Ofiary uporu

W Brukseli temat uznano za niewygodny. W Darfurze jest na wagę życia. Nie jednego - tysięcy. Chodzi o przyszłość Międzynarodowego Trybunału Karnego - instytucji, która ma służyć tak karaniu winnych ludobójstwa oraz zbrodni wojennych i przeciwko ludzkości, jak odstraszaniu potencjalnych sprawców.

06.03.2005

Czyta się kilka minut

Pomysł zdaje się prosty i od połowy XIX w. jest wałkowany wśród polityków, aktywistów organizacji humanitarnych i specjalistów od prawa narodów (zasługi ma tu m.in. szkoła polska w osobie autora pojęcia “ludobójstwo", prof. Rafała Lemkina). Chodzi o stworzenie działającego z mandatu światowej opinii stałego organu do wymierzania sprawiedliwości sprawcom najpoważniejszych przestępstw przeciwko prawu międzynarodowemu.

Katalizatorami okazały się obie wojny światowe z ich okrucieństwami wobec ludności cywilnej. Równocześnie ujawniły się też bariery wynikające z polityki - m.in. dowolność w klasyfikowaniu zbrodni i zbrodniarzy oraz w doborze sędziów. Najjaskrawszym przykładem był Trybunał w Norymberdze. Po zastoju wynikającym z zimnej wojny sprawa wróciła w związku z rzeziami w Rwandzie i czystkami etnicznymi na Bałkanach (tu znowu pojawia się wątek polski: w 1992 r. Tadeusz Mazowiecki, specjalny wysłannik Narodów Zjednoczonych do badania naruszeń praw człowieka na terenie b. Jugosławii, w jednym z raportów proponuje powołanie stałego organu do osądzania zbrodni wojennych).

Wreszcie latem 1998 r. idea zaczyna stawać się - przynajmniej formalnie - ciałem: do podpisu zostaje złożony Statut Międzynarodowego Trybunału Karnego, uchwalony pod patronatem Organizacji Narodów Zjednoczonych. Cztery lata później, 1 lipca 2002 r., podczas Konferencji Dyplomatycznej Narodów Zjednoczonych z udziałem 160 państw ze wszystkich regionów świata, wchodzi w życie Traktat Rzymski, oficjalnie ustanawiający Międzynarodowy Trybunał Karny.

Dlaczego weto

Mogło się zdawać, że tak szczytna inicjatywa musi zyskać powszechne poparcie. Jest inaczej: weto wobec działalności Trybunału zgłosiło siedem państw - i to w większości o kluczowym znaczeniu dla sensu jego istnienia. O ile jednak jasne są przyczyny obiekcji ze strony dyktatur w rodzaju Chin czy putinowskiej Rosji (uwikłanej na dodatek w wojnę w Czeczenii), to stanowisko takich państw jak Czechy czy Stany Zjednoczone może zdawać się co najmniej dziwne. Podczas zorganizowanego niedawno w Pradze przez Transition Online (amerykański projekt medialny zajmujący się śledzeniem zmian na obszarach postkomunistycznych) seminarium na temat roli i przyszłości Trybunału jedną z najczęściej poruszanych przez zaproszonych ekspertów i dziennikarzy kwestii były właśnie powody, dla których niektóre kraje odrzucają jurysdykcję Trybunału.

Czesi tłumaczą, że nie ratyfikowali dotąd uzgodnień w sprawie MTK (skądinąd jako jedyne państwo Unii Europejskiej!) tak z powodów konstytucyjnych, jak pragmatycznych. Twierdzą, że zgoda na jurysdykcję MTK równałaby się odstąpieniu od zasady niewydawania własnych obywateli i prawa łaski oraz ograniczeniu immunitetu prezydenta i parlamentarzystów. Sugerują też, że MTK i tak nie będzie skuteczny, póki nie uznają go USA (tu pojawia się hipoteza, że tak naprawdę decydująca o stanowisku Pragi jest chęć przypodobania się Amerykanom).

Zastrzeżenia Stanów Zjednoczonych wynikają z innych przesłanek. Chodzi o samą koncepcję jurysdykcji Trybunału oraz jej stosowania wobec państw nie będących stronami Statutu. Sprzeciw Stanów Zjednoczonych budziły także uprawnienia Trybunału do sądzenia członków narodowych sił zbrojnych i misji pokojowych. Przede wszystkim Amerykanie obawiają się, że MTK będzie wykorzystywany do ataków na ich wojskowych oraz polityków przez - paradoksalnie - kraje dyktatorskie. Jak zapewniała na praskim sympozjum oficer prasowy ambasady USA Kim Kirhounek, Stany Zjednoczone potrafią też same osądzać swoich zbrodniarzy, czego najlepszym dowodem są procesy żołnierzy oskarżanych o torturowanie jeńców irackich w więzieniu Abu Ghraib. Ponadto wedle Waszyngtonu istniejące mechanizmy mogą funkcjonować całkiem nieźle - zarówno powoływane pod auspicjami Rady Bezpieczeństwa ONZ trybunały doraźne (np. do spraw zbrodni w Rwandzie i b. Jugosławii), jak tzw. sądy hybrydowe, w których sędziów miejscowych wspomagają sędziowie delegowani przez społeczność międzynarodową (vide: Sierra Leone).

Amerykańskie słowa, amerykańskie czyny

Krytycy Białego Domu w tej sprawie (a poddaniu się USA jurysdykcji Trybunału sprzeciwił się tak demokrata Bill Clinton, jak republikanin George W. Bush) przekonują, że niechęć ta wynika raczej z przyczyn psychologicznych bądź ideologicznych niż realnych zagrożeń dla pozycji Ameryki w świecie. Wytykają przy tym słabości argumentacji Waszyngtonu (wniosek do Trybunału nie wystarczy do wszczęcia postępowania - decyduje niezależny prokurator; jurysdykcja dotyczy tylko sytuacji, gdy państwo nie chce sądzić swoich obywateli - a przecież urzędnicy amerykańscy przekonują, że USA nie uchylają się od tego itd.). Podnoszą wreszcie, że sprzeciw wobec popieranego przez “resztę świata" rozwiązania szkodzi reputacji kraju. “Prezydent Bush wygłasza pełne pasji mowy o potrzebie zapewnienia wolności ludziom na całym świecie, a równocześnie jego podwładni z pełną desperacją blokują próby doprowadzenia przed międzynarodowy sąd sudańskich urzędników odpowiedzialnych za zbrodnie przeciwko ludzkości w prowincji Darfur" - pisał ostatnio w “Washington Post" Nicholas Kristof. Przyznaje on, że zasługi Busha w obronie praw człowieka są większe niż wielu innych światowych przywódców - także europejskich. Jednak tragedia Darfuru - gdzie miesiąc w miesiąc ginie 10 tys. osób - jest szczególna. Nie tylko przez swą skalę, ale i dlatego, że presja międzynarodowa, a zwłaszcza perspektywa szybkiego osądzenia zbrodniarzy, może skłonić tamtejszych watażków do wstrzymania rzezi. Bush tymczasem - wyłącznie w imię ideologii - sabotuje tę szansę. “A to już - ocenia Kristof - szaleństwo".

Pomysł na kompromis

Różnica zdań między Europą a Ameryką w sprawie Trybunału jest tak znacząca, że podczas ostatniej podróży George’a W. Busha na Stary Kontynent dyplomaci obu stron postanowili tego tematu (jak i paru innych) nie poruszać. Podróż służyć wszak miała łagodzeniu napięć.

Szczęśliwie takie rygory nie obowiązują intelektualistów. Grupa ekspertów od polityki międzynarodowej z obu stron Atlantyku (m.in. politolodzy Francis Fukuyama, Robert Kagan, Timothy Garton Ash i Aleksander Smolar, a także Anthony Lake, b. doradca prezydenta Clintona ds. bezpieczeństwa narodowego; Strobe Talbott, b. zastępca sekretarza stanu USA; Douglas Hurd, b. szef brytyjskiego MSZ i Janusz Onyszkiewicz, b. minister obrony RP) opracowała więc dokument-apel o odbudowanie partnerskich stosunków między Europą a Stanami Zjednoczonymi. Oczywiście, jak na takie manifesty przystało, pojawiają się wielkie słowa (“partnerstwo między Europą a USA pozostaje kluczem do bezpieczeństwa, dobrobytu i wolności ludności całego świata") i szumne deklaracje (że obie strony “dążą do tych samych fundamentalnych celów: niesienia pokoju, zwalczania terroryzmu i zapobiegania rozprzestrzenianiu broni masowego rażenia, krzewienia demokracji i praw człowieka" oraz są “zdecydowane przezwyciężyć nieporozumienia na drodze wspólnych wysiłków, tak aby mogły razem ponosić ryzyko i koszty związane ze wspólną budową lepszego świata").

Jednak, co ważne, autorzy nie ograniczyli się do górnolotnych wezwań. Przedstawili też listę kwestii spornych - wraz z pomysłami ich załagodzenia. Pojawia się też naturalnie sprawa Trybunału. Tu propozycja jest nad wyraz koncyliacyjna: sygnatariusze zakładają, że Stany Zjednoczone będą podtrzymywać wątpliwości co do jurysdykcji MTK nad obywatelami państw nie będących stronami traktatu ustanawiającego Trybunał i dążyć do zawierania dwustronnych umów zapewniających wyłączenie wysokich urzędników oraz personelu wojskowego USA spod jurysdykcji tego Trybunału. Równocześnie byłoby pożądane, żeby Stany Zjednoczone zobowiązały się, że nie będą w tym celu stosować środków nacisku (“w tym wstrzymywania pomocy") wobec żadnego kraju. Także UE powinna zawrzeć z USA porozumienie wyłączające wysokich urzędników wykonujących obowiązki służbowe oraz personel wojskowy Stanów Zjednoczonych spod jurysdykcji Trybunału. USA nie mogą wreszcie sprzeciwiać się uchwaleniu przez Radę Bezpieczeństwa ONZ rezolucji w sprawie przekazania Trybunałowi dochodzenia w Darfurze. Więcej: powinny służyć MTK informacją i pomocą.

Prezydent USA zapewne przeczytał list tak znaczących postaci.

---ramka 347417|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2005