Odwrócona flaga

Pytanie o dobro prześladuje Amerykanów, starających się zrozumieć, co tak naprawdę robią w Iraku.

06.05.2008

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Bitwa o Irak” w reżyserii Nicka Broomfielda /
Kadr z filmu „Bitwa o Irak” w reżyserii Nicka Broomfielda /

Hank Deerfield, grany przez Tommy’ego Lee Jonesa bohater filmu "W dolinie Elah", ma twarz starca, ale ilekroć mówi: "przepraszam", brzmi jak skarcony dwunastolatek. Emerytowany wojskowy, wyruszający na poszukiwanie syna (który oddalił się z bazy po powrocie z Iraku), jest otoczony przez wulgarność żołnierskiego slangu, przemoc i brud zapadłej nowomek sykańskiej mieściny, a w jednej ze scen - przez manekiny z plugawego sex-shopu. A mimo to wydaje się nietknięty: stoi za nim żelazna edukacja moralna, każąca zwracać się do kelnerki topless: "Proszę pani". Hank ma w sobie coś ze skały; kiedy zacina się przy goleniu, szok jest podwójny: bolesny (dla niego) i ontologiczny (dla nas). Okazuje się nagle, że Hank także krwawi.

Formuła Haggisa

"W dolinie Elah" wyreżyserował Paul Haggis, nagrodzony dwa lata temu Oscarami za scenariusz i produkcję "Miasta gniewu" majster od filmów konceptualnego moralizmu. Termin bombastyczny, ale zjawisko prawdziwe. Haggis sięgnął do tradycji zapoznanej, a przecież tak ważnej w historii Hollywoodu - do filmów Stanleya Kramera. "Ucieczka w kajdanach" (1958), "Kto sieje wiatr" (1960), "Wyrok w Norymberdze" (1961) czy "Zgadnij, kto przyjdzie na obiad?" (1967) do dziś pozostają klasykami kina społecznie uświadomionego, angażującego największe gwiazdy, by w atmosferze dobrze spełnianej moralnej powinności wygłosiły kilka tyrad przeciwko rasizmowi, bigoterii etc.

Błyskotliwość Haggisa polega na odnowieniu tamtej formuły. Rezygnuje z tyrady podsumowującej, z instancji wszystkowiedzącego rozjemcy (u Kramera granego zazwyczaj przez Spencera Tracy). Nazwałem moralizm Haggisa konceptualnym, ponieważ gwarantem słuszności nie jest u niego prosty podział na "dobrych" i "złych", ale przecinające się racje różnych bohaterów, z których każdy do pewnego stopnia jest ograniczony w swym światopoglądzie. W kinie Haggisa ostateczną instancja moralną jest widz, quasi-Bóg siedzący w kinowym fotelu. Bohaterowie napisanych przez Haggisa "Listów z Iwo Jimy" pozostają nieświadomi ideowych rozczarowań, z jakimi borykają się ich amerykańscy adwersarze ze "Sztandaru chwały" (także ze scenariuszem Haggisa). I vice versa. Widzenie całościowe rezerwuje się dla widza. Jeśli w podobnych konstrukcyjnie filmach Altmana moralna konfuzja dotyczyła wszystkich, włącznie z odbiorcą, u Haggisa dotyczy wszystkich z wyjątkiem niego.

Strategia Haggisa jest symptomatyczna, ponieważ ostatnie miesiące udowadniają, w jak wielkim kryzysie zaufania znajdują się Stany Zjednoczone. Nieufność wobec władzy, która kłamie; telewizji, która manipuluje; wreszcie wobec samej narodowej mitologii, która stawia na piedestale niewłaściwe wartości - taki obraz przebija z "Aż poleje się krew", "Michaela Claytona" i z finału "Wojny Charliego Wilsona". Nawet serial o prezydencie Johnie Adamsie - wyemitowana niedawno superprodukcja kanału HBO - opowiada o narodzinach Stanów Zjednoczonych jako kraju od początku skażonego przez półprawdy. W szóstym odcinku znajduje się prawdziwie wstrząsająca scena zasiedlenia (wciąż nieukończonego) Białego Domu przez Johna i Abigail Adams. Budynek jest surowy, otoczony bagnami, zakopcony dymem z nieudrożnionych kominków. Abigail pyta: "Siedziba prezydenta wolnego kraju budowana przez niedożywionych niewolników... Czy z tego może narodzić się jakieś dobro?".

"Co my tutaj robimy?"

Pytanie o dobro, o wartość pozytywną, prześladuje Amerykę starającą się zrozumieć, co tak naprawdę robi w Iraku. Mija piąty rok od inwazji - równie błyskawicznej, co błyskawicznie zniesławionej. Irak to coś więcej niż haniebne przekłamania o broni masowego rażenia i partacko poprowadzona okupacja, wzniecająca konflikty zamiast je gasić. Jak pisze Thomas E. Ricks, autor bestsellerowej książki "Fiasco: The American Military Adventure in Iraq", przemówienie Busha czyniące z wojny prewencyjnej oficjalną amerykańską strategię (wygłoszone w West Point w czerwcu 2002 r.) "stanowiło zdumiewające zerwanie z dekadami praktyki i z dwoma wiekami tradycji" - opartej dotąd bądź na izolacjonizmie, bądź na zimnowojennym z ducha "powstrzymywaniu".

Od momentu, w którym wojna z Saddamem przerodziła się w wojnę z cywilami, amerykańscy (i nie tylko) filmowcy coraz głośniej pytają o dalszy sens jej prowadzenia. Brian De Palma, autor pamiętnych "Ofiar wojny" (1989) o bestialskim gwałcie amerykańskich żołnierzy na wietnamskiej nastolatce, opowiedział tę samą historię ponownie - opierając ją na analogicznym zdarzeniu z Iraku - w czekającym na polską premierę "Redacted" ("Ocenzurowano"). W jednej z pierwszych scen tego ucharakteryzowanego na amatorskie wideo filmu któryś z bohaterów prorokuje, że "pierwszą ofiarą tej wojny będzie prawda".

I tak się faktycznie dzieje. De Palma przeplata ze sobą obrazy umieszczone na YouTube’ie, rzekomy francuski dokument o wojskowych punktach kontroli, materiał upozowany na taśmę przechwyconą z kamery przemysłowej. Film jest, oczywiście, napisany i zagrany, ale De Palma każe widzowi kwestionować status filmowego obrazu jako nośnika prawdy. Wszystko zależy od kontekstu. Scena, w której amerykański kapral wylatuje w powietrze po nastąpieniu na minę, jest powtórzona dwukrotnie: raz filmowana cyfrówką jednego z żołnierzy, raz umieszczona na terrorystycznej stronie internetowej, z modlitwą do Allacha dobiegającą zza kadru.

Podobne zderzenie kontekstów prezentuje brytyjski dokumentalista Nick Broomfield w obecnej na naszych ekranach fabularnej "Bitwie o Irak". Krwawy epizod sprzed dwóch lat, kiedy to w miejscowości Haditha doszło do masakry ludności cywilnej przez amerykańskich żołnierzy po zamachu bombowym, zostaje przez reżysera poddany anatomicznej sekcji. Przeplatają się trzy punkty widzenia: Amerykanów, terrorystów (ale nie należących, jak sami mówią, "do tej stukniętej Al-Kaidy") oraz cywilów świętujących obrzezanie syna. Broomfield analizuje spiralę przemocy, zamieniając jednocześnie swój film w katalog kwestii politycznych; zakładana przezeń aktywność widza przypomina odhaczanie kolejnych punktów politycznego przemówienia. Jest i kwestia niedostatecznego żołdu, i braku pomocy psychologicznej dla żołnierzy, i gorzkich konsekwencji rozwiązania zawodowej armii irackiej przez Amerykanów. Wszystko prawdziwe, ale podawane z namaszczeniem właściwym pogadance.

Stan międzynarodowego alarmu

Haggis, Broomfield, De Palma: żaden nie ufa pojedynczemu narratorowi. Każdy kwestionuje sam status filmowego obrazu. U Haggisa narracja obiektywna punktowana jest urywkami filmów z Iraku, nakręconymi komórką przez poszukiwanego syna. Cyfrowy obraz rozpada się na prostokąty, jakby ktoś uderzył weń młotkiem. Tak samo dzieje się u De Palmy, świadomie sięgającego po najgrubiej ciosane przejścia montażowe, wzięte prosto z programu typu Windows MovieMaker.

Wszystkie te filmy są dowodem nie tyle na brak moralnej energii Amerykanów, ile na brak drogowskazu pozwalającego tę energię pozytywnie skanalizować. "W dolinie Elah" pokazuje świat spopielony, skąpany w brązach, beżach i szarościach, w którym każda plama czerwieni przykuwa natychmiast uwagę. Dzięki temu finałowy gest Hanka, wieszającego amerykańską flagę do góry nogami (co oznacza stan międzynarodowego alarmu), jest tak wymowny.

Haggis pokazuje, że nawet jego pozornie niewzruszony bohater potrzebuje pomocy. Jeśli potraktować milczącego i twardego Hanka jako figurę USA, to ów finałowy gest desperacji jest w istocie gestem pokory; wyciągnięcia dłoni po pomoc. Ameryka może wydawać się bezwzględna, nieczuła i martwa - Haggis zdaje się jednak mówić, że nawet ona (jak Hank) jest jeszcze zdolna do szczerego "przepraszam". Musi tylko zdać sobie sprawę, w jak wielką pułapkę się uwikłała - i zebrać się na tę odwagę, której, jak powiada Hank, tak bardzo było potrzeba Dawidowi, kiedy stanął w dolinie Elah naprzeciwko Goliata.

"W DOLINIE ELAH" (IN THE VALLEY OF ELAH) - scen. i reż.: Paul Haggis, zdj.: Roger Deakins, wyst.: Tommy Lee Jones, Charlize Theron, Susan Sarandon i inni, muz.: Mark Isham, USA 2007. W polskich kinach od 9 maja.

"BITWA O IRAK" (BATTLE OF HADITHA) - reż.: Nick Broomfield, scen.: Nick Broomfield, Marc Hoeferlin, Anna Telford, zdj.: Mark Wolf, wyst.: Elliot Ruiz, Yasmine Hanani, Andrew McLaren i inni, muz.: Nick Laird-Clowes, Wielka Brytania 2007. W polskich kinach od 25 kwietnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2008