Pisane na najmniejszym

Świat jest w wierszu o tyle, o ile go tam nie ma. Poezja Miłobędzkiej, chcąc ogarnąć wszystko, nie stara się opisać jak najwięcej. Zamiast tego próbuje być jak najbliżej świata - chce go w siebie wchłonąć i stać się jego częścią.

20.06.2006

Czyta się kilka minut

Krystyna Miłobędzka /
Krystyna Miłobędzka /

"Należy do rodziny tych poetów, którzy wierzyli, wierzą i będą wierzyć, że bez odnowy języka nie da się odnowić wyobraźni poetyckiej", powiedział o Krystynie Miłobędzkiej jeden z jej mistrzów, Tymoteusz Karpowicz. Poetyccy krewni, z Leśmianem, Białoszewskim i Karpowiczem na czele, sprawili, że autorka "Imiesłowów" ma słabość do "słów, które się łajdaczą". Odnawianie mowy nie polega jednak na pogoni za nowinkami; jest raczej próbą pozostania w wiecznym zadziwieniu. To potrzeba odkrywania nieznanego w tym, co z pozoru znane; potrzeba, jakiej doświadczają dzieci. Stawka w tej walce o świeżość i zachwyt jest najwyższa - chodzi o relację ze światem. Nie tyle o opisanie świata, co o umieszczenie go, w całości i w szczególe, wewnątrz wiersza. Jak poetka to robi?

Świat w wierszu

Język Miłobędzkiej, czerpiący z dziecięcych zabaw słownych, bliski jest białoszewszczyźnie. Zarazem, będąc oryginalnym, obdarzonym tajemniczym życiem stworem, przenosi nas na Leśmianową łąkę.

I to jest

zawsze: kto kogo ogarnie? Czy polne to co

mnie z polem

łączy, czy to co się polnego we mnie

dopomina? Kiedyśmy się

rozstali, choć posiani razem?

Gaj, łąka, chruśniak Leśmiana mają swoje odpowiedniki u Miłobędzkiej w lasach, polach i ogrodach. Poetkę fascynuje opisywane przez autora "Dziejby leśnej" wzajemne przenikanie się człowieka i natury, patrzącego i tego, na co się patrzy, podmiotu i przedmiotu. W tej leśmianowskiej niepewności miejsca i formy istnienia Miłobędzka odnajduje gwarancję dotknięcia rzeczywistości, a zatem powód, by szeroko otworzyć oczy ze zdziwienia. Czym, kim (w kim) jest kałamarz, koliber, róża? Zastanawia się w "Anaglifach":

Dopóki róża jest kwiatem, najważniejsze

są powierzchnie:

róża czerwona, aksamitna, pulsująca

ciemnymi żyłkami.

Potem najważniejszy staje się zapach.

Dzięki niemu można

ocalać od śmierci całe pola róż.

Ocalone róże gromadzi się w aluminiowych

bańkach. Na

wierzchu przykleja się etykietę.

Poetka nie stara się opisać róży; pisząc o kwiecie, mówi o etykietach i metalowych bańkach - o wątpliwym ocaleniu, jakie niesie dla rośliny, dla przedmiotu, rozłożenie na czynniki pierwsze i zamknięcie w pułapce. Czy poezja jest w mocy ocalić, choćby różę? Czy raczej buduje kolejne więzienie - ze słów? Czterdzieści lat po zapisie z "Anaglifów" powstaje "wiersz róża", tekst, który formą graficzną przypomina pąk kwiatu, budową składniową naśladuje ruch rozwijania i zamykania, i który opowiada o zrywaniu rośliny - o momencie, kiedy ta przestaje żyć. Miłobędzka wierzy, że zapisanie istnienia polega na uchwyceniu jego ulotności, przemijalności.

siedzę że siedzę

pani własna pani głodna

moja nieobecność

i to że mnie nie ma

to też ja

Poezja to miejsce, gdzie ujawnia się cienka granica między "coś" a "nic". Bycie przy tej granicy Miłobędzka opisywała w wywiadzie dla "TP" (nr 32/04): "Staram się załatać tę dziurę, która jest między mną a wszystkim innym, jednak to jest ciągle takie niezupełnie spełnione. Bo kiedy biorę filiżankę do ręki i chcę to zapisać, to muszę zastąpić ten ruch, ciepło i jej ciężar słowami. No, a jak to zrobić? Mój wieczny kłopot, wieczne zmartwienie. Myślę, że to jest nie do pokonania. Tylko czasami to »między« mną a kimkolwiek, mną a czymkolwiek bliskim udaje się pokonać". Wiersz jest zatem zapisem podziału, nawet w jego najbardziej dotkliwej postaci, kiedy dotyka mnie i moich bliskich. Przejmujące wyznanie wiary w sens tego nieuchronnego oddzielenia stanowi jednowersowy utwór bez tytułu z tomu "Po krzyku":

kocham cię razem z twoją śmiercią

Świat jest więc w wierszu o tyle, o ile go tam nie ma. Mówiąc inaczej: poezja Miłobędzkiej, chcąc ogarnąć wszystko, nie stara się opisać jak najwięcej. Zamiast tego próbuje być jak najbliżej świata - chce go w siebie wchłonąć i stać się jego częścią.

Świat jako wiersz

"Staram się podpatrzeć sam sposób bycia poezji i żartobliwie zapytać, gdzie to się znajduje - wyjaśnia Miłobędzka. - Jeśli poezja jest zapisem związku piszącego ze światem, to chciałam, żeby to był zapis związku piszącego z napisaną rzeczą, zapisanego z tym, co zapisane, związku między treścią a kształtem". Najważniejsza jest relacja zachodząca między pisaniem a rzeczywistością; miejsce, gdzie spotykają się rzecz i słowo. Podobny stosunek do poezji ma Karpowicz: "przybliż mi się słowo do rzeczy", a nade wszystko Białoszewski: "a czyj język / najadał się całym smakiem / mlecznej kropli przedmiotu?". Utwory Miłobędzkiej jednak nie tylko karmią się przedmiotami, które opisują, ale same pozwalają się wyżywić elementom świata. Stają się wróblami, ślimakami, czyniąc przy tym z wróbli i ślimaków wiersze:

WIERSZ WRÓBEL

jednym "ćwiiirr"

trzyma się

tej kartki

WIERSZ ŚLIMAK

zostawia

po sobie

srebrną ścieżeczkę

Ślad ślimaka, wróbla na papierze leży naraz po stronie słów i po stronie rzeczy, a więc nie należy ani tu, ani tu. Trochę jakby każdy z tych zapisów był mostem między nigdy niespotykającymi się brzegami. Naocznie oddaje to "wiersz most", zajmujący dwie strony tej samej kartki w książce ("tym wierszem / przechodzi się / z tej // na tamtą stronę"). Za pomocą mostu, którym jest poetycki tekst, udaje się więc poetce zbliżyć słowo do rzeczy, rzecz do papieru. Czy naprawdę? Czy rzeczywiście przybliżenie dwóch stron leży w mocy - i czy w ogóle jest zadaniem - mostu?

Georg Simmel w eseju "Most i drzwi" pisze o tym tak: "jedynie dla nas brzegi rzeki nie tylko zajmują różne miejsca w przestrzeni, lecz są także »rozdzielone«: gdybyśmy ich najpierw nie łączyli w naszym celowym myśleniu, zgodnie z naszymi potrzebami i naszą wyobraźnią, pojęcie rozdziału nie miałoby znaczenia". Refleksja nad wierszami-mostami prowadzi więc do wniosku, że łączenie znaczonego i znaczącego jest kwestią umowy, a nade wszystko, że dwóch brzegów - słów wiersza i rzeczy przezeń opisywanych - nic nie dzieli, prócz naszego myślenia.

"To jest napisane na najmniejszym" - mówiła Miłobędzka o esejach Jolanty Brach-Czainy w wywiadzie dla "Studium". Najmniejsi w tomie "Zbierane" to bohaterowie wierszy: wróble, ślimaki, broszki, łyżeczki i filiżanki. Najmniejszymi można też nazwać lapidarne formy poetyckie, często kilku-, czasem jednozdaniowe. Ale przede wszystkim skrócony do najmniejszego jest dystans między opisującym a opisywanym oraz między treścią a formą zapisu. Miłobędzka wybiera bliską perspektywę patrzenia: kieruje uwagę na szczegół i na to, co osobiste. Stara się znieść nieunikniony, wydawałoby się, podział na treść i formę, rzeczy i słowa. Przekracza jednak, jakby niechcący, inną granicę - to, co jest, okazuje się tak kruche i małe, że właściwie wcale go nie ma. U Miłobędzkiej jest się "do znikania". Jest się też bardzo blisko, osobiście i intymnie, ze światem i z samym sobą, piszącym i czytającym. I to dotykalność, a nawet dotkliwość świata pozwala poetce stwierdzić o jego istnieniu:

w tym (…)

dotkliwym

jest

O istnieniu samego siebie przekonuje także ból - cierpienie własnej matki:

To dziś? o której nad ranem? czterdzieści

dwa lata temu. Jak

to się zapomina wszystko

Cokolwiek o swoim teraz myślę, dla tej

godziny twojej warto

było przyjść na świat w gorączce

Tak, jestem zdrowa, krzyczę

Słowa i przedmioty (zwierzęta, rośliny) istnieją dla Miłobędzkiej w tej samej przestrzeni, niezależne od siebie, choć ze sobą związane. Podobnie: rzeczywistość i zmyślenie, istnienie i nieistnienie. A poezja? Wiersz jest przejściem. I jako taki nie leży ani po stronie słów i zmyślenia, ani po stronie rzeczywistości. Jest, jak by powiedział Simmel, "cudem drogi, który polega na tym, że ruch krystalizuje się w stałym kształcie, tak że kształt wynika z ruchu, a ruch wnika w kształt".

Ruch łatwiej niż w wierszu zaobserwować na scenie. W "Na wysokiej górze", jednej z gier słownych napisanych przez Miłobędzką dla teatru dziecięcego, mamy taki fragment: "idzie, idzie wchodzi siada siedzi wstaje łączy dzieli miesza świeci gaśnie daje bierze miesza miesza sypie wlewa miesza miesza...". Ale tę szczególną właściwość tekstu dramatycznego, który dzieje się w przestrzeni, Miłobędzka potrafi przenieść na grunt poezji. Tutaj wszystko rozgrywa się między piszącym a pisanym i między rzeczą a słowem. To dlatego z wierszy Miłobędzkiej wygląda "twarz dziewczynki w skrzydłach podróżnego lustra".

Krystyna Miłobędzka, "Zbierane 1960-2005", Wrocław 2006, Biuro Literackie, seria "Dożynki".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Nauczycielka, współzałożycielka Szkoły Demokratycznej w Krakowie, autorka tekstów i wywiadów publikowanych m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, dotyczących zwłaszcza problematyki wychowania oraz literatury dziecięcej.

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (26/2006)