Nizanie literek

Atak na stoisko z piecami zbiegł się nam bardzo szczęśliwie z wizytą na pewnym krakowskim targowisku, gdzie co niedziela kwitnie handel wszelaką starzyzną, w której z niesłabnącą od lat przyjemnością grzebiemy.

31.08.2020

Czyta się kilka minut

Nieprzygotowany do przebywania na otwartej przestrzeni dzisiejszego świata trzydziestoparoletni Polak rzucił się we Wrocławiu na uliczne stoisko propagujące wymianę pieców na urządzenia mniej szkodliwe dla środowiska naturalnego. Stoisko wywrócił i popsuł. Nie był, i zdaje się wcale nie jest, uzależniony od zaciągania się pyłami zawieszonymi czy dwutlenkiem węgla. Po prostu pomylił się i hasło „zmień piec” odczytał jako „zmień płeć”. Powszechnie o tym wiadomo, bo niemieckie media głównego nurtu wyżywają się na tym panu, jak nie przymierzając Unia Europejska na gminach wolnych od rozumu, miłości bliźniego i LGBT.

Wadliwy odczyt nietrudnej treści, zamieniony w impuls, wyłączył u tego najzwyklejszego pod naszym czarnym słońcem człowieka elementarną zdolność panowania nad gniewem i aktywnością ruchową. Jego odporność na wizualną perswazję, dość przecież normalną w świecie opętanym reklamą, musimy uznać za zerową. Przekonanie, że oto podczas przechadzki natknął się właśnie na prawdziwie i jawnie działający uliczny warsztat-stragan, w którym wre odrażająca ślusarka zmieniania wrocławianom płci na życzenie, świadczy jednak o znakomitej sile państwowej i kościelnej propagandy. Zdarzenie to powinno dać do tzw. myślenia wszystkim, którzy wciąż jeszcze uprawiają tę skomplikowaną i niewdzięczną czynność, a historia owa jest do zapisania na wołowej skórze, do odczytania głośno, kiedyś tam, gdy będzie tu może nieco mądrzej i nudniej.

Atak na stoisko z piecami zbiegł się nam bardzo szczęśliwie z wizytą na pewnym krakowskim targowisku, gdzie co niedziela kwitnie handel wszelaką starzyzną, w której z niesłabnącą od lat przyjemnością grzebiemy. Tamże – to obserwacja nieco boczna – widać, w co naród przez ostatnie dziesięciolecia z szeroko pojętego piśmiennictwa się zaopatrzył, czego na pewno nie przeczytał i co chce rozpaczliwie sprzedać, a czego absolutnie nikt nie chce kupić. Nie powiemy wprost, co to są za książki i albumy, powiemy tylko tyle, że nie są to wcale zeszyty z rozebranymi paniami.

No więc tamże, przechadzając się pomiędzy hałdami niepopularnych wydawnictw, dosłownie kilka dni temu kupiliśmy sobie niedrogo poszarpaną broszurkę pod tytułem „Jak czytać książki i gazety – wskazówki dla samouków i kółek samokształceniowych”. Podręcznik ten, autorstwa Janiny Skarżyńskiej, ukazał się w roku 1946 (wydanie drugie), nakładem wydawnictwa Światowid. Rzecz napisana wartko, drukowana czytelną czcionką, jest w zaskakującym stopniu aktualna, a jej tytuł należy koniecznie rozumieć dosłownie. Słowem, książka ta nie jest jakimś zbiorem wskazówek, jak interpretować literaturę, nowiny, żarciki czy publicystykę, ale jak przygotować się do otwarcia książki bądź gazety (umyć ręce), jak siedzieć (wygodnie, ale bez przesady), jak przewracać stronice i jak czytać (wolno, tylko oczami, nie ruszać w trakcie czytania wargami) oraz w jakim robić to świetle (odpowiednim). Dowiadujemy się, że czytanie książek i gazet to nie jest to samo. Są to zupełnie inne przedmioty, o innym przeznaczeniu, o czym czytelnik powinien wcześniej – zanim zasiądzie do czytania – wiedzieć. Są tam opinie na temat czytania w zespole, na głos i w samotności. Pani Skarżyńska, która była bodaj bibliotekarką, nauczycielką i zaangażowaną działaczką oświatową, daje nam obraz czytania jako czynności wszechstronnie trudnej, i to się zgadza.

Trzeba teraz, na deser, dać tu kluchę ogromnie ciężkostrawną. Jakoś wtedy, w latach 40. XX w. komunistyczne państwo rozpoczęło walkę z analfabetyzmem. Po II wojnie światowej lekko licząc 20 proc. ludności nie składało literek albo miało problem z podpisaniem się, nie było bowiem podpisów elektronicznych. Otóż walka, która przez jakiś czas wydawała się zwycięska, jest – jak widzimy – przegrana. Precz z komuną! – chciałoby się teraz zawołać, rzucając się z pięściami na stoisko z napisem „zmień piec”. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2020