Równy gość

Przynosiłam opowieść wigilijną do kolejnego domu w kolejną Wigilię. Teraz zanoszę ją do wielu domów naraz.

14.12.2020

Czyta się kilka minut

 / MIGNON STEPHANE / GETTY IMAGES
/ MIGNON STEPHANE / GETTY IMAGES

Tylko raz do roku to ma sens. ­Między godziną ­szesnastą a dziewiętnastą. Może trochę przed i trochę po, ale nie dłużej. Od lat w tych godzinach, tego szczególnego dnia w roku, jestem gościem. Niespodziewanym Wigilijnym Gościem w nieznanych mi domach.

PUK! PUK! Ważne, żeby zapukać do drzwi. Dzyń, dzyń do domofonu nie zadziała. Zbyt łatwo mnie zbyć, jestem za daleko, jakbym dzwoniła z zagranicy. A trzeba mi spojrzeć w oczy, nie okiem kamery, a własnym, lewym i prawym. Trzeba stanąć ze mną oko w oko, czyli najpierw odważyć się otworzyć drzwi.


CZYTAJ WIĘCEJ: BOŻE NARODZENIE 2020 >>>


LUBIĘ DRZWI, potrzebuję ich, mają znaczenie. Zamykam je za sobą i jestem u siebie. Prywatna, czyli jaka? Zawsze mnie interesowało, kim jesteśmy za zamkniętymi drzwiami? Jakie prawa ustanawiamy w swoich domach? Czy u siebie jesteśmy bardziej prawdziwi? Jaka jest ta domowa prawda o nas? Jaki ustrój polityczny funkcjonuje w naszych czterech ścianach i czy się sprawdza?

Co robimy u siebie po swojemu? Czy na co dzień jest nam dobrze z bliskimi, a im z nami? Czy dom jest moim schronieniem, czy też będąc w domu jestem na wojnie i próbuję przetrwać? Dom. Nieoczywista przestrzeń. Co się w nim zmienia, gdy nadchodzą święta?

JEST WIGILIA. Stoję przed czyimiś drzwiami. Jestem obca dla kogoś po tamtej stronie drzwi i ten ktoś jest obcy dla mnie. Oboje/obie stoimy przed i za drzwiami jednocześnie. Ich otwarcie otworzy możliwość spotkania. Postawi nas po dwóch stronach progu. Próg ma znaczenie, to kilkunastocentymetrowa granica między ludźmi, czyli światami, kulturami i mitami tych kultur.

KIEDY PIERWSZY RAZ byłam Wigilijnym Gościem, wiele drzwi, mimo mojego puk, puk, zostawało zamkniętych, chociaż słychać było za nimi obecność. Niemal wszędzie chodziły, grały, śpiewały kolędy i przemawiały telewizory. Często ktoś zbliżał się do drzwi i przyglądał mi się przez wizjer, zwany potocznie judaszem. Byłam lustrowana i nie ma się czemu dziwić.

Fascynują mnie funkcje szkła i związane z nim metafory. Jego kawałek w drzwiach pozwala widzieć nie będąc widzianym, jest soczewką, oczkiem, peryskopem. Ciekawe, że dzięki szkłu powstającemu z piasku, którym można przecież sypnąć w oczy, możemy widzieć wyraźniej. W słowie lustracja natomiast mamy lustro. Przeglądamy się w osobach lustrowanych?

„Kto to był? – Nikt” – docierało do mnie zza drzwi. Byłam Nikim kilkakrotnie tego dnia. A wtedy padał śnieg i było nieprzyjemnie. Wilgoć i chłód. Potrzebowałam dosyć szybko się nauczyć, jak być Wigilijnym Gościem, któremu w końcu otworzą i z którego, być może, nawet się ucieszą. Uczyłam się więc. Jasne, że się bałam i nie ma się czemu dziwić. Nie tyle nieznanych ulic, zaułków, kamienic, umownie oświetlonych korytarzy, bałam się... Czego dokładnie? Serce mi łomotało, kiedy stałam przed drzwiami, za którymi nieznani mi ludzie siedzieli przy wigilijnej kolacji albo właśnie do niej zasiadali. Trwałam z gotowym do naciśnięcia dzwonka palcem, po czym zwiewałam spod drzwi, jednych, drugich, trzecich... Zadzwoniłam może dopiero do piątych, ale potem już do każdych następnych, które wybierałam w kolejnych kamienicach, aż, jak to w opowieściach bywa, do ostatnich i te otworzyły się przede mną na oścież. Ale zanim ktokolwiek chociaż uchylił przede mną drzwi, musiałam znaleźć pierwsze zdanie. Pierwsze zdanie ma znaczenie. Szukałam go i znalazłam.

– DOBRY WIECZÓR! Chciałam zapytać, czy u Państwa na stole jest talerz dla Niespodziewanego Gościa?

– Taak.

– To jest talerz dla mnie.

I WTEDY KTOŚ PATRZY MI W OCZY. Spojrzenie w oczy ma znaczenie. Robiąc wdech i wydech podejmuje decyzję drugą, po tej pierwszej o otwarciu drzwi, czy zaprosić mnie do środka, czy nie?

Brano mnie za ankieterkę, którą nasłał proboszcz, żeby sprawdzić, jak się szanuje tradycję. Uchylano drzwi na szerokość łańcuszka. Usłyszałam parę razy różne wersje zdania: „Nie mogę pani wpuścić, bo pani nie znam”. Tego pierwszego razu te ostatnie drzwi otworzyła przede mną Pani Ewa. Jej imienia nie zmieniłam. Świętowała Wigilię i swoje imieniny.

– Proszę – powiedziała. Już wiedziałam, bo czułam, że oto wydarza się święto, i przekroczyłam próg.

Kiedy byłam małą dziewczynką, czekałam na Niespodziewanego Gościa. A nuż zapuka? Ale byłaby niespodzianka! Czekałam i rosłam, ale nigdy... I tak sama zostałam Wigilijnym Gościem.

Pani Ewa podała mi kapcie, gorącą herbatę i bodaj dwanaście potraw. Długo rozmawiałyśmy. Obdarowała mnie zaufaniem i utwierdziła moje zaufanie do ludzi. Bez Niej nie zostałabym Niespodziewanym Gościem. Byłam już na tyle zmęczona, że nie zapukałabym do kolejnych drzwi. Może spróbowałabym za rok, a może dałabym sobie spokój? Pani Ewa, otwierając przede mną drzwi, otworzyła o wiele więcej. Snułyśmy z panią Ewą naszą wigilijną opowieść. Tkałyśmy wspólnie nasze spotkanie. I tak zrodziła się moja świąteczna tradycja, chociaż nie wierzę w Boga. Wierzę natomiast w ludzi i jestem praktykująca.

Kiedy byłam Wigilijnym Gościem po raz pierwszy, uczyłam się, jak nim być. W kolejnych latach było mi łatwiej. Już miałam przecież pierwsze zdanie, byłam spokojniejsza i bardziej skupiona. Wiedziałam więcej o tym, dlaczego i po co to robię. Dlaczego wystawiałam siebie samą, swoje wyobrażenia, lęki, nadzieje i wiarę na próbę?

Teraz, 24 grudnia, idąc nieznaną ulicą zatrzymuję się często, ale nie ze strachu, tylko żeby wietrzyć sytuację. Jak zwierzę, którym przecież jestem. Powoli wyczuwam, gdzie skręcić, czy iść dalej, czy zawrócić. Nogi mnie same prowadzą, i oczy, i uszy, i co jeszcze? Intuicja? Pewnie tak. Wiem, bo czuję, przed którymi drzwiami stanąć, i zazwyczaj one się przede mną otwierają. To nieprzypadkowe przypadki. Tak lubię myśleć.

MOJE OPOWIEŚCI WIGILIJNE, z miasta stołecznego i innego, z małego miasteczka, ze wsi tej i tamtej, to moje skarby, święte obrazki niewierzącej. Zbieram je, ale nie kolekcjonuję. One są we mnie, przemieniają mnie, wspierają, rezonują we mnie i czasami o nich opowiadam.

Kiedy zasiadam przy wigilijnym stole z nieznanymi ludźmi, jestem pytana, skąd ten pomysł. Mówię, że to raczej potrzeba i skąd się wzięła, opowiadam moje wigilijne opowieści. Rozmawiamy o pustym talerzu, pustym geście. O wędrowcach, o obcych, o zapraszanych niegdyś do stołu duszach zmarłych. O tym, czy ktoś wpuściłby do domu mężczyznę, a do tego bezdomnego albo uchodźcę? Rozmawiamy o zaufaniu do ludzi, o tej często zapomnianej potrzebie ufania ludziom. Bywa, że rozmawiamy o przedchrześcijańskim święcie powrotu światła, o zimowym przesileniu i nadziei na kolejną wiosnę. Dobrze sobie życzymy, czasami śpiewamy kolędy i mówimy niewiele. Nikt mnie nie zapytał, jak dotąd, o poglądy polityczne, o orientację seksualną, o wyznanie. Jestem pytana o to, czy mam rodzinę i jak ona znosi moją nieobecność w Wigilię. Odpowiadam, że moi bliscy, rodzina, przyjaciele, szanują moją tradycję i czekają na mnie z wigilijną kolacją. Zaczynamy, kiedy już wszystkie gwiazdki na niebie rozbłysną.

Przynosiłam opowieść wigilijną do kolejnego domu w kolejną Wigilię.

Teraz zanoszę ją do wielu domów naraz. Przepraszam, że bez pytania Was, którzy mnie przyjmowaliście, o zgodę. Pukając do Waszych drzwi realizowałam swoją potrzebę, a nie pomysł na reportaż. Po latach zdecydowałam się napisać o naszych spotkaniach. Przekonano mnie, że warto.

A TERAZ KILKA świętych obrazków z moich wizyt w porządku niechronologicznym. Mam nadzieję, że Wy, moi Drodzy, którzy gościliście mnie w swoich domach, zaakceptujecie formę ich opisu.

PIERWSZY. Było tak: w szerokim fotelu spał wąski Gospodarz. Musiał być zmęczony i być może przechylał na zdrowie pana Jezuska (i Dzieciątko narodziło się zdrowe!). Nagle Gospodarz się budzi i wskazując na kobietę przy zastawionym stole, pyta: „A, to ciocia jednak przyjechała? Mówiła, że nie przyjedzie”.

Gospodyni nie miała zamiaru tłumaczyć mężowi, że to Wigilijny Gość, bo mąż jeszcze nie zapadł w jawę, powiedziała tylko: „Śpij, śpij, kochanie. Odpocznij sobie”.

Naprzeciwko kobiety siedział syn Gospodarzy. Siedział, patrzył i wyglądał, jakby nie dowierzał temu, co widzi. Gość Wigilijny? U nas? I nie jest to ukryta kamera?

Kobiety toczyły rozmowę przy stole, a pod stołem Młody Mężczyzna stawiał znaki zapytania. Co pewien czas szturchał stopą nogę nieznajomej, jakby chcąc sprawdzić, czy jest z kości i krwi, i mimo że zyskiwał odpowiedź twierdzącą, to już po chwili wątpił. Wyrwał mu się przy tym raz, może dwa, nerwowy chichot, ale było tak spokojnie, nieśpiesznie i dobrze przy tym stole, że jego nerwy zaznały ukojenia. Cała trójka świętowała najprościej, jak można, a kiedy czas się wypełnił, nieznajoma wstała, podeszła do strojnej choinki, zostawiła pod nią drobny podarek i wzruszona podziękowała Gospodyni za otwarcie: i drzwi, i serca. Chłopak koniecznie chciał odprowadzić gościa choćby kawałek, więc wyszli ­razem i w mijanych domach zawieszali na klamkach pozostałe prezenty. I to było dobre. A potem On bez słów uścisnął ją na pożegnanie. I tyle się widzieli.

DRUGI. Poprzedniej zimy zdarzyło się, że zapukała do drzwi rodziny, która wróciła godzinę wcześniej ze szpitala, bo syn im ciężko chorował. W tym domu wszyscy wymownie milczeli bardziej, niż mówili. A kiedy Mama Chłopca powiedziała: „Dla nas to dobry znak, że pani w Wigilię wybrała nasz dom”, popłakały się obie. Dla niej to też był znak.

TRZECI. Kiedy śniegi sięgały kolan, było tak: ona puka, a tu drzwi lekko uchylone, więc zadziwiona otwiera je, wchodzi i woła „Dobry wieczór!”, a kiedy się pojawia długowłosa Kobieta, pyta o talerz. „Tak, tak! Zaraz, zaraz!” i Kobieta zaprasza ją do środka, prowadzi do pokoju, gdzie jej starszy syn przystraja w pośpiechu choinkę, a sama znika. Jeszcze pusty stół, jeszcze nic nie gotowe. Uwija się Gospodyni i jej dwaj synowie. Wszyscy dopiero co wrócili z pracy. Niespodziewany Gość niespodziewanie się przydał (przydała?). Pomógł pięknie ozdobić drzewko i nakryć do stołu, a Starszy Syn w tym czasie dostał nagłej i postępującej gorączki. ­ Poty wystąpiły mu na czole, od pierwszych po siódme i zaczął drżeć. Wtedy jej czas się skończył. Musiała się zbierać, czekano na nią. Gospodyni nie chciała o tym słyszeć: „W takim razie proszę koniecznie przyjść w Święta. Koniecznie!”– powiedziała. Bodaj po raz pierwszy w historii Gość Wigilijny przyszedł w gości drugiego dnia Świąt Bożego Narodzenia, i to w towarzystwie. Wtedy się okazało, że gorączka syna Gospodyni, której doświadczył dwa dni wcześniej, nie była oznaką choroby, a głębokiego przejęcia niespotykaną sytuacją.

CZWARTY. Pod lasem mieszkała rodzina, która z nastaniem pierwszej gwiazdki, choć każdy starał się jak mógł, żeby do tego nie doszło, pokłóciła się ze sobą nawzajem. Nie zdążyły jeszcze opaść na podłogę ciężkie słowa, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Pani domu zaprosiła Niespodziewanego Gościa do środka. Tak, zrobiła to. Jej wnuczek wgramolił się Gościowi na kolana i pozwolił nakarmić się barszczem z uszkami. Pan domu zaś siedział samotnie w swoim pokoju i tam trawił zupełnie co innego niż barszcz, zresztą tak jak i pozostali domownicy.

Gość nie zabawił długo, nadszedł bowiem czas, żeby rodzinę zostawić samą. No, nie całkiem samą. Dzieciątko, którego spojrzenie, uśmiech, dotyk, sama obecność jest miłością, za chwilkę się przecież narodzi.

PS. POZDRAWIAM WSZYSTKICH WAS, Moi Drodzy, którzy przyjęliście mnie pod swoje dachy, w tym Młodą Dziewczynę, która otworzyła mi drzwi i przedstawiła licznej rodzinie zasiadającej do stołu, a potem zadbała nawet o podarek dla mnie. Mam go. Stoi w widocznym miejscu. Pozdrawiam Dwudziestoparolatka, który wzruszony powiedział, że mi dziękuje i nigdy nie zapomni. Ja też nie zapomnę i dziękuję. Pozdrawiam pewne rodzeństwo, samotnie żyjącego Brata, który otworzył mi drzwi, a właśnie się golił przed Wigilią u Siostry, i tę Siostrę, której dom mi wskazał, dodając, że tam na pewno mnie wpuszczą. I wpuścili, a Siostra na odchodne rzekła do wnuka: „Teraz to będziesz miał o czym opowiadać na religii”. Pozdrawiam Gospodarza, który dodał mi otuchy słowami: „Zapraszam, ale za dwa tygodnie, bo my jesteśmy prawosławni”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51-52/2020