Papieskie alibi

Dramatem polskiego Kościoła jest fakt, że podsuwani przez otoczenie papieża kandydaci na biskupów okazywali się często ludźmi przeciętnymi, niemądrymi i tchórzliwymi - pisze Karol Tarnowski, filozof, wykładowca Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie i wychowanek duszpasterstwa prowadzonego przez ks. Karola Wojtyłę.

22.04.2023

Czyta się kilka minut

Narodowy Marsz Papieski w Warszawie, 2 kwietnia 2023 r. / MARZENA WYSTRACH / REPORTER
Narodowy Marsz Papieski w Warszawie, 2 kwietnia 2023 r. / MARZENA WYSTRACH / REPORTER

W czasach komunizmu Kościół w Polsce wyrósł na potęgę duchową, a przy okazji materialną. Był znakiem oporu wobec roszczeń z założenia totalitarnej władzy – nawet jeśli wśród jego członków znalazło się sporo „tajnych współpracowników”. Nazwiska takie, jak Wyszyński, Wojtyła, Tokarczuk i wielu innych, w tym męczenników, jak ks. Popiełuszko, mówią same za siebie. Niemałą rolę odgrywały imponujące zewnętrzne znaki religijności – pielgrzymki, procesje, budowa kościołów. Nie było to bez wpływu na samopoczucie ludzi Kościoła: ich pewność siebie, poczucie racji czy wręcz nieomylności.

Obecnie pod rządami PiS Kościół dostał dodatkowy parasol ochronny, co go jeszcze bardziej demotywuje i demoralizuje. Można odnieść wrażenie, że stracił z oczu zwykłego człowieka i jego bolączki.

Ale Kościół w Polsce to przecież tylko część Kościoła powszechnego, który znalazł się w głębokim kryzysie przede wszystkim za sprawą skandali pedofilskich i obojętności hierarchii. Wiedza o tych skandalach rosła powoli, aż przekroczyła masę krytyczną: to, co w latach 90. XX wieku zostało odkryte w Stanach Zjednoczonych czy Irlandii, spowodowało wstrząs, przyspieszając dechrystianizację w tych krajach.

To tąpnięcie powinno było dać do myślenia także decydentom Kościoła w Polsce, ale my długo czuliśmy się immunizowani na ten kryzys – w pewnym sensie alibi stanowiła osoba papieża Polaka. Dopóki żył.

Sanktyfikacja

Niewątpliwie Jan Paweł II był najwybitniejszym z papieży ubiegłego wieku. Wielki mąż stanu, inicjator pogodzenia Kościoła i Synagogi (pierwszy, który przekroczył mury synagogi w Rzymie). Pierwszy też papież tak otwarcie ekumeniczny (moderator modlitewnego spotkania przedstawicieli innych wyznań w Asyżu). Pierwszy, który przeprosił za winy Kościoła w przeszłości. Dla Polski i świata był mężem opatrznościowym, bez którego trudno wyobrazić sobie upadek komunizmu, obrońcą ruchu Solidarność, człowiekiem, który wlewał nadzieje w serca Polaków, autorem wielu mądrych przemówień, charyzmatycznym duszpasterzem, a przy tym człowiekiem wielkiej osobistej dobroci.

Po jego śmierci szybko ulegliśmy jednak „papolatrii”, stawiając papieżowi dziesiątki pomników, nazywając jego imieniem mnóstwo ulic, placów i uczelni. Sytuację tę pogłębiło jego pośmiertne wyniesienie na ołtarze, „sanktyfikacja”, która spowodowała, że nowy święty został wyjęty z dziejowych ram życia i pozbawiony swego człowieczeństwa, które nigdy u nikogo nie jest przecież do końca doskonałe – obciążają go błędy i grzechy. Wobec Jana Pawła II Polacy zachowali się tak, jakby nie do końca podlegał on ludzkiej kondycji. A skoro jednak podlega, to mamy prawo stawiać pytania na temat jego stosunku do pedofilii oraz praktyk Kościoła i osądzać je, biorąc pod uwagę stan świadomości Kościoła w tamtych czasach.

Ślepota

Otóż stosunek ten polegał – jak teraz coraz lepiej wiadomo – z reguły na usuwaniu księdza-pedofila z miejsca przestępstwa i przenoszeniu go (po ewentualnej pokucie) do innej parafii, gdzie ksiądz mógł rozpocząć proceder od nowa, bo nie miał wystarczająco skutecznego nadzoru. W praktyce tej uderza nie tylko niechęć do karania księży, ale przede wszystkim całkowite désinteressement w stosunku do samych ofiar, brak empatii i wiedzy psychologicznej.

Jan Paweł II zasadniczo nie postępował inaczej, bo był dzieckiem tego czasu, a co najważniejsze – sam był „elementem” struktury Kościoła instytucjonalnego. Wszystko to spajała swoista teologiczna wizja Kościoła jako takiego. Otóż dla Jana Pawła II – jak dla wielu innych – Kościół był święty, ponieważ był założony przez Jezusa, bywał Kościołem męczenników i ukonstytuował niezwykle trwałą i imponującą tradycję, która wcieliła się w quasi-ponadczasową strukturę hierarchiczną, opartą na modelu monarchicznym. Strukturze takiej grozi autorytaryzm i lekceważenie rozwiązań demokratycznych. Niestety dla Jana Pawła II Kościół był święty razem ze swoją klerykalną strukturą monarchiczną, co stępiło jego krytycyzm także w stosunku do jej złych przejawów.

Powrót do Ewangelii

Tymczasem Kościół taki nie jest z ducha Ewangelii, bowiem staje się strukturą autorytarnej władzy. Wyciągnijmy z tego kilka prostych, ale i zasadniczych wniosków.

 

1. Kościół jest przede wszystkim ­instytucją ludzką, a więc niedoskonałą i zmienną, która w skrajnych przypadkach może się zwracać przeciwko obecnemu w niej Duchowi Świętemu. Należy pamiętać, że boski Duch nie jest bynajmniej obecny tylko w Kościele, ale działa także poza nim. Świadomość tego jest żywa w Biblii i w autentycznych świadkach Ewangelii. Jak pisał Kochanowski: „Kościół Cię nie ogarnie, wszędy pełno Ciebie, i w otchłaniach, i w morzu, na ziemi, na niebie”. Kościoła więc nie wolno idolatryzować – jak czynił to do pewnego stopnia Jan Paweł II.

 

2. Zasadniczym odkryciem-przypomnieniem wynikającym z obecnej sytuacji, którą by można określić Tischnerowskim terminem „koniec chrześcijaństwa tomistycznego”, jest dziejowość, historyczność, skończoność. Zwracał na to uwagę np. kard. John Henry Newman. Wynika z tego, że nie można bezkrytycznie przymierzać stanu świadomości wolnej Polski w XXI wieku do czasów komunizmu. Inne dziś mamy priorytety. Wtedy Kościół jawił się jako ostoja wolności indywidualnej i narodowej. Dlatego chwaliliśmy ks. Jankowskiego za jego wsparcie Solidarności, nie zwracając uwagi na jego „dziwne” prywatne zachowania względem dzieci. Teraz miary mamy inne, gdyż znowu na jaw wyszła mroczna strona Kościoła. Lecz wtedy trzeba było nade wszystko bronić Kościoła przed komunizmem.

Oto dlaczego Wojtyła „stawiał” na Kościół jako instytucję, która w jego oczach utożsamiała się po prostu z chrześcijaństwem jako polem działania Ducha Świętego. Dziś rozumiemy lepiej, że Duch wieje kędy chce, a instytucja Kościoła jest do gruntu ludzka i grzeszna (chociaż chciana przez Boga-człowieka). A skoro tak, to może (i de facto musi) popełniać błędy (nawet zbrodnie), cofać się i potykać. Ale błędy te i zbrodnie muszą być piętnowane i – zarówno w porządku kościelnym, jak świeckim – karane. I musi być możliwe dochodzenie prawdy w tych sprawach, nie tylko przez naukowców, ale także uczciwych dziennikarzy.

Z drugiej jednak strony, nie wolno zapominać o dwu zasadach. Po pierwsze, że prawda w sprawach historycznych nigdy nie jest definitywna na sposób matematyczny – chyba że „łapie” fakty i uczynki na „gorąco”. Po drugie, warto pamiętać o ewangelicznej zasadzie: „Nie sądźcie a nie będziecie sądzeni”; oznacza to zawieszenie pretensji do wydawania definitywnych wyroków osądzających człowieka – a więc i jego „duszę” oraz sumienie.

Jan Paweł II współtworzył instytucję Kościoła, mając świadomość swojego czasu. Kiedy jednak skandale pedofilskie zaczęły wychodzić na jaw, zaczął też na nie reagować instytucjonalnie. To był proces powolny i często mało skuteczny. Dramatem polskiego Kościoła jest także fakt, że podsuwani przez otoczenie papieża kandydaci na biskupów okazywali się często ludźmi przeciętnymi, niemądrymi i tchórzliwymi.

 

3. Skoro Kościół jest instytucją ludzką, to a priori musi się mu przyznać prawo do zmian tego, co ludzkie, bowiem żaden przepis, choćby uważany był za „odwieczny”, nie jest wolny od ewolucji, czasem skutkującej nawet jego likwidacją. Dotyczy to np. przepisu o obowiązkowym celibacie dla „duchownych”, który z powodów zasadniczych w skali masowej nie sprawdza się – jest to zresztą dramat nie tylko polskiego Kościoła. Oczywistym argumentem za jego likwidacją jest rażący nieporządek w sprawach seksualnych, który ujawnił się w Kościele. Dlatego papież stanowczo powinien się okazać odważny i zlikwidować dotychczasowy ­obowiązek celibatu. Podobnie powinien zainicjować radykalniejsze od Wojtyły przepracowanie teologii seksualności.

 

4. Główną, endemiczną pokusą Kościoła jest władza, o czym wiadomo było od dawna. Władza będąca naturalnym składnikiem społeczeństwa jest niezbędna w każdej instytucji. Ale Kościół wypracował model władzy feudalnej, to znaczy hierarchicznej i de facto absolutnej, pozostającej poza wspólnotową kontrolą. Ten model władzy grozi nieuchronnie nadużyciami i jest całkowicie anachroniczny w naszych czasach – od dawna wiedzieli o tym oświeceni katolicy, nawet tak konserwatywni jak Jacques Maritain.

Nie można pomyśleć dzisiaj o żadnej instytucji bez jakiejś formy rzeczywistej demokracji. Nie może być tak, żeby „lud boży” – świeccy, kobiety, młodzież – nie miał żadnego realnego wpływu na działania Kościoła, to znaczy także możliwości podejmowania wspólnotowych decyzji. To z kolei jest możliwe wtedy, gdy świeccy są dobrze kształceni, słuchani, biorą udział w dyskusjach i ponoszą odpowiedzialność w pewnych ważnych kwestiach. Miarą dla wypracowania nowego modelu władzy w Kościele powinna być Ewangelia.

Pokusa władzy oznacza także korzystanie przez Kościół z uzależniającego wsparcia ze strony władzy świeckiej i czerpanie z tego przywilejów. To, co obserwujemy obecnie w Polsce – związek „ołtarza z tronem” w wydaniu PiS i ojca Rydzyka (jako pars pro toto) – jest najkrótszą drogą do pozbawienia Kościoła jakiegokolwiek rzeczywistego moralnego autorytetu.

 

5. Cokolwiek byśmy powiedzieli o dziejowości człowieka i instytucji, chrześcijaństwo ma jedną miarę (choć jest ona z konieczności dziejowo interpretowana) – jest nią Ewangelia i osoba Chrystusa. W tym miejscu musimy powrócić do zagadnienia pedofilii i do wymownych cytatów. „Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, temu lepiej byłoby kamień młyński uwiązać u szyi i wrzucić go w morze” (Mk, 9, 42-43). „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie (…) do takich bowiem należy królestwo Boże” (Mk 10, 14). „Zaprawdę powiadam wam: wszystko co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Wprawdzie szacunek i ochrona dziecka należą de iure do podstawowych praw człowieka, ale dla chrześcijanina Ewangelia jest jednoznaczna: „lepiej uwiązać u szyi kamień…”. Dlaczego o tej prawdzie – jak o wielu innych – zapomniano?

Smutno pomyśleć, że Jan Paweł II, który często spotykał się z dziećmi, nie zdobył się na szczerą rozmowę z którąś z ofiar i na prawdziwie empatyczny gest względem niej. Być może nie był jeszcze po temu czas, ale to pokazuje, że nie sposób nawet najwybitniejszemu człowiekowi przeskoczyć horyzontu „ducha czasu”. I nie sposób mu tego zapomnieć.

Autor jest filozofem, wykładał filozofię w UPJPII w Krakowie i UJ. Jest wychowankiem duszpasterstwa prowadzonego przez ks. Karola Wojtyłę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Profesor filozofii, zajmuje się filozofią Boga i podmiotu, a także filozofią postsekularną i fenomenologią. Wykłada na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II i Uniwersytecie Jagiellońskim. Członek m.in. Polskiej Akademii Umiejętności. Pianista. Autor licznych… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 18-19/2023