Oskarżyciel oskarżonym

16.02.2003

Czyta się kilka minut

Wybuch sprawy Rywina miał efekt granatu rzuconego w szambo. Obryzgani zostali winni i niewinni, inicjatorzy przestępstwa i ci, którym korupcyjną propozycję złożono. Powszechna konstatacja: »coś tu śmierdzi«, zwróciła się przeciwko wszystkim, ale paradoksalnie bardziej przeciwko »Gazecie Wyborczej« niż Rywinowi i jego poplecznikom. Nie mogą tego wyjaśnić uznane przez »GW« błędy w prowadzeniu tej sprawy. Liczni wrogowie i zawistnicy skorzystali z okazji, by skoczyć jej do gardła” - stwierdza w RZECZPOSPOLITEJ (32) Aleksander Smolar, politolog francuskiego Krajowego Centrum Badań Naukowych (CNRS) i prezes Fundacji im. Stefana Batorego, a w latach 70. i 80. redaktor emigracyjnego kwartalnika „Aneks”. Wyjaśnienia przyczyn agresji przeciwko „GW” i Michnikowi można mnożyć. Niektóre pojawiają się w opublikowanym w „Rzeczpospolitej” („System Rywina - szkice z socjologii II Rzeczypospolitej”, 22.01.) tekście Zdzisława Krasnodębskiego, który - jak pisze Smolar - w pseudodemaskator-skim stylu ze sprawy Rywina czyni sprawę Michnika: „W atmosferze ogólnej niechęci do władzy i elit w dokumencie sporządzonym dla udowodnienia próby przekupstwa zobaczono potwierdzenie wszechporozumienia elit”.

Krasnodębski przyznaje, że to Rywin przyszedł do Michnika i ujawnił nagranie, a nie odwrotnie. Pyta jednak: „Ale dlaczego Rywin w ogóle przychodzi?”. Podobne oskarżenia wygłaszało wielu radykalnych publicystów, ale u Krasnodębskiego „różnice poglądów co do kształtu demokracji, stosunku do ludzi wczorajszej dyktatury czy co do wartości w życiu publicznym, przestają mieścić się w przestrzeni demokratycznego pluralizmu, stając się przejawem wyboru między dobrem a złem”. Michnik i „GW” są - wedle niego - po stronie zła. Przeciwko „Gazecie” zwraca też „podjętą próbę korupcji, stawiając pytanie-gilotynę zawieszoną nad reputacją jej naczelnego: „dlaczego Rywin przyszedł do Michnika?”. Krasnodębski przenosi odpowiedzialność z przestępcy na ofiarę.

Smolar pisze: „Nie twierdzę, że »Gazeta« jest słaba, młoda, naiwna, że padła ofiarą przemocy ze strony Rywina. Nie, Rywin po prostu chciał sprzedać to, co wydawało mu się, że posiada: możliwość wpłynięcia na kształt ustawy przy pomocy wysoko postawionych kolegów. Oczywiście, jest interesujące, jaka to mentalność, jakie to środowisko pozwoliło mu sądzić, że wszystko jest na sprzedaż, że na wszystko znajdą się klienci, że dla pieniędzy Michnik i kierownictwo Agory zahandlują prawem. To jest ważne pytanie, a rzecz jest tym bardziej psychologicznie zaskakująca, że Michnik, żeby zachować pełną niezależność intelektualną i moralną, odmówił przyjęcia należnych mu, jako współtwórcy »GW«, akcji Agory, rezygnując z pokaźnego majątku”. Krasnodębski i inni „równie dzielni w rzucaniu obelg i formułowaniu pomówień” ideologiczni i osobiści wrogowie Michnika korzystają dziś z okazji, by utytłać go w błocie, zdyskredytować „Gazetę” i „zepchnąć ją z miejsca, jakie zajmuje w naszym życiu publicznym nie z nominacji »czerwonych«, tylko setek tysięcy czytelników”.

Krasnodębski ma klarowną interpretację źródła zła - jest nim ustrój „zaprojektowany przy Okrągłym Stole”. Ale czy wszelkie zło da się sprowadzić do jednej, komunistycznej praprzyczyny? Przykładowo: czy przerażające fakty „o stanie sądownictwa, kondycji moralnej części służby zdrowia, należy również przypisać temu, że »komuchy« w życiu publicznym nie zostały przetrzebione”? Czy trudno zauważyć, że choroba jest złożona i toczy również liczne rozwinięte demokracje?

Jedna tylko myśl Krasnodębskiego warta jest - zdaniem Smolara - dyskusji („jeżeli wydobędzie się ją spod popiołów wrogości”). Twierdzi on, że największe zagrożenie dla demokracji, wolności i pomyślności Polaków płynie nie z marginesu, lecz z „kulturalnego, politycznego i gospodarczego centrum, nie z dołów, lecz z samej góry”. Jeżeli tezę tę zredukuje się do SLD i związanych z nim środowisk biznesu, mediów i agentury, to nie jest ona pożywna. Ale godna zastanowienia jest poszerzona interpretacja tego postulatu na całą „elitę” - przede wszystkim na jej część polityczną, biznesową i medialną. Na „górze” skoncentrowana jest największa władza czynienia dobra i zła w życiu zbiorowym; to elity odgrywają rolę wzorotwórczą, ustanawiają prawo i reguły życia zbiorowego; na „górze” rozdziela się władzę, oficjalny prestiż, w jakiejś części dochody, stanowiska w administracji i radach nadzorczych, subsydia, koncesje, przywileje”. Trzeba więc zastanowić się nad mechanizmami kontroli elit. Wszystkich: „czerwonych, czarnych, niebieskich i zielonych; biznesowych, politycznych, medialnych i specjalnych (od służb specjalnych)”. Trzeba też baczyć, by nie wykształciła się „zintegrowana klasa rządząca, nieuchronnie, w obronie swoich interesów, zwrócona przeciwko »maluczkim«, ich wtrącaniu się w życie finansowe, polityczne, towarzyskie i erotyczne zjednoczonych elit”. Zdrowa polityka wymaga odpolitycznienia administracji, publicznych mediów, zdecydowanego ograniczenia własności państwa oraz wtrącania się polityków i urzędników w życie gospodarcze. Sprawa Rywina stawia też problem „autonomii informacji i analizy, niepodporządkowywania ich celom politycznym, biznesowym czy środowiskowym” - czyli środków przekazu, a szczególnie telewizji publicznej, „w której patologiczne procesy zawłaszczania przez jedną orientację polityczną i koterię, są szczególnie daleko posunięte”.

Afera Rywina może wzniecić dyskusję nad „politycznymi mechanizmami korupcji i degradacji elit, sposobami kontroli różnych jej członów, przezwyciężeniem tendencji do odwracania się społeczeństwa od życia publicznego”. Najgorsze, gdyby „została wykorzystana przez koterie polityczne i dziennikarskie do atakowania konkurentów i przez sfrustrowaną, wyalienowaną inteligencję dla okazywania uczucia bezsiły, moralnej pogardy i obrzydzenia dla polityki i tych, którzy Polską rządzą”. Wtedy wszystko wróci szybko do marnej normy. „Można krytykować Michnika za to, co mówi, pisze i robi. Ale nie za to, z czego ma prawo być dumny - że ujawnił próbę społecznie groźnego przestępstwa, stwarzając szansę, choćby i malutką, naprawy Rzeczypospolitej” - podsumowuje Smolar.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 7/2003