Olaf mocny błędami rywali

Niemcy wybierają nowy Bundestag, a największe szanse na wygraną mają nieoczekiwanie socjaldemokraci.

20.09.2021

Czyta się kilka minut

Choć w debacie w TV padały ostre słowa, zakończyła się w miłej atmosferze: Olaf Scholz, Annalena Baerbock i Armin Laschet, 12 września 2021 r. / MICHAEL KAPPELER / AFP / EAST NEWS
Choć w debacie w TV padały ostre słowa, zakończyła się w miłej atmosferze: Olaf Scholz, Annalena Baerbock i Armin Laschet, 12 września 2021 r. / MICHAEL KAPPELER / AFP / EAST NEWS

Historia tych wyborów miała być prosta i wręcz bajkowa. Po 16 latach Angeli Merkel władzę miała przejąć Annalena Baerbock. Młoda, liberalna i pełna energii liderka Zielonych to byłby nowy etap w dziejach Niemiec. Wyważenie i ostrożność ustępującej kanclerz miały zostać zastąpione przez odważne reformy w dziedzinie transformacji energetycznej. Niemcy miały być przykładem dla świata, jak pożegnać się z przemysłem bazującym na emisji dwutlenku węgla, i szeroko otworzyć drzwi ery neutralności klimatycznej.

Tak to wyglądało jeszcze wiosną. Baer- bock ogłosiła swoją kandydaturę, a jej partia wystrzeliła w sondażach, sięgając 28 proc. poparcia. W zasadzie jedyne pytanie brzmiało: czy Zieloni wykorzystają swoje pięć minut, czy może jednak chadecja (CDU/CSU) odrobi straty i wygra piąty raz z rzędu.

Tymczasem dziś, na ostatniej prostej, wszystko wskazuje, że najsilniejszą formacją w Bundestagu będzie socjaldemokratyczna SPD, na którą jeszcze pół roku temu nie stawiał absolutnie nikt. Przy czym socjaldemokraci nie musieli się szczególnie napracować, aby wysunąć się na prowadzenie. Wystarczyło, że ich rywale na własne życzenie wpadli w spiralę błędów, za które prawdopodobnie zapłacą polityczną porażką.

Upiększone doświadczenie

Z perspektywy czasu widać, że Zieloni położyli tę kampanię już z chwilą wyłonienia swojego kandydata. 40-letnia Baerbock, współprzewodnicząca partii, została wybrana przede wszystkim ze względu na płeć, zgodnie z feministyczną logiką, która jest jednym z fundamentów Zielonych. W odstawkę poszedł drugi współprzewodniczący, 52-letni Robert Habeck – choć jest o wiele bardziej doświadczony i cieszy się ponadpartyjną popularnością. Ta decyzja miała się szybko zemścić.

Zaczęło się od życiorysu, który Baerbock zaprezentowała. Rychło ustalono, że jego fragmenty mocno podkolorowano. Werdykt opinii publicznej był jednoznaczny. Kandydatka, która w rzeczywistości oprócz pracy posłanki nigdy nie pełniła żadnej ważniejszej funkcji, na siłę chciała dorobić sobie kanclerską aurę.

Potem było oskarżenie o plagiat. Na początku roku Baerbock wydała książkę, w której wyłożyła swoje recepty na problemy krajowej polityki. Była to typowa pozycja na czas kampanii, pisana zapewne przez ghostwriterów, niemniej firmowana nazwiskiem Baerbock. Okazało się, że wiele fragmentów przepisano z innych opracowań bez podania źródeł.

Z tych, powiedzmy to uczciwie, w sumie niewielkich błędów kandydatka nie zdołała się uwolnić aż do końca kampanii. Fakt, że rozłożyła się już na takich sprawach, nie przystawał do wielkich nadziei, jakie wyborcy pokładali w Baerbock i jej partii.

Brak doświadczenia ujawniał się też w wielu jej niefortunnych wypowiedziach, jak choćby tej, że „zakazy są często matką wynalazków”. Tak zareagowała na zarzut, że Zieloni chcą zbyt wiele zakazywać. Partia już wcześniej kojarzyła się z zakazami, teraz jej słowa ten wizerunek odświeżyły. Nieudaną próbą skupienia uwagi wyborców okazał się plan stworzenia po wyborach ministerstwa klimatu, które miałoby prawo weta wobec poczynań innych resortów, gdyby zagrożony był cel neutralności klimatycznej. Mało realistycznie zabrzmiał z kolei postulat, że Niemcy powinny zrezygnować całkowicie ze spalania węgla nie w roku 2038 (jak to uchwalił już rząd Merkel), lecz wcześniej, bo już w 2030 r.

Wszystko to pogłębiło wrażenie, że Zieloni to może i ludzie z dobrymi intencjami, ale niezdolni do przewodzenia przyszłej koalicji rządowej.

Wymyślanie się na nowo

Gdy Zielonym szło już dostatecznie źle, chadecy z CDU postanowili im dorównać. „Każdy bezrobotny w Rumunii, Bułgarii lub innym kraju Unii będzie opłacany przez pracującego inżyniera elektryka z Wuppertalu lub pielęgniarkę z Chemnitz. Taka jest wizja SPD dla przyszłości Europy” – słowa te nie padły bynajmniej z ust polityka Alternatywy dla Niemiec (AfD). Powiedział je Paul Ziemiak, sekretarz generalny CDU – i musiał się potem sporo nasłuchać, jak to w obliczu spadających notowań chadecja sięga po populizm.

Dużo było też w chadeckiej kampanii słów sprzecznych z linią władz partii. Jeden z kandydatów na posła, były szef Urzędu Ochrony Konstytucji (odpowiednik ABW) Hans-Georg Maaßen, w swoich wystąpieniach straszył propagandą gender, krytykował media publiczne za, jak twierdził, brak obiektywizmu i krytykował politykę migracyjną Merkel. Z kolei Friedrich Merz, od lat główny wewnątrzpartyjny krytyk Merkel, zgłaszał potrzebę radykalnie nowych tonów w polityce gospodarczej i społecznej, jakby jego partia nie rządziła przez 16 lat.

Widać, że po tym, jak Angela Merkel zapowiedziała wycofanie się z polityki, odżywa konserwatywne skrzydło jej partii. Teraz jego przedstawiciele głoszą na wiecach potrzebę mocnego skrętu na prawo – choć to scenariusz niemal niemożliwy do realizacji, bo sam kandydat na kanclerza, 60-letni Armin Laschet, to kontynuator linii Merkel i partyjny liberał.

Sądząc po narastających wewnętrznych konfliktach w CDU, wśród chadeków ruszył już burzliwy proces wymyślania się na nowo po erze Merkel. Już – albo dopiero.

Fatalny uśmiech

Głównym źródłem zmartwień chadeckich strategów stał się jednak nie kto inny, ale sam Armin Laschet.

W tym roku musiał on wygrać wybory na przewodniczącego CDU, a potem stoczyć bój o kanclerską kandydaturę. W obu przypadkach zwyciężał, ale o włos. Nikogo nie zachwycił. Jeśli przekonał, to głównie wizją chaosu, jeśli głos nie zostanie oddany na niego. Zwłaszcza walka o kandydaturę kanclerską z charyzmatycznym Markusem Söderem (premierem Bawarii i liderem siostrzanej chadeckiej CSU, z którą CDU tworzy wspólną frakcję w parlamencie) kosztowała go utratę zaufania w szerokich kręgach CDU. Odtąd po każdym sondażowym spadku powtarzały się zarzuty, że Bawarczyk na pewno wszystko zrobiłby lepiej.

Söder chciał kampanii ofensywnej, chciał się bić z Zielonymi o to, kto ma lepsze kompetencje, by przygotować kraj na nadchodzące ciężkie czasy transformacji energetycznej. Laschet, który generalnie nie jest skory do wszczynania konfliktów, chciał kampanię wyborczą przeczekać, wierząc, że chadecja dostanie głosy w ramach swego rodzaju premii za dobre lata Merkel i rządzenie przez większość powojennej historii Niemiec. I to się nawet udawało aż do wielkiej powodzi, która w lipcu zdemolowała regiony na zachodzie kraju i zabiła kilkuset ludzi.

Katastrofy naturalne i związane z nimi reakcje polityków odmieniły już niejedną kampanię. Dla chadeków sprawdzian ten okazał się koszmarem. Oto kamery, które na miejscu tragedii nagrywały pełną szacunku i współczucia dla rodzin ofiar wypowiedź prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera, uchwyciły też, jak na drugim planie Laschet wybucha śmiechem i żartuje w gronie współpracowników. Scena, za którą kandydat chadecji musiał się potem wielokrotnie kajać, prześladowała go przez kolejne tygodnie.

We wrześniu sondaże i nastroje były tak złe, że do chadeckiej kampanii włączyła się Merkel, choć wcześniej sygnalizowała, że nie ma na to ochoty.

Byle bez błędów

Plakaty polityków SPD wyróżniają się na tle banerów innych partii: czarno-białe twarze kontrastują z jednobarwnym czerwonym tłem. Przekaz jest jasny: SPD to partia lewicowa, która martwi się o socjalny elektorat. Wśród głównych postulatów powtarza się podniesienie minimalnej stawki do 12 euro za godzinę, reforma systemu emerytalnego i opodatkowanie najbogatszych, żeby móc spłacić długi, które państwo zaciągnęło na gigantyczne programy pomocowe. W czasie pandemii, która wzmocniła społeczne lęki o podstawowe sprawy bytowe, obietnice socjalne dobrze się sprzedają.

Ale samym programem jeszcze nie rozstrzyga się wyborów. Te dla SPD wygrywa samotnie Olaf Scholz. Ten 63-letni polityk związał się z socjaldemokracją w latach 70. ubiegłego wieku, a w pokaźnym CV ma m.in. kierowanie dwoma ważnymi resortami (finansów i pracy) oraz długoletnie pełnienie funkcji burmistrza Hamburga. Przez ostatnie cztery lata był wicekanclerzem w rządzie Merkel. Co ciekawe, w powszechnym odbiorze Scholz przypomina Merkel bardziej niż kandydat chadecji: jest do bólu rzeczowy, a jego przemówienia można określać na różne sposoby, ale na pewno nie jako porywające.

Przez całą kampanię Scholz niczym nie błysnął, ale w przeciwieństwie do Baer- bock i Lascheta nie popełniał błędów. Nie atakuje, lecz podkreśla osiągnięcia i wzmacnia swój wizerunek kogoś, kto byłby dobrym następcą Merkel. Brak charyzmy nie jest w polityce problemem, jeden taki miał jej aż za dużo i wszyscy źle na tym wyszli – mawiają Niemcy. Pragmatyka, spokój i kompetencje – to zestaw preferowany w Republice Federalnej. Przez długie lata cechy te były wizytówką chadecji, także – a może zwłaszcza – Angeli Merkel.

W ten sposób SPD i jej kandydat skutecznie żywią się słabością głównych rywali.

Ostatnia prosta

W ostatnim sondażu, który był dostępny przed zamknięciem tego numeru „Tygodnika”, SPD miała 25 proc. poparcia, chadecja 22 proc., a Zieloni 16 proc. Ci ostatni na pewno nie liczą się już w walce o pierwsze miejsce, choć ich wynik może się jeszcze poprawić. Na ostatniej prostej z odsieczą przychodzą im eko-aktywiści z Fridays For Future: ruch będzie demonstrować w całym kraju na dwa dni przed wyborami. Młodzież żąda radykalnej polityki klimatycznej, więc nawet jeśli nie wprost, będzie to namawianie do głosu na Zielonych.

Z kolei chadecja stara się odrabiać straty, strasząc nieco starszych i co bardziej konserwatywnych wyborców (ludzie w wieku 50 plus stanowią blisko 60 proc. wszystkich uprawnionych do głosowania). Chadecy przekonują, że głos na centrolewicowego polityka, jakim z pewnością jest Scholz, to w istocie głos na skrajnie lewicową koalicję, bo SPD może dobrać sobie do rządzenia nie tylko Zielonych, ale też lewicowych radykałów z Die Linke, którzy chcą np. wyjścia z NATO.

Pewne znaczenie mogą mieć też zarzuty – sformułowane już dawno, a teraz przywołane – przymykania oka na proceder prania pieniędzy przez jedną z państwowych instytucji, która podlega federalnemu ministerstwu finansów, a więc i Scholzowi. Chadecy liczą, że zarzuty zaszkodzą kandydatowi SPD. Różnica między SPD i CDU/CSU jest niewielka, więc wynik będzie niejasny aż do wyborczego wieczoru.

Polaryzacja na chwilę

Kampania żywi się polaryzacją, a główni aktorzy tego teatru wiedzą, że po wyborczej niedzieli 26 września przyjdzie czas rozmów koalicyjnych, które rządzą się odrębną logiką. W 2013 r. SPD przez całą kampanię zarzekała się, że nie utworzy „wielkiej koalicji” z chadekami, a potem tak się właśnie stało. Sytuacja powtórzyła się w 2017 r.

Podczas największej debaty tej kampanii, zorganizowanej przez publiczną telewizję, Laschet wieszał psy na Scholzu za – jak twierdził – brak kompetencji i plany rozdawnictwa socjalnego, a Baerbock rugała ich obu za zaniedbania wspólnych rządów chadecji i SPD. Jednak gdy debata się skończyła, obiektywy zarejestrowały moment, gdy kandydaci stoją blisko siebie i dzielą się pierwszymi wrażeniami. Na twarzach całej trójki widać było ciepłe naturalne uśmiechy.

Niemcy mają to szczęście i komfort, że ich system polityczny zbudowany jest na ciągłości, dialogu oraz umiejętności podejmowania decyzji pragmatycznych i kompromisowych. Zapędy skrajnych skrzydeł poszczególnych partii temperuje się w drodze zawiązywania koalicji.

Jeśli więc wygra SPD, i jeśli do utworzenia koalicji potrzeba będzie trzech partii, komentatorzy stawiają na to, że socjaldemokraci podejmą w pierwszym rzędzie negocjacje z Zielonymi, ale też z gospodarczymi liberałami z Partii Wolnych Demokratów FDP (sondaże dają im 12 proc.). Z kolei przegrana chadeków i ich przejście do opozycji, po 16 latach rządzenia, może oznaczać wielkie zmiany w CDU. W poszukiwaniu winnych partia zapewne zażąda głowy Armina Lascheta – i zacznie się proces jakiejś jej przebudowy.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz mieszkający w Niemczech i specjalizujący się w tematyce niemieckiej. W przeszłości pracował jako korespondent dla „Dziennika Gazety Prawnej” i Polskiej Agencji Prasowej. Od 2020 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2021