Perm 36

Za chwilę zaczniemy rozmawiać. Pytania na kartce. W głowie scenariusz rozmowy. Tymczasem patrzę na jego twarz. Jest jak wykuta z kamienia. Pewnie przez te siedem lat więzienia i łagru na Uralu, trzy lata zsyłki w Magadanie.

25.10.2015

Czyta się kilka minut

Paweł Reszka / Fot. Grażyna Makara
Paweł Reszka / Fot. Grażyna Makara

Siergiej Kowaliowma już 85 lat. Ostatni raz rozmawialiśmy dziesięć lat temu, w Moskwie. Odwiedził mnie w moim mieszkaniu. Nosiłem mu herbatę. Spieraliśmy się. Był jeszcze krzepki. Teraz jego skóra jest przezroczysta. Cieniutka jak pergamin. Chodzi przygarbiony. Po mieście wożą go na wózku inwalidzkim.

Przez te dziesięć lat zmieniło się wszystko. Jego kraj zupełnie pogrążył się w odmętach imperialnego szaleństwa. Mój w cynizmie, właściwym sytemu Zachodowi.

Najpierw zapytam go o karcer w łagrze Perm 36. Jeden z rosyjskich dziennikarzy dał się zamknąć na dziesięć minut, na próbę. Po trzech minutach chciał walić w drzwi. Po siedmiu wpadł w panikę. Małe okienko, wilgoć, chłód. Siergiej Kowaliow spędzał w tej celi całe tygodnie.

Opowie mi o normie żywieniowej 9b: „Po pewnym czasie organizm zaczynał zjadać sam siebie. Następował autokanibalizm. Obserwowałem to na swoim ciele. W końcu z wykształcenia jestem biologiem”.
Zastanawiałem się, jak to jest stanąć naprzeciw największego na świecie imperium. Co myśli człowiek, który rzuca takie wyzwanie? Jak musi się czuć? Przecież nikt nie wierzy, że taką walkę można wygrać. Nawet jeśli dysponujesz armią, bronią atomową, miliardami dolarów. A gdy jesteś zupełnie sam? Na co liczysz?

Jest taki cytat u Jacka Londona, o podróżowaniu północnym białym szlakiem. „Samotna ludzka drobina wędrująca upiornym pustkowiem wymarłego świata drży z obawy przed własną śmiałością i uprzytamnia sobie, iż życie jej warte tyle, co życie najlichszego robaka”. Kowaliow zawsze przypominał mi postacie z nowel Londona. Roi się tam od ludzi i psów gotowych zagryzać się nawzajem. Zdolnych do największej podłości albo największej obojętności dla futer, złota, alkoholu, pieniędzy.

Przecież jednak zawsze znajdował się ktoś, kto potrafił stanąć naprzeciw wszystkim. Choć sprawa była beznadziejna, choć nie było szansy na zwycięstwo. Chodziło tylko o zasadę. W książkach tacy ludzie zawsze mogą liczyć na uśmiech Boga.

Ale do Kowaliowa Bóg nie uśmiechał się od dawna. W ZSRR był wariatem, w Rosji jest zdrajcą, na Zachodzie dziwakiem – bo przecież cały Zachód chciałby nareszcie zacząć patrzeć przez palce. Jakoś się dogadać. Móc liczyć pieniądze. Zapomnieliśmy Czeczenię, Gruzję, za chwilę wybaczymy Krym.

Nie my? Nie, ale tylko dlatego, że nas akurat interesuje ta część świata. W innych sprawach nie jesteśmy już tak pryncypialni. Czy to nie u nas chrześcijański odruch współczucia, chęć nakarmienia głodnego, zaczął być nazywany terrorem moralnym? Krytykowany z pozycji racjonalnych, pragmatycznych, ważnych dla narodowego interesu? By być pragmatycznymi, jesteśmy w stanie utonąć w szarościach.

Tylko tacy jak Kowaliow przeszkadzają. Ich obecność przypomina, że białe to białe, a czarne to czarne.
– Świat nasz – mówi mi jego żona – dzieli się na dwie części. Jedną część wypełniają „krymnaszyści”. Zachwyceni ekspansją imperium. Druga, kurcząca się część to ci, którzy nie dali się zaczadzić. Niekiedy sama boję się zadać „to pytanie”. Boję się, że ktoś odpowie: „Krym nasz”. Boję się rozczarowania.

Rozczarowania bywają bolesne. Prowadzą do coraz większej samotności. O samotności chcę rozmawiać z Kowaliowem, ale zaczniemy od łagrów.

– W „moim” obozie, po upadku ZSRR, zorganizowaliśmy muzeum wolności. Teraz też jest muzeum, też wolności, ale nie poświęcone łagiernikom, tylko klawiszom, strażnikom więziennym.

– Żartuje pan? – pytam.

Kręci głową, że nie. Jakby chciał powiedzieć: „Tak jest! Właśnie tak! Nie ma co się obrażać. Bo to tak samo przez nas, jak i przez was”.

©℗

Rozmowa z Siergiejem Kowaliowem ukaże się w najbliższym numerze „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2015