Niespodziewane rozdanie

Zmiana stanowiska Hiszpanii w sprawie obecności w Iraku i kształtu konstytucji europejskiej jest tylko kwestią czasu. Z terroryzmem rząd socjalistów chce najpierw poradzić sobie w domu. Zaś co do Europy, wierzy, że będzie miał większy wpływ na kształt integracji w sojuszu z Niemcami i Francją niż w opozycji do nich.

28.03.2004

Czyta się kilka minut

“Wielkie narody ponoszą większą odpowiedzialność" - mawiał na początku jednoczenia Europy Robert Schuman. Do dzisiaj taktyka blokady eliminuje tego, który ją stosuje. Były hiszpański premier José Aznar wiedział o tym, dlatego unijni koledzy nie traktowali poważnie hiszpańskiego sprzeciwu, wiedząc, że nadejdzie czas porozumienia.

Gerhard Schröder - czy on to jeszcze pamięta? - chciał kłaść się krzyżem w obronie marki, nazywając euro “poronionym pomysłem". Schröder, wówczas przywódca opozycji, wykorzystywał największy projekt europejski do zwalczania polityki Helmuta Kohla, dla którego wspólna waluta była “kropką nad i" integracji Niemiec z Europą. Cztery pierwsze lata jego rządów upłynęły na konfliktach z Brukselą, ponieważ socjaldemokratyczny kanclerz nie rozumiał, na czym polega współpraca w Europie i ulegał “nadmiarowi władzy". Do uspokojenia nastrojów doszło po pojawieniu się problemów: do Niemiec zawitała globalizacja i Schröder zrozumiał, że nie powinien być sam, a Bruksela może być wsparciem i politycznym punktem orientacyjnym. Pod warunkiem, że integrację traktuje się odpowiedzialnie.

Konflikt wokół Iraku i spory z amerykańską administracją prezydenta Busha były dla integracji katalizatorem: ukazały siłę zjednoczonej Europy, dla której każdy wyłom jest zagrożeniem. Nikt z Warszawy nie przekonał kogokolwiek z Brukseli, że Polska biorąc udział w operacji irackiej de facto nie dezintegruje UE. To podejrzenie już do Polski przylgnęło. Wsparcie, jakie otrzymaliśmy z Madrytu (źle zresztą rozumiane), stwarzało zaś wrażenie, że w zamierzeniach spowolnienia integracji Polska nie jest sama.

Tak byłoby dalej, gdyby partia Aznara nie przegrała wyborów. Jednak to nie Al-Kaida zmusiła Partię Ludową do odejścia. Do zwycięstwa socjalistów przysłużyła się dezinformacja służb Aznara, które w decydującym przed wyborami momencie sięgnęły do kłamstwa i manipulacji. Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej w Madrycie alarmuje, że międzynarodowi korespondenci proszeni byli o umieszczanie w relacjach informacji o ETA jako sprawcy zamachów. Niebezpieczne były też informacje kierowane do sojuszniczych służb specjalnych o baskijskim pochodzeniu zapalników, użytych w bombach. Fałszywe informacje przekazywano zaprzyjaźnionym służbom aż do niedzieli, oczekując potępienia baskijskich separatystów przez rządy europejskie. Wszystko w sytuacji, gdy od informacji z Madrytu zależała ocena stanu zagrożenia zamachami w Europie, a wskazanie na ETA obniżało stopień zagrożenia, wystawiając sojuszników na ciosy. Wskazanie na Al-Kaidę uruchomiłoby system specjalnych zabezpieczeń. Do tego nie doszło, bo do wyborczej niedzieli Madryt nie mówił prawdy.

Hiszpanie kilkadziesiąt lat żyli w dyktaturze, nie wypowiadając się przy urnach szczerze. To były ich dziewiąte demokratyczne wybory. Pokazali w nich, że partia, która likwiduje deficyt budżetowy, ale kłamie po krwawych zamachach, aby zyskać dodatkowe głosy, nie zasługuje na zaufanie. Berło, które tym sposobem wpadło socjalistom do rąk, będzie im jeszcze przez jakiś czas ciążyło. Świadczy o tym pierwsza reakcja przywódcy socjalistów, przyszłego premiera, José Luisa Rodrigueza Zapatero, który w wyborczej euforii zapowiedział wycofanie wojska z Iraku.

Komplikuje to sytuację Polski, ponieważ nie stać nas na długoterminowy pobyt w Iraku, a Hiszpanie mieli przejąć część naszych ciężarów. Zapowiedź ewakuacji Hiszpanów ma jednak i pozytywną stronę: jest impulsem do zintensyfikowania wysiłków, zmierzających do stabilizacji sytuacji w Iraku. Potrzebne jest jednak większe zaangażowanie NATO, jeżeli polscy żołnierze mają wrócić cali i zdrowi. Aby rozwiązać sprawę iracką, potrzebna jest więc odważna ofensywa polityczna. Decyzja Hiszpanii może ją przyspieszyć.

Zmiana rządu w Madrycie otwiera też nową perspektywę w sprawie konstytucji europejskiej. Hiszpańscy socjaliści od początku jasno stawiali sprawę, różniąc się zasadniczo od stanowiska polskiego. Z Madrytu usłyszymy więc zapewne sporo słów o dobrych stronach proponowanych przez Konwent rozwiązań. Hiszpanie za długo żyli na obrzeżu Europy, żeby teraz się od niej oddzielać.

Zaś hiszpańscy socjaliści doświadczyli zbyt dużego wsparcia ze strony europejskich demokratów po upadku dyktatury, by majstrować przy konstrukcji europejskiej integracji tylko dla zwiększenia prestiżu. Hiszpania pod rządami socjalistów będzie w awangardzie integracji, a nie wśród jej “hamulcowych".

Zmiana rządu w Hiszpanii może ułatwić Polsce odejście od uporu w sprawie konstytucji. Każdy zrozumie, że nasza pozycja jest niewygodna, a rezygnacja z niej jedynym wyjściem. Bilans “polskiego uporu" jest zły, jakbyśmy ukarali samych siebie: dyskusja o konstytucji nie ruszyła z miejsca, w jej projekcie nie przesunięto nawet przecinka. A poza tym: wstrzymano integrację, a Polska - tracąc dotychczasowych sojuszników - nie zdobyła nowych. Pozbyła się za to opinii państwa “od zawsze" należącego do Europy i narodu, który “intuicyjnie" jest orędownikiem idei wspólnoty europejskiej. Nawet jeśli nigdy nie było aż tak dobrze, postrzeganie Polaków jako zwolenników integracji pomagało nam.

Stanowisko polskiego rządu na razie oficjalnie pozostaje bez zmian: zgodzimy się na kompromis, ale pod warunkiem zachowania systemu nicejskiego. Europa poda Polsce rękę i nie upokorzy jej, bo taki jest styl współpracy europejskiej. Dłoń wyciągnie też do nas Madryt, który jeszcze nie tak dawno sam potrzebował politycznej wyrozumiałości europejskich sąsiadów... To skutki uprawiania polityki bez rozsądnego ekwiwalentu.

W wyborach 14 marca głosowali tylko Hiszpanie. Nie można jednak pozbyć się wrażenia, że zadecydowali jakby trochę i za nas.

MAREK ORZECHOWSKI jest korespondentem TVP w Brukseli.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2004