Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wśród dokumentów była tajna prezentacja w PowerPoincie, a w niej wymienione m.in. Microsoft, Google, Yahoo!, Facebook, Skype i Apple – jako źródła dostępu do e-maili, czatów, przechowywanych plików, społeczności. Do wszystkiego. Teraz Barack Obama zapewnia, że działania NSA (kryptonim PRISM) są pod kontrolą Kongresu i sądu, a PRISM nie służy namierzaniu obywateli USA, lecz innych krajów. Potencjalnych terrorystów, rzecz jasna. A firmy? Wyparły się jak jeden mąż. Jak wskazują media z USA, możliwe, że zaprzeczają, bo muszą: prawo zabrania im ujawnić współpracę z wywiadem.
Internet przesunął wyobrażalny zasięg inwigilacji w nieskończoność. To już nie podsłuchiwanie telefonów i czytanie listów – to gigabajty korespondencji, terabajty zdjęć, znajomi znajomych spleceni w społecznościową sieć. Gdy się już do nich zyska dostęp, można łatwo i precyzyjne budować profile podejrzanych. Ale czemu tylko ich? W końcu potencjalnym przestępcą może być każdy... Wyobraźmy sobie świat, gdzie policja od każdego noworodka pobiera odciski palców i próbkę DNA. Na wszelki wypadek. Antyutopia? Może już dziś zbierane jest wirtualne DNA.
Na jednym ze slajdów, które wyciekły do prasy, jest graf pokazujący, że kręgosłup sieci biegnie przez USA. Płynie tędy większość światowego transferu. Służby USA nie muszą się już głowić, jak się dobrać do obywateli innych państw, bo ich działania i tak trafią w strefę oddziaływania amerykańskiego prawa. A ono chroni prywatność Amerykanów – i tylko ich. I tak oto zapowiedzi szefa polskiego MSW Bartłomieja Sienkiewicza, że przygotuje ustawę „przeciw Wielkiemu Bratu” bledną w nowym kontekście. Polska ustawa ochroni nas najwyżej przed – z całym szacunkiem dla polskich służb – ciekawskim Małym Braciszkiem. A kto zrezygnuje z usług Google’a czy Facebooka?