Barka według Benedykta

W minionych dniach kard. Joseph Ratzinger dwa razy opisywał Kościół jako łódź miotaną falami. Elektorzy wybrali zatem nie tylko prawdziwego Papieża i Głowę Kolegium Biskupiego, ale również - Sternika, który ma bezpiecznie poprowadzić Okręt do portu.

01.05.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

W poniedziałek 18 kwietnia, nad ranem, kardynałowie zebrali się w kaplicy Św. Sebastiana, aby przywdziać szaty liturgiczne. O godzinie 10.00 w Bazylice Św. Piotra koncelebrowali Mszę pro eligendo Romano Pontifice, o wybór papieża. Prosili również za Jana Pawła II, który “prowadził na Ziemi lud z miłością apostolską, aby spoczywał w Chrystusie Dobrym Pasterzu, w jego błogosławieństwie, światłości i w pokoju".

Extra omnes

O godzinie 16.30 115 elektorów z 52 krajów modliło się w Auli Błogosławieństw Pałacu Apostolskiego. Stamtąd poprzedzona krucyfiksem procesja ruszyła do Sykstyny; pochód zamykał dziekan Kolegium Kardynalskiego, kard. Joseph Ratzinger. Śpiewano litanię do Wszystkich Świętych. Na stołach rozstawionych pod freskami Michała Anioła rozłożono karty do głosowania z napisem: Eligo in Summum Pontificem... Każdy z elektorów stanął przy wyznaczonym krześle, złożył na pulpicie biret. Kard. Józef Glemp zasiadł między Joachimem Meisnerem z Kolonii i Jean-Marie Lustigerem, emerytowanym arcybiskupem Paryża. Kard. Franciszek Macharski - między Marco Cé, dawnym patriarchą weneckim i Michaelem Michai Kitbunchu z Bangkoku.

W centralnym punkcie położono Ewangeliarz. Dziekan zaintonował Veni creator Spiritus. Elektorzy prosili Ducha, aby przybył i wskazał. W “Tryptyku rzymskim" Jan Paweł II zapisał: “Ty, który wszystko przenikasz - wskaż". Kardynałowie, pod przewodnictwem dziekana, odczytali przysięgę. Zobowiązali się pod groźbą ekskomuniki, że nie zdradzą tajemnic konklawe i nie ulegną żadnym wpływom zewnętrznym. Każdy podchodził do Ewangeliarza i powtarzał: “Ja..., Kardynał..., przyrzekam, zobowiązuję się i przysięgam". Potem kładł dłoń na kartach księgi i dodawał: “Tak mi dopomóż, Panie Boże i te Święte Ewangelie, których moją ręką dotykam". Wśród równych rzędów purpury wyróżniały się dwie postacie w czarnych szatach: Ignace Moussa I Daoud z Kościoła obrządku syryjskiego oraz Lubomyr Huzar, zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego i arcybiskup większy Lwowa. Kard. Huzar długo nie odrywał dłoni od księgi. Jako jedyny ucałował Ewangeliarz, inni tylko pochylali głowy.

Tymczasem dziennikarze niecierpliwie czekali na słowa: “Extra omnes", po których wszyscy nieuprawnieni muszą opuścić Sykstynę. Gdy przysięgę złożył ostatni kardynał w randze diakona, Attilio Nicora, wówczas abp Piero Marini, papieski ceremoniarz, uśmiechnął się i tonem wcale nie władczym ani tajemniczym, ale cichym i serdecznym wypowiedział formułę. Przez kilkanaście sekund kamera wycofywała się z Sykstyny: malała postać Jezusa sądzącego żywych i umarłych, ciemniał blask kardynalskich szat. Wreszcie kamerling, kard. Eduardo Martínez Somalo, zatrzasnął oba skrzydła drewnianych drzwi. Była godzina 17.27.

W Sykstynie prócz elektorów pozostali jeszcze abp Marini i kard. Tomáš Špidlík, jezuita z Czech. Ten ostatni, pozbawiony prawa głosu ze względu na wiek osiemdziesięciu pięć lat, przygotował dla elektorów medytację, która dotyczyła - jak poinformowało watykańskie Biuro Prasowe - “odpowiedzialnego obowiązku, który oczekuje kardynałów" i była wezwaniem, aby przy wyborze kierowali się “wyłącznie czystymi intencjami, starając się wypełnić wolę Bożą i mając na uwadze jedynie dobro Kościoła". Potem mistrz ceremonii i kard. Špidlík opuścili Kaplicę. Kard. Ratzinger otworzył pierwsze głosowanie.

Gaudium magnum

We wtorek rzesza wiernych napływała wolno na Plac Św. Piotra, chemikalia zaś po raz kolejny okazały się równie zawodne jak sucha i mokra słoma, którą dotychczas palono w żeliwnym piecu Sykstyny. Kwadrans przed południem z komina uniósł się ciemny obłok, ale znikł po kilku minutach. Nagle jednak drgnęły dzwony, a nad watykańskimi dachami znów dostrzeżono dym - raz biały, raz niebieskawy, raz szary, raz brunatny, raz czarny. To nie wstrzymało euforii: skoro uderzono w dzwony, znaczy, że mamy papieża. To prawda, dzwony biły, ale... na godzinę dwunastą.

Zapanowało potworne zamieszanie. Joaquín Navarro-Valls żartował potem z dziennikarzami, że przyszło im pracować “w czasach niepewności, gdy nie wiadomo, czy dym jest biały, czarny czy szary". Zresztą sam zdezorientowany uważał, że dym wypuszczono nie dwa, ale aż trzy razy. Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego: może kardynałowie chcieli potwierdzić, że nikt nie uzyskał dwóch trzecich głosów. Może na początku palono karty do głosowania, a dopiero potem użyto chemikaliów? A może w dwóch osobnych turach niszczono karty z dwóch porannych głosowań? Zgromadzeni w Sykstynie wyraźnie nie radzili sobie z obsługą pieca: gdy wreszcie chcieli wypuścić biały dym, mleczne opary zamiast wznieść się do wylotu komina, wypełniły całą Kaplicę - opowiadał kard. Adrianus Simonis z Holandii.

Po raz trzeci dym miał ukazać się wieczorem, około siódmej. Tymczasem o 17.48 z budynku Sala Stampa, gdzie wstęp zastrzeżono wyłącznie dla dziennikarzy na stałe akredytowanych przy Watykanie, wybiegły dwie dziennikarki i pomknęły na Plac Św. Piotra. To był sygnał istotniejszy od dymu i bicia w dzwony. Zwłaszcza że znów ciężko było ustalić, jakiego koloru dym unosi się z komina. O godzinie 18.04 nie było żadnych wątpliwości: przez gwar tłumu przebił się ledwie słyszalny dzwon Bazyliki.

O godzinie 18. 40 rozchyliły się szkarłatne zasłony i na centralną loggię wszedł kard. Jorge Arturo Medina Estévez. “Drodzy bracia i siostry" - zwrócił się do narodów wszystkich kontynentów. Mówił po włosku, hiszpańsku, francusku, niemiecku i angielsku. Z kolei łacińską formułę, na którą oczekiwano nieco ponad dobę, wypowiedział głosem łamiącym się pod ciężarem chwili, ale dźwięcznym: “Annuntio vobis gaudium magnum: habemus Papam". Tu musiał przerwać, ponieważ dwieście tysięcy zgromadzonych na Placu aż po kres via della Conciliazione odpowiedziało burzą braw i okrzyków. Protodiakon odczekał stosowną chwilę, i dodał: “Eminentissimum ac Reverendissimum Dominum, Dominum... - na ułamek sekundy zawiesił głos - Iosephum...". Wszystko było jasne.

Via crucis

Co do przebiegu konklawe rozporządzamy garścią potwierdzonych szczegółów i masą domysłów, mnożonych przez konkurujących watykanistów. Wiemy, że wystarczyły cztery głosowania. To było bardzo krótkie konklawe, choć zdarzały się i krótsze, np. Piusa XII wybrano po trzech rundach. Wiemy również - od kard. Meisnera - że gdy okazało się, iż kard. Joseph Ratzinger zdobył dwie trzecie, czyli siedemdziesiąt siedem głosów, kardynałowie powstali i bili brawo. Potem odczytano pozostałe głosy, co może świadczyć, że kard. Ratzinger zyskał poparcie dużo większe niż wymagane. “Była wielka jednomyślność" - zapewniał kard. Christoph Schönborn z Wiednia.

Za pewnik można uznać, że o wyborze kard. Ratzingera zadecydowały między innymi trzy rozważania i homilie, wygłoszone przez niego w krótkim odstępie czasu. Te wystąpienia zapadłyby w pamięć na długo, nawet gdyby byłego prefekta Kongregacji Nauki Wiary nie wybrano 264. następcą św. Piotra.

Pierwsze świat usłyszał w Wielki Piątek, gdy gasnący Jan Paweł II oglądał Drogę Krzyżową. Wielu zapamiętało, jak siedział w kaplicy Pałacu Apostolskiego, w osłabłych rękach ściskając krucyfiks.

Rozważania w Koloseum wygłaszał kard. Ratzinger. Każde z nich było szczere i dramatyczne. Cytowano zwłaszcza dziewiątą Stację, gdy Jezus po raz trzeci upada pod krzyżem. Kardynał porównał wówczas Kościół do łodzi, na którą “z wszystkich stron wdziera się woda. Także na Twoim polu pszenicy widzimy więcej kąkolu niż pszenicy". Mówił: “Tak brudne szaty i oblicze Twego Kościoła napawają nas lękiem. Ale to my sami je brudzimy! My sami zdradzamy Cię za każdym razem, po wszystkich naszych wielkich słowach i naszych wielkich gestach". I prosił: “Zmiłuj się nad Twoim Kościołem: także w nim samym Adam upada wciąż na nowo. Nasz upadek pociąga i Ciebie na ziemię, a Szatan śmieje się z tego, albowiem ma nadzieję, że nie zdołasz się już podnieść z tego upadku; spodziewa się, że Ty, pociągnięty do upadku swojego Kościoła, pozostaniesz na ziemi pokonany. Ty jednak się podniesiesz. Podniosłeś się, zmartwychwstałeś i możesz podnieść nas także. Ocal i uświęć Twój Kościół. Ocal i uświęć nas wszystkich".

To był kard. Ratzinger śmiało uderzający w tony wielkiego rachunku sumienia Roku Jubileuszowego. To był człowiek szczerze zatroskany losami Kościoła, krytyczny wobec siebie samego, a przy tym bezwarunkowo przekonany o ostatecznym zwycięstwie Jezusa Chrystusa.

Drugie słowo świat usłyszał w dzień pogrzebu Jana Pawła II, gdy dziekan Kolegium Kardynalskiego wygłaszał żałobną homilię. Splatał biografię zmarłego z cytatami Ewangelii i teologicznym komentarzem, mówił prosto i serdecznie: “Nasz Papież nigdy nie chciał zachować własnego życia, mieć go dla siebie; chciał dać siebie samego bez ograniczeń, aż do ostatniej chwili, za Chrystusa i w ten sposób także za nas". Przypomniał nieme błogosławieństwo Urbi et Orbi, którego Jan Paweł II udzielił w ostatnią Niedzielę Wielkanocną: “Możemy być pewni, że nasz umiłowany Papież stoi obecnie w oknie domu Ojca, spogląda na nas i nam błogosławi".

To był kard. Ratzinger - ciepły duszpasterz, który głęboko przeżywa rozstanie z Przyjacielem. Na pielgrzymach i rzymianach, kardynałach i kurialistach wielkie wrażenie wywarło, jak mocno kard. Ratzinger przeżył konanie Jana Pawła II. Na kilka godzin przed śmiercią był u Papieża, który wyszeptał do niego: “Danke". Dzień po wyborze, podczas Mszy, którą Benedykt XVI celebrował wspólnie z kardynałami i abp. Stanisławem Dziwiszem, również wspominał Karola Wojtyłę: “Zdaje mi się, że czuję jego silną dłoń ściskającą moją, zdaje mi się, że widzę jego śmiejące się oczy i słyszę jego słowa, skierowane w tym momencie szczególnie do mnie: Nie lękaj się!". Wybór na Stolicę Piotrową uznał za łaskę, którą wyjednał mu “czcigodny poprzednik". I dodał, że w godzinie śmierci Jan Paweł II “ukoronował długi i owocny pontyfikat".

Podczas ceremonii żałobnych zwracano uwagę na zamyślony wyraz twarzy kard. Ratzingera, na głęboką modlitwę - stawał się nieobecny, przenosił w inny wymiar. Dziennikarze mówili, że od reszty purpuratów odróżniał go nawet sposób poruszania się - ostrożny, skupiony, może nawet naznaczony dostojeństwem, ale zarazem oszczędny, nie sztuczny czy fałszywie uduchowiony. Zresztą często słyszałem opinię, że w ostatnich latach kard. Ratzinger stawał się mistykiem. Przed dwoma laty obserwowałem, jak w obecności kilku tylko świadków, wspólnie z kard. Macharskim odprawiał Mszę św. w kaplicy krakowskich arcybiskupów. Tak skoncentrowanego na Eucharystii kapłana już kiedyś widziałem: w Castel Gandolfo, gdy poranną liturgię celebrował Jan Paweł II.

Trzecie słowo świat usłyszał podczas Mszy pro eligendo papa. Kard. Ratzinger tłumaczył, czym ma być wiara, która “nie idzie z prądem mód i nowinek; wiara dorosła i dojrzała jest głęboko zakorzeniona w przyjaźni z Chrystusem. Ta przyjaźń otwiera nas na każde dobro, dając nam zarazem kryterium rozeznania prawdy i fałszu, odróżnienia ziarna od plew. Do tej dorosłej wiary musimy dojrzewać, ku niej powinniśmy prowadzić Chrystusową trzodę. I właśnie ta wiara - i tylko ona - tworzy jedność, realizując się w miłości".

To był kard. Ratzinger - błyskotliwy interpretator Pisma. Charakterystyczne, że gdy głosi kazanie, zawsze mówi w oparciu o liturgiczne czytania, ale zarazem stara się nadać Słowu wymiar aktualny. Tym razem sedno rozważań stanowił List św. Pawła do Efezjan, gdzie mowa o byciu “miotanym przez fale i poruszanym przez każdy powiew nauki" (por. 4, 14).

Kard. Ratzinger przekonywał: “Iluż powiewów nauki zaznaliśmy w ostatnich dziesięcioleciach, iluż ideologicznych prądów, ile sposobów myślenia. Łódeczka myśli wielu chrześcijan była nierzadko huśtana przez te fale - miotana z jednej skrajności w drugą: od marksizmu do liberalizmu aż po libertynizm; od kolektywizmu do radykalnego indywidualizmu; od ateizmu do niejasnego mistycyzmu religijnego; od agnostycyzmu po synkretyzm". Krytykował, że “posiadanie jasnej wiary, zgodnej z credo Kościoła, zostaje często zaszufladkowane jako fundamentalizm". I pouczał: “Św. Paweł w tym kontekście - w przeciwieństwie do nieustannego miotania się tych, którzy niczym dzieci pozwalają się nieść falom - daje nam piękne słowo: czynić prawdę w miłości, jako podstawową zasadę chrześcijańskiego życia. W Chrystusie spotykają się prawda i miłość. W miarę zbliżania się do Chrystusa także w naszym życiu prawda i miłość stapiają się ze sobą". Bo - jak mówił - miłość bez prawdy byłaby ślepa, zaś prawda bez miłości byłaby jak “cymbał brzmiący" (1 Kor 13, 1).

To był kard. Ratzinger zaniepokojony kondycją współczesnego świata, obrońca Prawdy i tożsamości Kościoła. Nie przypadkiem jego biskupie motto brzmi: “Współpracownik prawdy". Nad grobem św. Piotra mówił twardo i zdecydowanie, bez sofistycznych argumentów i bezpiecznych tez, śmiałym językiem Ewangelii: “Tak - tak, nie - nie". To nie było programowe przemówienie kunktatora, który pragnąłby pozyskać stronników - wówczas kazanie byłoby wyważone, aby nie zrazić ani zagorzałych tradycjonalistów, ani zdeklarowanych reformatorów. Ale kardynał nigdy nie myślał o zdobywaniu coraz wyższych szczebli kościelnych urzędów. Otwarcie głosił, co myśli, chociaż dobrze wiedział, że czeka go ostra krytyka.

W minionych dniach kard. Ratzinger dwa razy opisywał Kościół jako łódź miotaną falami. Elektorzy wybrali zatem nie tylko “prawdziwego Papieża i Głowę Kolegium Biskupiego", ale również - Sternika, który ma bezpiecznie poprowadzić Okręt do portu.

Nomen est omen

Protodiakon kontynuował: “...Sanctae Romanae Ecclesiae Cardinalem Ratzinger, qui sibi nomen imposuit Benedictum XVI".

Benedykt XVI - imię następcy św. Piotra wyraża nie tyle jego program, zwłaszcza w sensie politycznym, ile wskazuje na źródło “doświadczenia historycznego i osobowego, które chce przywołać" - napisał Andrea Riccardi, założyciel Wspólnoty św. Idziego. Nie wolno jednak zapominać, że nomen est omen, stąd w ostatnich dniach wciąż przybywało prób rozszyfrowania znaczenia papieskiego imienia, a każda niosła ze sobą różne nadzieje i oczekiwania. Benedykt - przypominali niektórzy - to patron Europy, którą zjednoczył siecią klasztorów. Stąd nadzieja, że Joseph Ratzinger powstrzyma sekularyzację i przyczyni się do odbudowy kontynentu Ducha i wspólnych wartości. Inni przywoływali postać Benedykta XV, papieża Giacomo della Chiesa, który w 1914 r. starał się - jak zauważył George Weigel - “ustrzec Europę przed cywilizacyjnym samobójstwem". Joseph Ratzinger miałby zatem nieść idee współpracy i porozumienia w świat wstrząsany następstwami 11 września.

Były i odczytania subtelne, np. wspominano, że Benedykt XV ogłosił encyklikę “Ad beatissimi Apostolorum", która stanowiła nie tylko dramatyczny apel o pokój, ale miała również zażegnać konflikt między integrystami i reformatorami, ciągnący się od pontyfikatu Piusa X. Benedykt XVI również miałby gasić posoborowe spory, a tym samym wzmocnić jedność i tożsamość Kościoła. “L’Osservatore Romano" przypomina z kolei list apostolski “Maximum illud" z 1919 r., który stanowił impuls dla nowych dzieł misyjnych. W imieniu obranym przez Josepha Ratzingera doszukiwano się nawet ukłonu w naszą stronę; przecież Giacomo della Chiesa należał do gorących orędowników niepodległości Polski. “No i ponadto pontyfikat Benedykta XV był krótki" - żartował podobno nowy Papież.

Na razie jednak tłum niecierpliwie czekał na Placu Św. Piotra. Siedem minut po ukazaniu się protodiakona, na loggię wyszedł Benedykt XVI - ubrany w białą sutannę, z narzuconą na nią mucetą. Na głowie miał jedwabny pileulus, ale owal piuski ginął w śnieżnobiałych włosach. Z ramion zwisała wyszywana złotem stuła, z papieskimi herbami i postaciami czterech Ewangelistów - Jan z orłem, Mateusz z aniołem, Marek z lwem i Łukasz z bykiem. To symbol, że następca św. Piotra ma głosić światu Dobrą Nowinę.

A świat powitał gestem otwartych, szeroko rozłożonych ramion. Wzruszony, może nawet speszony niemilknącą owacją, mówił: “Po wielkim Papieżu Janie Pawle II kardynałowie wybrali mnie, prostego skromnego pracownika Winnicy Pańskiej. Pociesza mnie, że Pan potrafi działać także poprzez narzędzia niedoskonałe, a przede wszystkim powierzam się waszym modlitwom. W radości Zmartwychwstałego Pana, ufni w Jego ustawiczną pomoc idźmy naprzód, Pan nas wspomoże, a Matka Boża będzie po naszej stronie. Dziękuję". Wciąż przerywano mu oklaskami, wciąż skandowano: Benedetto. Benedictus, Benedykt, czyli Błogosławiony.

Habemus papam

Benedykt XVI musiał już odczuć ciężar papiestwa; uwadze dziennikarzy nie umknie jego żadne słowo, żaden gest. Pierwszą ofiarą konklawe jest zawsze papieska prywatność: stumetrową może trasę przeprowadzki Benedykta XVI z mieszkania przy Piazza della Cittá Leonina przez Bramę św. Anny do wnętrza Watykanu - szczelnie obsadziły setki gapiów, kamerzystów i fotoreporterów. Wielu zepchniętych przez wiwatujący tłum dostrzegło zaledwie połyskujący dach czarnego mercedesa. Nazajutrz mogli jednak przeczytać w gazetach, jak Papież przytulał i całował dzieci.

Skrupulatnie odnotowano, że Benedykt XVI dzwonił od drzwi do drzwi, aby pożegnać się z dawnymi sąsiadami, w pierwszy zaś dzień urzędowania - była godzina ósma rano - zadzwonił do Ratyzbony, do swojego brata. Nawet gazety sceptycznie nastawione do nowego Papieża, z uznaniem donosiły, że w pierwszym przemówieniu do kardynałów zapowiedział, iż będzie kontynuował myśl II Soboru Watykańskiego. Chce również “odbudowy pełnej i widzialnej jedności chrześcijan", a wyznawców innych religii i niewierzących zapewnia, że Kościół pragnie prowadzić z nimi dialog “otwarty i szczery". Wystarczyło kilkanaście godzin, aby Papież przekonał do siebie większość niechętnych komentatorów. Natomiast Rzym, który dotychczas cenił i szanował kard. Ratzingera, pokochał Benedetta od momentu jego ukazania się na balkonie Bazyliki.

Ale nie brakło i zawiedzionych - chociażby tym, że podczas sobotniego spotkania z dziennikarzami Papież nie przeszedł między rzędami Auli Pawła VI, że nie dotykał wyciągniętych rąk, lecz wszedł na podium bocznymi drzwiami. Latynosi narzekali, że obok włoskiego, angielskiego, francuskiego i niemieckiego nie wypowiedział słowa po hiszpańsku, a niektórzy Polacy - że nie mówił po polsku...

W tych oczekiwaniach na wyrost, w tych uciążliwych i pozbawionych sensu porównaniach do poprzednika dostrzec można, jak ogromna presja ciąży na Benedykcie XVI. Źle by się stało, gdyby ów nacisk nie ustał, gdyby np. podczas pielgrzymki do Polski - zamiast słuchać Papieża - roztrząsano, czy stanie w oknie Domu Arcybiskupów Krakowskich i porozmawia z młodzieżą albo zaśpiewa “Barkę". Źle by się stało, gdyby zapomniano o słowach kard. Godfrieda Danneelsa, wypowiedzianych przed konklawe: “Papież powinien być przede wszystkim sobą".

Trzeba pamiętać radość wielką: habemus papam, Josepha Ratzingera, urodzonego w Marktl nad rzeką Inn. A wraz z nim nowy styl i wyzwania, również nowe słowa i gesty. I chociaż znaleźliśmy się dopiero u progu pontyfikatu, wiele z tych słów i gestów było ważnych, pamiętnych, na miarę Biskupa Rzymu. Nie na darmo Jan Paweł II zapewniał następcę, że Bóg “udzieli mu również siły, by nie ugiął się pod ciężarem urzędu".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2005

Podobne artykuły