Noc listopadowa

15 sierpnia 2008. Wracamy z rodzinnej wycieczki. Dwa rowery, trzy rowerki, zmierzch i my. Jadąc w tamtą stronę, widzieliśmy barykady barierek, opancerzone transportery, opancerzonych żołnierzy i twarde czołgi - wszystko dumnie dogorywające pod koniec paradnego dnia. Prehistorycznie skażony pancernym serialem, pozwoliłem sobie na okrzyk: "Są czołgi, a gdzie Saakaszwili"? Żona odpaliła: "Te, trzydzieści cztery, pedałuj, pedałuj!" (mam trzydzieści pięć, ale mnie odmłodziła). My dowcipnie powrzaskiwaliśmy, aby zagłuszyć niepewność jutra, a rowery bezszelestnie przemykały pomiędzy stalowo, kevlarowo, tytanicznie drzemiącymi golemami. Już wtedy zbierało się na burzę.

19.08.2008

Czyta się kilka minut

Już w tamtą stronę się zbierało, a w drodze powrotnej się zebrało i gruchnęło, zawiało i przejęło, że brrr. Musieliśmy być silni, zwarci, gotowi, nie mogliśmy oddać ani guzika.

Dwa rowery, trzy rowerki, katastroficzny zmierzch i my, niekoniecznie gotowi na to, co powiedział GROM. "Niebo płacze" - powiedziała któraś z szybkonóżkich rowerzystek, ale rowerzystki są jeszcze małe i przestraszone, więc można było wybaczyć wątpliwą odkrywczość tego stwierdzenia, zwłaszcza że coś szopenowsko-nokturnalnego wisiało pomiędzy alejkami, więc nie dziwota, że ideał sięgnął bruku w ciemniejących Łazienkach połowy sierpnia 2008. Niewątpliwie, niebo płakało w Łazienkach, przez które jechaliśmy dziesięciokołową brygadą. Tak, po Łazienkach jeździć nie wolno. Ani rowerem, ani transporterem, ani czołgiem Twardy. Nawet grom to potwierdził, ładując tuż obok nas (niczym, nie przymierzając, Schleswig-Holstein). Nie dziwota, że dziatwa zaczęła się bać, prując na skróty przez opustoszałe parkowe ścieżyny. Musieliśmy jak najszybciej dotrzeć do domu, choć wiedzieliśmy, że nie ujdzie nam na sucho.

Zaiste, było dziwno i straszno na widmowym pustkowiu, zwłaszcza gdy w okolicach Podchorążówki na horyzoncie zaczęły majaczyć jakieś takie militarne cienie typu "bagnet na broń". Podjechaliśmy bliżej (z bijącym sercem) - okazało się, że to wojsko jak najbardziej współczesne, tak jak my po godzinach na skróty umykające przed burzą na z góry upatrzone pozycje. Pedałowaliśmy dalej i dalej w zwichrowany zmierzch Łazienek. Wyludniony matecznik historii jawił się profetycznie spotężniały meteoanomalią. Grom nawalał gruchotem stalowej kurtyny, błyskawice niczym katiusze rąbały na oślep. Stare konary, co to niejedno widziały, pochylały się nad nami w karalnej groźbie, że jeszcze niejedno zobaczyć gotowe. Córkom skojarzyło się z Narnią. Tak, trzymajmy się tego - w Narnii wszystko dobrze się kończy.

A lato piękne tego roku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reżyser teatralny, dramaturg, felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor Narodowego Teatru Starego w Krakowie. Laureat kilkunastu nagród za twórczość teatralną.

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2008