Obama a sprawa polska

Jeśli nie dojdzie do gwałtownego odwrócenia obecnego trendu, spowodowanego np. atakiem terrorystów, 44. prezydentem USA będzie niemal na pewno Barack Obama. Co to oznaczałoby dla Polski?

21.10.2008

Czyta się kilka minut

Odpowiedź zależy od tego, czy przyjmujemy perspektywę europejską, czy regionalno-narodową. Zacznijmy od tej pierwszej. Europejczycy bez wątpienia wolą Obamę od McCaina i generalnie patrzą na kandydata Demokratów jak na gwiazdę rocka. To prawda, że Obama jest kandydatem wyjątkowym, charyzmatycznym, wybitnie inteligentnym, no i oczywiście innym, bo niebiałym. Trudno o większy kontrast z George’em W. Bushem, najbardziej niepopularnym prezydentem USA od II wojny światowej.

Ale europejska lewica, która uważa Obamę za współwyznawcę, może się przeliczyć. W sferze gospodarczej Obama lokuje się ideologicznie "na prawo" od brytyjskiej partii konserwatywnej (o PiS i PO nie wspominając), a w polityce zagranicznej jest mu bliżej do nielubianego Busha niż np. do Gerharda Schrödera.

Obama zmieni jednak sporo w polityce zagranicznej USA. Przede wszystkim nie Irak, lecz Afganistan stanie się głównym przedsięwzięciem w nowej polityce zagranicznej. Obama wycofa jednostki bojowe z Iraku, a wprowadzi więcej wojsk do Afganistanu. Skończy też z bojkotem dyplomatycznym Iranu i Korei Północnej. Skutki tych posunięć nie będą bez znaczenia dla Europy i Polski.

W przeciwieństwie do wojny w Iraku, Europejczycy wsparli wojnę w Afganistanie. Kłótnia wokół Iraku osłabiła transatlantycką solidarność w Afganistanie i stała się dla niektórych państw pretekstem do "odpuszczenia" tego kraju. Bez wątpienia żądanie powrotu do transatlantyckiej solidarności w Afganistanie będzie pierwszym i głównym postulatem Obamy wobec Europy. Od odpowiedzi państw UE będzie zależeć atmosfera w stosunkach transatlantyckich w ciągu najbliższych czterech, a może nawet ośmiu lat. Teoretycznie Polska powinna być w dobrej pozycji w tym nowym kontekście. Polski wkład w stabilizację Afganistanu jest jednym z najpoważniejszych w UE. Poza tym, jako jeden z nielicznych krajów, Polska nie ustanowiła ograniczeń w użyciu swych wojsk. Niestety jak dotąd polski wkład jest rzadko zauważany. Pisząc o najpoważniejszych sojusznikach USA w Afganistanie, media wymieniają Kanadyjczyków, Brytyjczyków, Holendrów i Francuzów.

Jeśli chodzi o perspektywę regionalno-narodową, Obama nie jest idealnym wyborem dla Polski. Wprawdzie podobnie jak McCain opowiedział się, po pewnym czasie, po stronie Gruzji podczas wojny z Rosją i popiera członkostwo jej i Ukrainy w NATO. Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że Obama zajął takie stanowisko nie z przekonania, lecz ze względów wyborczych. W swej pierwszej reakcji wzywał obie strony do umiaru i unikał jednoznacznego wsparcia Tbilisi; z czasem zmienił stanowisko i zaczął przebijać się z McCainem w grożeniu Rosji sankcjami. Ale w późniejszych wywiadach dał do zrozumienia, że jest przeciw izolowaniu Rosji, której wsparcia potrzebuje w polityce wobec Iranu, Korei Północnej i Afganistanu. Prawdopodobieństwo, że Obama postawiłby się Rosji w imieniu państw Europy Wschodniej, jest mniejsze niż w przypadku McCaina. W przeciwieństwie do McCaina, Obama nie jest też entuzjastą umieszczania tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach.

Jaką politykę powinna prowadzić Warszawa wobec prezydenta Obamy? W relacjach z Europą jego doradcy mają skłonność do uwzględniania trzech największych państw UE (Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec) i niezbyt przejmują się Unią jako całością. W dodatku Obama raczej nie jest naturalnym sojusznikiem Warszawy w naszym sąsiedztwie wschodnim.

Ale Warszawa nie jest bez atutów. Polska może okazać się cenniejszym sojusznikiem w Afganistanie niż np. Niemcy. Jest prawdopodobne, że apel Obamy o pomoc w Afganistanie pozostanie bez odpowiedzi w Berlinie czy Madrycie.

W tej sytuacji pozytywna i poważna odpowiedź z Polski na pewno zostałaby zauważona, choć należy zadbać o to, by nadać temu odpowiedni rozgłos. Doradcy Obamy ds. europejskich, jak Ivo Daadler czy Philip Gordon, to twardzi realiści. Dotąd podpowiadali Obamie, że pomocy w Afganistanie jest mu w stanie udzielić tylko wielka europejska trójka. Zwiększając znacząco swój udział w Afganistanie, Polska może złamać ten sposób myślenia. Ale nie powinniśmy robić tego za nic. Polska ma też swoje interesy - i ludzie Obamy powinni to usłyszeć.

Dr MARCIN ZABOROWSKI jest analitykiem w Instytucie Badań nad Bezpieczeństwem Unii Europejskiej w Paryżu. Autor pracy "Bush’s legacy and America’s next foreign Policy".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2008