Od Warszawy do Rzymu

W marcu 1939 roku Aleksander Bocheński pisał w "Polityce: "My Polacy lepiej i pewniej niż wszystkie inne narody wiemy, że instynkt walki o wolność do ostatniego żołnierza jest jednocześnie największą mądrością, że każda przelana kropla krwi ustokrotni się w chwale i w zwycięstwie. Środowisko "Polityki zdawało sobie sprawę z dramatyzmu sytuacji, ale w piśmie dominowała retoryka heroiczno-mocarstwowa. Wkrótce Giedroyc porzuci ideę Polski imperialnej, a dewizą jego powojennej działalności stanie się "przyleganie do rzeczywistości.

26.09.2006

Czyta się kilka minut

W nocy z 4 na 5 września Giedroyc opuścił Warszawę z personelem Ministerstwa Przemysłu i Handlu. Towarzyszyła mu żona Tatiana (z którą od roku 1937 pozostawał w separacji). Na kilkudniowym postoju w Równem Redaktor zdążył jeszcze wydać trzy numery dwustronicowego pisma "Ostatnie Telegramy" publikującego informacje z nasłuchu radiowego, z biura prasowego rządu oraz od władz cywilnych i wojskowych. Efemeryda ukazywała się w nakładzie 6 tysięcy egzemplarzy. Po agresji Związku Sowieckiego na Polskę Giedroyc przekroczył granicę polsko-rumuńską na Czeremoszu w Kutach. Odłączył się od rządowej kolumny i po kilku dniach dotarł do Bukaresztu, wkrótce objął stanowisko prywatnego sekretarza ambasadora RP Rogera Raczyńskiego, przyjaciela i zwierzchnika z czasów pracy w Ministerstwie Rolnictwa. Stał się jego najbliższym współpracownikiem i towarzyszył mu aż do likwidacji ambasady w listopadzie 1940 r. "Potrafił - wspominał urzędnik ambasady - autorytatywnym spokojem, rozwagą i umiejętnością organizowania spraw i ludzi podtrzymać Raczyńskiego w tym może najtrudniejszym okresie jego życia".

Tajny rząd sanacyjny

Rumuni internowali najwyższe władze polskie, niezbędne stało się ustąpienie prezydenta Ignacego Mościckiego i wyznaczenie przez niego następcy wśród polityków przebywających na Zachodzie. Tym samym piłsudczycy tracili władzę na rzecz opozycji, bo Francuzi postawili na gen. Władysława Sikorskiego. Raczyński uznał konieczność zmiany i przekonał internowanego Mościckiego do ustąpienia. Nowy rząd Sikorskiego pałał nienawiścią do sanacji, widząc w niej jedynego sprawcę klęski. Powołano komisję śledczą do badania przyczyn klęski wrześniowej, która zajęła się tropieniem przejawów opozycji i zwalczaniem prawdziwych i urojonych wpływów sanacji. Wysłannicy prof. Stanisława Kota, który był głównym inspiratorem kampanii antypiłsudczykowskiej, ludowcy i endecy, prowadzili kampanię oszczerstw i insynuacji. Roili sobie, że w Rumunii istnieje "tajny rząd sanacyjny", gotowy do wkroczenia do Polski po klęsce Niemiec, a były redaktor "Polityki" jest przedstawicielem owego rządu w Bukareszcie.

Tymczasem Giedroyc urzędował. Przeprowadził reorganizację ambasady, tak aby mogła podołać rozlicznym nowym obowiązkom, załatwiał mnóstwo bieżących spraw konsularnych, przyjmował uchodźców, starał się łagodzić trudności emigranckiego losu, ułatwiać wyjazd do Europy Zachodniej i na Bliski Wschód. Zwłaszcza Żydzi polscy czuli się zagrożeni. W Rumunii wezbrała fala antysemickich pogromów, w kraju panoszyli się już Niemcy, przejęcie władzy przez faszystów wydawało się bliskie. Giedroyc zajmował się również kontaktami z krajem: organizował pomoc materialną, sondował opinie, zbierał informacje, konferował z emigrantami ukraińskimi, m.in. z Wasylem Mudryjem, przewodniczącym Ukraińskiego Narodowo-Demokratycznego Zjednoczenia (UNDO) i wicemarszałkiem Sejmu RP. Giedroyciowi zależało na obecności Ukraińców w najwyższych władzach polskich na uchodźstwie. Brał też udział w przygotowaniach konspiracyjnego powrotu marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego do Polski. Dzięki poparciu prof. Henryka Tennenbauma, który wysoko ocenił jego kwalifikacje merytoryczne, otrzymał z Paryża nominację na kierownika biura do spraw mniejszości przy Radzie Ministrów. Nie mógł jednak wyjechać, bo ambasada francuska odmówiła mu wizy. Nie dano mu również wizy wojskowej. Jako piłsudczyk był na rządowej liście osób, dla których droga do Europy Zachodniej była zamknięta.

W sierpniu 1940 r. kontrwywiad wszczął przeciw Giedroyciowi śledztwo. Oskarżono go ni mniej, ni więcej, tylko o handlowanie notami werbalnymi wystawionymi na oficjalnych blankietach i podpisanymi przez Raczyńskiego. Dokument taki umożliwiał otrzymanie wizy zagranicznej, a nawet paszportu polskiego. Wszczęto dochodzenie pod nazwą "Sprawa karna Jerzego Giedroycia i towarzyszy". Wykazało ono, że Giedroyc przekazał znajomemu kilka not in blanco, które ten bez jego wiedzy sprzedał Żydom polskim pragnącym jak najszybciej się wydostać za granicę. Niewinność sekretarza ambasadora była oczywista, ale dopiero zdecydowana reakcja Raczyńskiego powstrzymała maniaków. Później w wojsku prof. Kot polecił inwigilować Giedroycia. Urabiał mu też opinię defraudanta.

Gdy po zerwaniu stosunków polsko-rumuńskich ambasada RP została zlikwidowana, a ambasador z personelem udał się do Stambułu, Giedroyc zorganizował ostatnią polską placówkę - Wydział Polski przy poselstwie Chile. Rząd polski powierzył zwierzchnictwo nad Wydziałem Samsonowi Mikicińskiemu, pracownikowi chilijskiej służby dyplomatycznej, który korzystając z paszportu dyplomatycznego przewoził do okupowanej Polski pieniądze rządowe na potrzeby konspiracji. Mimo meldunków polskiego kontrwywiadu, że Mikiciński jest agentem gestapo, prof. Kot darzył go nieograniczonym zaufaniem. Mikiciński natychmiast zdezorganizował pracę Wydziału i już w grudniu 1940 r. usunął Giedroycia i prawie cały personel placówki. Dzięki dobrym stosunkom wśród Rumunów i wsparciu poselstwa angielskiego Giedroyc prowadził dalej działalność. Usunięty z pomieszczeń biurowych urzędował w mieszkaniach prywatnych, kawiarniach. Jego ekipa zajmowała się zwłaszcza ekspediowaniem żołnierzy na Zachód i ewakuacją uchodźców. Zabiegano też skutecznie o uwolnienie polskich urzędników i oficerów kontrwywiadu aresztowanych przez Rumunów w październiku 1940 r.

Przystojny ponurak

W lutym 1941 r. stosunki brytyjsko-rumuńskie zostały zerwane, ewakuujący się Anglicy zabrali Giedroycia do Stambułu. Giedroyciowi nie uśmiechała się służba dyplomatyczna w Turcji, z dala od wojennych wydarzeń. Wstąpił do wojska i wyjechał do Palestyny, gdzie w El Latrun koło Emaus stacjonowały oddziały Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich. Wkrótce trafił do Tobruku i brał udział w słynnej obronie twierdzy. Okres ten nazywał paradoksalnie "przyjemnymi wakacjami", choć miasto było bombardowane, a oddziały polskie ponosiły ciężkie straty. Brygada Karpacka składała się w znacznej mierze z inteligentów. Służyli tu Adolf Bocheński, Mieczysław Pruszyński, Juliusz Mieroszewski. Panował styl życia właściwy wszystkim skupiskom inteligencji: dyskutowano, redagowano pisma, projektowano przyszłość. Po klęsce wojsk niemiecko-włoskich w Afryce Brygadę Karpacką przeniesiono do Iraku. Giedroyc zajmował się w owym czasie działalnością oświatową, organizował pogadanki dla żołnierzy. Na jesieni 1942 r. przyjął propozycję Józefa Czapskiego przejścia do Biura Propagandy

Drugiego Korpusu, który tworzyły, prócz Brygady Strzelców Karpackich, dywizje sformowane w ZSRR w roku 1941 i 1942. W tym okresie - wspominał Giedroyc - Czapski stał się dla niego kimś niezmiernie bliskim. "Niemal natychmiast zaczął mi opowiadać o swoich przeżyciach w Związku Sowieckim i o Katyniu. Rozmowa na ten temat odbywała się głównie w łaziku, którym jeździliśmy po pustyni, odwiedzając rozmaite punkty, gdzie stacjonowało nasze wojsko. Siedząc w łaziku, owinięci mokrymi prześcieradłami, prowadziliśmy niekończące się rozmowy".

W Biurze Propagandy i Kultury Giedroyc został szefem wydawnictw wojskowych. Zreorganizował redakcję tygodnika "Orzeł Biały", który robiony był nieudolnie i wychodził z opóźnieniem. Następnie utworzył dziennik, który zaczął się ukazywać jeszcze w Bagdadzie. Miał również pewien wpływ na sposób redagowania angielskiego pisma "Parada", które redagował Juliusz Mieroszewski. Zaprzyjaźnią się w Rzymie w roku 1945. W kilka lat później Mieroszewski nawiąże regularną współpracę z "Kulturą" i stanie się najwybitniejszym polskim pisarzem politycznym drugiej połowy XX wieku.

W marcu 1943 r. na irackiej pustyni w Quizil Ribat Giedroyc poznał Zofię Hertz, która miała zostać jego najważniejszą współpracownicą. Dotarła do Armii Polskiej z mężem Zygmuntem Hertzem z zesłania w Republice Maryjskiej. Pierwsze spotkanie nie zapowiadało przyszłości. "Kiedy wróciłam z Kairu - wspomina Zofia Hertz - koleżanki od razu zawiadomiły mnie, że ten »nowy« już pracuje, że jest bardzo przystojny, ale straszny ponurak. Chciałam się przekonać na własne oczy, jak on wygląda, natychmiast więc udałam się do biura Czapskiego. Siedział tam Giedroyc i rzeczywiście robił wrażenie dość ponurego. Nie przejęłam się tym i mówię, że chciałabym widzieć majora Czapskiego. Na co Giedroyc odpowiedział: »Przecież widzi pani, że go tu nie ma!« (...) Zaczęłam go wypytywać, jak długo tu jest, czy mu się podoba. Odpowiadał monosylabami. (...) Po jakimś czasie okazało się, że świetnie się rozumiemy i mamy wspólny język".

Jako szef prasy wojskowej Giedroyc skupił wokół siebie odpowiednich współpracowników. Literaci nie mieli w Drugim Korpusie żadnych przywilejów. Prawie wszyscy byli na linii. Organizował więc pod dowolnym pretekstem zebrania literatów czy dziennikarzy, co zapewniało im trochę relaksu i pozwalało korzystać z ich usług w redakcji czy zamawiać materiały. Pisali m.in. Józef Czapski, Władysław Broniewski, Jan Olechowski, redaktor dodatku literackiego w "Dzienniku Żołnierza", Jan Bielatowicz, Artur Międzyrzecki, Melchior Wańkowicz. Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, wówczas młodego eseistę i krytyka literackiego, Giedroyc poznał we Włoszech po bitwie pod Monte Cassino: "Zaprzyjaźniliśmy się i ustaliliśmy, że po skończeniu przezeń podchorążówki będę zabiegał o przydzielenie go do »Orła Białego«, żeby objął dział literacki".

Generał na barykadzie

Nastroje w Drugim Korpusie były zawsze, ze zrozumiałych względów, antysowieckie. Pogłębił je kryzys katyński i zerwanie stosunków z ZSRR. W polskiej prasie wojskowej antysowieckie artykuły tropiła brytyjska cenzura. By zmylić jej czujność, Giedroyc publikował na miejscu artykułów wstępnych wymowne wiersze Broniewskiego, których znaczenia cenzorzy dochodzili już post factum. Powrót poety do kraju w 1945 r. władze w Londynie potraktowały jako zdradę. Wstrzymano kolportaż nowego tomu wierszy i nie wypłacono mu honorarium. Giedroyc, który wówczas pracował w Ministerstwie Informacji w Londynie, uzyskał cofnięcie zakazu kolportażu i wypłatę należnych pieniędzy. Część wojennych wierszy Broniewskiego była w PRL-u niecenzuralna. Ukazały się nakładem Instytutu Literackiego w roku 1962, po śmierci poety. Spontaniczne zaangażowanie się Giedroycia w obronę pisarza, który opowiedział się po stronie wrogiej ideologii, świadczy nie tylko o lojalności łączącej towarzyszy broni. Giedroyc uważał, że konflikt ideowy nie zwalnia z przestrzegania elementarnych norm. Sztuka zaś pozostaje czymś zasadniczo odmiennym od polityki, choć tak bardzo będzie w nią w drugiej połowie XX wieku uwikłana.

W lipcu 1944 r., po bitwie pod Monte Cassino, Giedroyc został ukarany dwoma tygodniami aresztu domowego za to, że pozwolił umieścić w "Orle Białym" artykuł pt. "Libia - Cassino" zestawiający właśnie zakończoną bitwę i obronę Tobruku przez Brygadę Karpacką. W dowództwie uznano tekst za "szkodliwy i tendencyjny", obniżający rangę zwycięstwa w bitwie o Monte Cassino.

Wybuch Powstania Warszawskiego uważał Giedroyc za katastrofę pogłębiającą dramatyczną sytuację Polski. Zameldował się u Wodza Naczelnego gen. Kazimierza Sosnkowskiego, który przebywał wówczas w Rzymie. "Przedstawiłem generałowi moją ocenę sytuacji - wspominał - uważałem, że wchodzimy w noc i że za wszelką cenę trzeba zachować pewne imponderabilia, które byłyby drogowskazem na ciężki okres. Do tych imponderabiliów zaliczałem legendę Naczelnego Wodza i wojsko". Giedroyc zaproponował Sosnkowskiemu, że z niewielkim oddziałem skoczy ze spadochronem do Warszawy. Legenda wymagała, by na barykadach obok powstańców ginęli żołnierze Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Giedroyc gotów był lecieć do kraju. Po długiej rozmowie gen. Sosnkowski miał się zgodzić i polecił podporucznikowi Giedroyciowi przyjść nazajutrz. Ale następnego dnia już go nie przyjął.

Późnym latem 1944 r. Giedroyc został usunięty z Wydziału Prasy i Wydawnictw Drugiego Korpusu. Złożyło się na to wiele przyczyn, zwłaszcza politycznych. Zdaje się jednak, że zdecydowała niezależność Giedroycia, który w wojsku nie przestał być cywilem. Dbał przede wszystkim o poziom swych wydawnictw, nie zawsze respektując układy personalne. Zarzucano mu zbytnią samodzielność w polityce wydawniczej. Zabrakło też Józefa Czapskiego, który wtedy zajmował się organizacją wojskowego biura informacyjnego w Paryżu. Dopóki był blisko gen. Władysława Andersa, bronił przyjaciela przed intrygami i pomówieniami. Wkrótce Giedroyc odkomenderowany został do ośrodka szkoleniowego broni pancernej w Gallipoli na południu Włoch. Niebawem wezwano go do Londynu i objął Departament Kontynentalny w Ministerstwie Informacji i Propagandy. Biuro to zajmowało się w owym czasie już prawie wyłącznie zwijaniem polskich placówek oświatowych i propagandowych. Wśród Polaków w Londynie panowało przekonanie o rychłym konflikcie między aliantami zachodnimi a Związkiem Sowieckim, który miał przynieść Polsce niepodległość i otworzyć emigrantom drogę powrotną do ojczyzny.

Giedroyc w szybki wybuch wojny nie wierzył. Przewidując dłuższy pobyt na emigracji, proponował, by zapewnić instytucjom kulturalnym solidne podstawy materialne. Planował np. rekwizycję sprzętu drukarskiego i papieru na okupowanych przez oddziały polskie terenach niemieckich. Nie znalazł jednak dla tych projektów zrozumienia u ministerialnych zwierzchników. To, czego nie mógł zorganizować na szeroką skalę z pomocą środków istniejącego wciąż aparatu państwa polskiego na uchodźstwie, postanowił zrobić samodzielnie. Tak dojrzał do realizacji pomysł niezależnej instytucji kulturalnej i ośrodka politycznego - "Kultury".

Prof. Andrzej Stanisław Kowalczyk (ur. 1957) jest historykiem literatury i eseistą, edytorem twórczości i korespondencji Jerzego Giedroycia, Witolda Gombrowicza, Bolesława Micińskiego, Ireny Vincenz, Stanisława Vincenza. Opublikował m.in. książki "Kryzys świadomości europejskiej w eseistyce polskiej lat 1945-1977", "Nieśpieszny przechodzień i paradoksy: rzecz o Jerzym Stempowskim", "Giedroyc i »Kultura«". Ostatnio zaś: "Od Bukaresztu do Lafitów. Jerzego Giedroycia rzeczpospolita epistolarna".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2006