Ojciec Założyciel

Gdyby nie unikalna zdolność Tadeusza Mazowieckiego do dialogu, nie byłoby konstytucji.

04.11.2013

Czyta się kilka minut

Do konieczności uchwalenia nowej Ustawy Zasadniczej przekonywał się powoli: kiedy był premierem, nie przywiązywał do niej tak dużej wagi jak np. Bronisław Geremek. Bardziej zajmowały go bieżące sprawy gospodarcze, społeczne i reforma samorządowa.

W 1992 r. uchwalono tzw. Małą Konstytucję – Mazowiecki był już wtedy w pracach nad reformami ustrojowymi aktywny, chociaż nie tak bardzo jak pięć lat później. Został wybrany przez swoją partię, Unię Wolności, do pracy w sejmowej komisji zajmującej się Kartą Praw i Wolności. Wtedy ujawniła się jego piękna cecha: choć jednym głosem przegrał wybory na przewodniczącego tej komisji z Donaldem Tuskiem, dla którego była to pierwsza ważna publiczna rola, nie obraził się i działał nadal aktywnie, choć Karta nie weszła w życie (prezydent Wałęsa rozwiązał w 1993 r. parlament).

Potem powstała tzw. duża komisja konstytucyjna, której Mazowiecki był członkiem. Przewodniczącym został Aleksander Kwaśniewski, bo lewica i PSL miały wtedy większość w Sejmie. Z okresu działania tej komisji – której byłem ekspertem – mam trzy ważne wspomnienia.

Na początku prac mowa była o naczelnych zasadach konstytucji. Tam powstał pomysł, by Rzeczpospolita opierała się na zasadzie sprawiedliwości społecznej. Część posłów i ekspertów – ze mną włącznie – była przeciwko, mając nadal żywe konotacje tego pojęcia z czasami komunizmu. Wszystko przecież w tamtym okresie opierało się na „sprawiedliwości społecznej”, ponadto wielu przedstawicieli naszego środowiska było przywiązanych do postulatów liberalnych, które – tak nam się wtedy zdawało – z hasłem sprawiedliwości społecznej się kłóciły. Tymczasem Mazowiecki uważał – podobnie jak inni ludzie patrzący dalekowzrocznie – że nadszedł czas, by łagodzić trudne reformy Balcerowicza. Myślał o czymś, co wielu jego przyjaciołom nie przychodziło wówczas do głowy.

W czasie, gdy my spieraliśmy się o sprawiedliwość społeczną, cztery największe instytucjonalne siły w Polsce – Kościół, Solidarność, prawica pozaparlamentarna i prezydent – opowiedziały się przeciwko projektowi konstytucji, do której komisja zdążyła opracować ledwie kilka punktów. Wiadomo było, że większości nie da się osiągnąć głosami samej lewicy i PSL, bez udziału Unii Wolności. Tadeusz Mazowiecki stanął w obliczu wyboru: interesy partii (wyborcy UW byli raczej sceptyczni wobec kompromisu z postkomunistami) a interesy państwa. Pamiętam spotkanie sejmowe, na którym – poza nami, ekspertami – było sześciu czy siedmiu członków komisji z ramienia UW. Mazowiecki w poruszający sposób mówił, w jak trudnej sytuacji znajduje się partia: że teraz każdy będzie mógł rzucić na nią kubeł pomyj, bo z „komuchami nie wolno współpracować” – jednak on uważa, że Ustawa Zasadnicza jest wartością ważniejszą niż dobro partii. W efekcie większość członków zdecydowała się poprzeć dalsze prace nad projektem.

Wspomnienie trzecie wiąże się z okresem bezpośrednio poprzedzającym wejście w życie konstytucji. Prawica była już wtedy lepiej zorganizowana, a Solidarność miała dwa miliony podpisów pod własnym projektem. Pamiętam, jak Marian Krzaklewski brutalnym, buńczucznym gestem, wchodząc na posiedzenie komisji konstytucyjnej, rzucił na stół swój projekt. Podobny jak on pogląd w tej sprawie miał nadal Kościół, a także Lech Wałęsa. Wiadomo było, że potrzebne jest coś, co można nazwać kompromisem zewnętrznym – że do tej konstytucji trzeba zapisać postulaty, które wysuwa prawica, w parlamencie wtedy przecież nieobecna. I ten kompromis właśnie – bez którego referendum zostałoby przegrane – wypracował Tadeusz Mazowiecki. Począwszy od preambuły, zaczerpniętej z opublikowanego na łamach „Tygodnika Powszechnego” tekstu Stefana Wilkanowicza, przez stosunki państwo–Kościół, aż po wiele innych, bardziej szczegółowych rzeczy.

Co te wspomnienia z różnych etapów pracy nad Ustawą Zasadniczą mówią o pierwszym premierze wolnej Polski? Pokazują, że był – w najlepszym tego słowa znaczeniu – państwowcem. Pokazują cierpliwość, upór, a jednocześnie niezwykłą zdolność do dialogu, bez której nie byłoby konstytucji.  


WIKTOR OSIATYŃSKI jest prawnikiem i działaczem społecznym, uczestniczył jako ekspert w tworzeniu przyjętej w 1997 r. Konstytucji RP.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2013