Niespołeczna Rzeczpospolita

Nowy rzecznik praw obywatelskich będzie miał sporo pracy, jeśli zechce przyjrzeć się prawom socjalnym zapisanym w konstytucji.

16.08.2021

Czyta się kilka minut

Powitanie Marcina Wiącka, nowego rzecznika praw obywatelskich, pod biurem RPO. Warszawa, 23 lipca 2021 r. / ZBYSZEK KACZMAREK / REPORTER
Powitanie Marcina Wiącka, nowego rzecznika praw obywatelskich, pod biurem RPO. Warszawa, 23 lipca 2021 r. / ZBYSZEK KACZMAREK / REPORTER

Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej” – napisano w drugim artykule konstytucji, po czym zaraz o tym zapomniano. Określona w art. 20 „zasada społecznej gospodarki rynkowej”, opartej na solidarności i dialogu partnerów społecznych, także pozostała głównie na papierze. Wolności i prawa ekonomiczne i socjalne zajmują w ustawie zasadniczej poczesne miejsce i są całkiem obszernie opisane, niestety mało kto się nimi przejmuje. Część z nich zwyczajnie się nad Wisłą nie przyjęła. Widnieją w konstytucji raczej jako świadectwo optymizmu jej autorów, a nie twarde reguły, do których powinny się stosować władze publiczne.

W 2018 r. podczas wykładu na Uniwersytecie Warszawskim ówczesny RPO Adam Bodnar przyznał, że dyskusja o prawach socjalnych jest dziś „ważniejsza niż kiedykolwiek”. Rozwiązanie nawarstwiających się problemów współczesności, takich jak migracje, starzenie się społeczeństw czy ekspansja ksenofobicznego populizmu, wymagać będzie m.in. jasnego ustalenia, co tak naprawdę konstytucja zapewnia obywatelom Polski. Jeśli następca Bodnara, prof. Marcin Wiącek, będzie chciał podjąć się tego zadania, pracy będzie miał pod dostatkiem, gdyż nieprzestrzeganie zapisów konstytucyjnych w zakresie praw ekonomiczno-społecznych w Polsce jest nie tylko nagminne, ale przede wszystkim systemowe.

Chorobowe nie dla wszystkich

Prawo do zabezpieczenia społecznego opisane jest w art. 67 konstytucji: „obywatel ma prawo do zabezpieczenia społecznego w razie niezdolności do pracy ze względu na chorobę lub inwalidztwo oraz po osiągnięciu wieku emerytalnego”. Zaraz po tym oczywiście dodano „zakres i formy ubezpieczenia społecznego określa ustawa”, co pojawia się w towarzystwie niemal każdego z konstytucyjnych praw socjalnych. W praktyce służy to rozwadnianiu większości konstytucyjnych uprawnień socjalnych. Wystarczy tylko przywołać magiczne „szczegóły określa ustawa”, by skrajnie zawęzić przepisy widniejące w ustawie zasadniczej.

Tak też jest w tym przypadku. O ile pracownicy etatowi dysponują pełnym ubezpieczeniem społecznym, to ludzie zatrudnieni na umowach cywilnoprawnych oraz na samozatrudnieniu zwykle ich nie posiadają. W Polsce ok. 2,5 mln osób pracuje na tzw. pozakodeksowych formach zatrudnienia i formalnie nie są oni uznawani za pracowników, więc nie obejmują ich przepisy Kodeksu Pracy. Pracujący na umowach o dzieło nie mają żadnego zabezpieczenia. Trudno nawet powiedzieć, ile dokładnie osób pracuje tylko na dziełach – żeby w ogóle móc ich policzyć, dopiero w tym roku wprowadzono obowiązek zgłaszania takich umów do ZUS. Na temat ich oskładkowania dyskutujemy od co najmniej dekady, jednak nic się w tej kwestii nie zmienia.

Samozatrudnieni oraz pracujący na zleceniach są w sytuacji niewiele lepszej. Co prawda zgłoszeni są do ubezpieczenia emerytalnego, jednak według ZUS aż 60 proc. z nich nie ma prawa do ubezpieczenia chorobowego, gdyż składki chorobowe w ich przypadku nie są obowiązkowe. Dualizm rynku pracy w Polsce doprowadził do sytuacji, w której ok. 1,5 miliona osób pozbawionych jest prawa do tak zwanego L4. Są więc de facto zmuszeni do chodzenia do pracy nawet w czasie choroby, gdyż absencja automatycznie pozbawia ich dochodów. Oczywiście, w takiej sytuacji narażają na chorobę innych.

Także kolejny przepis art. 67 jest regularnie i systemowo łamany. Mówi on, że „obywatel pozostający bez pracy nie z własnej woli i nie mający innych środków utrzymania ma prawo do zabezpieczenia społecznego, którego zakres i formy określa ustawa”. Niestety, w rzeczywistości prawo do zasiłku dla bezrobotnych posiada wąska część pozostających bez zatrudnienia. Według GUS na koniec marca 2021 r. w urzędach pracy zarejestrowano 1,08 mln bezrobotnych, z czego aż 922 tys. nie miało prawa do zasiłku. Pobierało go więc zaledwie niecałe 15 proc. bezrobotnych. Nawet jeśli uwzględnić, że 534 tys. osób zarejestrowanych w UP to długotrwale bezrobotni, którzy nie zamierzają podejmować pracy, to wciąż mówimy o prawie 400 tys. osób pozbawionych prawa określonego w konstytucji.

To także jest efekt rozwiązań systemowych. Prawo do zasiłku dla bezrobotnych przysługuje tylko tym, którzy wcześniej przez co najmniej 12 miesięcy w półtorarocznym okresie opłacali składki na Fundusz Pracy od przynajmniej płacy minimalnej. Takie rozwiązanie automatycznie odcina od zasiłku wszystkich pracujących na umowach o dzieło, a także część zatrudnionych na zleceniach, którzy otrzymywali wynagrodzenie niższe od pensji minimalnej. Prawa do zasiłku nie otrzymają także pracujący na część etatu (jeśli ich wynagrodzenie jest niższe od minimalnego) oraz samozatrudnieni w czasie pierwszych dwóch lat prowadzenia działalności gospodarczej, gdy korzystają z obniżonych składek ZUS, które nie obejmują Funduszu Pracy. W takiej sytuacji nic dziwnego, że prawo do zasiłku dla bezrobotnych w Polsce jest niemal najbardziej zawężone w Europie. Gorzej jest jedynie w Rumunii. W całej UE prawo do zasiłku ma 30 proc. bezrobotnych, a w siedmiu państwach członkowskich (m.in. w Czechach i Niemczech) ponad 40 proc.

Także powszechny dostęp do ochrony zdrowia pozostaje niespełnioną obietnicą. Przypomnijmy, że „obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych”. W praktyce jednak dostęp do ochrony zdrowia w Polsce został powiązany ze składkami zdrowotnymi, których nie płacą m.in. pracujący na umowach o dzieło – chyba że zgłosili się do dobrowolnego ubezpieczenia zdrowotnego, które jest bardzo drogie. Dobrowolna składka obliczana jest od średniego wynagrodzenia, tymczasem ponad dwie trzecie pracujących na etacie zarabia mniej. Obecnie wynosi ona 520 zł, co przekracza możliwości finansowe wielu zatrudnionych na umowach o dzieło.

Według OECD 6,5 proc. populacji Polski nie ma dostępu do pełnej ochrony zdrowia – to najwyższy odsetek spośród państw Europy. Więcej nieubezpieczonych znajdziemy tylko w państwach obu Ameryk: w Chile, Meksyku czy USA. Mowa więc o ok. 2,5 mln osób. To nie tylko „dziełowcy”, ale też zatrudnieni w szarej strefie, bezdomni czy bezrobotni z różnych powodów niezarejestrowani w urzędach pracy. Od 2017 r. otwarto nieubezpieczonym dostęp do usług podstawowej opieki medycznej (POZ), wciąż jednak bezpłatne świadczenia szpitalne oraz wizyty u specjalistów są poza ich zasięgiem.

Zapomniane mieszkalnictwo

Dla wielu to może być zaskoczeniem, ale wśród konstytucyjnych praw socjalnych znalazło się również zaspokojenie potrzeb lokalowych. „Władze publiczne prowadzą politykę sprzyjającą zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych obywateli, w szczególności przeciwdziałają bezdomności, wspierają rozwój budownictwa socjalnego oraz popierają działania obywateli zmierzające do uzyskania własnego mieszkania” – to nie wyimek z konstytucji PRL, jak sądzili użytkownicy Twittera podczas jednej z burzliwych dyskusji, lecz art. 75 obecnie obowiązującej ustawy zasadniczej. W Polsce zaspokajanie potrzeb mieszkaniowych to ustawowe zadanie gmin, które niestety o nim najwyraźniej zapomniały. W latach 1989–2014 zaledwie 2,5 proc. oddanych mieszkań stanowiły nowe lokale komunalne. Równocześnie gminy szybko pozbywały się własnych zasobów: od 1990 r. liczba lokali komunalnych spadła o 60 proc.

W ubiegłym roku mieszkalnictwo komunalne pod lupę wzięła Najwyższa Izba Kontroli. Jej werdykt był dla samorządów druzgocący. Według NIK zasób mieszkaniowy gmin nadal jest sukcesywnie ograniczany. Tylko w latach 2015-2018 liczba lokali w zasobach komunalnych spadła z 887 tys. do 840 tys., przy czym aż 50 tys. stanowią pustostany, które zwykle nie nadają się do zamieszkania. Aż 81 proc. zasobów gmin to mieszkania wybudowane przed 1945 r. Nowych lokali komunalnych trudno uświadczyć.

Brak mieszkań w zasobach gmin oczywiście ogranicza dostęp do lokali komunalnych – najdłuższy czas oczekiwania na niego wynosi nawet 17 lat. Nieco krócej, bo 12 lat, można czekać na mieszkanie socjalne. Nic więc dziwnego, że kolejka oczekujących nieustannie się wydłuża. W kontrolowanym okresie, czyli w latach 2016–2019, liczba gospodarstw domowych oczekujących na lokal od gminy wzrosła o 30 proc. Według NIK „gminy nie analizowały rzeczywistej sytuacji ekonomicznej lokalnej społeczności podczas diagnozowania potrzeb”, a przyjęte procedury rozpatrywania wniosków nie zapewniały przejrzystości.

Można by zrozumieć, że gminy odpuściły prowadzenie polityki mieszkaniowej, gdyby potrzeby Polek i Polaków w tym zakresie były spełnione. Niestety jest zupełnie inaczej – według Eurostatu 40 proc. mieszkańców polskich miast żyje w przeludnionych lokalach. Tylko nieco lepiej jest poza miastami, gdzie wskaźnik przeludnienia wynosi 35 proc. Wśród państw UE bardziej przeludnione mieszkania występują jedynie w Rumunii, Bułgarii, Chorwacji i na Łotwie.

Związkowcy za drzwi

Oczywiście w konstytucji kraju, w którym związek zawodowy walnie przyczynił się do upadku autorytarnej władzy, nie mogło zabraknąć szerokiego fragmentu poświęconego organizacjom pracowników i układom zbiorowym. Dialog społeczny między stronami pracowników, pracodawców oraz władzy jest fundamentem społecznej gospodarki rynkowej, która według ustawy zasadniczej stanowi podstawę ustroju naszego kraju. Niestety w praktyce wolność zrzeszania się w związki zawodowe jest skutecznie torpedowana. Chociażby poprzez usuwanie niewygodnych związkowców pod pretekstem zwolnień dyscyplinarnych. W czasach obecnej władzy specjalizują się w tym spółki Skarbu Państwa. W zeszłym roku postąpiła tak Poczta Polska wobec Piotra Moniuszki, a w 2018 r. LOT, który zwolnił szefową ZZ Personelu Pokładowego i Lotniczego Monikę Żelazik.

Choć konstytucyjnie zapewniono prawo do zawierania układów zbiorowych, dzięki umożliwieniu przedsiębiorstwom ich jednostronnego wypowiadania z każdym rokiem odsetek pracowników objętych układami spada – w 2019 r. wyniósł już tylko 13 proc. Kuleje także dialog. Rada Dialogu Społecznego powstała w czasach obecnej koalicji rządzącej jako alternatywa wobec Komisji Trójstronnej, którą w czasach PO-PSL opuścili związkowcy. Tymczasem w zeszłym roku miała miejsce niemal bliźniacza sytuacja – w proteście wobec nadania premierowi prawa do odwołania każdego członka RDS z rady wyszli związkowcy z Solidarności.

Nowy rzecznik praw obywatelskich będzie miał więc sporo pracy w zakresie ochrony praw socjalnych. A jakby tego było mało, może jeszcze zająć się obowiązkiem władzy publicznej zapewniania „bezpieczeństwa ekologicznego współczesnemu i przyszłym pokoleniom”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2021