Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Warto się kiedyś zastanowić, skąd wzięła się ta odświętna zgoda narodowa, kreowana głównie przez media, ale tak ochoczo (poza zupełnie nielicznymi wyjątkami) zaakceptowana przez polityków na przykład. Nagle i oni pojawiają się publicznie z ciepłą opowieścią o swoich rodzinach i potrawach, które na stół wigilijny sami przygotowują, a w dialogu z najostrzejszymi inkwizytorami z radia czy telewizji przekomarzają się jak na familijnych podwieczorkach. Dominuje kolęda w tysiącu wykonań, jest miejsce na “słowo na święto", nie takie jak coraz częściej niestety serwuje nam Dwójka radiowa zapraszając naukowców z zimnym intelektualnie skrawkiem wykładu, lecz myśl poruszająca i zdolna nas ogrzać. Jest takie mnóstwo uśmiechów i błysków choinkowej galanterii, że tylko ostatni ponurak mógłby nie dać się uwieść, zachowując podejrzliwość.
A przecież wiemy: bez złudzeń. To minie. I jak szybko jeszcze. Nie tylko dlatego, że częściowo jest to po prostu nowa “poprawność". To mnie samej akurat przeszkadza mniej niż tonacje, pod którymi dysonans leży tak płytko, że nie sposób go nie wyczuć. Nie mam nic przeciw świętowaniu świeckiemu (pod warunkiem, że powstrzyma się od arogancji graniczącej z obrazą wierzących, o co chciałoby się prosić uprzejmie niektórych felietonistów). Łatwiej zgodzić się na fakt, że Święta są adresowane naprawdę do wszystkich ludzi dobrej woli i każdy bierze z nich tyle, ile pojmuje, niż udawać, że nie słyszy się zgrzytów w ogłaszanych na pierwszych stronach, pod świetlistymi obrazkami Stajenki, wezwaniach do dobra i miłości, gdy zaraz potem lecą pogróżki albo oskarżenia i zapowiedzi rozliczeń zarówno nieuchronnych, jak ostatecznych.
Cóż prognozować na sam nawet początek czasu, w którym Czytelnik weźmie do ręki ten numer, redagowany i pisany jeszcze w aurze Gwiazdki, pozostając w świadomości tego zapętlenia, choćby docierał do nas tak strasznie zmęczony głos Jana Pawła II, wygłaszającego miedzy jednym a drugim ciężkim oddechem swoje przesłanie noworoczne. Dziś, 26 grudnia, dzień rozstrzygnięć ukraińskich o niewyobrażalnych skutkach. A równocześnie następny z kolei dzień współczucia: tym razem dla tysięcy ofiar tsunami, jednej z najokrutniejszych klęsk żywiołowych, tak dalekich od nas, że nawet na współczucie zdobywamy się jakby bez przekonania. Z tą jedną myślą, gdzieś w głębi świadomości, że chyba jednak to właśnie współczucie będzie tym, czego potrzeba nam będzie najwięcej dla siebie nawzajem w przełamującym się właśnie kalendarzu, daleko w świecie, ale i tuż obok nas. Że nie powinniśmy się go oduczać, ani odkładać między rzeczy niepotrzebne. Wręcz przeciwnie.