Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Polska awansowała do międzynarodowej ekstraklasy - tak oceniana jest propozycja Stanów Zjednoczonych, aby Polacy administrowali jedną z wojskowych stref administracyjnych w Iraku. Dowodów zaufania ze strony Ameryki jest więcej: prezydent George Bush ma pod koniec maja, podczas „międzylądowania” w Krakowie w czasie podróży do Petersburga, osobiście podziękować Polakom za zaangażowanie w Iraku. Coraz częściej mówi się również o przeniesieniu do Polski jakiejś części amerykańskich wojsk - zapewne przede wszystkim eskadr lotniczych, ale nie tylko - z Niemiec, gdzie mimo dowodów, jakich dostarczyli sami Irakijczycy, uzasadniających usunięcie Husajna siłą, nadal utrzymują się nastroje (bardzo oględnie mówiąc) niezbyt przychylne Amerykanom.
Wszystko to sprawia, że związanie polskiej polityki zagranicznej z USA (także po zakupie samolotów F-16) staje się coraz silniejsze. Jeszcze niedawno taki obrót spraw wywołałby falę zgryźliwych komentarzy ze strony Francji czy Niemiec. Dziś jednak, gdy prezydent Chirac niemal panicznie próbuje „ocieplić” stosunki z Bushem, zaś osamotniony kanclerz Schroder zachować twarz - nawet jeśli co innego mówią tyleż złośliwe co bezsilne komentarze niektórych niemieckich gazet o polskim „trojańskim ośle” w Unii Europejskiej („Suddeutsche Zeitung”) albo o „mocarstwie z łaski USA” („tageszeitung”), pozycja Polski w Europie może tylko rosnąć. Parafrazując: po 1990 roku przeciętny „Michel” (niemiecki Kowalski) długo nie zauważał, że po zjednoczeniu ich kraju powstała nowa Republika Federalna, nowa jakość, będąca czymś więcej, niż tylko starą RFN „powiększoną” o byłą NRD; teraz wielu zachodnich Europejczyków ciągle nie zauważa, że poszerzenie Unii na wschód oznacza także stworzenie nowej jakości, a nie tylko mechaniczne powiększenie „15” do „25”.
Być może prezydent Bush wolałby mieć po swojej stronie także silniejsze - finansowo i politycznie - Niemcy i Francję. Ale skoro te dwa kraje postanowiły rozbijać solidarność transatlantycką, zostaje - obok Wielkiej Brytanii czy Hiszpanii - Polska, jedno z sześciu głównych (jak powiedział brytyjski politolog Timothy G. Ash) państw przyszłej Unii. Dla Polski to szansa nie tylko na wzrost międzynarodowego prestiżu i powiększenie naszego poczucia bezpieczeństwa; jak mówił prezydent Kwaśniewski w wywiadzie dla tygodnika „Spiegel” (z 28 kwietnia): skoro my dowiedliśmy, że stoimy po stronie sojuszników, możemy mieć tym większą pewność, że oni będą stać po naszej stronie. Oczywiście, takie zaangażowanie - w postaci np. dwóch tysięcy polskich żołnierzy w siłach międzynarodowych w Iraku - nie jest pozbawione ryzyka. Czasem jednak po prostu trzeba ryzykować, w imię wartości wyższych.
W tym kontekście dziwi jedynie wypowiedź ministra Szmajdzińskiego, który w czasie obchodów święta 3 Maja mówił, że odpowiednie decyzje w tej sprawie uwarunkowane są finansowym wsparciem dla polskiej armii. Chodzi nie tylko o pieniądze, i nie tylko o pieniądzach minister mówić powinien.