Pasyjne współczucie

Cierpienie należy cenić za to, co ujawnia, gdy sens życia konfrontujemy z absurdem jako życiową możliwością.

26.03.2017

Czyta się kilka minut

Ks. Jacek Prusak / Fot. Grażyna Makara
Ks. Jacek Prusak / Fot. Grażyna Makara

Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na [jego] hańbę” (Hbr 12, 2). Te słowa pasują szczególnie do Wielkiego Postu. Trudno go sobie wyobrazić bez nabożeństw takich jak Droga Krzyżowa, Gorzkie Żale czy Dróżki do Matki Bożej Bolesnej. Choć w centrum pobożności pasyjnej znajduje się Krzyż, nie chodzi o to, abyśmy kultywowali religijny doloryzm czy wzbudzali w sobie „litość dla Jezusa”. Litość to „domena biernych widzów” – nie takie „gorzkie żale” pocieszą Jezusa. Jak podkreślał wybitny myśliciel religijny Nikołaj Bierdiajew, jedynie „cierpienie przemienione jest drogą zbawienia” – nie należy więc cierpienia szukać ani cenić samego sobie, nie należy się w nim pławić, należy je cenić za to, co ujawnia, gdy sens życia konfrontujemy z absurdem jako możliwością.

Na szczęście mamy już za sobą czasy, w których inni wyznawcy Jezusa – patrząc na nas – mówili: „katolicy nie wierzą w zmartwychwstanie”, noszą krzyżyki „z wiszącym na nich małym człowieczkiem”, a mszę traktują jako rytuał skupiony na śmierci. Nie oznacza to jednak, że wolni jesteśmy od pokusy uczynienia z pasji Jezusa własnej obsesji – zarówno w sztuce, jak i w życiu. Krucyfiks mamy po to, abyśmy „spoglądali na niego ze smutkiem w sercu”, i by przepełniał nas żal z powodu Jego cierpienia oraz zasmucenie z powodu własnych przewin. Chodzi w tym jednak o kultywowanie skruchy traktowanej nie jako namiętność, ale jako postawa intelektualna. Prawdziwa skrucha (contritio) to nie synonim potoku łez i siły „zawodzenia do nieba”, tylko cnota duchowa wyrażająca przyjęcie łaski w życiu grzesznika.

Już od pierwszych wieków chrześcijanie podkreślali, że śmierć Chrystusa nie może być kontemplowana bez Jego zmartwychwstania. Chrystus ukazywany był na krzyżu jako żyjący. W ten sam sposób należy nauczyć się patrzeć na cierpienie Jego uczniów. Celem trudów i zmagań życia chrześcijańskiego jest to, by żył w nas Duch – to dlatego w Kościele wschodnim mówi się, że „nie ma świętych ze stygmatami”. Cierpienie świętych należy kontemplować wraz z osiągniętą przez nich chwałą i widać to w całej wschodniej ikonografii. Pojawienie się mniej więcej od pierwszej dekady XI w. krucyfiksów przedstawiających Syna Bożego jako postać nie heroiczną, ale chudą, udręczoną, wiszącą na krzyżu, miało na celu kształtowanie pasyjnego współczucia – nie zawsze jednak temu zadaniu udawało się sprostać.

Amerykański znawca mitów i religii, pisarz i myśliciel Joseph Campbell (1904--87), mający katolickich rodziców i wychowywany w tej wierze, był znany z publicznej krytyki wyolbrzymiania przez chrześcijan cierpienia w drodze do Boga. Jako badacz symboliki religijnej zauważył masochistyczne nastawienie do świata u wielu twórców krucyfiksów. Tuż przed śmiercią trafił do katolickiego szpitala. W pokoju, w którym go umieszczono, wisiał na ścianie zupełnie inny krzyż – przedstawiający Chrystusa z rozpostartymi w geście triumfu rękami. Jak wspomina jego żona, Jean Erdman, kiedy mąż zobaczył ten krzyż, wyznał: „To jest krucyfiks, który miałem nadzieję zobaczyć przez całe moje życie”.

Co więc łączy krzyż Jezusa z naszym? Jak należy nieść swój własny krzyż? Autor Listu do Hebrajczyków przypomina nam, że Jezus jest dla nas pierwowzorem zaufania Bogu. Tym więc, co upodabnia nasz krzyż do Jego, jest wierność Bogu, a nie kumulacja cierpienia. Jezus uczynił w swoim życiu to, czego wymagała od niego wierność Bogu i każdy z jego uczniów – bez względu na to, jak różne są nasze historie – musi zrobić to samo. Jezus wcale nie pchał się na krzyż. Jak podkreśla znany kameduła brat David Steindl-Rast, „krzyż, który sobie wybieramy, nie jest prawdziwym krzyżem. Jeśli zaś wybieramy wierność Bogu – jak uczynił to Jezus – bez względu na to, ile nas będzie ona kosztować, to »krzyż« jest symbolem tej wierności”. Patrząc na Jego krzyż, mamy jednak pewność wypływającą z wiary, że ani w życiu, ani w śmierci nie spotka nas coś, co musi nas odłączyć od Boga, jeśli tego nie chcemy. ©℗

Poprzednie części oraz wideoprzewodnik po Wielkim Poście ks. Adama Bonieckiego na powszech.net/post2017

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2017