Numer papieski

Ten wieczór sprzed 30 lat będę pamiętał do końca życia.

14.10.2008

Czyta się kilka minut

Około osiemnastej wróciłem do mego mieszkania na peryferiach Krakowa i natychmiast włączyłem radio nastawione na Watykan. Czekaliśmy na wybór następcy Jana Pawła I. Usłyszałem niewyraźny gwar tłumu i wysoki głos w nagle zaległej ciszy: "Annuntio vobis gaudium magnum, habemus papam - Eminentissimum ac Reverendissimum Dominum, Dominum... Carolum (wymówił "Carlum", a z wymówieniem nazwiska miał wyraźny kłopot) Sanctae Romanae Ecclesiae Cardinalem Wojtyla, qui sibi nomen imposuit Ioannem Paulum Secundum!". Fajka, którą trzymałem w zębach, wypadła na podłogę i wypaliła dziurę w mokiecie. Tak jak stałem, wybiegłem z domu. Z daleka słychać było dostojne dźwięki "Zygmunta". Moim małym fiatem pomknąłem do mieszkania, w którym miała być nagrywana telefoniczna korespondencja Jerzego Turowicza z Rzymu. Była tam już cała redakcja w komplecie.

Byliśmy w stanie upojenia. Wiedzieliśmy, że coś się kończy i coś nowego się zaczyna. Myśląc tak, nie myśleliśmy o Kościele, ale o Polsce i o naszym socjalistycznym bloku. W moim odczuciu było to wyjście z nieistnienia do istnienia; otwarcie drzwi ciemnicy, w której siedzieliśmy. Traktowani przez świat w najlepszym razie z życzliwym współczuciem, często z politowaniem, odcięci od innych szczelnymi granicami, systemem paszportowym i cenzurą, pilnowani przez aparat bezpieczeństwa, teraz - tak to czułem - stanęliśmy w uchylonych drzwiach, przez które wpada światło.

A do tego dochodziło cudowne uczucie dumy, że to nasz arcybiskup i nasz przyjaciel, ktoś nam od lat tak bliski... Słuchaliśmy łamiącego się ze wzruszenia głosu Jerzego Turowicza. Potem należało działać. Mieliśmy dzień i noc na przygotowanie numeru papieskiego. Krzysztof Kozłowski, zastępca redaktora naczelnego, rozdzielił zadania. O świcie pojechałem do Wadowic. Numer papieski wyszedł całkiem nieźle.

Czy ten wybór był całkowitą niespodzianką? Nie był. Kiedy starałem się dociec, na podstawie czego redakcje oczekujące na wybór papieża zaczęły przygotowywać życiorys kardynała Wojtyły, wyjaśniono mi, że uwagę watykanistów zwrócił fakt, iż krakowski arcybiskup kilkakrotnie był wybierany do sekretariatu Synodu Biskupów. Ojcowie Synodu są w większości wybierani przez Konferencje Episkopatów, a więc siłą rzeczy są, jak mówi się po włosku, "crema della crema" i jeśli to oni dokonują wyboru tych, którzy są odpowiedzialni za owoce zgromadzenia, to coś jednak znaczy. Dodajmy, że podróże po świecie pozwoliły mu poznać ludzi Kościoła i dać się im poznać, nie wspominając o znajomościach nawiązanych z okazji wizyt dostojników kościelnych, zapraszanych z różnych okazji przez Arcybiskupa do Krakowa.

Czy myśmy się spodziewali? Owszem, ks. Stanisław Dziwisz przed wyjazdem dawał do zrozumienia, że taka ewentualność wchodzi w grę. Ks. Mieczysław Maliński, prof. Stefan Swieżawski od dawna przepowiadali ten wybór. Tak, ale te przewidywania do ich realizacji miały się jak możliwość wygranej w toto-lotka do faktycznej wygranej.

A co powiedzieć o tych, którzy kardynała Wojtyły nie znali. Bo przecież powszechnie znanym polskim kardynałem był Wyszyński. W Niemczech po wyborze mieli trudności ze znalezieniem zdjęć kardynała Wojtyły z wizyty, którą w dniach 20-25 września 1978 r. odbywał z Prymasem. Na wszystkich zdjęciach jest Prymas.

Dość długo nowy Papież zaskakiwał Watykan. U jednych budził podziw, innych drażnił, niektórych niepokoił. Nikt jednak wtedy nie przypuszczał, że ten pontyfikat odmieni sposób obecności i życie Kościoła w świecie.

Teraz my, świadkowie, staramy się uchronić go od zapomnienia, choć i tak za kilkadziesiąt lat nasze wspomnienia zbledną. Co zostanie? Dwie księgi: Katechizm Kościoła Katolickiego i Kodeks Prawa Kanonicznego, bo stale będą oddziaływały na życie Kościoła. Zostanie pamięć o zamachu, ale też - ufam - coś mniej uchwytnego: że pewne rzeczy nie będą już w Kościele możliwe (np. antysemityzm lub usprawiedliwianie ciemnych kart historii Kościoła). To, co było novum (np. papieskie podróże), będzie czymś oczywistym. Kto będzie pamiętał, że zawdzięczamy to Janowi Pawłowi II? I może tylko nadany mu przez historię przymiotnik "Wielki" kogoś zaintryguje i zaprowadzi do archiwów wspomnień, które zgromadziliśmy dla naszych wnuków i prawnuków.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2008

Podobne artykuły