Nowe pokolenie

Warszawski Klub Inteligencji Katolickiej był kiedyś oazą wolności. Dziś próbuje być oazą dialogu.

16.10.2016

Czyta się kilka minut

Lech Wałęsa i Tadeusz Mazowiecki w starej siedzibie KIK-u przy ul. Kopernika, 1980 r. /  / Fot. Wojtek Laski / EAST NEWS
Lech Wałęsa i Tadeusz Mazowiecki w starej siedzibie KIK-u przy ul. Kopernika, 1980 r. / / Fot. Wojtek Laski / EAST NEWS

Pod warszawski adres KIK-u nie jest łatwo trafić.

– Szkolenia? – upewnia się pan roznoszący ulotki.

– Klub Inteligencji! – przekrzykuję ulicę. – Katolickiej!

– Aha, szkolenia. To musi pan dookoła. Przy kościele w lewo i w podwórku.

Na Freta 20/24A prawie wszyscy siedzą w czytelni. Jest zimny, deszczowy dzień, więc grzeją się w najcieplejszym pomieszczeniu. Drugie piętro kamienicy na Nowym Mieście, nad nami wysoki strop.

– Nową siedzibę mamy od 10 lat – mówi Jakub Kiersnowski, w KIK-u od dzieciństwa. – Niestety, to dość stary budynek i w jednym miejscu dach nam trochę przecieka. Ale da się to naprawić.

W tym roku KIK obchodzi 60. urodziny. Zajrzałem do niego, by dowiedzieć się, jak przetrwać w trudnych czasach.

Lekcja 1: enklawa wolności

KIK powstał w czasie odwilży 1956 r. Skupia warszawskie środowisko katolickiej inteligencji. W swojej historii angażował się w promocję postanowień Soboru Watykańskiego II, ideę ekumenii, rozwój opozycji demokratycznej, powstanie Solidarności. Przedstawiciele tego środowiska uczestniczyli w obradach Okrągłego Stołu.

Prof. Andrzej Friszke, ewangelik, od 1979 r. w Klubie, w 1997 r. pisze w książce „Oaza na Kopernika” (przy ul. Kopernika mieściła się pierwsza siedziba): „Po likwidacji większości ośrodków samorządnej aktywności w pierwszych latach popaździernikowych Kluby Inteligencji Katolickiej były jednym z niewielu miejsc, w których istniała wolność słowa i gdzie nie sięgała bezpośrednia władza nomenklatury. Kluby działały na zasadzie ustalonej koncesji, ich zasięg był ograniczony, nie mogły podjąć jawnej walki z systemem, ale zachowały wewnętrzną wolność. Nigdy nie wycofały się z postulatu demokratyzacji życia w Polsce. Były jedną z nielicznych organizacji, gdzie członkowie swobodnie wybierali swoje zarządy. Kluby były więc enklawami w życiu społecznym zdominowanym przez partię, jej doktrynę i język wypowiadania się o sprawach publicznych. Były związane z Kościołem, ale zachowywały autonomię i wolę posiadania własnych opinii”.

W innym miejscu dodaje: „KIK stworzył społeczność dość niezwykłą. Jak sama nazwa wskazywała, był skupieniem inteligencji, w ogromnej większości »starej« inteligencji z przedwojennymi korzeniami. Niemałą grupę tworzyli potomkowie rodzin ziemiańskich. Przyczyniało się to do wytworzenia specyficznej atmosfery dobrego smaku i dobrego wychowania, w której pewne zachowania niejako automatycznie skazywały na marginalizację. Jednocześnie Klub nie był ostoją konserwatyzmu, potrafił dostrzegać społeczne przemiany i ich konsekwencje. Środowisko takie jak KIK oddziaływało jedynie za pomocą słów. W opisywanych tu czasach słowa miały wielkie znaczenie, a nawet moc sprawczą. Wyznawane wartości oraz sposób ich wyrażania tworzył system porozumienia między ludźmi, budował ich wspólnotę. Różnice zawodowe, status majątkowy, pochodzenie nie miały istotnego znaczenia”.

Lekcja 2: mówić gorącym językiem

Z ekranu przemawia ks. Jacek Międlar. Misza Tomaszewski (rocznik ’86), redaktor naczelny magazynu „Kontakt” i dwutygodnika ukazującego się w internecie, jednej z najmłodszych sekcji warszawskiego KIK-u, kręci głową z niedowierzaniem.

– Trzeba przyznać, że facet jest urodzonym mówcą wiecowym. W ostatnich latach to prawica zbudowała monopol na zarządzanie ludzkimi emocjami. Myśmy tego jednak nie potrafili. Ani chyba nie chcieliśmy potrafić – mówi Tomaszewski.

Joanna Święcicka, prezeska warszawskiego Klubu, oponuje: – Diagnozy naszego środowiska nie były chłodne. – Były po prostu racjonalne.

Istotą tradycji KIK-u – jak mówią sami jego członkowie – jest wymiana. Rozmowa, dialog, spór. Jednak, jak zauważa prof. Friszke, spór pełen kultury dyskusji.

Właśnie w taki sposób, siedząc przy jednym stole, będą się spierać Święcicka i Tomaszewski.

– Dlaczego nie mamy własnego Międlara? – pytam.

– Ludzie inteligentni są mniej kategoryczni w sądach, bo zazwyczaj w każdej sprawie mają wątpliwości. Natury moralnej, światopoglądowej, politycznej – mówi Święcicka. – Inteligenci widzą różne konsekwencje swoich opinii czy decyzji.

– Tak, ale liberalnym elitom kształtującym rzeczywistość po przemianach w Polsce brakowało wyczucia skali społecznych emocji – odpowiada Tomaszewski. – Za to prawica je zauważyła i wykorzystała. Dziś widać to bardzo wyraźnie. My również musimy się nauczyć mówić nieco gorętszym językiem, snuć bardziej przekonujące opowieści. Nie chodzi o radykalizm, ale o trafne rozpoznawanie nastrojów, nakreślanie wizji i umiejętność komunikacji. Przykładów nie musimy szukać daleko. Weźmy papieża Franciszka. On nie reprezentuje płytkiego myślenia, a jednocześnie potrafi pociągnąć za sobą masy, także młode.

– Jasne, patrzmy na emocje, ale naszą rolą powinno być przede wszystkim wyjaśniać świat, tłumaczyć go – replikuje Święcicka.

– Mam wiele takich przypadków, kiedy przychodzą do mnie osoby z innym zdaniem, nawet z pretensjami. Rozmawiam z nimi. I widzę, że wychodzą ze spotkania co najmniej z wątpliwościami co do swojego poglądu, jeśli nie całkowicie przekonane. Ja też dzięki rozmowie nieraz zmieniam zdanie.

Bal sekcji Drum Buna przy ul. Freta, 2016 r. / Fot. Jan Murawski

Lekcja 3: dialog w czasach wojny

Gabinet jest nowoczesny, ale gdzieś w rogu stoją krzesła pamiętające jeszcze siedzibę na Kopernika.

– Dawna kultura dyskusji, niestety, umiera – mówi Święcicka. – Stary zwyczaj debatowania nad każdą sprawą dotyczy raczej starszych członków Klubu. Z drugiej strony, dyskusje toczą się w mniejszych środowiskach, np. w „Kontakcie”.

W ostatnim tekście prezeska KIK-u pisała o tym, jak istotny jest powrót idei dialogu. Tylko jak uprawiać dialog w czasach, w których jedna strona nie chce rozmawiać z drugą?

– To trudne, ale możliwe – mówi autorka. – Na tym polega nasza praca. Formować tak, by uczyć rozmowy, prezentowania własnych postaw z szacunkiem dla innych. To ziarno kiedyś zakiełkuje.

– Przyznajmy: żyjemy w czasach wojny kulturowej – dodaje Tomaszewski. – Podziały widać też w Klubie. I to jest kłopot. Środowisko się polaryzuje. A trudno wymieniać się poglądami w sytuacji, kiedy jedni odmawiają drugim prawa do innego spojrzenia, drudzy zaś dyskredytują pierwszych jako, dajmy na to, oszołomów. Różnimy się niemal we wszystkim. W poglądach na politykę, edukację, Kościół. Naszą szansą w KIK-u jest działalność Sekcji Rodzin. To tam uczymy młodych ludzi umiejętności wymiany zdań, współpracy, szacunku dla różnych postaw. Tam pracujemy bez emocji, staramy się nie tylko katechizować, ale też zapewniać formację intelektualną.

– Dla nas jest ważne, żeby nauka Kościoła została dobrze zrozumiana. Chcemy ją objaśniać, nie na siłę wkładać do głów – mówi Święcicka. – Nie chodzi o to, żeby katechizm wkuwać na pamięć.

– A może ludzie wolą dziś proste odpowiedzi? – protestuję.

– W pewnym sensie zawsze tak było – mówi prezeska KIK-u. – Z Kościoła zamkniętego łatwo wyjść. Z otwartego trudniej. Im dalej idziemy, tym bardziej nie widać jego końca.

Lekcja 4: inicjatywa oddolna

Razem z sekretarzem KIK-u ustalamy stan faktyczny.

– Obecnie do Klubu należy 1700 dorosłych członków – wylicza Jakub Kiersnowski. – Ale krąg osób w jakiś sposób zaangażowanych lub sympatyzujących szacujemy na ok. 10 tys. – to członkowie rodzin, przyjaciele, zainteresowani. Warto wspomnieć, że w KIK-u wszystko opiera się na oddolnych inicjatywach. Jeśli ktoś ma pomysł, który mieści się w duchu naszej działalności, dostaje wolną rękę. Tak było np. z magazynem „Kontakt”, założonym przez studentów i doktorantów związanych z Klubem.

Członkowie KIK-u angażują się także w pomoc potrzebującym: uchodźcom (jeżdżą z pomocą do najbardziej zapalnych punktów) czy Ukraińcom dotkniętym wojną na wschodzie. To właśnie w ramach KIK-u kilkanaście lat temu powstała Inicjatywa Wolna Białoruś (dziś niezależne stowarzyszenie), wspierająca opozycjonistów walczących z reżimem Łukaszenki, czy najmłodsza inicjatywa: Sekcja Wschodnio- europejska.

– W ramach pomocy Białorusi co roku przyjeżdżają do nas uczniowie jednego z tamtejszych liceów, zdelegalizowanego przez Łukaszenkę – mówi Kiersnowski. – To niezwykli młodzi ludzie, którzy uczą się po białorusku w tajnych kompletach, zdają egzaminy po rosyjsku, a dodatkowo u nas po polsku.

W Klubie funkcjonuje 16 różnych sekcji. Największa jest Sekcja Rodzin, powstała w latach 60., zrzeszająca dzisiaj 350 rodzin. Dzieci należące do niej jeżdżą na zimowe i letnie obozy, gdzie przechodzą formację w tradycji kikowskiej.

W Klubie działa też m.in. Klub Żeglarski „Santa Maria”. – KIK to nie tylko działalność społeczna – uśmiecha się Kiersnowski. – Ja w jednej z grup poznałem żonę.

Lekcja 5: chrześcijaństwo w praktyce

Próbując nie zepsuć nowego ekspresu do kawy, cofamy się z Jakubem Kiersnowskim o 20 lat.

– Ja miałem dziesięć lat, mój brat dziewięć – opowiada. – Rodzice zapisali nas do Sekcji Rodzin. Od początku chciałem robić wszystko, co tylko było można. Jako chłopak zrobiłem patent żeglarza. To jeden z elementów kikowskiego etosu. Potem sam stałem się wychowawcą Sekcji. I jakoś się potoczyło.

W wieku 23 lat Kiersnowski dostał od ówczesnego prezesa Piotra A. Cywińskiego (dziś dyrektora Muzeum Auschwitz-Birkenau) propozycję zostania sekretarzem KIK-u. – To była trudna, ale wiele ucząca praca – mówi. – Miałem dużo obowiązków, tym bardziej że Piotr większość z nich szybko mi przekazał. KIK dużo mnie nauczył.

– Czego? – dopytuję.

– W młodości sporo dały mi Rekolekcje Krzyżowe, prowadzone przez ks. Sławka Szczepaniaka, duszpasterza klubowej młodzieży, dziś rektora Kaplicy Zakładowej w Laskach. To był chyba rok 1997. Miałem 15 lat, i te rekolekcje oduczyły mnie młodzieńczego egocentryzmu. Zobaczyłem, że nie jestem najważniejszy na świecie.

Według Kiersnowskiego KIK pokazuje, jak chrześcijaństwo stosować w praktyce. – Żyć według Ewangelii, ale nikomu swojego życia nie narzucać – mówi. – Poza tym Klub kształtuje postawę obywatelską.

Jak być dobrym obywatelem? – Mogę mówić za siebie – odpowiada sekretarz KIK-u. – Staram się robić swoje. Nie walczyć. W Klubie pracujemy u podstaw. Budujemy postawy społeczne. Żeby ci, którzy od nas wychodzą, byli dobrymi obywatelami, ale i dobrymi pracownikami. Z poczuciem służby. Wiem, że „nasi” pracują w najważniejszych firmach i instytucjach. Możemy być z nich dumni, bo trzymają się wartości, które stąd wynieśli. Są po prostu przyzwoici. Przyzwoitość to chyba słowo klucz.

Lekcja 6: kredyt zaufania

Jest lato 1994 r. Grupa studentów skupionych wokół KIK-u spędza wakacje na rumuńskiej Bukowinie. Wczasy to dla nich nie tylko zwiedzanie i zabawa, ale również rozwój duchowy. Postanawiają, że zorganizują razem coś więcej niż wyjazd na południe Europy.

Tak powstaje sekcja Drum Bun. Nazwę zawdzięcza rumuńskiemu pozdrowieniu: „Szerokiej drogi”. – Dla mnie najważniejszą rzeczą, jaką daje mi Drum Bun, jest towarzystwo. Z osobami z KIK-u łączy mnie znacznie więcej niż ze znajomymi ze szkoły czy z innych środowisk, ponieważ mamy podobny system wartości, podobnie postrzegamy świat – mówi Szymon Święcicki, członek zarządu Drum Bun.

I dodaje: – Drugą bardzo ważną dla mnie rzeczą jest Drumbunowa formacja religijna, zwłaszcza tzw. piątki świętomarcińskie (spotkania z kapelanem). Na spotkaniach dotykających religii w KIK-u czuję się traktowany jak dojrzała osoba, a nie jak przedszkolak, który nic nie zrozumie i trzeba mu wszystko łopatologicznie tłumaczyć.

Dziś sekcja organizuje spotkania formacyjne, także ze znanymi postaciami ze świata sztuki, filozofii, kultury i polityki, piątki świętomarcińskie, współpracę międzynarodową z innymi młodzieżowymi ruchami, gry terenowe, pokazy filmów. I oczywiście obozy – kajakowe, górskie, żeglarskie.

Sekcja odwołuje się do takich postaci jak Jan Paweł II, Jacques Maritain, Józef Tischner, Jerzy Zawieyski czy Juliusz Eska. – KIK, a przez to także Drum Bun, pokazuje wartość bezinteresownej pomocy. Dobre jest to, że pełna werwy młodzież gotowa jest poświęcić swój czas innym – mówi Święcicki. – Poza tym mam silne poczucie, że jestem darzony zaufaniem. To ważne, bo dzięki temu mogę działać swobodnie, bez poczucia, że jestem cały czas oceniany. Zarząd KIK-u daje nam wolną rękę. To duży kredyt, zwłaszcza że w ostatnich latach w naszej sekcji większość to osoby niepełnoletnie.

Lekcja 7: etos pracy

– Kim jest inteligent? – pytam Joannę Święcicką.

– Dla mnie to ktoś, dla kogo ważne jest dobro wspólne – odpowiada. – Polska była jednym z nielicznych krajów bloku wschodniego, który zdołał wykształcić tak mocną inteligencję. Także związaną z KIK-iem. Ideałem takiego inteligenta, jednocześnie męża stanu, był przecież Tadeusz Mazowiecki.

– Czasy mężów stanu się skończyły – przerywam.

– Mamy kryzys. Okazuje się, że można dojść do władzy dzięki demokracji i zacząć ją likwidować. Widzimy to na całym świecie. Nagle przekonaliśmy się, że świat demokratyczny funkcjonował na zasadzie „półmagicznej”. W przekonaniu, że kiedy przyjdą nowe rządy, to tak jak poprzednie będą funkcjonować w ramach prawa. Widać, że nie musi tak być.

– Silniejsi są ci, którzy niszczą?

– Przede wszystkim nie można przyjmować ich reguł gry. Nie wiem, czy przyszłość należy do demokratów. Ale wiem, że trzeba na to pracować. Wychowywać pokolenie, które o tych wartościach kiedyś światu przypomni.

Miszę Tomaszewskiego pytam, kogo wychowa dzisiejszy KIK.

– Nie funkcjonujemy w społecznej czy edukacyjnej próżni – mówi. – O tym, jacy będą nasi wychowankowie, współdecyduje klimat panujący w ich rodzinach i szkołach. Co nie znaczy, że nie mamy na to żadnego wpływu. Poza tym nasze grupy mają dużą autonomię. Tak samo wychowawcy, którzy w nich pracują. Bardzo uogólniając: myślę, że wśród ludzi, którzy od nas wyszli, jest sporo państwowców, ale też społeczników, ludzi organizacji pozarządowych. Ludzi z etosem pracy i ze zdolnością do samoorganizacji.

Tomaszewski przypomina jednak, że Klub jest projektem „elitarnym”. W teorii przyjmie każdego, ale klubowa praktyka może to zweryfikować. – W większości to młodzież z tzw. dobrych domów, często chodząca do tzw. dobrych szkół – mówi Tomaszewski.

– Chcąc nie chcąc, realizujemy swego rodzaju konserwatywną utopię, w której pewna część społeczeństwa kształci się po to, by później działać na rzecz całej reszty.

Lekcja 8: nie wychowywać wojowników

Tomaszewski też jest w KIK-u od dziecka. O takich jak on – młodych, aktywnych kikowcach – mówi się tu „kikusie”. Opowiadają, że ze starszymi członkami, wychowanymi na prymacie wolnego rynku, bywają „zderzenia”. Zawsze w rozmowie, w dialogu – jak to w KIK-u – ale wnioski mają rozbieżne.

Oprócz redagowania „Kontaktu” Misza pracuje jako wychowawca i nauczyciel filozofii w Zespole Szkół Społecznych STO im. Pawła Jasienicy.

– Szkoła i Kościół to ciągle dwie najważniejsze instytucje kształtujące młode pokolenia. Przez szkołę przechodzi każdy, przez Kościół, przynajmniej do niedawna, też – tłumaczy. – Społeczna zmiana może powstać nie w internecie czy na ulicy, ale właśnie w szkole i Kościele. Dlatego na Kościele i na państwie ciąży dziś tak ogromna odpowiedzialność za przekraczanie podziałów i budowanie wspólnoty.

– Jak Kościół ma budować wspólnotę, skoro sam jest wewnętrznie podzielony? – dopytuję.

– Starać się te podziały zasypywać, mówić o tym, co łączy, a nie dzieli – mówi Joanna Święcicka. – Polityczne poglądy zostawić na boku.

– KIK w tym pomoże?

– Na pewno nie stanie na jednej z barykad – mówi Misza Tomaszewski. – Kościoła czy szkoły sami nie zreformujemy, ale może ludzie, którzy od nas wyjdą, zmienią coś od środka. Wychowujemy tych, którzy potrafią świadomie szukać. Nie wojowników. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2016