Następczyni Merkel

Zieloni wysuwają się w sondażach na prowadzenie i mają szansę na historyczne zwycięstwo we wrześniowych wyborach w Niemczech.

03.05.2021

Czyta się kilka minut

W kuluarach parlamentu: kanclerz Angela Merkel i współprzewodnicząca Zielonych Annalena Baerbock, 16 stycznia 2020 r. Dziś Baerbock jest kandydatką swojej partii na urząd kanclerza. / FOT.  / SERGEY DOLZHENKO / EPA / PAP
W kuluarach parlamentu: kanclerz Angela Merkel i współprzewodnicząca Zielonych Annalena Baerbock, 16 stycznia 2020 r. Dziś Baerbock jest kandydatką swojej partii na urząd kanclerza. / FOT. / SERGEY DOLZHENKO / EPA / PAP

Od kilkunastu dni Niemcy oswajają się z wizją kolejnej kobiety w Urzędzie Kanclerskim. Szansę na to ma 40-letnia Annalena Baerbock, współprzewodnicząca partii Zielonych. Swoją kandydaturę ogłosiła 19 kwietnia. Ściślej: ogłosił to Robert Habeck, drugi współprzewodniczący (już od jakiegoś czasu partią Zielonych kieruje duet damsko-męski).

Przez długi czas to Habeck był pupilkiem mediów i faworytem w wewnątrzpartyjnym wyścigu po nominację na kandydata na kanclerza. Koniec końców musiał ustąpić wobec sondaży i analiz, zamawianych przez partię. Wynikło z nich jednoznacznie, że kobieta ma większe szanse. „Fakt, że Annalena będzie kobietą w zdominowanej przez mężczyzn kampanii wyborczej, był kluczowym kryterium” – mówił bez ogródek Habeck w wywiadzie dla tygodnika „Die Zeit”, którego udzielił dwie godziny po ogłoszeniu decyzji.

Przyznał, że był to najbardziej bolesny dzień w jego politycznej karierze, bo niczego bardziej nie pragnął, jak zostać kanclerzem. Od kiedy w styczniu 2018 r. Habeck i Baerbock zostali przewodniczącymi Zielonych, to on cieszył się większą popularnością.

W pierwszym tygodniu po ogłoszeniu jej kandydatury Baerbock była najczęściej pojawiającą się w telewizji przedstawicielką klasy politycznej: policzono, że jej czas antenowy był dziesięć razy dłuższy od tego, który poświęcono wciąż sprawującej władzę Angeli Merkel. „Efekt Baerbock” odnotowuje też partia: o ile liczba wniosków o przyjęcie zwykle wynosiła 150-300 na tydzień, o tyle w ciągu pięciu dni od ogłoszenia nominacji akces do Zielonych zgłosiło ponad 2 tys. osób. Tym samym ekopartia ma już ponad 107 tys. członków.

Słuszność dokonanego wyboru potwierdzają też rosnące słupki sondażowe. W ostatnich dwóch tygodniach badania wykazały, że na Zielonych chce głosować 28 proc. wyborców. Daje im to pierwsze miejsce i szansę na historyczne, bo pierwsze zwycięstwo w ogólnokrajowych wyborach parlamentarnych.

„Mutti” nie tylko z nazwy

Boom medialny wokół nominacji Baerbock zdaje się ignorować jeden fakt: że już od 16 lat Niemcami rządzi kobieta. Jednak Angela Merkel nigdy nie odwoływała się do własnej płci. Jako osoba bezdzietna nie musiała też tłumaczyć się, jak dzieli obowiązki zawodowe i rodzinne. Merkel zespoliła się z funkcją, rezygnując z osobistych akcentów. Nie eksponowała swego pochodzenia ze wschodnich Niemiec.

Jedyne, co z jej biografii dało się zauważyć w stylu rządzenia, to chłodna naukowa analiza faktów, którą wyniosła ze studiów fizycznych i pracy w Centralnym Instytucie Chemii Fizycznej Akademii Nauk NRD. To, że przylgnęło do niej nieco protekcjonalno-familiarne określenie Mutti (mamuśka), odnosiło się raczej do jej popularności w społeczeństwie oraz do jej stylu rządzenia: starała się dać obywatelom poczucie, że o wszystko zadba.

Z kandydatką Zielonych sprawa ma się inaczej. Annalena Baerbock ma dwie córki w wieku 10 i 6 lat. „Nie chcę przestać być matką tylko dlatego, że jestem czołowym politykiem. Będą chwile, gdy mnie nie będzie, bo ważniejsze jest, żebym była z moimi dziećmi” – mówiła w wywiadzie po tym, jak w 2018 r. została współprzewodniczącą Zielonych.

Szczególnie przez ostatni rok Baerbock często zwracała uwagę na problemy rodzin uwięzionych w pandemicznym lockdownie. W wypowiedziach nie uciekała od zwierzeń, w jaki sposób obostrzenia utrudniają życie także jej rodziny. Występując po nominacji w popularnym politycznym talk-show „Anne Will” podkreślała, że prócz polityki zagranicznej i gospodarczej najważniejsza osoba w państwie musi skupić się – obok typowych dla Zielonych zagadnień związanych z klimatem – także na polityce społecznej.

Na tle „starych mężczyzn”

– Annalena zawsze opowiada się po stronie dzieci i rodzin – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” Claudia Roth, partyjna koleżanka Baerbock i wiceprzewodnicząca Bundestagu. – Tego nie można powiedzieć o większości naszych polityków, o tych „starych białych mężczyznach”, którzy nie wiedzą zbyt wiele o prawdziwych problemach ludzi – przekonuje Roth.

„Starzy biali mężczyźni” stali się ostatnio w Niemczech ulubionymi chłopcami do bicia. Termin ten, o podobnym znaczeniu do polskich „dziadersów”, jest bowiem pojemny i można go użyć wobec niemal każdego mężczyzny, który z powodu urodzenia, płci i koloru skóry ma uprzywilejowaną pozycję w stosunku np. do osób o pochodzeniu imigranckim.

– Ta kandydatura to sygnał dla wszystkich, którzy chcieliby powrotu paternalistycznej polityki po okresie sprawowania władzy przez Merkel – kwituje Roth.

W tym sensie kandydatka Zielonych miałaby być – w przeciwieństwie do Angeli Merkel – przywódczynią, która będzie prowadzić politykę kobiecą, czy też feministyczną. I taka wizja może być w Niemczech wyborczym magnesem. W kraju lekko już zmęczonym tymi wszystkimi latami spędzonymi z Angelą Merkel i jej formalizmem, niektórzy z pewną zazdrością spoglądają w stronę Kanady, Nowej Zelandii czy Finlandii. W tych krajach młodzi i liberalni liderzy sprawowanie władzy uzupełnili o pewną dozę celebryctwa.

Również inne elementy sylwetki Annaleny Baerbock składają się na obraz kandydatki zdawałoby się idealnej, która może poważnie myśleć o poprowadzeniu swej partii do zwycięstwa. Wychowała się na wsi w Dolnej Saksonii, na zachodzie kraju, ale od lat mieszka razem z mężem i dziećmi w Poczdamie, we wschodnich Niemczech – i to we wschodnioniemieckich okręgach ubiegała się z powodzeniem o mandat poselski.

W partii uchodzi za osobę, która potrafi dotrzeć do Ossis, jak mówi się na mieszkańców byłej NRD. To umiejętność szczególnie ważna dla Zielonych, do których wielu mieszkańców wschodnich landów podchodzi z rezerwą, zarzucając im elitaryzm i arogancję.

Rywal

Annalena Baerbock odpowiada na wiele życzeń i projekcji niemieckiego społeczeństwa. Brakuje jej natomiast doświadczenia. Karierę polityczną zaczęła w 2005 r., czyli w tym samym roku, w którym Merkel wprowadzała się do Urzędu Kanclerskiego. Od 2013 r. jest posłanką do Bundestagu, pełniła różne funkcje wewnątrzpartyjne, ale żadnych państwowo-administracyjnych.

Gdy idzie o kompetencje tego rodzaju i doświadczenie, jej główny rywal ma o wiele więcej do powiedzenia.

Armin Laschet, kandydat chadecji (CDU i CSU) na kanclerza, nie może liczyć na dodatkowe punkty w kampanii ze względu na płeć. 60-letni polityk nie może też wywołać efektu świeżości. Ale ze względu na liczne pełnione dotąd funkcje jest w kraju dobrze rozpoznawalny. Od 2017 r. jest premierem Nadrenii Północnej-Westfalii, największego kraju związkowego, który z blisko 18 mln mieszkańców bywa określany „Niemcami w miniaturze”.

O ludziach rządzących tym regionem mawia się, że nie będą mieć problemu z odnalezieniem się także na najważniejszych stanowiskach ogólnokrajowych. Gdy w 2005 r. Baerbock dopiero zapisywała się do Zielonych, Laschet zaczynał już pracę jako minister ds. rodzin i integracji w swoim landzie. A od stycznia tego roku jest przewodniczącym CDU: partii, dla której wygrywanie wyborów to niemal rutyna. W ponad 70-letniej historii Republiki Federalnej chadecy rządzili łącznie przez ponad pół wieku.

Zamiana ról

Na niekorzyść Armina Lascheta w pierwszej fazie kampanii przemawiała walka o nominację kanclerską, którą musiał stoczyć z Markusem Söderem, premierem Bawarii i liderem Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU), zwanej „siostrzaną partią CDU” (CSU działa tylko na terenie 12-milionowej Bawarii; CDU nie ma tam swojej landowej organizacji). W wyborach do Bundestagu CDU i CSU startują razem i mają wspólną frakcję.

W ostatnich miesiącach to właśnie Markus Söder cieszył się o wiele większym poparciem niż Laschet – i w chadecji, i w społeczeństwie. Wypracował sobie wizerunek polityka zdecydowanego, „machera”. W przeciwieństwie do bawarskiego kolegi, Laschet uchodzi za polityka nudnawego, bez charyzmy. Mówiąc krótko: w stylu przypomina Merkel – co można interpretować zarówno jako plus, jak też jako minus. Po wielu burzliwych posiedzeniach CDU odrzuciła w końcu ambitne plany Södera i wskazała na Lascheta.

Choć chadecy decyzję o wyborze kandydata podjęli dzień po Zielonych, we wtorek 20 kwietnia, to wciąż nie cichną wewnątrzpartyjne głosy, które krytykują Lascheta i przyznają, że Bawarczyk byłby lepszym wyborem. Sam Söder najpierw zadeklarował „pełne zrozumienie” dla decyzji przywódców CDU i poparcie dla kolegi z Nadrenii, ale od tego czasu udziela kolejnych wywiadów, w których między wierszami sugeruje, że byłby lepszy.

Walka o nominację między liderami CDU i CSU popsuła początek kampanii chadeków. – To Zieloni od dłuższego czasu są partią zjednoczoną wokół celu, jakim jest przejęcie władzy. Nie widać u nich konfliktów – mówi prof. Andrea Römmele, politolożka z Hertie School, renomowanej berlińskiej uczelni. – Dodatkowo ich główne postulaty, ochrona klimatu i transformacja energetyczna, to cele, które łączą całe społeczeństwo – dodaje w rozmowie z „Tygodnikiem”.

Römmele uważa, że w niemieckiej polityce doszło do odwrócenia ról. Jeszcze przed ogłoszeniem przez Merkel planu przejścia na polityczną emeryturę to jej partia słynęła z umiejętności zwierania szeregów dla zdobycia i utrzymania władzy. Z kolei Zieloni przez dekady byli partią politycznych awanturników, którą targały walki wewnętrznych frakcji. Rządzenie było dla nich celem tak odległym, że nigdy wcześniej nie wystawiali kandydata na kanclerza, bo wiedzieli, że przy ok. 10-procentowym poparciu jest to nieosiągalne.

Kto się czubi…

Przy wszystkich możliwych zwrotach akcji, które czekają nas w niemieckiej kampanii wyborczej, warto pamiętać, że dwóch głównych rywali do Urzędu Kanclerskiego – chadecja i Zieloni – to równocześnie najmocniejsi pretendenci do zawarcia koalicji.

Jak bardzo by nie zmieniły się jeszcze sondaże, żadnej partii nie uda się uzyskać wyniku, który pozwoliłby na samodzielne rządy. Zresztą Niemcy to kraj tradycyjnie rządzony przez koalicje, zawierane także przez pozornie różne formacje ideowo-polityczne. Przykładem obecna kadencja, w której nie po raz pierwszy wspólnie rządzą chadecy i socjaldemokraci.

W przyszłej koalicji Zieloni mają niemal pewne miejsce. Jeśli zaś najwięcej głosów uzyska chadecja – zyskując tym samym prawo do nominowania kanclerza – to możliwe, że będzie skazana na porozumienie z ekopartią. Podchody do takiego aliansu już widać: np. w sprawach transformacji energetycznej chadecy i Zieloni mówią coraz częściej jednym głosem.

Z kolei Zieloni, nawet jeśli nie wygrają, mogą przystąpić do rozmów w zasadzie z każdą partią – prócz populistyczno-prawicowej Alternatywy dla Niemiec. W partii Zielonych istnieje mocne skrzydło lewicowe, które najchętniej widziałoby koalicję z SPD i Partią Lewicą (wywodzącą się częściowo z dawnej partii komunistycznej rządzącej w NRD). Dla tego skrzydła alians z chadekami oznaczałby zgniły kompromis, a nie nowe otwarcie, które obiecują w tej kampanii. I z tym problemem będzie musiała zmierzyć się Annalena Baerbock.

Na linii z Warszawą

Niemal pewny udział Zielonych w przyszłym rządzie Niemiec może oznaczać duże zmiany na linii Berlin–Warszawa.

W rozmowie z „Tygodnikiem” Claudia Roth twierdzi, że ewentualne dojście jej partii do władzy będzie bardzo pozytywnym sygnałem dla Polski. Po czym robi krótką przerwę i dodaje: – Przede wszystkim dla tych wielu, wielu tysięcy kobiet, które wychodzą na ulice demonstrować na rzecz własnych praw.

Wiceprzewodnicząca Bundestagu zdaje sobie sprawę, że mało jest w Europie tak różniących się partii, jak niemieccy Zieloni oraz polskie Prawo i Sprawiedliwość. W sprawach energetycznych Zieloni nie chcą słyszeć o dalszym wykorzystywaniu atomu i węgla. Na listach wyborczych żadnej innej niemieckiej partii nie ma tylu przedstawicieli mniejszości, czy to narodowych, czy seksualnych. Zieloni są przychylni przyjmowaniu migrantów. Na poziomie europejskim są za wzmacnianiem Parlamentu Europejskiego i dalszą federalizacją kontynentu. Listę różnic można ciągnąć.

Politycy PiS-u nigdy specjalnie nie zabiegali o bliskie kontakty z niemieckimi politykami, a już na pewno nie w szeregach Zielonych. Dla części konserwatywnych Polaków mogą oni wydawać się modelowym wręcz przykładem „zwariowanych lewaków”, którzy dodatkowo mieszają się w wewnętrzne sprawy Polski. Np. Claudia Roth uczestniczyła w warszawskiej Paradzie Równości, a w ostatnich miesiącach wyrażała w mediach społecznościowych solidarność ze Strajkiem Kobiet.

Pewne nadzieje na znalezienie możliwych obszarów współpracy rokuje jednak właśnie Annalena Baerbock. Jej kluczem do porozumienia z rządem w Warszawie może być jej wizja nowej niemieckiej polityki zagranicznej. Baerbock krytykuje reżim Władimira Putina o wiele mocniej niż przedstawiciele chadecji czy socjaldemokratów. Bardzo mocno wspiera państwa Europy Wschodniej. Jest przeciwko budowie gazociągu Nord Stream 2.

Również gdy idzie o relacje atlantyckie, kandydatka Zielonych stawia jednoznacznie na bliską współpracę ze Stanami Zjednoczonymi i prezydentem Bidenem. W jej opinii Europa wraz ze Stanami powinny razem zwalczać skutki zmian klimatycznych i budować nową silną gospodarkę opartą na tzw. zeroemisyjności. Jednocześnie, aby obraz nie był taki różowy: na polu transatlantyckim Zieloni mogą też namieszać, bo Baerbock i jej partia są równocześnie przeciwni przeznaczaniu 2 proc. PKB na obronność, co jest wspólnym celem państw NATO.

Czy Zieloni nie widzą tu sprzeczności: z jednej strony zdecydowana polityka wobec Putina, a z drugiej zaniechanie modernizowania Bundeswehry (bo taki byłby zapewne skutek mniejszych wydatków na obronność)? Oto jest pytanie…

Ale to już było

Czy pozostaje nam przygotowywać się na Annalenę Baerbock jako następczynię Angeli Merkel? Nie do końca. Aby przekonać się, że wszystko jest nadal otwarte, wystarczy nieco wysilić pamięć.

27 stycznia 2017 r. tygodnik „Der Spiegel” tak zaczynał artykuł otwierający numer: „Od czasu nominacji Martina Schulza na kandydata na kanclerza, w SPD rośnie entuzjazm. Schulz może nie ma doświadczenia w rządzeniu, ale jego ambicja i wola władzy są zaraźliwe”. Był to czas, gdy Schulz został wybrany na przewodniczącego socjaldemokratów i na kandydata SPD na kanclerza. Tekst w „Spieglu” (zatytułowany „Święty Marcin”) traktował o licznych wnioskach o członkostwo w SPD i sondażach, w których socjaldemokracja już remisowała z chadecją.

Wszystko to brzmi podobnie do obecnych peanów na cześć Baerbock. A co z tego zostało? Niewiele. W wyborach z 24 września 2017 r. chadecja dostała 32,9 proc. głosów, a SPD tylko 20,5 proc. Schulz szybko utracił swoją świeżość i kolejne lata spędził jako niewyróżniający się szeregowy poseł.

Pewne jest tylko, że Angela Merkel przestanie we wrześniu pełnić swoją funkcję. Ale zarówno Baerbock, jak i Laschet to politycy w jej stylu. Nastawieni na mediacje i zawieranie kompromisów. Transformacja energetyczna jako wyzwanie dekady; liberalna polityka migracyjna; wzmacnianie Unii, demokracji i multilateralizmu na świecie: oboje mogą się w czasie kampanii swobodnie wymieniać hasłami wyborczymi.

Fundamenty niemieckiej polityki pozostaną nienaruszone bez względu na to, kto z nich dwojga ostatecznie wygra. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz mieszkający w Niemczech i specjalizujący się w tematyce niemieckiej. W przeszłości pracował jako korespondent dla „Dziennika Gazety Prawnej” i Polskiej Agencji Prasowej. Od 2020 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2021