc obok historii kobiet, których dalsze losy – zgodnie z naczelną ideą Okien, że nie ściga się i nie karze pozostawiających – są zagadką.

– Tymczasem krytyka Okien w innych krajach, np. w Niemczech, dotyczyła właśnie tego aspektu. Zdarzały się przypadki dzieci pozostawionych przez sutenerów, niezadowolonych z faktu, że ich „pracownica” zaszła w ciążę i urodziła – mówi Anna Krawczak. – Promując tak bardzo ideę Okien, godzimy się z tą niewiedzą oraz z faktem, że nie jesteśmy w stanie pomóc kobiecie. Niezależnie od tego, czy jest niewolnicą, ofiarą przemocy, czy „tylko” pozbawioną wsparcia młodą matką.

Krytycy Okien nie mają też wątpliwości: inne mechanizmy wsparcia i prewencji „dzikich porzuceń” bardziej respektują prawa i dzieci, i kobiet.

Poród i przystań

Jeden z tych mechanizmów oferuje zresztą polskie prawo, a korzysta zeń rocznie nawet do 800 kobiet. To tzw. zgoda blankietowa, czyli dobrowolne zrzeczenie się praw rodzicielskich, w jakimś sensie idealne dla dziecka, bo otwierające szybką ścieżkę adopcji (w odróżnieniu od częstych sytuacji, gdy niezdolna do sprawowania swojej roli matka biologiczna nie zrzeka się praw, sąd latami ociąga się z ostateczną decyzją, a dziecko pozostaje w zawieszeniu).

Tyle że zgodę blankietową trudno traktować jako alternatywę dla Okien Życia – tu przecież (nie zawsze, ale często) lądują dzieci rodzone w tajemnicy przed światem, a więc także poza systemem ochrony zdrowia. To zapewne z myślą o takich sytuacjach prawodawstwa innych krajów oferują dwa inne rozwiązania.

Pierwsze to wspomniana „bezpieczna przystań”: wyznaczona przestrzeń, do której matka może przynieść anonimowo dziecko, w odróżnieniu od Okien zakładająca jednak kontakt kobiety z osobą dyżurującą. Choć ta formuła nie wymusza na matce pozostawienia informacji o swoim życiu, w tym o historii medycznej dziecka, to w odróżnieniu od Okien temu sprzyja – kobieta mówi o sobie tyle, ile chce.

– Zaletą drugą jest większa pewność, że osoba pozostawiająca dziecko to faktycznie matka – dodaje Anna Krawczak. – I większa szansa, że w razie potrzeby uda się taką kobietę nakłonić do skorzystania z pomocy, jeśli jest np. ofiarą przemocy albo po prostu jest kompletnie osamotniona. Dochodzi jeszcze do tego ważna kwestia medyczna. Był w Polsce przypadek młodej dziewczyny, która oddała dziecko do Okna, wcześniej ukrywając poród. Wywiązał się u niej poporodowy krwotok. Uratowano jej życie, ale nietrudno wyobrazić sobie inny finał.

Rozwiązanie drugie, też w Polsce nieistniejące: tzw. poród anonimowy. To obecna we Francji i mająca tam sięgającą XIX wieku tradycję procedura zakładająca udzielenie pełnej pomocy okołoporodowej kobiecie, która chce się zrzec dziecka, nie ujawniając swoich danych. – Pracownik bądź pracownica socjalna to jedyna osoba, która pozna tożsamość matki – opisuje Krawczak. – Zapyta o historię medyczną, przebieg ciąży. Poinformuje też o możliwości pozostawienia dziecku informacji na przyszłość: o powodach dramatycznej decyzji, o ewentualnym rodzeństwie, rodzinie. Te informacje, o ile kobieta będzie chciała ich udzielić, zostaną umieszczone w zalakowanej kopercie, do której dostęp będzie miało wyłącznie dziecko, gdy osiągnie już pełnoletniość.

Kościelni opiekunowie Okien Życia odpowiadają na tego rodzaju kontrpropozycje jednym argumentem: tylko Okno oferuje kobiecie stuprocentową anonimowość.

Agnieszka Homan: – Pośrednim dowodem na sens Okien jest także to, że znajdują się w nich również dzieci urodzone w szpitalach. To może sugerować, że matka tak bardzo bała się reakcji otoczenia na swoją decyzję, że nie byłaby po prostu w stanie zrealizować jej w obecności kogokolwiek innego.

Ks. Bakalarz: – Owszem, Okno Życia pozbawia dziecko historii początków życia. Ale być może matka nie chciała, by było tą historią obciążone? Może tak rozumiała jego dobro? Może chciała podarować swojemu dziecku życie, które zacznie się od tego Okna? Próbuję wczuć się w położenie takiej kobiety. Może skorzystała z Okna, bo bała się pytań, ocen albo tego, że ktoś zobaczy w jej oczach ból?

Ks. Gałuszka: – Pamiętajmy, że istnienie Okien Życia nie wyklucza innych decyzji matek, które chcą się zrzec dziecka. Mogą np. przyjść do naszego Domu Samotnej Matki, urodzić i pozostawić potomkowi historię. Nie pytamy tu o wyznanie, nie żądamy świadectwa moralności, nie oceniamy.

Dzieci, ryby i kobiety

Może więc idealne byłoby stworzenie systemu z wachlarzem rozwiązań – porodem anonimowym lub „bezpieczną przystanią” obok funkcjonujących już Okien Życia? Taka opcja podoba się Agnieszce Homan z krakowskiej Caritas.

– Kiedyś spytano prof. Annę Świderkównę, dlaczego stworzyła własny przekład Ewangelii – mówi Homan. – Odpowiedziała, że uczyniła to po to, by istniało więcej niedoskonałych przekładów. Podobnie jest ze wsparciem dzieci i matek: większa liczba niedoskonałych, ale potrzebnych rozwiązań może tylko pomóc.

Także Anna Krawczak woli promocję lepszych jej zdaniem narzędzi niż postulat zamykania Okien (i taki w Polsce padł: wysunęła go Maria Herzog z Komitetu Praw Dziecka przy ONZ, ale nie został podchwycony, nawet przez ówczesnego rzecznika praw dziecka Marka Michalaka). Choć równocześnie uważa, że skupianie się przez lata na Oknach mogło wytworzyć wrażenie, że to normalna procedura, na której powinno zależeć państwu. – Tymczasem stawiając wyłącznie na to rozwiązanie, podkreślając jego stuprocentową anonimowość, traktując bezkrytycznie, godzimy się niejako z istnieniem sytuacji, w której kobieta nie dostaje żadnej pomocy skądkolwiek – mówi Krawczak.

Jak zauważa badaczka z UW, brak innych niż Okna rozwiązań mówi zresztą wiele o panującym nadal w Polsce klimacie wokół praw obywatelskich. – Praw kobiet, od których bardzo wiele wymagamy, za to bardzo niewiele im dajemy – mówi Krawczak. – I praw dzieci, które także się jeszcze w pełni nie przyjęły. Kogoś, kto waży trzy kilo i nie umie mówić, nie nauczyliśmy się jeszcze uznawać za podmiot.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2021