Oldboys, czyli polskie kino seniorów

Starszyzna ustępuje pola młodszym. O Złote Lwy na tegorocznym festiwalu w Gdyni bije się 16 twórców. Tylko dwóch przekroczyło sześćdziesiątkę, a jedynie Jerzy Skolimowski - siedemdziesiątkę.

09.09.2008

Czyta się kilka minut

Razem z przywołanym w wywiadzie rzece z Andrzejem Żuławskim (ur. 1940) pojęciem "twórczości senioralnej" pojawia się pytanie: jak wyznaczyć cezurę oddzielającą "młodych" od "starych"? Nie może być nią związana z życiowymi doświadczeniami tematyka filmów. Starzy opowiadają dziś o młodych (Jerzy Stuhr w nieudanym "Korowodzie"), a młodzi planują kręcić filmy o Powstaniu Warszawskim (jak szumnie zapowiadał Jan Komasa). Granica nie może również przebiegać w przestrzeni historyczno-filmowej. Jeszcze parę lat temu starszyzną krytyka nazywała pokolenie Szkoły Polskiej, dziś formułując takie uogólnienia, pamięta się o debiutujących w latach 60. Jerzym Skolimowskim (ur. 1936) i Romanie Polańskim (ur. 1933). Z braku lepszego, pozostaje trzymać się brutalnego kryterium wiekowego. Symboliczne "krzyżyki" numer sześć i siedem często zapowiadają stopniowe podsumowywanie twórczości, ale i tu sprawa nie jest jasna. Zwłaszcza że wielu reżyserów debiutuje dziś na dużym ekranie dopiero po czterdziestce. Ten wiek w karierze filmowca z Europy Zachodniej i Ameryki oznacza któryś z kolei etap twórczości. Nie sposób również ograniczyć się do tych, którzy sami swoją "senioralność" deklarują i zapowiadają kolejne filmy. To casus Wajdy (ur. 1926), kręcącego "Tatarak" wg Iwaszkiewicza, i Janusza Morgensterna (ur. 1922) pracującego nad "Mniejszym złem".

Fucha czy sztuka?

Gdyby spytać "seniora", czy kręcenie filmu na starość różni się w aspekcie technicznym, odpowiedź byłaby zapewne negatywna. Wiadomo, film to rzemiosło. Praca z aktorem, ustawianie operatora, wiedza użytkowa, którą pożytkuje się na planie. Z wiekiem może zmienić się stosunek do świata i do medium, ale nie do fizycznej pracy. Język filmowej techniki jest uniwersalny i esencjonalny dla procesu opowiadania historii. Tylko że pokolenia uczące się fachu przed przełomem ustrojowym nigdy nie były w pierwszym rzędzie rzemieślnikami. Jak wszędzie, obraz kina dostosowywał się w Polsce do rytmu zmian społeczno-politycznych. Kino można było określić mianem "rzemiosła" przed wojną, kiedy miało solidne, komercyjne podłoże, a brakowało mu artystycznych wzlotów.

Po wojnie rola filmowca w naturalny sposób stała się kontynuacją romantycznego paradygmatu. Społeczeństwo przygniatane komunistycznym butem wrzeszczało bezgłośnie o sztukę zaangażowaną, ale nie jak socrealizm po stronie państwa. Po Odwilży zrobiło się na nią miejsce. Od artysty się wymagało, artysta "musiał" i właściwie do dziś "musi": walczyć, analizować siebie i innych, robić to, czego nie zrobiłby opłacany przez państwo, a dziś przez zapatrzonych w słupki producentów rzemieślnik (tak zresztą narodził się pejoratywny wydźwięk tego słowa). I jeśli chce spełniać oczekiwania, nie może zastygnąć z tym samym wyrazem twarzy i niezmiennym zestawem pytań na ustach.

Z tego powodu w niezłej sytuacji są niegdysiejsi specjaliści od kulejącego u nas kina quasi-gatunkowego, którzy nawet jeśli robią filmy słabe (jak Hoffman "Ogniem i mieczem" i "Starą baśń"), pozostają przewidywalni i dzięki temu - lubiani. Ich filmowa starość to właściwie druga młodość, tylko gorsza, bardziej wyblakła, naznaczona przykrą powtarzalno­ścią. Emigranci, jak Skolimowski czy Żuławski, wracają do Polski w glorii filmowych erudytów, którzy poznali inne sposoby na kino, zwiedzili miejsca, gdzie rzemiosło jest fundamentem, i wcielają w życie powiedzenie, że podróże kształcą. Żuławski o tym, że chciałby wrócić do filmu, napomknął na wrocławskiej Erze. Skolimowski już wrócił, i to z wielką klasą.

Styl jest wszystkim

Wolność, wewnętrzna autonomia, prawo do bycia zagubionym, a nawet aspołecznym, prawo do przebywania w stanie zawieszenia. Wiecznie aktualne dylematy z filmów Skolimowskiego kojarzą się z konkretnymi obrazami i osobnym stylem. Najpierw surowym jak z Nowej Fali, a potem nasiąkającym wpływami z innych filmów i różnorakich gatunków. Idee mogą się na ekranie powtarzać w nieskończoność, w końcu staną się tautologią. Styl jest ponadczasowy. Kto nie ma wyraźnego stylu, ten na starość zjada własny ogon. Niedawny "Komornik" Feliksa Falka (ur. 1941) jest desperackim przeniesieniem "Wodzireja" w czasy drapieżnego kapitalizmu. Skokiem na płytką wodę w celu odnalezienia utraconego stylu. Krzysztof Zanussi (ur. 1939), który styl miał, ale zgubił go gdzieś po drodze, w niedawnym włoskim "Czarnym słońcu" swój dialog z Bogiem sprowadził do pretensjonalnego wykładu. Pod koniec września na ekranach pojawi się jego pierwsza w karierze komedia, "Serce na dłoni". Okaże się, czy przeskakując w inny porządek fabularny, Zanussi wylądował na czterech łapach.

Skolimowski, kiedy wątpił w kino, zanurzał się w malarstwie. To dawało mu energię, żeby z kina nie zrezygnować i nie iść na drastyczne kompromisy. W "Czterech nocach z Anną" autor wykorzystuje doświadczenia nabyte w ciągu długoletniej kariery. Na ekranie ożywia konwencję nieznaną polskiemu kinu (thriller psychologiczny). Ponadto, film jest grą z widzem, inkrustowaną aluzjami do zachodniej twórczości autora "Rysopisu", a konkretniej do nagrodzonego w Cannes "Wrzasku". To dowód sporej odwagi, ale i młodzieńczej radości z "przestawiania klocków". Odwrócenie się od skończenie poważnego dyskursu, który musi być kojarzony z wiekiem emerytalnym, i zanurzenie w innych rejonach filmowej sztuki. Nie oznacza to wcale, że film Skolimowskiego jest jedynie klimatyczną błahostką. To jeden z najlepszych obrazów przedstawiających piekło miłości.

Wiwisekcja pożądana

Wraz z wiekiem i naturalnym przejściem w inny tryb fizycznego i umysłowego funkcjonowania, otwiera się szkatułka z nowymi tematami, do której polscy reżyserzy nie chcą zajrzeć. Czekam na film o starości, który pokaże to, czego podskórnie młodość się domyśla i czego się boi. Że starość to nie jest koronkowy kicz, ale rozpad ciała i umysłu. Nie da mi tego ktoś, kto starości nie doświadcza. Nie wierzę Dorocie Kędzierzawskiej, dla której w "Pora umierać" Danuta Szaflarska tańczyła w deszczu i piła herbatę wśród bibelotów z międzywojnia. Wierzę natomiast Januszowi Majewskiemu (ur. 1931), który zamiast kręcić kolejną część "CK Dezerterów", zrobił na Mazurach "Po sezonie", film inteligentny i niezakłamany. Jest w nim scena, w której Leon Niemczyk próbuje z wprawą otworzyć szampana, by popisać się przed pięknymi kobietami. Odgrywa salonowego lwa z nieodpartym wdziękiem. Walczy jednak z tą butelką tak długo, że pryska cały urok starzejącego się bon vivanta, pozostaje tylko głupia mina nieporadnego starca. Jest to scena komediowa, ale podszyta tonem minorowym. Cały film zresztą opiera się na takiej podwójności.

Wypatruję też obrazu, który będzie jakąś autoanalizą twórczości, reżyserskim podsumowaniem własnego życia i filmów. W wywiadzie Piotrów Kletowskiego i Mareckiego z Żuławskim na pytanie o swój "wiek senioralny" w filmie i literaturze Żuławski odpowiada: "Najpierw jest zdobywanie, czasem gwałtowne i rozszarpane, doświadczeń. Analiza, której dokonuje się za pomocą różnych skalpeli, środków, młotków, piór, kamer. A potem [na starość] dokonuje się syntezy. Nie chodzi o wyciąganie wniosków, te mogłyby być fałszywe, ale lekkie zsyntezowanie, uśmierzenie, przynajmniej formalne". Gdyby ktoś się na to poważył, polskie kino dostałoby autotematyzm, z którym zawsze było na bakier. No i nawet lekka synteza oznacza konieczność dogłębnej wiwisekcji. A takowa, najpełniejsza, możliwa jest tylko na jesieni życia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2008