Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W kaszkiecie i kraciastym szaliku stoi Kapuściński na środku zamarzniętej rzeki Piny. Rozgarniając butem warstwę śniegu, rysuje na lodzie mapę. Jest pewien, że z rodzinnego (dziś białoruskiego) Pińska mógłby dopłynąć do wszystkich mórz i oceanów świata. Nowy Jork, Afryka, Iran wydają się na wyciągnięcie ręki. Występujący w filmie zagraniczni komentatorzy jego prozy też nie mają wątpliwości: dziennikarz z Polski to twórca światowego formatu, typowany do Nagrody Nobla, przez wielu stawiany wyżej nawet niż George Orwell czy Norman Mailer.
Jeden z indagowanych przez reżyserkę rozmówców widzi w Kapuścińskim przede wszystkim Polaka: naznaczonego przez historię, poczucie tragizmu, uzdrawiającą ironię. To one kazały mu postrzegać świat inaczej niż jego uzbrojeni w obiektywy amerykańscy koledzy reporterzy.
Świadkowanie od dzieciństwa defiladom i zbrodniom, doświadczenie wojny i wygnania, o którym sam Kapuściński opowiada w filmie tekstem z "Imperium", pozwalało spojrzeć na zawirowania w różnych częściach świata z perspektywy pojedynczego człowieka, przez pryzmat jego cierpienia i godności.
Na kilka lat przed śmiercią twórca "Cesarza" przechadza się po ubogich uliczkach Pińska i opowiada (cały czas po angielsku) o swoim pochodzeniu, o wrodzonej przynależności do "Trzeciego Świata", którego stał się na wiele lat wiernym kronikarzem.
Swój pobyt w wyzwalającej się z kolonializmu Afryce Kapuściński porównuje do emigracji. Ucieka w problematykę pozornie egzotyczną, bo czytelnicy jego reportaży i tak wiedzą, że Kapuściński przez cały czas pisze w nich także o Polsce. Jak w przywołanym w filmie anegdotycznym porównaniu cesarza Hajle Sellasje i pierwszego sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka - niestrudzonych inżynierów specjalizujących się w społecznych i gospodarczych eksperymentach. Nic dziwnego, że cenzorzy mieli z autorem "Cesarza" nie lada kłopot. On sam o kłopotach nie wspomina. Pytany o strach, poprosi uprzejmie o inny zestaw pytań.
W dokumencie Gabrielle Pfeiffer nie mogło zabraknąć fotografii robionych przez Kapuścińskiego niemal non stop podczas jego reporterskich podróży. Ale dopiero czytanym zza kadru fragmentom jego książek udaje się tchnąć życie w płaską fotograficzną relację. Ożywają smaki, zapachy, emocje towarzyszące rewolucjom, wojnom, spotkaniom z ludźmi. Zaczynamy rozumieć, czym jest dyskutowana na początku filmu różnica między dziennikarstwem i literaturą.
Dla zagranicznych twórców filmu Kapuściński to przede wszystkim "poeta na froncie". Nikt tu, na szczęście, nie dokonuje lustracji byłego korespondenta PAP-u, nie kwestionuje jego dziennikarskiej niezależności. Amerykański dokument jest laurką, ale tym cenniejszą, że stworzoną bezinteresownie, jako hołd złożony wymierającemu dziś gatunkowi reportera i pisarza.
Jeśli coś w tej laurce szczególnie może doskwierać, to wyłaniający się z niej anachroniczny obraz naszego kraju. Autorzy filmu zrobili go z myślą o odbiorcy zagranicznym, stąd powierzchowna i oleodrukowa wersja naszej historii, znaczona przez rozbiory, wojny czy patriotyczne zrywy. Stąd także podkreślanie roli polskiego inteligenta jako nosiciela niepokoju i refleksji. Kapuściński - podróżnik, pisarz, myśliciel, obywatel świata - przedstawiony został przede wszystkim jako idealne wcielenie wspomnianego etosu.
POETA NA FRONCIE. REPORTAŻE RYSZARDA KAPUŚCIŃSKIEGO - reż. Gabrielle Pfeiffer, USA 2004, Canal+, poniedziałek 1 XII, 21.00, wtorek 2 XII, 8.30