Ocalić od zdziecinnienia

"Gra o tron" to opowieść fantasy daleka od taniego moralizowania, mroczna i wielowątkowa. Jednoznaczność i psychologiczną powierzchowność odrzuca na rzecz autentyczności.

17.05.2011

Czyta się kilka minut

Kadr z serialu "Gra o tron" / HBO /
Kadr z serialu "Gra o tron" / HBO /

Nie ma się co obruszać - tak, fantasy jest rozrywką dla dużych chłopców i dziewczynek. Nie znaczy to jednak, że musi obrażać ich inteligencję. Artystyczne posłannictwo nie ogranicza się tu do opowiadania infantylnych historii. "Gra o tron", serialowa superprodukcja amerykańskiej HBO, którą od pięciu tygodni śledzić możemy także w Polsce, pokazuje, że prócz moralizatorskich obrazów walki dobra ze złem, gatunek ten zaoferować może prawdziwe opowieści o namiętnościach, polityce, władzy i społecznych mechanizmach.

Nieprosta historia

Zrazu nie sposób odnaleźć się w gąszczu postaci, wątków i motywów. Przewodnikiem jest Eddard Stark (Sean Bean), wojownik, głowa szlacheckiej rodziny i bliski przyjaciel nowego króla krainy Westeros. Gdy jego dawny brat broni, Robert Baratheon (Mark Addy), zasiadł na tronie, Eddard stał się jedną z najważniejszych osób w królestwie. Ma zarządzać stolicą, tonować zapędy hulaszczego władcy i neutralizować groźne podszepty wrogów. Nie jest to zadanie proste, bo wśród intrygantów jest królowa oraz jej dwaj bracia - cyniczni Lannisterowie. Wewnętrzne konflikty, spiski i polityczne knowania to nie jedyne zagrożenia, z którymi będzie się musiał mierzyć Eddard i jego sprzymierzeńcy. Wygnany z królestwa książę zamierza bowiem powrócić na Żelazny Tron z wielką hordą, jako żywo przypominającą tatarskie zastępy. Co więcej - Zachodnie Krainy wkrótce pogrążyć się mają w trwającej latami zimie, a zza wielkiego obronnego muru do cywilizowanych ziem będą się przedostawać złowrogie stwory z dzikiej północy.

Powieściowa seria George’a R.R. Martina, wznowiona właśnie przez polskiego wydawcę, daje adaptatorom wszystko, czego potrzeba do stworzenia urokliwego fantasy. Mamy dzielnych wojów, spór o władzę, intrygi i bogaty zestaw kolorowych postaci. Ale włodarze ze stacji HBO nie lubią oczywistości i rzadko serwują nam banalne opowieści. Z westernowego "Deadwood" uczynili narrację godną niemalże Szekspirowskiego teatru, mafijną sagę o "Rodzinie Soprano" obrócili w krytykę współczesności i późnego kapitalizmu, historyczny "Rzym" na role Cezara i Oktawiana rozpisywał rozmowę o amerykańskim imperializmie, kryminalne "Prawo ulicy" stawiało smutną diagnozę na temat polityki, a "Czysta krew" z czytanki o wampirach stała się opowieścią o obecności Innego w dzisiejszym świecie.

HBO w swoich superprodukcjach z lubością portretuje rozpadające się światy. Nie inaczej jest tym razem. "Gra o tron" to mroczna i wielowątkowa opowieść o uniwersum zagrożonym, czekającym na nadchodzące zmiany. Seria, która od kilku tygodni cieszy fanów na całym świecie, daje nam wszystko, co znamy i lubimy: piękne widoki (Irlandia Północna i Malta), mediewistyczny entourage i mroczne intrygi, ale nie ogranicza się do łączenia ze sobą popkulturowych klisz. Moralna jednoznaczność i psychologiczna powierzchowność zostają odrzucone na rzecz autentyczności i prawdy.

Wojna z terroryzmem

Fantasy chętnie sięga po krystalicznych bohaterów, których dobro jest niezmącone, a zło - czarne i gładkie jak onyks. Ale w serialowej adaptacji Martina te proste podziały zostają zaburzone - owszem, mamy tu czystej wody szwarccharaktery, ale większość bohaterów łączy w sobie jasność i mrok. Twórcy serialu balansują na granicy między konwencjonalnością a nowatorstwem, ze znanych klisz budują opowieść, którą łatwo rozpoznamy jako własną, a która jednocześnie będzie przełamywać nasze przyzwyczajenia. Zaskakują choćby psychologicznym realizmem, gdy te same postaci raz uwodzą nas błyskotliwością i humorem, kiedy indziej zaś brzydzą nikczemnością. Odwracają schematy obrazowania i przesuwają akcenty, a przy okazji zapraszają do podejmowania interpretacyjnych wysiłków.

Nic więc dziwnego, iż po premierze serii za oceanem pojawiły się opinie, że "Gra o tron" koresponduje z lękami publiczności straszonej globalnym ociepleniem i że opowieść o intrygach Westeros jest parabolą, mającą ukazać świat waszyngtońskiej polityki. Serial HBO kusi więc nie tylko urodą, ale i wieloznacznością. Obraz świata osaczonego przez wrogów, w którym od lat panuje wiosna, a ludzie przestają wierzyć w realność zagrożenia, które przynieść może siarczysta zima i przybywające z nią stwory, przywołuje także skojarzenie z wojną z terroryzmem i amerykańską geopolityką. Nawet jeśli bardziej sceptyczni widzowie uznają te tropy za zmyłki cynicznych producentów, ich rozpoznawanie dostarcza sporej frajdy.

Wysoka poprzeczka

Potencjał krytyczny, który tkwi w "Grze o tron", zdecydowanie odróżnia ją od serialowego fantasy, do którego przyzwyczaiła nas telewizja. Największe produkcje, jakie w ostatnich latach pojawiają się na telewizyjnych ekranach: "Przygody Merlina", "Miecz prawdy" czy "Camelot", to opowiastki niezdradzające pozarozrywkowych ambicji. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że twórcy kolejnych produkcji dla dzieci zaniedbali dojrzalszą publikę, utwierdzając stereotyp, wedle którego fantasy jest rozrywką dla nastolatków. Pokutującą od lat opinię skutecznie umacniają także twórcy najmodniejszych seriali ostatnich lat - wampirycznych historii dla emomałolatów w rodzaju "Pamiętników wampirów" i filmowej serii "Zmierzch". Opowieści o rycerzach, elfach, krasnalach, wiedźmach i całej reszcie urokliwych stworów zostały zawłaszczone przez speców od dziecięcej rozrywki, a wielu nowym serialom bliżej do takich produkcji jak "Xena: wojownicza księżniczka" czy "Młody Hercules" aniżeli do klimatycznych opowieści w rodzaju kultowego "Robina z Sherwood" z połowy lat 80. i "Nieśmiertelnego" z dekady następnej.

"Gra o tron" jest więc obrazem wyjątkowym, podnosi poprzeczkę rozrywki spod znaku miecza i różdżki do poziomu nieosiągalnego dla innych producentów. Wcale nie potrzebuje do tego najgłośniejszych hollywoodzkich nazwisk - wystarczy scenopisarski talent Davida Benioffa (scenarzysty "25 godzin" Spike’a Lee) i grupa reżyserów, wśród których znajdziemy m.in. Thomasa McCarthy’ego ("Dróżnik", "Spotkanie") oraz Timothy’ego Van Pattena, bodaj najwybitniejszego telewizyjnego reżysera ostatniej dekady, odpowiedzialnego za takie seriale jak "Rodzina Soprano", "Rzym", "Prawo ulicy", "Deadwood", "Zakazane imperium" i "Pacyfik". Ale wśród ojców sukcesu wymienić też trzeba osoby odpowiedzialne za casting. W "Grze o tron" próżno bowiem szukać aktorskiego pudła.

***

Twórcy "Gry o tron" balansują między oczywistością a zaskoczeniem, między kliszą a artystyczną inwencją. Dzięki temu wypełniają konwencjonalną opowieść nowymi znaczeniami, nadając jej rys szlachetności. Jednocześnie udaje się im przyciągać przed telewizory liczną publiczność (przeszło dwa miliony widzów w USA to bardzo przyzwoity wynik płatnej HBO), dzięki czemu kolejne sezony opowieści o Westeros wydają się już przesądzone.

"Gra o tron" ("Game of Thrones"), reż. Timothy Van Patten, Thomas McCarthy, Daniel Minahan i inni, produkcja HBO. W Polsce serial emitowany jest przez stację HBO. Premierowe odcinki w poniedziałki o godzinie 22.00. Archiwalne odcinki dostępne w usłudze VOD.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2011