Ołtarz czy mihrab

Spór o Hagię Sophię nie ustaje, a prawo do świątyni roszczą sobie nie tylko muzułmanie.

19.08.2019

Czyta się kilka minut

Sklepienia świątyni Hagia Sophia. Stambuł, wrzesień 2018 r. / NICOLAS ECONOMOU / NURPHOTO / GETTY IMAGES
Sklepienia świątyni Hagia Sophia. Stambuł, wrzesień 2018 r. / NICOLAS ECONOMOU / NURPHOTO / GETTY IMAGES

Przestrzeń kościoła Mądrości Bożej jest niezwykła. Z ciemnoszarego marmuru posadzki wyrastają zielone marmurowe kolumny zwieńczone misternie rzeźbionymi kapitelami. W licznych półkolistych wnękach kolumny są z kolei czerwone, porfirowe. Podnosząc głowę można dostrzec żywe kolory bizantyjskich malowideł i wielobarwnych mozaik przedstawiających Chrystusa Pantokratora, Maryję z dzieciątkiem, świętych, władców i anioły. Można też podziwiać je z bliska, wchodząc nieco wyżej, na otoczone przez balustrady i podtrzymywane przez kolejne kolumnady galerie.

Światło wpadające do środka przez dziesiątki okien okalających podstawę ogromnej, wspartej na czterech nieregularnych filarach kopuły, równie jasno oświetla wielkie, zielonkawe medaliony z arabskimi inskrypcjami, jak i pozbawione twarzy serafiny. Trzy rzędy okien otaczają też znajdujący się w jednej z wnęk, wskazujący Mekkę mihrab, z którym od lewej sąsiaduje wysoki, malowany w złote, geometryczne wzory minbar – islamska kazalnica, a od prawej jasna, otoczona finezyjną, ażurową balustradą loża, w której siadywali osmańscy sułtani.

Cesarze i sułtani

Pierwsza świątynia powstała w tym miejscu niedługo po przeniesieniu stolicy Imperium Romanum do Bizancjum, w 330 r. po Chrystusie, ale architektoniczną perłę, której budowa zajęła niespełna sześć lat, zawdzięczamy Justynianowi I. Cesarz, który zlecił jej budowę w 532 r., nie szczędził środków i sił, świątynia miała być bowiem symbolem potęgi chrześcijaństwa. Pośpiech okazał się jednak złym doradcą. Pierwsze naprawy zaczęły się chwilę po konsekracji świątyni i… trwają do dziś.

Ale to nie błędy konstrukcyjne ani liczne trzęsienia ziemi, po których trzeba było remontować świątynię, lecz uczestnicy czwartej krucjaty wyrządzili w niej największe szkody, niszcząc i grabiąc skarby oraz relikwie. Gdy po pół wieku pełnienia roli katolickiej katedry w 1261 r. Hagia Sophia wróciła w ręce Bizantyjczyków, daleko jej było do dawnej świetności.

Trudno uwierzyć, że ostatecznie o oswobodzenie i ratunek dla chrześcijaństwa razem modlili się i „Grecy”, i łacinnicy. Nie wymodlili. Sułtan Mehmet po wkroczeniu do miasta udał się prosto do kościoła Mądrości Bożej. Nie zachował się jednak ani jak cesarz Justynian, który po przekroczeniu jej progu miał zakrzyknąć „Salomonie, przewyższyłem cię!”, ani jak katoliccy zdobywcy-wandale sprzed dwóch stuleci. Późnym popołudniem 29 maja 1453 r. stanąwszy przed drzwiami świątyni, pochylił się i posypał głowę ziemią na znak ukorzenia przed Bogiem. Nie ma pewności, czy to on, czy też islamski duchowny wypowiedział pierwszą modlitwę i słowa „Nie ma Boga nad Allaha”, ale od tej chwili Hagia Sophia stała się meczetem.

Natychmiast rozpoczęły się prace, tak konserwatorskie (naprawa konstrukcji, dobudowanie nowych przypór), jak i dostosowujące budowlę do nowych celów. Dobudowano minarety, mozaiki zakryto warstwą tynku, a podłogi wyłożono dywanami. Krzyż wieńczący kopułę został zastąpiony przez islamski półksiężyc. Kolejne stulecia przynosiły rozbudowę kompleksu. Powstały kolejne minarety, medresa, fontanna do dokonywania ablucji przed modlitwą. Przez niemal pięć stuleci Hagia Sophia była jednym z najważniejszych meczetów nie tylko nowej stolicy, ale całego Imperium Osmańskiego, stając się symbolem triumfu, tym razem islamskiego.

Ostatnia msza

Minarety, dywany i dodanie do nazwy słowa „meczet” nie zmieniły zasadniczo podejścia chrześcijan, którzy – słusznie skądinąd – czuli się, i tak jest do dziś, ograbieni. I próbowali walczyć o swoje. Ostatnia msza w bazylice wcale nie odbyła się w 566 r. ale… sto lat temu.

W styczniu 1919 r. odprawił ją mnich z Krety, kapelan wojskowy, o. Lefteris Noufrakis. Skończyła się właśnie I wojna światowa, a Konstantynopol znajdował się pod tymczasowym alianckim zarządem. Statek z grecką dywizją zacumował na otwartym morzu. Pięciu wojskowych i mnich dostali się na brzeg łodziami. Naczynia liturgiczne i rzeczy niezbędne do odprawienia mszy mieli ze sobą. Niepostrzeżenie weszli do niepilnowanej przez nikogo świątyni. W trakcie mszy do meczetu schodzili się i greccy, i tureccy mieszkańcy miasta. Pierwsi płakali czyniąc znak krzyża, drudzy stali zaskoczeni, nie wiedząc, co mają robić. Żołnierze przyjęli komunię, odśpiewano psalmy.

Po skończonej mszy Hagia Sophia pełna już była podobno wściekłych muzułmanów gotowych rozszarpać nieproszonych gości. Ci jednak, jak gdyby nigdy nic, skierowali się do wyjścia. Być może nie uszliby z życiem, gdyby nie turecki urzędnik, który – chcąc nie chcąc – nakazał, by ich wypuszczono. Wiedział, że śmierć greckich oficerów nie pomoże osłabionemu państwu. Wybuchł skandal dyplomatyczny i ostatecznie grecki premier Eleftherios Venizelos udzielił duchownemu oficjalnej reprymendy. Nieoficjalnie jednak pogratulował mu i podziękował za spełnienie „najświętszego marzenia narodu” i „przywrócenie życia świątyni Hagia Sophia”.

Handel wymienny

Trudno uwierzyć, że 11 lat po upadku sułtanatu, w latach 30. XX w., twórca i pierwszy prezydent nowej Republiki Tureckiej bez żalu nakazał desakralizację budynku i zamienienie go w muzeum. Choć wielu Turków uważa, że Hagia Sophia stanowiła dla Mustafa Kemala Atatürka ważny symbol sekularyzacji państwa, jest to tylko część prawdy.

Wódz chciał bowiem przy jednym ogniu upiec dwie pieczenie: duchową i polityczną. W 1934 r. państwa bałkańskie zawiązały koalicję przeciwko faszystowskim Włochom i nazistowskim Niemcom. Turcja pragnęła dołączyć do układu Grecji, Jugosławii i Rumunii. Greccy posłowie mieli zasugerować, że zeświecczenie Hagia Sophii byłoby ze strony Turków aktem dobrej woli, który przekonałby pozostałych. Według zachowanych przekazów Atatürk miał powiedzieć, że jeśli wyświadczając Grekom tę „przysługę”, uda się jednocześnie uratować pakt bałkański i zdobyć fundusze na ocalenie znajdującej się w opłakanym stanie świątyni, powinno się to zrobić. Tak też się stało.

Od 1935 r. do dziś Hagia Sophia jest muzeum. Elementy islamskie też zachowano, choć niektóre freski z czasów, gdy Hagia Sophia była meczetem, uległy zniszczeniu podczas odsłaniania malowideł bizantyjskich.

Oddajcie nam meczet

Nie wszyscy pogodzili się z decyzją Atatürka. Gorliwi muzułmanie nigdy nie zaakceptowali desakralizacji świątyni. Religijne czasopisma ani na chwilę nie zrezygnowały z debaty o przyszłości Hagia Sophii. W magazynie „Vesika” można było przeczytać o czarnym dniu w historii, koszmarnym śnie i decyzji, która pogrążyła islamską społeczność w ciemnościach. W latach 60. Bakın Üstad Karakoç pisał, że muzułmańska Hagia Sophia stała się niewolnikiem, którego trzeba oswobodzić, zaś magazyn „Fedai” podkreślał, że Hagia Sophia to godność i honor Turków.

W dzisiejszych gazetach też czytamy, że bożki zostaną obalone, a świętość przywrócona, że czarne dni z historii Hagia Sophii zostaną wymazane, gdy na powrót stanie się meczetem. Czy można się więc dziwić, że Recep Tayyip Erdoğan, rządzący Turcją od przeszło 17 lat, postanowił „wykorzystać koniunkturę”? Polityk, którego ważnym celem było przywrócenie znaczenia religii w świeckim państwie, na powrót rozbudził marzenia islamistów i przy okazji – zyskał głosy konserwatywnych wyborców.

Pierwsze komunikaty o przywróceniu meczetu nie bez przyczyny zaczęły się pojawiać przed kolejnymi wyborami, niedługo potem z minaretów znów popłynęło nawoływanie do modlitwy. Sześć lat temu nad wnioskiem o zamienienie muzeum w meczet debatować miał turecki parlament, przed rokiem zaś – turecki Trybunał Konstytucyjny. Nieprawdą jest jednak, jak podawały niektóre media, że zdecydował on o pozostawieniu muzeum. Sędziowie po prostu oddalili złożony przez prywatne osoby wniosek ze względu na nieprawidłowości.

Zresztą sąd jedno, politycy drugie. Latem ubiegłego roku w trakcie ramadanu odbyła się islamska modlitwa. Celebrował ją duchowny z urzędu do spraw religii, uczestnikami byli prominentni politycy. Kilka miesięcy później, wiosną 2019 r., prezydent straszył, że zwycięstwo opozycji w wyborach lokalnych to gwarancja powrotu Konstantynopola i kościoła w miejsce muzeum. Kilkakrotnie wracał do tematu podczas wieców sugerując, że zrobi wszystko, by Hagia Sophia na powrót była meczetem. „Wstęp będzie darmowy, możemy nawet zmienić nazwę na Aya Sofya Cami [Meczet Hagia Sophia – red.]” – mówił niedawno podczas wystąpienia telewizyjnego. Wśród polityków partii rządzącej i ich zwolenników pojawiły się też głosy, że skoro Donald Trump uznał Jerozolimę za stolicę Izraela, Turcja powinna w odpowiedzi przywrócić meczet w stambulskiej świątyni.

Sprawa wagi państwowej

Wypowiedzi tureckich polityków za każdym razem budzą strach chrześcijan i… wściekłość rządów w krajach prawosławnych. Patriarcha Konstantynopola na wszelki wypadek się nie wychyla, ale rząd Grecji już nie ma takich oporów i wielokrotnie wypowiadał się na ten temat, „ganiąc” Turków i przypominając o chrześcijańskiej historii tego miejsca. „Hagia Sophia to dziedzictwo kultury, ona należy do całej ludzkości” – stwierdził minister spraw zagranicznych Grecji George Katrougalos, dodając, że groźby Erdoğana obrażają nie tylko chrześcijan, ale całą społeczność międzynarodową.

Nieco dalej poszli Rosjanie. W czasie kryzysu wywołanego strąceniem przez Turków rosyjskiego myśliwca zasugerowali, że Turcja powinna zwróć Hagię Sophię prawosławnym. „Byłby to akt dobrej woli i przyjazny krok” – oznajmił deputowany rosyjskiej dumy Siergiej Gawriłow, dodając na osłodę, że Rosja mogłaby partycypować finansowo w tym przedsięwzięciu, a nawet wysłać na miejsce swoich najlepszych architektów i konserwatorów.

Gdy mocarstwa się pogodziły, temat został zarzucony. Wrócił niedawno, za sprawą grecko-rosyjskiego biznesmena, który zasugerował, że pokryje koszty budowy nowego meczetu, jeśli Turcy oddadzą prawosławnym inną Hagię Sophię. Chodzi o kościół nad Morzem Czarnym, który już dawno został zamieniony w meczet. Podobne sugestie pojawiają się jednak w odniesieniu do stambulskiej świątyni. I budzą wściekłość muzułmanów. „Póki istnieją Turcy i turecka dusza, kościoła tu nie będzie!” – grzmiał niedawno Erdoğan.

Licząc na cud

Końca sporu nie widać, nadzieję chrześcijan na zachowanie status quo budzi jednak fakt, że Hagia Sophia jako muzeum przynosi potężne zyski, a sytuacja polityczna i ekonomiczna Turcji nie sprzyja gwałtownym ruchom. Politykom i wiernym obu stron pozostaje się modlić lub liczyć na cud.

Jedna z dziesiątków kolumn w Hagii Sophii spełnia życzenia – wystarczy podobno włożyć palec w znajdujący się w niej otwór i wykonać pełny obrót dłonią. Życzenie spełni się, jeśli palec będzie wilgotny. Prezydent Turcji często ostatnio bywa w świątyni, prawosławni powinni się więc pospieszyć. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, korespondentka „Tygodnika Powszechnego” z Turcji, stały współpracownik Działu Zagranicznego Gazety Wyborczej, laureatka nagrody Media Pro za cykl artykułów o problemach polskich studentów. Autorka książki „Wróżąc z fusów” – zbioru reportaży z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2019