Okop z widokiem na dom

Gdy siedem lat temu Rosja zaatakowała Ukrainę, swoją ziemię rodzinną opuściło półtora miliona ludzi. Wrócić nie mogą. Niektórzy jadą na front, aby choć popatrzeć.
z linii frontu pod Donieckiem (Ukraina)

07.06.2021

Czyta się kilka minut

Oksana na froncie pod Donieckiem, koniec maja 2021 r. / Monika Andruszewska
Oksana na froncie pod Donieckiem, koniec maja 2021 r. / Monika Andruszewska

Rozklekotany wojskowy dżip pędzi drogą H20. Niegdyś, siedem lat temu, zanim wiosną 2014 r. zaczęła się wojna, H20 łączyła donbaskie miejscowości z Donieckiem, stolicą regionu. – Tyle lat jeździłam nią do domu, a teraz prowadzi donikąd – Oksana spogląda przez zakurzone szyby dżipa. Dziś drogą H20 jeżdżą właściwie tylko żołnierze. Tu i tam w asfalcie zioną leje po pociskach. Droga prowadzi na pierwszą linię frontu, na pozycje zajmowane przez ukraińskie wojsko.

Dżip skręca z asfaltu na wyboistą polną drogę. Zatrzymuje się po kilkuset metrach. Dalej jechać nie można. – Tak wszystko zarosło, że z trudem poznaję. Jeździłam tędy na rowerze. A teraz te koleiny… Pewnie czołgi zniszczyły? To tu już mogą strzelać? – upewnia się, zakładając kamizelkę kuloodporną i hełm. Dziwnie wyglądają w połączeniu z dżinsami i podkoszulkiem. Żołnierze z zaciekawieniem obserwują 40-letnią blondynkę, jak wspina się po drewnianych schodkach, by dotrzeć na stanowisko obserwacyjne.

– Przyjechałam popatrzeć na mój dom – Oksana pokazuje na wprost. Jej rodzinne miasto, Jasynuwata, znajduje się w odległości niecałych trzech kilometrów. Niby niedaleko, ale w innym świecie: kilkaset metrów od ukraińskich okopów zaczynają się stanowiska wroga, a za nimi tzw. Doniecka Republika Ludowa: kontrolowane przez Rosję parapaństwo, tereny okupowane przez prorosyjskich separatystów.

Żołnierz podaje Oksanie lunetę. Wygląda jak peryskop: dzięki temu obserwujący jest w miarę bezpieczny. Kobieta zaczyna się w nią wpatrywać. I opowiada.

– KAŻDY COŚ STRACIŁ. Ktoś zdrowie, przyjaciół. Ja straciłam moje miejsce na ziemi. Przed wojną miałam cukiernię i sklep z dziecięcymi towarami. I sklep rybny, można było u mnie kupić nawet czarny kawior. W 2014 r., akurat był Majdan, otworzyłam jeszcze tartak. Jak wyjeżdżałam z Donbasu, separatyści pozabierali wszystko. Sklepy rozkradli od razu. Tartak, jak powiedzieli, upaństwowili i przekazali na rzecz młodej republiki.

Moja mama wciąż jest wielką fanką Janukowycza. Uważała, że to najwspanialszy ukraiński prezydent. Teraz ze sobą nie rozmawiamy. Myślę, że tacy jak ona są odpowiedzialni za to, co nas spotkało.

Na własne oczy widziałam, jak to wszystko zaczynało się w moim mieście. Tamtej wiosny, siedem lat temu, podeszła do mnie znajoma zbierająca datki. Mówi mi: daj choć hrywnę na szczytny cel. Pytam, na co. Ona: żeby wydrukować arkusze na referendum. Ja: jak wyjaśnisz mi, po co nam to referendum, dam ci choćby sto hrywien.

Nie odpowiedziała. Ale odtąd zaczęli mnie nazywać w mieście banderówką. I to był początek końca.

Gdy przeprowadzili to swoje referendum, żeby odłączyć Donbas, zrozumiałam, że źle się dzieje. Jaka znowu Rosja, jaka doniecka republika? Bierzesz dokument i tam masz napisane: Ukraina. Nie wiem, co więcej mogę powiedzieć, gdy mnie pytają, czemu jestem za Ukrainą. Mój dziadziuś od strony taty uczył języka ukraińskiego. Pewnie po nim odziedziczyłam patriotyzm. Dziadkowie rozmawiali po ukraińsku, ja po rosyjsku, ale nie musiałam się nad tym zastanawiać, nie miałam żadnych problemów z samoidentyfikacją. Ukraina była zawsze we mnie.

– TRZYMAM STARE RZECZY, wciąż je przechowuję. Ale niewiele. Niektórzy uchodźcy zatrzymują wszystko. Trzymają te okruchy życia sprzed wojny. Ja nie chcę otwierać muzeum. Zachowałam sobie tylko kilka, na pamiątkę. Sukienki, których już nie noszę, bo się w nich nie mieszczę. Białe buty na wysokim obcasie, takie ze złotą klamrą.

Na początku tego wszystkiego starałam się wspierać ukraińskich żołnierzy, którzy stali pod moim miastem. Pamiętam, jeździłam do nich w różowej sukience. Trzymam ją w szafie do dziś. Teraz wydaje mi się to głupie, jechać do wojskowych w takim stroju. Ale wtedy nie rozumiałam, że zaczyna się wojna. To było dla mnie naturalne: jestem Ukrainką, a pod miastem stoi ukraińska armia. Młode chłopaczki. Nasza armia wtedy była w strasznym stanie, nawet nie mieli co jeść. Woziłam do nich jedzenie. Nie miałam świadomości, że to ryzyko.

Potem separatyści szukali mnie po mieście, chcieli aresztować. Uratowało mnie to, że funkcjonariusze tego, jak oni mówią, donieckiego ministerstwa bezpieczeństwa, zapytali o to, gdzie mieszkam, mojego sąsiada, który lubił przychodzić do mnie na barszcz. Nie powiedział im. Jakoś cudem zdążyłam wyjechać.

– JAK KONKRETNIE UCIEKŁAM?To było tak. Pewnego dnia na ulicy zaczepiła mnie dziewczyna z niemowlęciem. Płakała, że przyjechała z mężem spod Zaporoża na grób ojca, a tu akurat zaczęły się walki i ona ze stresu straciła mleko. Wtedy w Doniecku wszystkie sklepy były zamknięte. Strzelali tak, że zbieraliśmy odłamki łopatami. Mówię jej: ptaszku, mam sklep z produktami dla dzieci. Pobiegłyśmy do sklepu. Skokami, od budynku do budynku, taki był ostrzał.

Potem ona zaczęła mnie prosić, żebym pomogła im stąd uciec. Był problem z jej mężem, bo mężczyźni w wieku od 16. do 65. roku życia mieli zakaz opuszczania miasta, tak zarządzili separatyści. Wsiadłyśmy we dwie do mojego auta, męża do bagażnika, przykryłyśmy paczkami. Rozrzuciłyśmy na górze rzeczy dla dzieci i nasze staniki. Powiedziałam jej, żeby nie karmiła kilka godzin, żeby dziecko płakało. Jak przyjechałyśmy na posterunek, same otworzyłyśmy wszystkie drzwi i bagażnik, że niby nie boimy się przeszukania. Zobaczyli bieliznę i wrzeszczące niemowlę, nawet nas nie sprawdzali. I tak wyjechałyśmy. Bóg mi zesłał tę dziewczynę i jej dziecko.

Już na wolnej Ukrainie było mi ciężko. Miałam straszne problemy ze snem. Wszyscy mówili, żebym poszła do psychologa. Ale psycholodzy zaczynali mnie wypytywać o dzieciństwo, rozwodzić nad kompleksami. A przecież na moich oczach pocisk rozerwał na ulicy człowieka na kawałki. Musiałam go zbierać, było gorąco, a nikt nie chciał tego robić. Jaki psycholog mi z tym pomoże?

Teraz mieszkam pod Kijowem. Budynek, w którym żyję, to miejsce, gdzie nocuję, ale to nie mój dom. Pokochałam tę ziemię pod Kijowem, ale domu już nie. W domu mieszkam cudzym. Tamten mój budowałam od zera. W Kijowie jestem tylko gościem. Pewnego dnia usiadłam przed tym moim-nie moim domem i zaczęłam czytać, jak sadzić pomidory. Okazało się, że sam proces obserwowania, jak one rosną, jak robią się czerwone, jest kojący. Najlepszym psychologiem jest ziemia.

– SIEDEM LAT ODWLEKAŁAM przyjazd na Donbas. Bałam się, że zapragnę wrócić do domu. A teraz patrzę na moje miasto i nic nie czuję. Widzę puste budynki, bez dusz. O, ten tam, to musi być dom cioci mojego męża. Ona została, a ja jestem tu, po drugiej stronie. O, widzę cerkiew z boku, trochę na lewo. Duchowny z tej cerkwi też pomagał armii ukraińskiej na początku. Ale potem został. Przystosował się.

Nigdy tam nie wrócę. Nie mogłabym żyć obok ludzi, którzy idą na taki kompromis. Nawet, gdy Donbas wróci do Ukrainy, nie wrócę. Nie mogłabym koło nich żyć.

Zobacz, to niecałe trzy kilometry. Można dojść pieszo. Mój dom? O, tam był, zaraz za linią frontu. Wiem, że zajęła go rodzina jednego z ważnych separów. Ktoś śpi w moim łóżku, ktoś je śniadanie w mojej kuchni.

Wiem, że jeśli Ukraina miałaby odzyskać tę ziemię, to pewnie tylko siłą. Ja jestem na to psychicznie gotowa. Niech z naszego miasta wyjadą i Rosjanie, i separatyści, to my się już odbudujemy. Wtedy trzeba będzie oczyścić tę ziemię. Wtedy może będę mogła przejechać znowu tą drogą na rowerze. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 24/2021