Numeromania

Czytelnik gazet ma coraz częściej do czynienia z językiem skrótowym - aż do zniekształcenia, a czasem całkowitego odwrócenia sensu.

16.12.2008

Czyta się kilka minut

rys. Mirosław Owczarek /
rys. Mirosław Owczarek /

Ustaw w polskim parlamencie od pewnego czasu już się nie uchwala - ustawy się "przepycha", i to nawet wtedy, gdy za projektem stoi komfortowa większość, więc jego uchwalenie nie nastręcza żadnych trudności. Polscy politycy nie żeby liczyli się z sondażami opinii publicznej, o nie! - oni liczą się ze "słupkami". Notowania w sondażach już politykom nie rosną ani nie spadają, jak to dawniej bywało - teraz to politykom "rośnie", a czasem im "spada" coś nieokreślonego, ale tylko wtajemniczeni wiedzą co. Ukraińcy (czy jakaś ich część) nie aspirują do członkostwa w Unii Europejskiej, oni zwyczajnie "chcą do Unii". Nie ma już specjalistów od propagandy, są, co brzmi jakoś bardziej nobliwie, specjaliści od "PR" albo, co brzmi jeszcze lepiej, "piarowcy" lub "spin doktorzy". Nieudana ustawa nie zawiera już luk czy sprzeczności - taka ustawa musi być koniecznie "bublem prawnym" lub "prawnym potworkiem". Pedofile, po ewentualnym zaostrzeniu represji karnej, nie będą już poddawani terapii hamującej ich nieokiełznany popęd seksualny, trzeba powiedzieć krócej: będą poddawani "chemicznej kastracji", ale jeszcze lepiej - bo krócej! - że będą poddawani "kastracji".

Z grubsza wiadomo, skąd się to zjawisko bierze.

Komentarz w 10 sekund

Po pierwsze z pośpiechu. Jeszcze kilkanaście lat temu krótki komentarz polityka w telewizji to było 40 sekund, dzisiaj - 10. Nie zawsze ten pośpiech jest uzasadniony. Reporterzy telewizyjni, opowiadając na żywo jakieś ważne wydarzenia, zawsze potwornie się spieszą, więc mówią bardzo szybko, podniesionym głosem (to dodaje powagi newsowi) i  kiepską polszczyzną. Ale mimo że się tak spieszą, niekiedy w jednej relacji powtarzają tę samą wątłą treść kilka razy, ubierając ją tylko w inne słowa. Świat się zmienił, szybciej żyjemy, ale czy na pewno zawsze ma to sens?

Kiedy miała się ukazać książka Piotra Gontarczyka i Sławomira Cenckiewicza o Wałęsie, jedna z gazet zwróciła się do mnie z prośbą o szybkie przeczytanie "szczotek" w celu jej zrecenzowania. Te "szczotki" z jakichś powodów nie dotarły natychmiast, lecz dopiero za kilka dni. Najpierw ta gazeta dopraszała się usilnie o komentarz bez znajomości książki, jak zresztą wszystkie media, które na jakiś czas zupełnie wtedy oszalały. Wszystkich interesowało, czy Wałęsa był agentem, i nic poza tym. Wszyscy poszukiwali takich komentatorów, którzy powiedzą prosto, że "był", albo równie prosto, że "nie był". Przez te kilka dni był popyt na tanie igrzyska: niech się zwolennik jednego prostego poglądu weźmie za czuprynę ze zwolennikiem innego, symetrycznie odwrotnego. I tyle.

Kiedy za kilka dni zgłosiłem owej gazecie gotowość napisania recenzji, było już za późno, zresztą nie tylko dla niej, bo generalnie media już się tym tematem nie interesowały. Jaki był efekt? Taki, że w tej niby-debacie mieliśmy dużo sensacji, dużo emocji, a mało porządkowania wiedzy o tej historii.

A więc pośpiech. Ale nie tylko, także moda. Jeśli młodzież mówi, że jakiś polityk "pojechał po bandzie", to mówi autentycznie, ale po jakie licho wyłysiali już komentatorzy też mówią: "po bandzie" czy "hardcore’owo"? Myślę, że po to, aby się "lansować", czyli przekładając na język polski: zadbać o swój wizerunek. Ale to by znaczyło, że dobry wizerunek komentatora nie ma dziś nic wspólnego z przenikliwością analizy. Dobry komentator w takim razie to byłby ktoś szybki i modny w mowie, nawet jeśli mówi głupstwa.

I pośpiech, i uleganie modzie są chyba głównie po to, żeby zwiększyć czytelnictwo, a jeszcze bardziej słuchalność, oglądalność i "klikalność", bo przecież żyjemy coraz bardziej w cywilizacji obrazkowej. Nikt tu nie ma czasu na myślenie. Ponoć z teorii ewolucji wywodzi się pogląd, że organ nieużywany zanika. Tak też zanikają nasze mózgi, w każdym razie w zakresie myślenia o polityce i o państwie.

Ofiarą opisanego tu procesu stały się pojęcia III RP i IV RP. Kiedyś miały one dość konkretną treść, dzisiaj znaczą coś innego, albo - co gorsza - nie znaczą już nic. Posłużę się tu dłuższym cytatem z "Dziennika" - było nie było, gazety opiniotwórczej, bo jeśli tam już dotarła ta zaraza, to czegóż się spodziewać po tabloidach? Cytat będzie dość obszerny, inaczej niż się to dziś zazwyczaj robi. Fragment zdania wyrwany z kontekstu niewiele mówi, kilka zdań - już tak.

Ustrój, czyli polityka

W solennym i skądinąd poważnym tekście o Donaldzie Tusku jego autor, Michał Karnowski, zastanawiał się nad pytaniem, czy Tuska jako premiera należy zaliczać do III, czy też raczej do IV RP. I skłaniał się do odpowiedzi, że jednak do IV. Pisał: "Może trzeba się cofnąć i jego zwycięstwo [w wyborach 2007 r. - RG] potraktować nie jako moment przełomowy, nie jako wielką zmianę, ale jako przejęcie pałeczki w tej samej sztafecie? Może jego myślenie o Polsce, świat pojęciowy, tak jak było w przypadku większości ludzi przyzwoitych, też budował szok po aferze Rywina, która przecież wydarzyła się naprawdę? Może Tusk - wbrew temu, co sam twierdzi - też jest z IV Rzeczypospolitej? (...) Diametralnie zmienił się styl [rządu Tuska w stosunku do poprzednika - RG], raczej na lepszy, a na pewno bardziej inteligentny. Jednak istota polskiej polityki we wszystkich podstawowych wymiarach pozostała niezmieniona. Dokładnie taka, jak zdefiniował ją przełom roku 2005, czyli krach stworzonego w 1993 r. układu, w którym elity postkomunistyczne w taki czy inny sposób zawsze partycypowały we władzy. (...) widzę Tuska jako polityka IV RP. To jest wprawdzie inna, lżejsza, łatwiej strawna forma, można ją nazwać IV RP light, ale jednak Czwarta. Zdrapmy na chwilę otoczkę propagandową, odetnijmy pusty spór z prezydentem. Co zobaczymy (...)? Premiera zapowiadającego weto w Unii Europejskiej w imię narodowych interesów. Posłów PO wnoszących pod obrady (...) ustawę o obniżeniu emerytur esbeckich. Tyrady Donalda Tuska o konieczności kastracji pedofilów. Powracające zapowiedzi zmiany konstytucji. Pokazowe zatrzymania działaczy piłkarskich, brutalne próby zlikwidowania patologii w PZPN przez wprowadzenie kuratora, kontrole w tym związku. Ostre kampanie polityczne, w ogóle rozumienie polityki jako starcia. Wpływy Kościoła? Może innego nurtu, ale nadal silne. Polityka historyczna? Jak najbardziej" ("Dziennik", 25-26 października br.).

Nawiasem mówiąc, kilka przykładów z tej litanii nie przekonuje mnie do Tuska, ale nie o to teraz chodzi. Istota problemu polega na tym, że redukuje się tu ustrój państwa, czyli zasady, jakimi ma się rządzić polityka, do samej polityki.

Kto przytomny będzie utrzymywał, że lepsza jest Polska z aferami niż Polska bez afer? Kto zaprzeczy, że afera Rywina wydarzyła się naprawdę? Ale już postrzeganie afer jako właściwość III RP? Gdyby tak było, musiałoby to wypływać z samych zasad ustrojowych, nie zaś być ich radykalnym przekroczeniem. Gdyby tak było, musielibyśmy teraz, w dobie natężonej walki z korupcją, obserwować jakieś bardzo daleko idące zmiany instytucjonalne, być może nawet na poziomie Konstytucji. Takich fundamentalnych zmian przecież od 2005 r. nie było. Zmieniła się wrażliwość politycznego przywództwa na korupcję - to ważne i dobrze, że tak się stało, ale jakkolwiek wysoko by się tę zmianę ceniło, jest to tylko przejaw innej polityki, nie zaś cecha ustrojowa.

Odsunięcie partii postkomunistycznej od władzy? Jestem za, ale jeśli dobrze rozumiem zasady porządku demokratycznego, zwolennicy IV RP nie wykluczają, że któregoś dnia panowie Napieralski, Olejniczak i ich koledzy wygrają wybory i w majestacie prawa utworzą rząd. To, czy rzecz jest, czy nie, politycznie prawdopodobna w najbliższych latach, nie ma najmniejszego znaczenia. Idzie tylko o to, że po to, aby odsunięcie SLD uznać za przejaw zmiany ustrojowej, trzeba byłoby przyjąć, że ustanawiamy teraz jakąś prawną barierę uniemożliwiającą Sojuszowi legalny powrót do władzy kiedykolwiek. Widać gołym okiem, że nie o to chodzi zwolennikom IV RP (może z wyjątkiem tych najbardziej zapalczywych). No dobrze, ale w takim razie po co w kółko ględzą o tej IV RP?

Czy III RP jako taka, ze swej istoty, była (albo lepiej: jest, bo się przecież nie skończyła) przeciwna dbaniu o polskie interesy w Unii? Wolne żarty! Tak było chyba tylko w  rojeniach Jarosława Kaczyńskiego o "partii białej flagi".

Obniżenie emerytur funkcjonariuszy SB? Jestem za. Zatrzymania działaczy piłkarskich? Proszę uprzejmie - chociaż niekoniecznie zatrzymania pokazowe. Pomyślmy jednak: gdyby jedno i drugie wydarzyło się np. za rządu Buzka, a przecież nie brzmi to niedorzecznie, to czy mówilibyśmy wówczas, że od tego zmienił się w Polsce ustrój?

Państwo można ulepszać

Można się oczywiście umówić, że od dzisiaj na pociąg osobowy mówimy ekspres. Czy wtedy jedynym złym skutkiem tej semantycznej operacji będzie to, że niektórzy przyzwyczajeni do starych słów będą się irytować, jak niżej podpisany? Być może tak by było. Ale dowolne semantyczne żonglowanie pojęciami ustroju państwa i polityki skończyć się musi gorzej. Bo jeśli się Polakom bez przerwy powtarza, że za Mazowieckiego to była Trzecia RP, a za Kaczyńskiego Czwarta, no to się ludziom Bogu ducha winnym robi wodę z mózgu. Sens pedagogiczny tej operacji jest taki: prawdziwe problemy ustrojowe nie istnieją, istnieje tylko lepsza lub gorsza polityka. Nie wchodzę teraz w to, która z tych polityk była rzeczywiście lepsza, problem jest inny. Rzecz w tym, żeby Polacy zyskiwali, a nie tracili świadomość państwową, bo do niedawna ze zrozumiałych powodów jej nie mieli.

Państwo może być lepiej lub gorzej urządzone na poziomie zasad je organizujących - to jest rzecz fundamentalna. Rzeczą wtórną jest prowadzenie takiej czy innej polityki w ramach respektowania owych zasad. Premier może mieć albo nie uprawnienie do zarządzania w Sejmie łącznego głosowania ustawy i kwestii zaufania do rządu. Partie polityczne mogą lub nie podlegać takim rygorom prawnym, które uniemożliwią ich przekształcanie się w polityczne dwory. Opozycja może mieć lub nie prawo do kierowania najważniejszymi komisjami parlamentarnymi. Prezydent może być wybierany przez ogół obywateli lub przez jakieś ciało reprezentatywne - w tym drugim przypadku prezydent nie miałby tytułu do rywalizacji z rządem, chociaż może nie prezydent Kaczyński. Prokuratura może być lub nie podporządkowana ministrowi sprawiedliwości, czyli de facto rządowi. Trybunał Stanu może być rzeczywistym lub, tak jak teraz, pozornym sądem nad politykami za łamanie reguł.

To jest pewna paleta możliwości, prawda? Polska, nasze państwo, może działać lepiej, jeśli będzie miała lepiej urządzone instytucje. Takie lub inne uregulowanie tych kwestii w większości wymaga zmiany Konstytucji. To nie jest łatwe zadanie, ale gdyby nie traktować polityki jak totalnej wojny, nie byłoby ono niewykonalne. Trzeba tylko się na coś zdecydować, zmobilizować zwolenników, czymś rozbroić przeciwników. Czy to w tych albo podobnych sprawach gardłują uczestnicy sporu o III i IV RP?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2008