Ojciec dzieci wiatru

O księdzu Puglisim mówiono, że „starał się nie dać odczuć swojej fizycznej obecności”. A także: że czynienie z niego bohatera Palermo było nieporozumieniem. On przecież wolał rozmawiać. Nawet z barbarzyńcami.

03.06.2013

Czyta się kilka minut

Beatyfikacja ks. Giuseppe Puglisiego, Palermo, 25 maja 2013 r. / Fot. Marcello Paternostro / AFP / EAST NEWS
Beatyfikacja ks. Giuseppe Puglisiego, Palermo, 25 maja 2013 r. / Fot. Marcello Paternostro / AFP / EAST NEWS

Nasze drogi nigdy się nie skrzyżowały. Nigdy o sobie nie słyszeliśmy. A jednak znajduję przynajmniej jeden punkt wspólny: wyświęcono nas w tym samym, 1960 roku.

Obaj byliśmy z pokolenia, które ukończyło seminarium przed Soborem, a sam Sobór przeżyło na początku swego kapłaństwa. Od święceń minęły 53 lata, ale on, ksiądz Giuseppe Puglisi, nie obchodził już ostatnich rocznic. Miał za sobą 33 lata i 2 miesiące kapłaństwa, gdy wieczorem 15 września 1993 r., w dniu 56. urodzin, został zabity.

UŚMIECH PRZED ŚMIERCIĄ

Szedł do założonego przez siebie ośrodka młodzieżowego „Padre nostro” w Brancaccio, na przedmieściach Palermo. Na placu Anity Garibaldi, na wysokości domu z numerem 5, podeszło do niego dwóch morderców z cosa nostry. Zabili go strzałem w tył głowy.

Dziś znamy ich nazwiska: Salvatore Grigoli i Gaspare Spatuzza. Ksiądz – jak potem zeznał Grigoli – ciepło się do nich uśmiechnął i powiedział, że „się tego spodziewał”. Mordercy twierdzili, że ten uśmiech nie dawał im spokoju – i doprowadził do wyznania winy oraz wyrażenia skruchy.

Jedna ze współpracownic księdza wspominała: „Czekaliśmy na księdza Puglisiego z pokrajaniem tortu przygotowanego z okazji jego urodzin. Nagle wpadł jeden z woluntariuszy i z płaczem powiedział, że ojciec Pino nie żyje. Nie był w stanie powiedzieć, że go zabili... Leżał na bruku. Niebieskie oczy miał przymknięte, na twarzy uśmiech”.

„Bóg powiedział: »Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi!«. Trudno to wołanie stłumić. Ci panowie usiłowali zdławić głos sumienia, którym był nasz Padre Peppino Puglisi, tymczasem nadali mu rozgłos, jakiego nie przeczuwali. Sprawili, że dotarł do głębi wielu serc, poza Brancaccio, Palermo i Sycylią. Wydobyli go z cienia, w którym działał bez emfazy, bez retoryki, z uporem i determinacją robotnika Ewangelii, budującego rzeczywistość taką, jakiej Bóg chce. Ukazali go w pełnym świetle. Powinniśmy podziękować mordercom, bo ich czyn pokazał, jak wielkiej miary była postać tego pokornego księdza” – napisała inna jego współpracowniczka.

KSIĄDZ Z PRZEDMIEŚĆ

Giuseppe Puglisi przychodzi na świat w Palermo 15 września 1937 r. Jego ojciec jest szewcem, matka – krawcową. Po święceniach zostaje wikarym na Settecannolo, sąsiadującym z rodzinnym Brancaccio przedmieściu miasta. W 1967 r. zostaje kapelanem sierocińca i wikariuszem w kolejnej parafii. Dwa lata później – wicerektorem niższego seminarium. Fascynuje go Sobór. Od początku interesuje się młodzieżą z tzw. marginesu oraz problemami społecznymi Palermo.

W 1970 r. zostaje proboszczem w małej wiosce Godrano, gdzie między miejscowymi rodzinami toczy się krwawa wojna. Doprowadza do pojednania. Angażuje się w ruch „Krucjata Ewangelii” (potem przemianowany na „Obecność Ewangelii”).

To dopiero początek jego społecznej aktywności. W latach 70. i 80. organizuje letnie obozy dla młodzieży, jest animatorem ruchów FUCI, Equipes Notre Dame, Camminare insieme. W 1990 r. zostaje kapelanem założonego przez kardynała Ruffiniego domu niosącego schronienie i pomoc samotnym matkom oraz kobietom w trudnym położeniu. Dwa lata później otwiera w Brancaccio ośrodek „Padre nostro” (Ojcze nasz), który się staje punktem oparcia dla młodzieży i rodzin z dzielnicy. W pracy wspierają go zakonnice, świeccy woluntariusze oraz lokalne stowarzyszenie, walczące o prawa przedmieścia. Zostaje zabity na rozkaz mafii 15 września 1993 r.

W czerwcu 2012 r. Watykan wydaje dekret uznający męczeństwo księdza. 25 maja 2013 r. na stadionie Barbera w Palermo, przy udziale ok. 80 tysięcy ludzi, kardynał Paolo Romeo przewodniczy uroczystej beatyfikacji. Błogosławiony ks. Giuseppe Puglisi jest pierwszym uznanym przez Kościół męczennikiem-ofiarą mafii.

„TRE PI”

Jaki obraz człowieka wyłania się ze wspomnień tych, którzy go znali? 3P („Tre Pi” – Padre Pino Puglisi) – jak go powszechnie nazywali – był solą w oku mafii. Zginął, bo demaskował hipokryzję ostentacyjnie „religijnych” mafiozów, uczestników procesji i nabożeństw.

Znający go dobrze kardynał De Giorgi powie o nim: „był kapłanem Pana, misjonarzem Ewangelii, który kształtował sumienia w prawdzie, był promotorem społecznej solidarności i posługi kościelnej w miłości”. Jego program można wyczytać z relacji sporządzonej z okazji wizytacji parafii w 1991 r. Pisał tam o „braku szacunku dla godności własnej i innych”, o tym, że nieobecność wartości ludzkich i chrześcijańskich wpływa na tworzenie modelu życia, w którym liczą się arogancja i przemoc, co z kolei prowadzi do wzrostu zorganizowanej przestępczości. Kolejny problem to strach, nieufność i brak solidarności wobec ciągłego zagrożenia. Jak może być inaczej – pisał – jeśli kompletnie brak jakiejkolwiek obecności państwa, które by się troszczyło o prawa i potrzeby obywateli, nie ma żłobków, nie ma służby zdrowia, nie ma średniej szkoły ani struktur społecznych dla dzieci, młodzieży, ludzi starych? We Włoszech takie pytania od lat pozostają bez odpowiedzi.

Jego wielką troską była młodzież. Pisał: „Wielu młodych tej dzielnicy było i jest przetrzymywanych w zakładach karnych dla młodocianych, kiedy jedno z rodziców albo inni krewni siedzą w areszcie lub nałożono na nich areszt domowy”. Młodzi bezrobotni, kuszeni wizją wielkich pieniędzy, stają się łatwym łupem mafii. „Jako chrześcijanie i jako obywatele będziemy prosić władze o to, co się tej dzielnicy należy, ale nie warto lamentować w oczekiwaniu na odpowiedź, lamentowanie nic nie daje. Trzeba uruchomić inicjatywy służące promocji człowieka, inicjatywy, które w mroczną sytuację wniosą odrobinę światła”.

Młodym proponował nowy styl życia. Siostra Karolina, która z nim współpracowała, a po jego śmierci przeniosła się do Calabrii, gdzie otworzyła podobny ośrodek, powiedziała: „metoda don Pino polega na tym, że dzieci i młodzież, przychodząc tu się bawić, muszą się nauczyć respektowania pewnych zasad. Początkowo przychodzi im to z trudem. Ale kiedy zobaczą, że to, co robimy, robimy wyłącznie z miłości do nich, że nie mamy żadnego innego interesu – następuje zmiana”. Siostra Karolina wspomina, że ksiądz Puglisi nazywał takie dzieci – „dziećmi wiatru”.

OBECNY, CHOĆ NIEWIDZIALNY

Ktoś powiedział o nim, że „starał się nie dać odczuć swojej fizycznej obecności” i dalej, że dzwony na jego cześć i czynienie z niego bohatera miasta było nieporozumieniem. Był „antybohaterem”, cenił spotkanie z drugim, dialog. Pragnął rozmawiać ze współczesnymi barbarzyńcami – ludźmi mafii. Kiedy w lipcu 1993 r. dzienniki doniosły o przestępczych zamachach, mających zastraszyć jego i współpracujących z nim parafian, ksiądz Puglisi nie ogłosił protestu, nie domagał się ścigania winnych, ale z ambony zaprosił ich – jako rodziców – do rozsądnej rozmowy o przyszłości własnych dzieci. To ich przeraziło. Przyzwyczajeni do tego, że są zwalczani przez ziemskich bohaterów, przestraszyli się, widząc kogoś, kto żyje Ewangelią i niesie ją ludziom. Był w ich oczach nieznanym zagrożeniem, więc „w ciemnościach nocy zabili go, nie patrząc mu w oczy”.

Irytowało go pobożne gadulstwo. „Zalewa nas potok słów. Jeśli są słowa, to muszą one być potwierdzone faktami. Należy więc działać” – mówił wolontariuszom. Znająca go dobrze siostra Maria Grazia Capri pisze: „Był coraz głębiej przekonany, że wszelkiego rodzaju dewiacje i przestępczość wymagają od Kościoła nie tylko refleksji teologicznej i moralnej, ale takiego sposobu obecności, który poprzez służenie promocji ludzkiej i społecznej wcielałby orędzie ewangeliczne”.

Wspominał, że kiedy zwierzył się matce z zamiaru wstąpienia do seminarium, ona rozpoczęła modlitwy, by był księdzem dobrym i ubogim.

Wymodliła... Duch ubóstwa wyraża się także w tym, co można wyczytać w jego curriculum vitae – w niezwykłej dyspozycyjności. Jego historia to zarówno ważne kościelne funkcje, jak i „najgorsze” (najbardziej niebezpieczne) parafie. W tej mozaice jest także ciągłość: wielka troska o „figli del vento” i fascynacja Słowem Bożym.

Stale obecny wśród swoich parafian, zwyczajny do granic możliwości, bezbronny, uśmiechnięty ksiądz („piccolo prete”, pokpiwali zeń przyjaciele) – z wielkimi dłońmi, wielkimi stopami i wielkimi uszami – wszędzie, gdzie się znalazł, niósł „ferment rewolucji sumień”.

Teraz błogosławiony Tre Pi (3P) będzie naszym patronem. Naszym, to jest z wolna odchodzącego pokolenia księży wyświęconych w roku sześćdziesiątym.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2013