Nowe wino, nowe bukłaki

Zadaniem Kościoła nie jest popieranie tej lub innej opcji politycznej, ale ewangelizowanie – mówią siostry zakonne, które podpisały się pod „Apelem zwykłych księży”.

30.11.2020

Czyta się kilka minut

„Apel zwykłych księży” to wezwanie, by nie wykorzystywać religii do celów politycznych. Na zdjęciu uroczystość konsekracji kościoła  pw. Najświętszej Maryi Panny Gwiazdy Nowej Ewangelizacji. Toruń, 18 maja 2016 r. / TYTUS ŻMIJEWSKI / PAP
„Apel zwykłych księży” to wezwanie, by nie wykorzystywać religii do celów politycznych. Na zdjęciu uroczystość konsekracji kościoła pw. Najświętszej Maryi Panny Gwiazdy Nowej Ewangelizacji. Toruń, 18 maja 2016 r. / TYTUS ŻMIJEWSKI / PAP

W pełni zgadzam się z postulatami sygnatariuszy apelu. Nie mam poczucia, że był to akt jakiejś szczególnej odwagi – mówi s. Agnieszka Fortuna ze Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa. – Jeśli uważam, że sprawa jest słuszna i powinnam się zaangażować, po prostu to robię.

Jest świadoma, że jej poglądy mogą się niektórym siostrom nie podobać. Zdarza się, że kiedy publicznie zabiera głos, potem piszą do niej anonimowi hejterzy. Ale nie stara się nikogo nawracać. Woli szukać zrozumienia motywów kryjących się za wrogimi postawami.

– Mamy obecnie w Kościele mocną tendencję, by się zamykać – mówi s. Barbara Radzimińska ze wspólnoty Słudzy Ewangelii Miłosierdzia Bożego. – Stajemy się oblężoną twierdzą, w której usiłujemy się schronić przed światem, przed tymi, którzy myślą inaczej. Dla mnie apel jest kładką wyciągniętą nad fosą podziałów. Jest zaproszeniem, powiedzeniem, że w części z nas, ludzi Kościoła, jest chęć dialogu.

Rozbrajanie z lęku

Cztery siostry ze wspólnoty Słudzy Ewangelii Miłosierdzia Bożego pracują w diecezji gdańskiej. Wszystkie mają doświadczenie misji w różnych krajach: Niemczech, Hiszpanii, Argentynie. Pracują z młodzieżą i dorosłymi. Przygotowują świeckich do zaangażowania i współ­odpowiedzialności w Kościele.

– Studiowałam chemię – opowiada s. Magdalena Obarska. – W duszpasterstwie akademickim poznałam wspólnotę sióstr. Z czasem zaczęłam coraz bardziej odkrywać, że Bóg mnie potrzebuje. Studia skończyłam i zaczęłam pracę w zawodzie.

Zrezygnowała po roku. Przyjechała do Sopotu i zamieszkała z siostrami. Później była na misjach w Hiszpanii. Poznała też gorący i dynamiczny Kościół argentyński, mieszkając przez pięć lat w ubogich dzielnicach Buenos Aires. Od dwóch lat jest w Polsce i kontynuuje formację.

– Polskie „skostnienie” może dać się we znaki. Czasem tęsknię za tym połu- dniowoamerykańskim Kościołem – mówi. – Ale traktuję to jako inspirację, żeby tamtejszy braterski klimat Kościoła zaszczepić i tutaj.

S. Izabela Fink, urodzona w Nowogardzie, miała siedem lat, kiedy z rodzicami wyjechała do Niemiec. Tam się wychowała, skończyła szkołę i studia, tam zaczęła pracę. Wspólnotę poznała w Kolonii. – Jezus długo o mnie walczył – mówi. – Miałam trzydzieści lat, kiedy ostatecznie powiedziałam Mu „tak”.

Jako misjonarka wyjechała do Hiszpanii, na parę lat do Argentyny, trzy lata temu przyjechała do Polski. – Co najbardziej zwróciło moją uwagę w polskim Kościele? – zastanawia się s. Iza. – Lękowe podejście do wielu kwestii, np. do uchodźców. Wychowałam się w kraju, gdzie żyje wielu uchodźców i nie brakuje wynikających z tego problemów. Ale nie pamiętam, żebym spotkała się w Kościele z taką niechęcią. Życie w różnorodności nie jest łatwe, ale ostatecznie zawsze poszerza nasz horyzont.

Woda i wino

S. María Pilar Casadó Tarín, z pochodzenia Hiszpanka, studiowała pedagogikę i psychologię. Zdała państwowy egzamin i odtąd o pracę mogłaby się nigdy nie martwić. Dziś mówi o swoim powołaniu: – Dostałam więcej, niż ośmieliłabym się prosić. Czuję, że moja „woda” nieustannie zamienia się w „wino” – mówi. – Odkryłam, że to, jaka jestem: spontaniczna, czasem roztargniona, przestało być słabością (wodą), a stało się siłą, darem dla innych (winem).

Jeździła po świecie, poznawała różne Kościoły. W końcu zawędrowała do Polski. – Dzisiaj mam 55 lat i czuję, że żyję coraz pełniej.

S. Barbara Radzimińska mówi, że początek jej historii jest „typowy”. Wychowanie w wierzącej rodzinie, zaangażowanie w oazę, pielgrzymki, praca w wolontariacie z niepełnosprawnymi. Potem czas studiów w Irlandii i odejście od wiary i Kościoła. – Mając 24 lata, skończyłam rozczarowana życiem, miłością, relacjami. Wewnętrznie czułam się ruiną.

Wtedy poznała misjonarki. Głosiły Słowo. Fragment z Księgi Jeremiasza nadał nowy sens jej życiu: „Zbuduję cię i będziesz odbudowana”. Prosty komunikat, który dotknął serca. Bez wielkich, emocjonalnych fajerwerków.

Tak jak na początku

S. Agnieszka Fortuna należy do Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa. W Poznaniu prowadzi gabinet psychoterapii. Mówi, że ostatnie wydarzenia wywołały w niej wiele trudnych emocji.

– Smutek, rozczarowanie, złość, bezsilność i niezgodę. Na niesprawiedliwość i przemoc – mówi. – Mam głębokie przekonanie, że każdy obywatel tego kraju, bez względu na pochodzenie, poglądy, wyznanie, ma takie same prawa i jego głos powinien być brany pod uwagę. Nie można wprowadzać praw, jakichkolwiek praw, bez debaty społecznej, tylnymi drzwiami, w momencie kryzysu, kiedy nie ma możliwości wyrażenia sprzeciwu.


Zuzanna Radzik: Chodzi o protest kobiety wcielonej. Ciało, nad którym państwo i Kościół chcą mieć kontrolę, mówi: dość.


 

Jej zdaniem masowe protesty są nie tylko wynikiem niezadowolenia z wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Ale również z rosnącego sprzeciwu wobec niszczenia wymiaru sprawiedliwości, traktowania mniejszości, kryzysu gospodarczego i sposobu, w jaki państwo radzi sobie z pandemią. – Nie chodzi tylko o aborcję. Sama jestem przeciwko aborcji, ale nie można tak ważnych rozwiązań wprowadzać w taki sposób – tłumaczy s. Fortuna. – Stawia się ludzi w sytuacjach granicznych, nie dając jednocześnie możliwości wypowiedzenia się, nie przygotowując odpowiedniego systemu wsparcia. W dziedzinie ochrony życia od jego początku do śmierci mamy wiele do zrobienia jako państwo i jednostki: od wspierania dzieci niepełnosprawnych i ich rodzin, przez ich usamodzielnianie, wspieranie opieki medycznej nad osobami chorymi psychicznie, zwłaszcza wobec dzieci i młodzieży, których system leczenia się załamał, wspieranie osób w sytuacjach granicznych, emigrantów, którym udzielamy azylu, czy po wspieranie osób z rzadkimi, terminalnymi chorobami.

Kościół? Cierpi z powodu wewnętrznego podziału. – Są w nim tacy, którzy występują z pozycji autorytetu nieznoszącego sprzeciwu. Ale są i ci, którzy nie odnoszą się bezpośrednio do polityki, ale bazują na Piśmie Świętym, rzucając światło na bieżącą sytuację. Zadaniem Kościoła nie jest popieranie tej lub innej opcji politycznej, ale ewangelizowanie i formowanie uczniów Jezusa. – mówi s. Fortuna. – Przemiana może przyjść od środka, od nawrócenia osobistego każdego z nas. Kościół pierwszych wieków istniał jako ewangeliczny zaczyn Królestwa Bożego. Może trzeba wrócić do tego doświadczenia.

Negocjacje i konsensus

Dialog – to słowo klucz w ich opowieściach. Pytam siostry, czy na co dzień w Kościele widzą, że dialog zwaśnionych, coraz mniej rozumiejących się stron jest możliwy.

– Tak, ale wymaga pewnych warunków – mówi s. Agnieszka Fortuna. – Na przykład przekroczenia lęku, uprzedzeń, przekonania, że „ten drugi” jest moim wrogiem, który chce mnie zniszczyć, coś mi odebrać. Wymaga to również rezygnacji z postawy, że oto „tylko ja wiem i mam rację”, „tylko moja wizja świata jest jedyną słuszną”, gotowości do wysłuchania tego, jak ktoś inny widzi świat, co jest dla niego ważne. To trochę jak w negocjacjach. Obie strony muszą wspólnie rozumieć, jaki cel chcą osiągnąć. Tylko wtedy mogą dojść do konsensusu.

Co oznacza „konsensus” w przypadku podzielonego Kościoła i podzielonego społeczeństwa? – Może uznanie, że wszyscy mamy wartości, o które warto walczyć. Że jesteśmy różni, że mamy konflikty, ale możemy żyć w jednym Kościele i w jednym państwie – uważa s. Agnieszka.

S. Barbara: – Niektórzy zarzucają sygnatariuszom apelu, że powinni być nie tylko z protestującymi, ale również towarzyszyć parafianom, którzy w tym samym czasie modlili się w kościołach. Ale może rozwiązaniem byłoby takie formowanie wiernych, aby również oni byli zdolni wyjść do manifestujących wraz ze swoimi kapłanami? Również świeccy chrześcijanie są powołani do tego, by być razem z ludźmi, a nie troszczyć się tylko o siebie.

Kryzys jest szansą

– Boli mnie, że nie potrafimy skorzystać z doświadczeń Kościoła w innych krajach – mówi s. Barbara. – My wchodzimy w proces laicyzacji. Kościoły Europy Zachodniej mają ogrom doświadczeń w tej dziedzinie, przeżyły już wiele kryzysów. I naprawdę moglibyśmy się od nich dużo nauczyć i nie popełniać tych samych błędów.

Siostry przyznają, że wśród wiernych zachodzi zmiana. I nie jest to tylko zmiana pokoleniowa. – Pracujemy z młodzieżą, która poszukuje odpowiedzi na wiele pytań – mówi s. Magdalena. – Ale nie przyjmuje już odpowiedzi w stylu: „tak, bo tak”, „bo tak ma być”. Egzystencjalne pytania potrzebują odpowiedzi egzystencjalnych, a nie wyłącznie teoretyczno-katechetycznych. Czego to wymaga od nas, ludzi Kościoła? Przede wszystkim umiejętności głębokiego słuchania oraz dzielenia się doświadczeniem własnego życia, nie tylko wiedzą. Jednym słowem: towarzyszenia.


Ks. Adam Boniecki: Takich raportów jak ten o McCarricku powinno powstać wiele.


 

– Kościół proponuje młodzieży ideał chrześcijaństwa, ale zapomina, że zmierza się do tego ideału przebywając pewną drogę – zauważa s. Izabela. – Dialog z ludźmi rozpoczyna się od miejsca, w którym oni są, a nie gdzie chcielibyśmy, aby byli. Protesty ukazały, gdzie rzeczywiście jest nasze społeczeństwo, w jaki sposób myśli nasza młodzież. Mam wrażenie, że dla wielu ludzi Kościoła było to odkrycie zaskakujące. Obyśmy potrafili je wykorzystać, aby dostosować nasze duszpasterstwo do rzeczywistości.

– Dobro jest dobrem. Nawet jeśli czynione jest po cichu, przynosi owoce – uważa s. Agnieszka Fortuna. – Nie potrzebuje rozgłosu, samo się pomnaża. Zło było zawsze. I zawsze było bardziej krzykliwe. Człowiek zawsze będzie miał skłonność do dążenia do władzy, pieniędzy. Zawsze jednak będą tacy, którzy będą czynić dobro. Choćby nieudolnie, w mikrozakresie. Nawet jeśli miałoby być niezauważalne. I to daje nadzieję.

– Być może potrzeba kilku pokoleń, żebyśmy ten kryzys dobrze wykorzystali – dodaje. – Aby być wiarygodnym, Kościół potrzebuje być ewangeliczny. Nie może mówić, zwłaszcza do młodych, którzy dzisiaj wyszli na ulice, z pozycji nieomylnego autorytetu. Dziś zbyt często zapominamy, że to my, tu i teraz, jesteśmy powołani, żeby tworzyć Kościół naszych marzeń. Nikt inny za nas tego nie zrobi.

Coś się wylało

„Jesteśmy na progu nowego czasu!” – piszą autorzy apelu zwykłych księży. Jak to zdanie rozumieją podpisujące się pod nim siostry?

– Może potrzeba, by mężczyźni uznali, że jesteśmy dla nich partnerkami do rozmowy – mówi s. Agnieszka Fortuna. – Potrzeba również, by kobiety zrobiły odważnie krok do przodu i stawały się partnerkami w dialogu.

– Kobiety w Kościele są na pewno ogromnym potencjałem. Zarówno te konsekrowane, jak i świeckie. Kierunek Kościoła w tym sensie jest jasny – tłumaczy s. María Pilar. – Na Synodzie o Amazonii było obecnych ponad 30 kobiet, a wystąpienia wielu z nich uznano za jedne z najlepszych. To zdanie uczestniczących w Synodzie biskupów, nie moje. Mam nadzieję, że również w Polsce ten potencjał będzie się aktywował.

– To, co odsłoniło się ostatnio w polskim Kościele, dokonało się dużo wcześniej – mówi s. Agnieszka. – Teraz tylko ukazało się to naszym oczom. Coś się wylało, nie da się tego zamieść pod dywan czy zamknąć w szafie. Nastała inna rzeczywistość: Kościoła, społeczeństwa, świata doświadczonego pandemią i jej konsekwencjami. Nic już nie będzie takie samo jak kiedyś. Coś się wylało i teraz trzeba coś z tym zrobić.

– To czas, w którym musimy zaakceptować, że chrześcijaństwo nie ma już większości – mówi s. Magdalena.

– A mi do głowy przychodzą słowa z Ewangelii: „Nowe wino trzeba wlewać do nowych bukłaków” – mówi s. Barbara. – Dla mnie nowy czas to poszukiwanie nowych bukłaków. Nowej formy, która pozwoli się odnaleźć w Kościele też nowemu, inaczej myślącemu pokoleniu. Nie chodzi tu o zmiany w treściach wiary, ale o znalezienie nowego sposobu, by dotrzeć z nimi do współczesnych ludzi.

– To po prostu powrót do Ewangelii – mówi s. Izabela. – Do nawrócenia się. I to my mamy się nawrócić. My, Kościół. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2020