Czego możemy się spodziewać po Trumpie, jeśli wygra wybory? Zapytaliśmy o to politologa, który pracował w administracji George’a W. Busha

PETER D. FEAVER, politolog, były urzędnik w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego USA: To prawda, że Polacy dobrze dogadywali się z Trumpem, gdy był prezydentem. Jednak czy będą równie zadowoleni z jego działań podczas drugiej kadencji? Nie sądzę.

12.03.2024

Czyta się kilka minut

Wiec wyborczy Donalda Trumpa na uniwersytecie w Rock Hillon, Karolina Południowa, 23 lutego 2024 r. // Fot. Win McNamee / Getty Images
Wiec wyborczy Donalda Trumpa na uniwersytecie w Rock Hillon, Karolina Południowa, 23 lutego 2024 r. // Fot. Win McNamee / Getty Images

MARTA ZDZIEBORSKA: Republikanie w Kongresie dalej blokują pomoc dla Ukrainy. Czy Pan, doradca w administracji republikańskiego prezydenta George’a W. Busha, poznaje jeszcze swoją partię?

PETER D. FEAVER: Trwa w niej walka między kilkoma frakcjami. Ta tradycyjna, która rozumie, że obrona Ukrainy jest w interesie USA, nie ma już większości w partii. Do tego niektórzy nie chcą narazić się Trumpowi w środku kampanii. Najbardziej niepokoi mnie jednak frakcja izolacjonistów. Oni byli zawsze w Partii Republikańskiej, ale teraz zyskali na sile. Sprzymierzyli się z frakcją, której bardziej niż na polityce zagranicznej zależy na sprawach wewnętrznych, jak mniejszy deficyt budżetowy czy zaostrzanie dostępu do aborcji. Ostatnia frakcja, najbardziej groźna, to trumpiści. Oni stawiają na transakcyjny populizm. Aby zdobyć pieniądze, sławę i wpływy, gotowi są poprzeć wszystko, co powie Trump.

Gdy ten wypalił, że będzie zachęcać Putina do ataku na kraje NATO, które nie płacą dość na obronność, bronili go nawet republikańscy jastrzębie. Senator Lindsey Graham tłumaczył, że Trump chce po prostu zmobilizować Europę. Zgodzi się Pan?

Wielu Republikanów uważa, że słowa Trumpa pomagają Putinowi i szkodzą NATO. Nie zdobędą się jednak na krytykę, bo nie chcą mu się narazić. Trump lubi podkreślać, że kompromisy w polityce są złe, a sam ciągle wymaga, by dla niego naginano zasady. I sam jest przecież mistrzem kompromisów: ma niewiele stałych poglądów. Dostosowuje się do aktualnych oczekiwań elektoratu.

Może więc w tych kategoriach powinniśmy interpretować jego słowa o NATO? Jako prezydent nazywał Sojusz „przestarzałym”, obrażał sojuszników, a według jego ówczesnych doradców był nawet bliski wyjścia z NATO. Mimo to w porównaniu do Baracka Obamy znacznie zwiększył budżet na odstraszanie na wschodniej flance.

Niechęć Trumpa do Europy i przekonanie, że Europa nas wykorzystuje, nie wydając na obronność tyle, ile powinna, to jeden z jego nielicznych stałych poglądów w sferze polityki zagranicznej. On mówił i pisał krytycznie o NATO już w latach 80. XX w. Inna sprawa, że gdy doszedł do władzy, jego ataki na sojuszników były mitygowane przez doradców z tradycyjnego skrzydła Partii Republikańskiej. To oni odciągali go od kontrowersyjnych pomysłów, tłumacząc, z jakimi wiążą się skutkami. Jednak tym razem są obawy, że Trump otaczałby się wyłącznie lojalistami, ludźmi mu posłusznymi. Przygotowywana jest już baza danych trumpistów, którzy mogliby zasilić jego administrację.

Jak wpływowi w otoczeniu Trumpa są eksperci z think tanków Heritage Foundation i Center for Renewing America? Przekonują oni, że USA powinny jednostronnie zmniejszyć obecność wojskową i aktywności w ramach NATO. Wszystko po to, by zmusić europejskich sojuszników do większego zaangażowania.

Ci eksperci są wyjątkowo blisko Trumpa. Ich analiza polityki zagranicznej opiera się na wątpliwych założeniach i odzwierciedla to, co on chce usłyszeć. Poglądy głoszone przez te instytucje są dobrym wskaźnikiem, czego można spodziewać się po drugiej kadencji Trumpa.

Heritage Foundation, niegdyś bastion militarnej doktryny „pokoju przez siłę”, dziś kwestionuje zasadność pomocy dla Kijowa. Czy po wygranej Trumpa Putin może liczyć na dwustronne negocjacje USA-Rosja w sprawie Ukrainy, bez europejskich sojuszników przy stole?

Myślę, że Trump byłby bardzo zainteresowany takimi rozmowami. On podziwia Putina i zapewne lubi sobie wyobrażać, że jest tak samo mocarny jak on. Obawiam się, że Trump dałby się wmanewrować w porozumienie niekorzystne dla Ukrainy, Europy i świata, a potem próbowałby zmusić sojuszników do jego uznania. Inna sprawa, że nie widzę podstaw, dla jakich Ukraińcy, Polacy i inni Europejczycy mieliby respektować takie porozumienie. Dla Trumpa liczyłoby się przede wszystkim to, że skłonił rosyjskiego dyktatora do zakończenia wojny. Proszę sobie przypomnieć, jak chętnie spotykał się z Kim Dzong Unem w sprawie denuklearyzacji Korei Północnej.

Spotkali się trzy razy.

I te wysiłki spełzły na niczym. Trump nie był w stanie wskórać więcej niż inne administracje USA. Gdy stało się jasne, że Kim Dzong Un go zwodzi, doradcy przekonali go, by zaprzestał tych rozmów. Dla niego musiała to być porażka, bo chciał poszczycić się przełomowym porozumieniem z reżimem. Wycofał się jednak, bo bał się ryzykować: lubił dużo mówić o odważnych planach, ale nie palił się do ich realizacji, gdy w końcu zrozumiał, że mogą prowadzić do katastrofy i oskarżeń pod jego adresem.

Podczas drugiej kadencji może być bardziej skłonny do ryzyka, bo nie będzie już ubiegać się o reelekcję?

To zbyt daleko posunięta spekulacja. Należy się jednak spodziewać, że będzie chciał zrealizować jak najwięcej planów, mając z tyłu głowy, że ma tylko cztery lata u władzy.

Trump grozi na wiecach, że jako prezydent przywróci dekret z końcówki swojej pierwszej kadencji. Ułatwiał on zwalnianie urzędników federalnych i obsadzenie tych urzędów lojalistami. Czy to nie wątpliwe prawnie?

To sprawa do rozstrzygnięcia przez sądy. Zanim jednak zapadłby werdykt, Trump mógłby wprowadzać swoje porządki, w najlepszym wypadku tylko zastraszając tych, którzy tam pracują. Inna sprawa, że nie miałby przeszkód, by nominować swoich kandydatów na cztery tysiące stanowisk, które ma do obsadzenia każda nowa administracja. Pytanie jednak, czy Senat chciałby takie kandydatury zatwierdzić. Jeśli nie, Trump mógłby ominąć regulacje i obsadzić swoich ludzi jako pełniących obowiązki na danym stanowisku. Robił tak podczas pierwszej kadencji i myślę, że ten trend by się utrzymał.

Wróćmy do urzędników, którzy tradycyjnie nie są z nadania nowej administracji. Jaki mają oni wpływ na politykę zagraniczną?

Administracje prezydenckie, które sprawnie funkcjonują, dbają o to, by dobrze żyć z tymi urzędnikami. Bo ci ludzie wiedzą, jak skutecznie wdrażać obraną przez prezydenta strategię. Nie opłaca się iść z nimi na wojnę.

Swego czasu rozmawiałam z Elbridge’em Colbym, który pracował w pierwszej ekipie Trumpa. Narzekał, że w Pentagonie napotykał opór urzędników przed tym, aby na pierwszym miejscu stawiać Chiny. Jeśli Trump znów wygra, Colby przekona go, by robić to kosztem Europy?

Colby jest dobrym przykładem kogoś, kto pozostał lojalny wobec Trumpa po szturmie na Kapitol 6 stycznia 2021 r., co pozwoliło mu utrzymać wpływy w jego otoczeniu. Postrzega Chiny jako największe zagrożenie dla Ameryki i uważa, że wszystko należy temu podporządkować. Oczywiście, jest w tym pewna logika…

Colby, wymieniany jako kandydat do drugiej administracji Trumpa, argumentuje, że wsparcie dla Ukrainy zbyt angażuje przemysł zbrojeniowy w USA i zmniejsza dostępność broni potrzebnej w razie potencjalnego starcia o Tajwan.

Patrząc ze strategicznego punktu widzenia, nie możemy ograniczyć się do jednego wycinka świata. Zostawienie Ukrainy samej sobie i skupienie się tylko na Azji Wschodniej nie wzmocni naszej pozycji, lecz ją osłabi, na czym skorzystają Chiny. Najsłabszym punktem strategii Colby’ego jest to, że nie wiadomo, czy Trumpa obchodzi los Tajwanu. Myślę, że na początku drugiej kadencji w Białym Domu słuchałby Colby’ego, kontynuując twarde stanowisko wobec Chin. Wystarczy jednak, że Pekin zaproponuje mu dobry deal, i on na to pójdzie. Wtedy przegramy na dwóch frontach: w Ukrainie i Azji Wschodniej. Tradycyjne podejście nakazuje, by skupić się na kilku obszarach naraz, tak by minimalizować potencjalne straty.

Rywalizacja z Chinami może uderzyć w europejski handel. Agencja Bloomberga twierdzi, że postulat Trumpa, by wprowadzić 10-procentowe cło na import do USA, może objąć też kraje unijne. Trump uważa, że Europa jest zbyt łagodna wobec Pekinu.

Taka strategia pomija podstawowy fakt: że wsparcie Chin dla Rosji walczącej w Ukrainie zmieniło perspektywę Unii Europejskiej. Dziś Unii jest tu bliżej do Ameryki, która postrzega Chiny jako zagrożenie i chce torpedować ich ekspansję. Dlatego idea rozpętania wojny handlowej z Europą jest niezrozumiała. Trump liczy, że jeśli przyciśnie Europejczyków do muru, osiągnie zamierzony efekt, czy to w kontekście polityki wobec Chin czy wydatków na zbrojenia. Prezydenci USA już od czasów Harry’ego Trumana krytykowali Europejczyków, że ci są „pasażerami jadącymi na gapę”. Wychodzili jednak z założenia, że opuszczenie Europy zagrażałoby naszym interesom i naraziłoby na jeszcze większe koszty.

Czego możemy spodziewać się po Bidenie, jeśli wygra 5 listopada? Czy to słuszne przypuszczenie, że po zakończeniu wojny w Ukrainie jego priorytetem będzie Azja?

Ten sam elektorat, który pozwoli Bidenowi zdobyć reelekcję, prawdopodobnie zagwarantuje Demokratom także większość w Kongresie. To wzmocniłoby Bidena i pozwoliłoby mu prowadzić politykę zagraniczną jeszcze bardziej na własnych warunkach. Na pewno nie byłoby wtedy mowy o opuszczeniu Europy i takim niestabilnym wsparciu wojskowym dla Ukrainy, tak jak ma to miejsce teraz. W strategii bezpieczeństwa narodowego przyjętej przez administrację Bidena Rosja jest postrzegana jako poważne zagrożenie, choć na pewno większym wyzwaniem są Chiny. Biden będzie próbował stawić im czoło, podobnie jak wcześniej robili to Trump, Obama, a nawet George W. Bush. Biden zapewne będzie musiał dalej skupić się też na Strefie Gazy, jeśli wojna na Bliskim Wschodzie nie ucichnie do 2025 r.

Jakie miejsce w tej układance zajmuje Polska i wschodnia flanka NATO?

Inwazja Putina na Ukrainę pokazała, że z punktu widzenia geopolityki ten region jest krytyczny. Polska leży w jego sercu. Jakakolwiek zła decyzja w wymiarze strategicznym naraża na niebezpieczeństwo nie tylko kraje wschodniej flanki, ale też USA. Polacy powtarzali nam to od co najmniej dekady i mieli rację. Jeśli Biden wygra wybory, będzie nadal rozumiał optykę Warszawy. To prawda, że Polacy dobrze dogadywali się z Trumpem podczas jego prezydentury. Moje pytanie jest jednak takie, czy będą równie zadowoleni z jego działań podczas jego drugiej kadencji? Nie sądzę.

Można jednak przyjąć, że Biden, podobnie jak Trump, będzie oczekiwać, iż Europa zadba lepiej o swoje bezpieczeństwo?

Tak będzie bez względu na to, kto wygra te wybory, Biały Dom będzie chciał, by Europejczycy wzięli sprawy w swoje ręce. Spodziewam się, że kraje europejskie będą to robić, choć nie na wystarczającym poziomie. To od dawna przedmiot tarć: chcemy, by Europa robiła więcej, a ona i tak nas zawsze zawodzi. Jesteśmy jednak w stanie przełknąć to rozczarowanie, bo najważniejsze jest podtrzymanie naszego sojuszu. Problem w tym, że Trump myśli, iż wadliwy sojusz jest gorszy niż jego brak.

Perspektywa powrotu Trumpa do Białego Domu, a wcześniej agresja Rosji na Ukrainę zmieniły myślenie Europy. Kolejne kraje zwiększają budżety wojskowe, a Bruksela chce wzmocnić unijny przemysł obronny. Jak ocenia Pan te działania?

Są bardzo obiecujące i już dawno powinny były nastąpić. Takie ruchy zwiększają szanse na powstrzymanie zapędów Putina. Liczy się przy tym mądre wydatkowanie środków: jeśli kraje europejskie postawią na większą koordynację i specjalizację w produkcji zdolności obronnych, tak aby każdy odpowiadał za konkretną działkę, to zagwarantuje realne zwiększenie siły wojskowej Sojuszu. Były już próby reformy NATO w tym kierunku, ale nie przyniosły większych rezultatów. Do tej pory te niedociągnięcia kompensowało duże zaangażowanie Amerykanów. Gdyby jednak miało się to zmienić, ten systemowy problem może mieć dużo poważniejsze skutki.

W 2021 r. Biden wstrzymał decyzję Trumpa o wycofaniu części żołnierzy USA z Europy. Czy jeśli Biden wygra, a wojna w Ukrainie się skończy, także on może zarządzić tutaj cięcia?

Istnieje takie ryzyko. Wizja geostrategiczna Bidena jest dobra, ale pytanie, czy będzie miał dość funduszy na realizację wszystkich ambitnych celów. Jeśli nie, może być zmuszony do trudnych decyzji i pewne przetasowania będą konieczne.

Na razie podejmowane są pewne zabezpieczenia na wypadek powrotu Trumpa: w budżecie Pentagonu zawarto zapis o zakazie wycofania USA z NATO bez zgody Senatu lub ustawy Kongresu. Pan uważa, że te przepisy są wątpliwe konstytucyjnie. Dlaczego?

Amerykańska konstytucja stanowi, że do ratyfikacji traktatu potrzebna jest zgoda Senatu, nie ma jednak wyraźnego wskazania, że potrzebna jest też do wycofania się z międzynarodowego porozumienia. Sąd Najwyższy USA mógłby więc orzec, że prezydent, podejmując decyzję o wyjściu z NATO, działał w obrębie swoich uprawnień. To niejasny spór konstytucyjny i nie wiemy, jak sądy podeszłyby do tej kwestii. Jedynym pewnym pociągnięciem do odpowiedzialności prezydenta USA za taki krok byłoby postawienie go w stan oskarżenia w ramach procedury impeachmentu.

Perspektywa powrotu Trumpa wpływa na działania Putina?

Putin wyraźnie zwleka z zawarciem pokoju w Ukrainie, czekając na wyniki wyborów prezydenckich w USA. Widać również polityczną kalkulację u przywódcy Chin Xi Jinpinga czy nawet u premiera Izraela Benjamina Netanjahu, który nie jest skłonny do ustępstw w sprawie Strefy Gazy. Być może wierzy, że jeśli wygra Trump, a on do tego czasu pozostanie przy władzy w Izraelu, to będzie mu łatwiej dogadać się z Ameryką.

Rozmawiała Marta Zdzieborska

Autorka jest dziennikarką „Press”


Peter Feaver // archiwum prywatne autora

PETER D. FEAVER jest politologiem z Uniwersytetu Duke’a, dyrektorem uczelnianego programu American Grand Strategy (dotyczy analizy działań strategicznych USA). W latach 2005-07 pracował w administracji George’a W. Busha: był członkiem Rady Bezpieczeństwa Narodowego jako doradca ds. planowania strategicznego i reform instytucjonalnych. W Radzie zasiadał też wcześniej za prezydentury Billa Clintona (1993-94), jako dyrektor ds. polityki obronnej i kontroli zbrojeń. Autor książek o wojskowości oraz analiz dla czasopism „Foreign Affairs” i „Foreign Policy”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Jak się przygotować na powrót Trumpa