Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Palikot pokpił sprawę w sposób ewidentny. Jeśli chciał w spektakularny sposób złamać głupie w jego mniemaniu prawo, powinien był to zrobić mimo ewentualnych konsekwencji. Wyrok uczyniłby z niego bohatera, a przecież nic tak nie służy dowolnej sprawie jak moment, w którym przywódca opuszcza salę sądową z wyrokiem. Palikot nie chce narażać się na realne ryzyko wyrzucenia poza nawias wielkiej polityki (wyrok skazujący uniemożliwiłby mu kandydowanie do parlamentu). Tłumaczenie, że palił, ale kiedy indziej, brzmi po prostu idiotycznie.
Po wielkich bojach i latach dyskusji jesienią ubiegłego roku Sejm złagodził nieco restrykcyjną i nieskuteczną ustawę o zapobieganiu narkomanii, wprowadzając do niej element uznaniowości: prokurator może odstąpić od ukarania delikwenta złapanego z niewielką ilością narkotyków, jeśli uzna, że były one przeznaczone na użytek własny. Ta decyzja prawdopodobnie wyczerpuje w prawie narkotykowym limit zmian na najbliższe lata: Palikot może co prawda przynieść na Wiejską tysiąc kadzidełek o zapachu palonego sznurka, ale widać, że nawet on za legalizację marihuany nie zamierza płacić zbyt wysokiej ceny. A marihuana wystąpiła tu wyłącznie w roli świńskiego ryja.