Od ściany do ściany

"Gotów jest do udzielania wszelkich informacji i wykonywania zadań za granicą i w kraju, ale nie może nadal pozostawać na statusie agenta. Z tego powodu ciągle jest psychicznie załamany - pisał o Micewskim w marcu 1976 roku wysoki oficer MSW.

28.08.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Po zamknięciu w 1973 r. wydawnictwa Verum stosunki Micewskiego z MSW skomplikowały się. W grudniu 1974 r. kontakty z nim przejął płk Edward Jankiewicz, naczelnik Wydziału II Departamentu IV MSW. Ich pierwsze spotkanie było okazją do wyłożenia przez Micewskiego żalów wobec resortu. Przypomniał, że przez pułkowników Piętka i Morawskiego był nastawiany na przeciwstawianie się koncepcjom "reakcyjnych działaczy" w KIK i "Tygodniku Powszechnym"; że obiecywano mu miejsce w Sejmie. Mandatu nie otrzymał, a jego poczynania w ruchu Znak doprowadziły do podcięcia pozycji w środowisku, czego do tej pory nie może odrobić. "Wszystkie swoje ruchy w środowisku robił z naszego polecenia lub za naszą akceptacją, więc nie może zrozumieć, dlaczego wszystko się przeciwko niemu obraca". Prosił o rozwiązanie sprawy jego środków utrzymania, umożliwienie zatrudnienia w jakiejś redakcji. Zwrócił uwagę na możliwość działania na odcinku katolickim w Republice Federalnej Niemiec, zaznaczył, że widzi szansę stworzenia w CDU polskiej grupy nacisku.

Tajna dyplomacja

Kontakty niemieckie, pielęgnowane przez Micewskiego od lat, weszły w nową fazę, gdy w 1972 r. wziął udział w oficjalnej delegacji ruchu Znak, która pojechała do RFN na zaproszenie kard. Joachima Doepfnera. Wizyta była związana z ratyfikacją układu polsko-niemieckiego z 1970 r. oraz jego konsekwencjami w dziedzinie pojednania między oboma krajami. Wiosną 1975 r. Micewski otrzymał oficjalne zaproszenie do Niemiec od ambasadora RFN. W ramach dwutygodniowej podróży przewidziano spotkania z redaktorami czołowych pism, a także rozmowy z politykami.

Do podróży Micewskiego MSW przywiązywało dużą wagę. Świadczy o tym pismo dyrektora departamentu IV płk. Konrada Straszewskiego do wiceministra Bogusława Stachury z prośbą o zgodę na odbycie przez płk. Jankiewicza spotkania z TW "Michalskim" w Wiedniu w dniach 28-31 maja 1975 r. "Otrzymane materiały od TW »Michalski« zostaną poprzez rezydenturę Departamentu I przesłane do kraju".

W teczce zachowała się kilkustronicowa "Notatka" o spotkaniach w RFN 12-25 maja, podpisana przez Micewskiego imieniem i nazwiskiem. Jej główną częścią jest sprawozdanie z rozmowy z przywódcą SPD i byłym kanclerzem Willym Brandtem, do której doszło 15 maja. Brandt przedstawił możliwości rządu RFN dotyczące pomocy gospodarczej dla Polski (nieprzekraczalna jest suma 2,5 mld marek), wskazał też, że płatności z tytułu odszkodowań wojennych nie mogą nosić takiej nazwy i kwalifikacji prawnej, gdyż mogłoby to pociągnąć za sobą wystąpienie z podobnymi roszczeniami przez ZSRR. Brandt zwrócił też uwagę na konieczność osiągnięcia porozumienia z rządem polskim przed lipcem, aby na Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie mogło dojść do spotkania kanclerza Helmuta Schmidta z Gierkiem. Dodał, że jeśli porozumienie nie zostanie osiągnięte przed jesienią, zapewne nie dojdzie do niego wcale, gdyż zacznie się wówczas kampania wyborcza, a istnieją potężne grupy nacisku przeciwne takiemu porozumieniu. Brandt powiedział również, że zamierza wystąpić do Breżniewa z propozycją, aby po podpisaniu aktu KBWE, "Konferencja co półtora do dwóch lat odbywała periodyczne sesje, na których rządy będą składały sprawozdania, co zrealizowały z uchwał konferencji, szczególnie w sprawach tzw. Trzeciego koszyka, a więc zakresu wolności i wymiany ludzi i informacji". Kolejni rozmówcy Micewskiego przekonywali, że jest to osobisty pomysł Brandta, który "swoją politykę wschodnią chce łączyć z troską o wolność we wszystkich krajach europejskich".

Jak wynika z treści rozmowy, Brandt potraktował Micewskiego jako nieoficjalnego przedstawiciela władz w Warszawie, a to, co mu powiedział, miało trafić do wiadomości polskiego rządu. Podobnie, jak się wydaje, traktowali Micewskiego inni rozmówcy. Metoda kontaktów, omijających oficjalne struktury MSZ, miała w dialogu polsko-niemieckim swoją tradycję. Micewski mógł się poczuć wyróżniony i awansowany do roli jednego z takich pośredników; raport przekazany MSW trafił zapewne do właściwych komórek MSZ lub KC PZPR. Powstaje pytanie, jak zaklasyfikować ową podróż? Z pewnością nie była to misja wywiadowcza, ale element tajnej dyplomacji. Micewski mógł mieć subiektywne przekonanie, że jego status się zmienił, a kontakty i zaufanie, jakim cieszył się w Republice Federalnej, zostaną spożytkowane.

W grudniu 1975 r. przedłożył "Notatkę" dla kierownictwa politycznego z kolejnego pobytu w RFN, kiedy rozmawiał z biskupami niemieckimi i kierownictwem "Pax Christi". W czasie tej wizyty był zachęcany do dalszych kontaktów z rządzącą SPD i kolejnego spotkania z Brandtem. Po powrocie Micewskiego do Warszawy radca ambasady RFN Klaus Schramayer odniósł się w rozmowie z nim do niektórych publikacji w prasie polskiej, które otwierały sprawę odszkodowań dla więźniów hitlerowskich obozów koncentracyjnych, i zwracał uwagę, że może to skomplikować ratyfikację już zawartych porozumień. "Schramayer podkreśla - pisał Micewski w "Notatce" - że we wszystkich partiach RFN istnieje silna tendencja uznawania ZSRR za jedynego poważnego partnera w bloku wschodnim, gdyż kładzie on nacisk na sprawy wymiany i kooperacji, a nie na postulaty wynikające z przeszłości. Wysunięcie przez Polskę dalszych tego rodzaju postulatów spowodowałoby zdaniem dyplomaty niemieckiego reorientację partii rządzących w RFN w kierunku wyłącznego zacieśniania stosunków z ZSRR i zmniejszenia zainteresowania stosunkami z Polską. Schramayer sądzi bowiem, że w Bonn wysuwanie dalszych postulatów przez Polskę jest uważane za przejaw niesamodzielności naszej polityki, jej nierealizmu i skłaniania się w kierunku stworzenia sztucznych barier wobec RFN. Schramayer uważa, że partie rządowe nie mając zaufania do kanałów dyplomatycznych informacji, poszukują kanałów społecznych, aby Kierownictwo polskie było dobrze poinformowane w sprawie nastawienia opinii niemieckiej i partii politycznych".

Dobrze zapowiadające się wykorzystywanie Micewskiego jako pośrednika w relacjach polsko-niemieckich nie zostało przez władze PRL podjęte. Nie wiadomo, dlaczego. Być może władze nie chciały pośredników, których trudno było uważać po prostu za ludzi reżimu (za takiego Micewskiego nie uważano), a z pewnością zaszkodziły mu kontakty z Giedroyciem. Na początku czerwca 1975 r. do płk. Jankiewicza wpłynęła bowiem z Departamentu I (wywiad) informacja, że Micewski jest w stałym kontakcie z redaktorem "Kultury" i odwiedza go przy każdej bytności we Francji. M.in. wskutek starań redaktora Giedroycia otrzymał w 1974 r. prestiżową nagrodę Jurzykowskiego. Informator wywiadu PRL "na zasadzie dedukcji" przypuszczał również, że Micewski jest autorem artykułu "Opozycja polityczna w Polsce", zamieszczonego w "Kulturze" w listopadzie 1974 r. (w istocie autorem był Jacek Kuroń). Informacji tych - o ile wiadomo - nie wykorzystano, ale nie mogły one nie mieć wpływu na stosunek resortu do Micewskiego.

Buntownik

W październiku 1975 r. w rozmowie z płk. Jankiewiczem Micewski wraca do swych nadal niezałatwionych spraw materialnych. Od czasu likwidacji Verum ma pół etatu w "Tygodniku Powszechnym" i otrzymuje pensję jako doradca Koła Poselskiego Znak.

W "Tygodniku" znajduje się na marginesie i nie ma wpływu na linię pisma. Mówi przedstawicielowi MSW, że tylko dwóch ludzi jest w stanie "ustawić" problem katolików świeckich - on i Janusz Zabłocki. Partia stawia na Zabłockiego, bo Ośrodek Dokumentacji i Studiów Społecznych się rozwija, on jednakże jest wciąż gotów do aktywności. Rozważa przejście do Ars Christiana, co określa jako "lodówkę", ale - jeśli władze nie mają nic do zaproponowania - prosi o umożliwienie mu wyjazdu do Austrii, "gdzie będzie prowadził interesy stryja".

Po tej rozmowie płk Jankiewicz przedstawił zwierzchnikom swoje uwagi: "»Michalski« byłby dobrym kandydatem na posła z grupy »Znak«. Z jednej strony mógłby skutecznie neutralizować np. przedstawiciela środowiska krakowskiego w Sejmie, a z drugiej strony byłby pozytywnym dla nas elementem w oddziaływaniu na Zabłockiego, gdyż obaj ze względów ambicjonalnych są antagonistami. Obecność w Kole »Michalskiego« uniemożliwiałaby Zabłockiemu robienie jakiejkolwiek polityki »na swoją rękę«".

Wniosku tego nie zrealizowano. Nie wiadomo też, czy Micewski chciałby wejść do Sejmu w sytuacji, gdy w Znaku nastąpił rozłam, eliminacja Stanisława Stommy i odmowa uznania nowych posłów przez zdecydowaną większość środowisk, w tym "Tygodnik Powszechny", "Więź" i cztery Kluby Inteligencji Katolickiej. Rozłam był konsekwencją sprzeciwu większości przedstawicieli Znaku wobec wprowadzanym przez partię poprawkom do konstytucji. Micewski nie podpisał oczywiście protestu przeciw poprawkom, a w rozmowie z płk. Jankiewiczem podał swoją interpretację podziałów wśród inteligencji katolickiej. Jednocześnie jednak w MSW podejrzewano, że to on przekazał Giedroyciowi list protestacyjny środowisk Znaku i inne związane z tym dokumenty wydrukowane później w "Kulturze".

11 marca 1976 r. Micewski zwrócił się do kierownika Wydziału Administracyjnego KC Teodora Palimąki, prosząc o spowodowanie wydania jemu, żonie i synowi paszportów na kilkuletni pobyt w Austrii. Zaznaczał, że jego sytuacja jest nie do zniesienia: "Mam trzydzieści lat stażu pracy dziennikarskiej, wydałem cztery książki, otrzymałem dwie nagrody, jedną krajową, jedną zagraniczną, nie mam natomiast stałej pracy". Następnego dnia spotkał się z płk. Jankiewiczem i poprosił o zakończenie współpracy z MSW. Nie ukrywał, że jest zawiedziony w swych aspiracjach. Jak zapisał Jankiewicz, "gotów jest do udzielania wszelkich informacji i wykonywania zadań za granicą i w kraju, ale nie może nadal pozostawać na statusie agenta. Z tego powodu ciągle jest psychicznie załamany. Nie chce bowiem, ażeby kiedyś uzyskano dowody z naszego archiwum, iż był agentem. Ma kompleks na tym punkcie. Dałby pół życia, ażeby dokumenty świadczące o jego agenturalnym powiązaniu z nami zostały zniszczone".

Jankiewicz zapewnił, że przedłoży przełożonym jego prośbę o zwolnienie Micewskiego z roli agenta i danie paszportu upoważniającego do wielokrotnego przekraczania granicy. "Od siebie dodałem, że widzę możliwość zniszczenia po pewnym czasie dokumentów o jego współpracy z nami. Jednak decyzję o czasie zniszczenia tych dokumentów podejmiemy wówczas, gdy uznamy to za możliwe".

Ostatecznie Micewski na stałe do Austrii nie wyjechał, a w Polsce po czerwcowym proteście robotników powstał Komitet Obrony Robotników. W środowiskach Znaku, zjednoczonych w proteście konstytucyjnym, dość powszechne było przekonanie o potrzebie zachowywania niezłomnej postawy wobec władz. W rozmowie z płk. Jankiewiczem 19 października 1976 r. Micewski powiedział, że chce być nadal w grupie "Tygodnika Powszechnego" i będzie zachowywał się tak, aby się w niej utrzymać. Powiedział, że "Departament zerwał z nim umowę dotyczącą zniszczenia przeszłościowych rzeczy. To daje mu okazję do tego, żeby być wolnym. Nie znaczy to jednak, że będzie chciał zmienić linię polityczną. Może utrzymywać dalsze kontakty na płaszczyźnie prywatnej". To oznacza, że o jego kontaktach będzie wiedzieć jego grupa. "Nie chce bowiem zaczynać od nielojalności i świństw". Stwierdził, że stracił serce do współpracy z władzami. "Nie wyobraża sobie, aby mógł pójść na rozmowę do Kani, który złamał mu życie" (Stanisław Kania był sekretarzem KC, prowadzącym m.in. sprawy Kościoła). Niebawem jednak przekazał Jankiewiczowi obszerną relację z zebrania Klubu Inteligencji Katolickiej, które odbyło się 19 października, a dotyczyło m.in. stosunku do nowych posłów i do antyrobotniczych represji, jakie miały miejsce w Radomiu i Ursusie.

W styczniu 1977 r., kiedy - wobec przejęcia przez grupę Zabłockiego "Libelli" - istniało silne poczucie zagrożenia dalszego bytu KIK-u i "Więzi", Micewski powiedział Jankiewiczowi, że rozgrywki, jakie prowadzą władze, są niezręczne. Ruch Znak są "to bowiem ludzie, którzy przez cały zachodni świat katolicki będą uważani za jedynych partnerów. Episkopat, mimo że ich nie znosił, obecnie nie ma innego wyjścia, jak tylko ich bronić". Jeśli pojawią się naciski na zmiany personalne lub próby wpływania na linię polityczną, nastąpi samolikwidacja. Wobec nacisku Mazowiecki jest skłonny zawiesić lub zlikwidować "Więź": "Jest pewien typ ludzi, którzy przy wszystkich swoich wadach są nieprzekupni. Sama groźba utraty stanowisk ich nie złamie". Jeśli zaś elity katolików świeckich będą nieautentyczne, "to ta wielka karta, jaką ma Polska w sensie oddziaływania na Zachód, będzie zubożona".

Jednocześnie Micewski oceniał, że przywódcy KIK stracili poczucie rzeczywistości, idąc na konflikt z władzami, i że będą musieli odejść. "Z tego należy wnioskować, że za rok lub dwa Partii będą potrzebni ludzie, którzy będą mieli oparcie w Episkopacie, nie są zbrudzeni tym wszystkim, co się obecnie dzieje w »Znaku« i nie będą z Partią rozmawiać z pozycji współrządzenia". Dawał do zrozumienia, że w przypadku likwidacji "Więzi" mogłoby powstać coś innego, dałoby się wziąć z obecnej redakcji dwie-trzy osoby, ale do tego należałoby najpierw przekonać bp. Bronisława Dąbrowskiego.

Zapis tej rozmowy był znamienny. Po pierwsze, podkreślał wagę autentycznych środowisk katolickich i niezłomność ich przywódców. Po drugie, jednak demaskował chęć osiągnięcia przez Micewskiego pozycji jednego z liderów owych środowisk, nawet jeśli byłoby to poprzedzone ich pacyfikacją przez władze. Szczęśliwie do takiego rozbicia nie doszło, władze pod wpływem stanowiska Episkopatu oraz wobec kłopotów z rozwijającą się akcją KOR-u nie zdecydowały się na konfrontację.

Dr hab. Andrzej Friszke (ur.1956) jest historykiem, docentem w Instytucie Studiów Politycznych PAN i wykładowcą w Collegium Civitas. Członek kolegium IPN i redakcji miesięcznika "Więź"; opublikował m.in.: "O kształt niepodległej", "Opozycja w PRL 1945-1980", "Polska Gierka", "Oaza na Kopernika. Klub Inteligencji Katolickiej 1956-1989", "Życie polityczne emigracji", "Koło Posłów Znak w Sejmie PRL".

Ciąg dalszy opowieści o powikłanej współpracy Andrzeja Micewskiego z SB - za tydzień.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2006