Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dotyczy to zresztą nie tylko artystów, ale również teatrologów, archeologów, demagogów, publicystów-fundamentalistów, generalnie wszystkich, po prostu. W Polsce też, ale głównie w internecie. W internecie, czyli w telefonie.
Niedawno, po ośmiu z górą latach, ostatecznie padł mi telefon upadłej marki Nokia, więc musiałem wymienić (choć niechętnie, gdyż coś przeczuwałem) na nowy, inny, czyli taki jak każdy inny – i muszę na świeżo powiedzieć, że to, co teraz uchodzi za telefon, jest wszystkim, ale nie telefonem, przecież nawet nie wiadomo, jak zadzwonić, jak odebrać, jak skorygować esemesy, które to coś za ciebie pisze. Horror, horror! Moim ulubionym absurdem jest tryb automatycznego wykrywania uśmiechu – telefon wtedy strzela selfie... tutaj akurat mój telefon wyjątkowo źle trafił :-(
Muzyki też głównie słucha się w telefonie, więc warto wychwycić cywilizacyjną tendencję, rzucić uchem na coś znacząco szczególnego, jednoznacznie wskazującego, że „sztuka dla sztuki” znajduje się w głębokim odwrocie. „A a a a Very Good Song” Samira Mezrahiego jeszcze niedawno rządził na iTunes, szedł jak burza, wdarł się do pierwszej pięćdziesiątki najczęściej ściąganych hitów. Czym podbił fanów muzyki? Wpadającą w ucho... ciszą. „Utwór” trwa niemal dziesięć minut, czas wystarczający na spokojne umoszczenie się w fotelu kierowcy, zapięcie pasów i znalezienie jakiejś innej muzyki zapisanej w pamięci telefonu. Genialne? Może nie na miarę Johna Cage’a, ale całkiem blisko. Potrzeba matką wynalazków, a nawet hitów, zwłaszcza tych bezgłośnych. Artysta pomaga żyć, a życie przecież niełatwe. W czym tkwi problem, gdzie tajemnica bajecznego sukcesu Mezrahiego? Otóż kiedy podłącza się telefon do samochodu, automatycznie odpala się pierwsza alfabetycznie piosenka. Fajne, o ile jeździsz raz do roku. Nigdy nie byłem w USA, ale mogę sobie wyobrazić, że Amerykanie wsiadają do samochodu nieco częściej. Ludzie mieli dość słuchania ciągle tego samego, zanim ziugną w smartfon, żeby znaleźć coś innego. Wtedy pojawił się Samir Mezrahi z kompozycją „A a a a Very Good Song”. Trzeba mu przyznać jedno: rzadko kiedy – zwłaszcza w czasach Prawa i Sprawiedliwości – tytuł tak bardzo dobrze opisuje zawartość.
Optymistyczna pointa: życie milionów stało się lepsze dzięki sztuce, artysta stał się zamożnym, i gra muzyka, i super, win-win situation. 99 centów za ciszę – cena naprawdę niewygórowana. ©