Operacja Reunion

W latach 60. i 70. francuska administracja chciała rozwiązać problem demograficzny wyludniających się wsi przesiedlając do centrum Francji dzieci z wyspy Reunion na Oceanie Indyjskim. W ciągu 11 lat przesiedlono ponad 1500 dzieci - wbrew woli ich i przynajmniej jednego z rodziców. Sprawa powróciła za sprawą wydanej właśnie we Francji książki jednej z ofiar, 44-letniego dziś Reuniończyka, Jean-Jacques’a Martiala.

25.01.2004

Czyta się kilka minut

“Skradzione dzieciństwo", napisane przy współudziale Pascale Frey, dziennikarki i krytyka literackiego, można czytać na dwa sposoby: jako Harlequin (tyle w niej cierpień i wzruszeń) lub jako świadectwo przeżyć dziecka oderwanego od swej rodziny (rozbitej, ale zawsze - rodziny). Widzimy dzieciństwo spędzone na plantacji trzciny cukrowej, gdzie jedyną rozrywką była gra w piłkę przy pomocy pustej puszki po konserwach. Tłem jest wulkaniczna wyspa o ciepłym słonecznym klimacie, bujnej roślinności, zamieszkała przez wesołych Kreoli o czekoladowym kolorze skóry. Przewieziony siłą do Francji 7-letni chłopiec poznaje co to rozłąka z najbliższymi, chłód europejskiej zimy, kłamstwo, samotność... Nadzieję na przetrwanie dają mu dwie przyjazne dusze, Amélie i Alphonse, czyli jego pierwsza rodzina zastępcza. Potem, gdy trafia do adopcyjnej rodziny B., znów poczuje smak oszustwa, zdrady, a nadto gwałtu, rasizmu, depresji, niewiary we własne siły i w całą ludzkość.

Bowiem książka Martiala to właściwie akt oskarżenia. Oskarżonymi są zarówno ówczesne władze, jak całe społeczeństwo demokratycznego państwa w centrum Europy, przez lata tolerujące poczynania rządu.

Jest początek lat 60., Francja wchodzi w boom gospodarczy. Jednak sam tylko rolniczy departament Creuse w centralnej Francji rocznie opuszczają trzy tysiące młodych Francuzów. Przy tym tempie migracji do miast department wyludni się w ciągu najbliższego półwiecza. Aby zapobiec wyludnianiu się wsi, rząd musi podjąć zdecydowane kroki.

W tym samym czasie na francuskiej wyspie Reunion tendencje są odwrotne: co roku przybywa tu mieszkańców, a nie przybywa miejsc pracy. Wysoka dzietność ludności grozi tym, że za kilkanaście lat wyspa nie będzie mogła wyżywić swoich mieszkańców. W 1963 r. Paryż powołuje Biuro Migracji Departamentów Zamorskich - BUMIDOM (jako sekcję Biura Rozwoju Rolnictwa). Jego organizacją zajmuje się deputowany z wyspy Reunion, były premier Francji, a teraz de facto zarządca wyspy, Michel Debré. Jednym z zadań Biura na wyspie Reunion staje się organizowanie przesiedleń i adopcji sierot we Francji. Problem w tym, że wiele z tych sierot sierotami wcale nie było.

Taki właśnie los spotkał Jean-Jacques’a. Jego ojciec był pracownikiem najemnym na plantacji trzciny cukrowej. Miał pracę lub nie. Żona opuściła go wraz z trójką dzieci, Jean-Jacques’em, Leonią i Bernardem, i żyła z konkubentem. Dziećmi, jak było to w miejscowym zwyczaju, zajmowała się babcia. Większość dnia spędzały na zabawie w pobliżu plantacji. Jakie czekała je przyszłość? Zapewne nędza w slumsach St. André, bez wykształcenia, stałej pracy, bez perspektyw.

Pewnego dnia po Jean-Jacques’a przyjechało auto z opieki społecznej i zabrało go na lotnisko. Stamtąd samolotem doleciał do Paryża, by następnie trafić do sierocińca, a potem do wiejskiej rodziny zastępczej w departamencie Creuse. Dopiero po latach dowiedział się, że dokument zezwalający na jego deportację do Francji podpisał jego ojciec. Gdy po ponad 30 latach udało mu się sprowadzić z wyspy oryginał, zamiast podpisu ojca (który zmarł kilka lat wcześniej na raka) na dokumencie znalazł odcisk palca. Antoine Martial był analfabetą.

Jean-Jacques’a zdziwiło, że odcisk palca był bardzo wąski. Świadczyłoby to o tym, że Antoine Martial musiał mieć nadzwyczaj drobne dłonie. W dodatku nie było na jego skórze żadnych zadrapań czy innych śladów zniszczeń. Czy najemny analfabeta całe życie zbierający własnymi rękami trzcinę cukrową mógł mieć takie odciski palców?

Wszystko wskazuje na to, że odcisk złożył po prostu jakiś gryzipiórek z BUMIDOM-u. A więc ani ojciec, ani matka (która nigdy nie podpisała żadnego aktu prawnego zezwalającego na wywózkę syna, ani nawet nie była o to proszona) nie zrzekli się go! Całe dzieciństwo i młodzieńcze lata chłopca w nieznanej, z przymusu przybranej ojczyźnie, było wynikiem oszustwa dokonanego przez urzędników państwowych. Czy była to tylko nadgorliwość? A może ktoś zarabiał na przerzucie dzieci do Francji? Do tej pory na te pytania nie ma odpowiedzi, a wiele dokumentów z epoki - o czym Jean-Jacques miał się wkrótce przekonać - zaginęło.

Dziś Jean-Jacques ma żonę i dwójkę dzieci. Odnalazł też swą rodzinę na Reunion. Spotkanie z matką, Leonią, Bernardem i licznym rodzeństwem, o którego istnieniu nie miał przez 35 lat rozłąki pojęcia, było dla nich niewiarygodnym przeżyciem.

Kogo oskarżać teraz o porwanie, deportację, kłamstwa, matactwa, maltretowanie psychiczne i moralne, molestowanie seksualne, rasizm? Rząd republiki? Zmarłego w 1996 r. Michela Debré? Społeczeństwo Francji? Na większość listów, wysyłanych do przywódców partii, parlamentarzystów, społecznych organizacji antyrasistowskich, Jean-Jacques nie dostał odpowiedzi. Zainteresowała się nim jedynie prasa i telewizja, nagłaśniające aferę małych Reuniończyków od dwóch lat. Mer St. André zaproponował mu i jego żonie pracę na wyspie. Takich jak on ofiar biurokracji było ponad 1500. Część jakoś ułożyła sobie życie. Inni popełnili samobójstwo, popadli w choroby psychiczne. To im Jean-Jacques Martial dedykuje swoją książkę.

PS. Martial to prawdziwe reuniońskie nazwisko Jean-Jacques’a. Po odkryciu, że padł ofiarą oszustwa administracyjnego, wyrokiem sądu zmienił, nie bez dalszych trudności administracyjnych, nadane mu podczas adopcji nazwisko B. Jego adopcyjny ojciec, Roland B., wykorzystywał go seksualnie, gdy Jean-Jacques był jeszcze nastolatkiem. Oskarżenie o gwałt i pedofilię wniesione pod adresem Rolanda B. zostało oddalone ze względu na przedawnienie. Z kolei precedensowa sprawa pozywająca państwo francuskie jest w toku. Jean-Jacques Martial żąda z kasy państwowej, a więc od wszystkich Francuzów, zadośćuczynienia w wysokości miliona euro.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2004