Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Marszałek Arthur Harris, w czasie II wojny światowej dowódca brytyjskiego lotnictwa bombowego i twórca strategii nalotów dywanowych na niemieckie miasta, znał Biblię. Jednak gdy w lipcu 1943 szukał kryptonimu dla kolejnej akcji, a szukając sięgnął po Księgę Rodzaju, nie przypuszczał, że nazwa okaże się tak trafna. Operacja “Gomora" - taki kryptonim nadano serii nalotów, które 60 lat temu między 24 lipca a 3 sierpnia 1943 r. unicestwiły Hamburg, drugie pod względem wielkości miasto Niemiec (1,5 mln mieszkańców). Choć naloty na Niemcy trwały już od kilku lat - były dla Brytyjczyków i Amerykanów do lądowania we Włoszech i Normandii jedynym narzędziem prowadzenia wojny obok walk na morzu - to naloty na Hamburg stały się cezurą.
To tam po raz pierwszy objawiła się ich straszliwa siła. Splot kilku czynników - upał, udoskonalenie strategii (kombinacja bomb burzących i zapalających) i nowe sposoby “ogłupiania" obrony radarowej - wszystko to sprawiło, że 60 lat temu w ciągu paru dni i nocy stary Hamburg przestał istnieć. Nocami bombardowali Brytyjczycy, w dzień Amerykanie. Zginęło do 40 tys. ludzi, w tym 7 tys. dzieci. Zniknęły zabytki - ślady historii miasta i portu - oraz połowa budynków mieszkalnych. Milion ludzi straciło domy i dorobek całego życia.
Wtedy też po raz pierwszy wystąpiło zjawisko, które ochrzczono “Feuersturm": “ogniowa trąba powietrzna". Tysiące pożarów połączyły się w słup ognia, który wywołał płonący orkan, biegnący 75 metrów na sekundę. Pochłaniał on budynki i wysysał tlen ze schronów; ci, którzy się w nich chronili, ginęli. Odtąd kolejne naloty nazywano “hamburgizowaniem" np. Drezna.
Dzisiaj, 60 lat później, Hamburg wspomina tamte dni. W minionych dniach, w rocznicę nalotów, burmistrz miasta i brytyjski ambasador otworzyli wspólnie wystawę o operacji “Gomora"; burmistrz złożył wieńce na cmentarzu, gdzie w zbiorowych mogiłach pochowano ofiary; odbyło się nabożeństwo ekumeniczne, otwierano wystawy.
Ale pamięć nie ograniczyła się tylko do tego dnia, i nie tylko do Hamburga. Po tym, jak pół roku temu zaczynem wielkiej dyskusji społecznej stała się książka Jörga Friedricha “Pożoga. Niemcy pod bombami 1940-1945" (patrz “TP" nr 2/2003), teraz rocznica operacji “Gomora" na nowo wywołała w Niemczech temat nalotów - i w ogóle niemieckich ofiar wojny. Tylko w Hamburgu między wiosną a jesienią br. zaplanowano kilkadziesiąt imprez (wystawy, wykłady). W minionych dniach lokalny dziennik HAMBURGER ABENDBLATT przez wiele dni publikował serię tekstów, wspomnień, fotografii. Rocznicowe artykuły ukazywały się w prasie centralnej i lokalnej - i prawicowej, i lewicowej. “Martyrologię hamburskiej metropolii" wspominały zarówno konserwatywny DIE WELT, jak i lewicujący TAZ. Radio i telewizja nadawały audycje i filmy rocznicowe. Ukazało się kilka książek o operacji “Gomora". Temat zaistniał też w internecie, który w Niemczech jest powszechnie dostępny. Tygodnik “Spiegel" poświęcił mu szereg materiałów (www.spiegel.de/archiv/dossiers/); powstały strony www poświęcone nalotom, np. www.hco.hagen.de/ruhr/index.html (o atakach na Zagłębie Ruhry) czy o nalocie na Drezno: www.dresden1945.de.vu/.
Podczas imprez i w publikacjach wraca dyskusja o tej “innej" roli Niemców: jako ofiar wojny. Stawia się pytanie, jak dalece można podkreślać cierpienia ofiar nalotów, wysiedleńców zza Odry i Nysy czy prawie dwóch milionów kobiet, zgwałconych przez żołnierzy Armii Czerwonej. Ostatecznej odpowiedzi jeszcze nie ma. Niemniej niemiecka pamięć zmienia się, a Niemcy jako ofiary stają się jej trwałym elementem. Jakie nowe formy wyrazu pamięć ta znajdzie? W Niemczech i Polsce trwa spór o “Centrum przeciw Wypędzeniom" - czy wkrótce pojawi się także idea pomnika ofiar nalotów?
WP