Po co nam więcej niedźwiedzi

Z prof. Zbigniewem Witkowskim, przyrodnikiem, rozmawia Anna Mateja.

14.08.2006

Czyta się kilka minut

ZBIGNIEW WITKOWSKI: - Nie używajmy pojęcia "ochrona przyrody".

ANNA MATEJA: - Irytuje Pana?

- Mówiąc "ochrona przyrody", dajemy do zrozumienia, że my, gatunek namaszczony, robimy coś dobrego dla przyrody. Tymczasem, chroniąc inne gatunki, robimy to dla swojej przyszłości - dla zachowania roślin i zwierząt oraz ważnej dla naszego bezpieczeństwa i rozwoju puli genów. Amerykanie próbują je patentować, uważając, że bioróżnorodność jest tak cenna, że warto sporo wydać, by ją zachować. Ochrona środowiska, w tym przyrody, to obok bezpieczeństwa ekonomicznego i socjalnego ważny składnik bezpieczeństwa w ogóle, a mimo to często uznaje się ją za fanaberię, dodatkowy wydatek, kiedy tyle pilniejszych potrzeb... Jan Paweł II mówił w Zamościu w 1999 r.: czyńcie sobie ziemię poddaną, ale w taki sposób, by była ona dla was i innych po was, i nie tylko dlatego, że "przyroda to coś cennego".

- Uważa Pan, że np. powinniśmy chronić żubra, ale nie tylko po to, by było go więcej by móc do niego strzelać?

- A dlaczego nie? Ochrona dla ochrony jest jałowa, na dodatek kosztuje - wcześniej czy później pojawi się myśl: "I co mamy w zamian? Więcej świeżego powietrza? Więcej niedźwiedzi?". To ludziom nie przemawia do wyobraźni.

Podobny do kosztów związanych z utrzymaniem niedźwiedzi, wilków czy żubrów mamy problem z bobrami, których jest w Polsce ok. 20 tys. Ponieważ niezamierzonym efektem ich życia jest zalewanie upraw i uszkadzanie tam, rocznie na usuwanie ich szkód wydajemy niemal 1,5 mln złotych. A te zwierzęta mogłyby nam służyć! Wystarczy bobrze rodziny osadzać w miejscach, gdzie mogłyby budować kaskady zbiorników małej retencji, zabezpieczając nas choćby przed taką suszą jak tegoroczna. To kosztuje znacznie mniej niż budowa systemu małej retencji. Musimy tylko zapewnić odpowiednią ilość małowartościowych ekonomicznie drzew i krzewów zjadanych przez bobry i jednorazowo zabezpieczyć się przed zbyt wysokim poziomem wody w bobrzym zalewie. Bóbr jest zresztą chroniony od czasów Bolesława Chrobrego, a królewscy bobrowniczy przez setki lat dbali o to, by król mógł na nie polować. Ochrona miała zabezpieczyć gatunek przed wytrzebieniem i zapewnić władcy korzyści. Widać więc, że ochronę i użytkowanie da się pogodzić.

- Ale do tego potrzeba wiedzy i wyobraźni. Tymczasem np. premier, minister środowiska i samorządowcy uważają, że unijny program ochrony przyrody Natura 2000 ogranicza nasze inwestycje (choć obszarów objętych tych programem mamy najmniej w Europie - ok. 9 proc. powierzchni Polski). W pamięci naszego felietonisty, Jacka Podsiadły, zachowały się słowa obecnego prezydenta, wypowiedziane w 1995 r.: "Jeżeli są ludzie, którzy widzą tylko jeden - ekologiczny - wymiar świata, to jest jedno z nawiedzeń XX wieku". Czy nawiedzonych się słucha?

- Przede wszystkim nie należy słuchać nawiedzonych ekonomistów bez należytego wykształcenia ogólnego. Już dawno powinien powstać przy rządzie komitet doradczy skupiający ekonomistów, specjalistów od rozwoju społecznego i od środowiska, który recenzowałby projekty rozwoju kraju. A co do Natury 2000: to część programu UE i pakietu prawa unijnego, których, jako członek Wspólnoty, musimy przestrzegać. Jeżeli więc chcemy budować drogę czy most na obszarach cennych przyrodniczo i wskazanych jako obszary Natura 2000, musimy postarać się o ocenę oddziaływania tego przedsięwzięcia na środowisko. Jeżeli jej nie ma, Komisja Europejska ma prawo uznać, że jest to inwestycja niezgodna z prawem unijnym. Gdyby inwestycja "znacząco uszczuplała walory przyrodniczo-krajobrazowe środowiska" - nie ma odwołania, a inwestycję trzeba przenieść gdzie indziej. Możemy zdanie Komisji zignorować, ale narażamy się wtedy na ukaranie przez Trybunał Europejski.

Przed wejściem do UE Polska była zobowiązana przedstawić listę obszarów objętych programem Natura 2000. Obszary, które przedstawiliśmy wówczas jako realizację tzw. Dyrektywy Ptasiej, dotyczącej ochrony ptaków, od razu po wejściu do UE stały się obszarami Natury 2000. Natomiast obszary powołane na mocy tzw. Dyrektywy Siedliskowej, dotyczącej siedlisk naturalnych oraz innych gatunków dzikiej fauny i flory, są dopiero sprawdzane. Komisja ma rację - tych obszarów jest za mało. Słusznie upomina się też o tereny, z których ochrony się wycofaliśmy, mimo że projekty były przygotowane i jednoznacznie wskazywały na ich wysoką wartość przyrodniczą. Polska jest krajem bogatym w przyrodę, więc siłą rzeczy powierzchnia obszarów Natury 2000 powinna być duża - porównywalna z Hiszpanią, która ma 25 proc., czy choćby Słowacją z ok. 20 proc.

Natura 2000 to oczywiście także koszty związane z przygotowaniem obszarów, stworzeniem planów ochrony, utrzymaniem administracji. Objęcie ochroną jednego obszaru kosztuje średnio od 100 do 200 tys. złotych (bez wydatków administracyjnych). Zawsze to przypominam pozarządowym organizacjom ekologicznym, szczodrze zakreślającym kolejne miejsca pod ochronę: rysując kolejny "placek" na mapie, zostawiają kwestie pieniędzy, prawa i administracji rządowi. Trzeba odwrócić sytuację i zastanowić się, skąd wziąć na to środki, jak rozwiązać problemy, które pojawią się po wprowadzeniu reżimów ochronnych. Konieczny jest kompromis, jednak nie kosztem przyrody. Tylko negocjacje pomogą określić priorytety stron konfliktu i cele drugorzędne, gdzie ustępstwa są możliwe. Przypuszczam jednak, że ani samorządowcy, ani ekolodzy nie są przygotowani do takich rozmów.

- By było łatwiej zająć się tymi "plackami" na mapie, dostajemy przecież dotacje unijne.

- Inwestor musi sam zapłacić za przygotowanie dodatkowych opinii czy ocen. Nie są to koszty bagatelne, opinie się ślimaczą, zdarzają się protesty organizacji ekologicznych (nieraz zresztą słuszne, bo niektórzy "specjaliści" nie chcą czy nie umieją zobaczyć pewnych gatunków), a praca jest sezonowa, bo gatunki pojawiają się przecież w różnym czasie. No i na koniec z oceny wynikają ograniczenia - nie każda działalność na obszarze Natury 2000 będzie do zaakceptowania. Nie zapominajmy też, że polskie społeczeństwo jest tradycyjnie antyprzyrodnicze: 90 proc. gmin pytanych o opinię na temat włączenia niektórych obszarów do Natury 2000 - nie zgadza się na to.

Jest nam trudniej z jeszcze jednego powodu. Dzięki utrzymaniu małych i drobnotowarowych gospodarstw rolnych, jak też dzięki położeniu geograficznemu, opóźnione w rozwoju infrastruktury kraje wschodniej części Europy są bogatsze w przyrodę. Jeśli przyjdzie nam stosować miary wypracowane na uboższym pod tym względem Zachodzie, nasze koszty ochrony przyrody będą wysokie. A ponieważ mamy gorzej rozbudowaną infrastrukturę, dodatkowe ograniczenia w jej rozbudowie wpłyną na nasze tempo rozwoju. Polska ma więc prawo domagać się szczególnego traktowania.

Pewien ekolog chwalił mi się kiedyś, że jego rodzima prowincja w Holandii opanowała problem wymierania gatunków. Ucieszyłem się i zaproponowałem, by wzięli np. 20 żubrów dla sprawdzenia, czy są w stanie je u siebie utrzymać. To było złośliwe, bo Holandia z szachownicą autostrad i gęstą zabudową nie ma szans na utrzymanie tak zachłannego na przestrzeń gatunku. Tymczasem w Polsce żyje 60 proc. populacji żubra; utrzymanie jednego kosztuje kilka tysięcy złotych rocznie. To pokazuje skalę problemu.

- Po 1989 r. powstało zaledwie kilka parków narodowych: Biebrzański, Bory Tucholskie, Góry Stołowe, Magurski, Narwiański i Ujście Warty - czy to właśnie tyle, na ile nas stać?

- To niemal wszystko. Na objęcie ochroną w postaci parku narodowego czeka jeszcze m.in. Polesie, Pogórze Przemyskie, północno-zachodnia część Jury, czyli Złoty Potok i Ogrodzieniec. Parki narodowe w całości należą do Natury 2000, parki krajobrazowe - w 70 proc. i tam właśnie, a także na obszarach dotąd niechronionych, można by rozciągnąć sieć Natury 2000. Chodzi np. o Puszczę Knyszyńską, siedliska bocianów na północy czy innych ptaków w dolinie górnej Wisły. Są też w Polsce obszary chronionego krajobrazu, które jedynie "robią" statystykę, bo ochrona opierająca się na opinii Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody, który może się wypowiadać zaledwie na temat planowanych na takim obszarze inwestycji publicznych, to żadna ochrona.

- Niewielu się tym przejmuje, bo nie ma planów zagospodarowania przestrzennego?

- Ano właśnie. Podstawowy mankament funkcjonowania parków narodowych i krajobrazowych to brak wieloletnich planów ich ochrony, a także planów zagospodarowania przestrzennego ich gmin. Jeszcze kilka lat temu plany takie były, jednak po nowelizacji ustaw, z niezrozumiałych dla mnie i wielu samorządowców powodów, skasowano je. To oburzające marnotrawstwo pieniędzy podatników i otwarcie drogi do samowoli inwestycyjnej również na obszarach chronionych.

Nim weszliśmy do UE, chroniliśmy 8 proc. powierzchni kraju, nie zapewniając jednak należytej ochrony większości gatunków czy siedlisk. Natura 2000 udowodniła, że cennych obszarów mamy ok. 16-20 proc. powierzchni kraju, pokazując je tam, gdzie myśmy ich nie widzieli. Przy odrobinie dobrej woli nasz rozwój nie powinien być przez to ograniczany, a po prostu lepiej kontrolowany.

- Może "zrównoważony"?

- Gdy trzy lata temu ministerstwo środowiska upominało się o większy udział takiego rozwoju w planie ministra Jerzego Hausnera, zgodzono się, ale... pod warunkiem, że zrównoważony rozwój nie będzie szkodził rozwojowi gospodarczemu! Od pewnego wójta usłyszałem zaś, że on też jest za rozwojem zrównoważonym, bo ludzie na wsi powinni zarabiać tyle, co w miastach. Rozwój gospodarczy jest składową rozwoju zrównoważonego, obok rozwoju społecznego i zachowaniu stanu środowiska. Dla tych, którzy są zafascynowani rozwojem ekonomicznym - nieraz jest to rozwój dla rozwoju - środowisko nadal jest tylko tłem, a nie kapitałem, takim samym jak kapitał finansowy czy ludzki. On też nie może być marnotrawiony.

- Jak przekonać do programu ochrony rolnika, któremu dziki buszują w ziemniakach, kuropatwy wydziobują ziarno, w lesie musi chodzić wyznaczonymi szlakami i płacić za obowiązkowe korzystanie z sieci kanalizacyjnej?

- Po wejściu do UE jest łatwiej. Wcześniej mówiono ludziom: "Tu jest obszar chroniony, więc w tym, tym i jeszcze tamtym musicie się stosować do nakazów i zakazów". Na pytanie, co z tego wynika dla ludzi, pouczało się ich, że zyskiem jest życie w zdrowym środowisku. Tyle że dla nich wiązało się to z często trudnymi do uniesienia kosztami. Nieraz słyszałem: "Pan jest taki jajogłowy z miasta. Pan do miasta wróci, a ten pański strup zostanie z nami". Teraz im tłumaczę: "Za każdy taki »strup« macie pieniądze. One są tylko dla was, nie rozpłyną się po żadnych instytucjach". W przyszłym programie UE nawet 30 proc. dopłat przewidzianych w ramach Wspólnej Polityki Rolnej będzie przeznaczanych na programy środowiskowe. Rolnik i właściciel lasu mogą więc dostawać pieniądze nie za maksymalizację produkcji, ale za utrzymanie ekosystemów i gatunków. Reżimy wynikające z sieci Natura 2000 będą dofinansowane nie tylko do wysokości potencjalnych strat, lecz nawet z 20-proc. premią.

Rolnictwo i leśnictwo, biorąc pod uwagę, że dotyczą 80-90 proc. ziem Polski i angażują ok. 30 proc. społeczeństwa, powinny być potęgą ekonomiczną. Są karłem - w latach 1982-2000 Polska spadła z 14 proc. w produkcji rolno-leśnej do poniżej 3 proc. Na polskiej wsi wcześniej czy później dojdzie więc do komasacji ziemi, tak by coraz mniejsza liczba ludzi produkowała coraz więcej żywności. Stąd kluczowym problemem ochrony przyrody w Polsce staje się zmiana produkcji rolnej na bardziej zintensyfikowaną. Już teraz ornitolodzy sygnalizują, że wielohektarowe intensywne uprawy są zabójcze dla ptaków, które tradycyjnie towarzyszyły rolnictwu, a dotychczas uważano je za pospolite: jak szczygły, jaskółki, skowronki. To samo dzieje się z pożytecznymi płazami czy owadami zapylającymi rośliny.

- To efekt zasypywanych oczek wodnych, wycinanych drzew przydrożnych czy kęp na polach?

- Między innymi. Widziałem kiedyś zdjęcie zrobione w Czechach: ogromne pole jeszcze niewysokiej kukurydzy i w tej przestrzeni samotna, biała kapliczka otoczona kilkoma drzewami. Obrzucona gnojem z uprawy i niedostępna, bo w polu sięgającym horyzontu nie pozostawiono do niej ścieżki. Właściciel zachował ją zapewne ze względu na poszanowanie prawa zakazującego niszczenia zabytków, ale jej samej nie otaczał estymą. Wyglądała jak relikt wymarłej cywilizacji... Dlatego obszarem cennym przyrodniczo staje się dawna Galicja - miedze, małe pola, mozaika różnych upraw, a więc tyle razy wyśmiewana "szachownica galicyjska" i tradycyjne rolnictwo. Moja znajoma, badając w dolinie Nidy uprawy i towarzyszące im chwasty, stwierdziła, że na powierzchni kilkunastu arów można doliczyć się ponad 50 gatunków chwastów! Na Zachodzie Europy to już niespotykane - tam uprawy to z reguły tzw. zielone pustynie, na których poza rośliną uprawną nie ma niczego, co służyłoby owadom, ptakom owadożernym czy drobnym zwierzętom.

Rolnika niechętnego ochronie można też przekonać zyskami z turystyki, jakie może sobie wypracować gmina posiadająca tereny ważne przyrodniczo. Park narodowy, zatrudniając w tzw. gospodarstwie pomocniczym nawet 100 osób, jest dobrym pracodawcą. Jego dyrektor nie powinien być zresztą jedynie specjalistą od ochrony przyrody i stawiania ograniczeń, ale i od prowadzenia przedsiębiorstwa czy współpracy ze wspólnotami lokalnymi. Bo ochrona środowiska może stać się dźwignią rozwoju ekonomicznego regionu. Tak dzieje się m.in. w Świętokrzyskim Parku Narodowym, który do spółki z okolicznymi gminami, za unijne pieniądze, buduje zbiorniki wodne, oczyszczalnie ścieków, drogi. Zarabianie nie jest niczym złym, pod warunkiem, że pieniądz będzie środkiem, nie celem.

- W Puszczy Białowieskiej, której od lat nie można w całości objąć parkiem narodowym, nikt nie chce zarabiać?

- Utworzeniu parku sprzeciwiają się buntujący lokalną społeczność leśnicy, którzy chcą wycinać Puszczę. Tłumaczą, że to konieczność, bo w Puszczy giną bory świerkowe, którym jest u nas za ciepło. Tyle że wycięte tereny ponownie zalesiają świerkiem, ponieważ drewno z drzew iglastych jest droższe i takie tu dotąd rosło. Czy to ma sens? Wycinka byłaby konieczna nawet gdyby z całej Puszczy utworzono park narodowy, ale Puszcza jest zbyt cenna, by traktować ją wyłącznie jak przedsiębiorstwo do generowania zysków.

Twórca polskiej ochrony przyrody prof. Władysław Szafer w latach 30. XX wieku pisał, że Polska dla zachowania skarbów rodzimej przyrody wycina z Puszczy obszar, by objąć go stałą ochroną; robi to wbrew interesom biednego państwa na dorobku i w niewystarczającym wymiarze, ale na więcej nas po prostu nie stać. Byliśmy wówczas w czołówce państw chroniących przyrodę. Dzisiaj też mamy pomysły, np. opracowany przez naszych leśników wielofunkcyjny model gospodarki leśnej, dzięki któremu nie musimy już opierać gospodarki leśnej wyłącznie na wyrębie drzew. Leśnicy powinni zacząć czerpać zyski z turystyki i rekreacji (jeśli uda się wprowadzić opłaty za wstęp do lasu), chyba jednak dla przyrody mniej uciążliwej. I dającej większe szanse na pozostawienie naturalnego dziedzictwa następcom.

Prof. ZBIGNIEW WITKOWSKI (ur. 1943) jest biologiem, specjalizującym się w ochronie żywej przyrody i restytucji populacji. Jest członkiem Komitetu Ochrony Przyrody PAN, pracuje w Zakładzie Ekologii i Kształtowania Środowiska AWF w Krakowie. Był Głównym Konserwatorem Przyrody w rządzie Marka Belki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2006