Choć od największego w XXI wieku ataku terrorystycznego w Europie mija 20 lat, wspomnienia Hiszpanów są żywe. Podobnie jak oskarżenia

11 marca 2004 roku islamscy terroryści pozostawili w czterech podmiejskich madryckich pociągach trzynaście toreb z materiałami wybuchowymi. Dziesięć eksplodowało, zabijając 192 ludzi. Dori Majali, wtedy młoda matka, do dziś nosi w swoim ciele kawałki plastiku: odłamki krzeseł z pociągu.

02.04.2024

Czyta się kilka minut

Pomnik ofiar zamachu bombowego na dworcu kolejowym Atocha. Madryt, 11 marca 2024 r. // Fot. Bernat Armangue / AP / East News
Pomnik ofiar zamachu bombowego na dworcu kolejowym Atocha. Madryt, 11 marca 2024 r. // Fot. Bernat Armangue / AP / East News

To był zwyczajny marcowy dzień. Przed godziną ósmą taką trasę pokonują – do pracy, uczelni, szkoły – dziesiątki tysięcy mieszkańców podmadryckich miejscowości. Tego dnia, jak co dzień, do pracy jechał też 46-letni Gonzalo Villamartín, wojskowy. Jego pasją było bieganie w maratonach. Było, bo do pracy ani do maratonów już nigdy nie wrócił.

W czwartek 11 marca 2004 r. takich pociągów jak ten, którym jechał Gonzalo, w różnych miejscach Madrytu były cztery. Pozostawiono w nich trzynaście toreb sportowych wypełnionych materiałami wybuchowymi. Dziesięć eksplodowało, zabijając 192 ludzi i raniąc ponad 1,8 tys. (ofiary były siedemnastu narodowości).

Jednym z tych pociągów jechała również Dori Majali, wtedy mama trzyletniego chłopca. To miał być jej trzeci dzień w nowej pracy. „Nagle zapanowała okropna cisza, zobaczyłam światło i nie mogłam kontrolować mojego ciała. Spojrzałam na nie i zobaczyłam kości i mnóstwo krwi. Wokół mnie leżały fragmenty ludzi. Tego widoku nigdy nie zapomnę” – mówiła w dokumencie telewizji publicznej TVE.

Marisol Pérez w zamachu straciła 20-letniego syna Rodriga. Student informatyki jechał na uniwersytet oddać pracę. Nigdy tam nie dotarł. Jego rodzice szukali go wszędzie, a o ich poszukiwaniach opowiada książka „Powiedz nam, gdzie jesteś, i będziemy Cię szukać”.

CHWILA JEDNOŚCI | Pierwsze ofiary dotarły do pobliskich szpitali w taksówkach i autobusach, które krążyły, gdy brakowało karetek. Na pomoc rannym wyszli mieszkańcy okolicznych osiedli. Do Madrytu napływali ratownicy, lekarze i pielęgniarki z całej Hiszpanii. Tysiące osób poszły oddać tego dnia krew dla rannych.

Dzień po zamachu na ulice w całym kraju wyszły tysiące demonstrujących, aby wyrazić swój sprzeciw wobec terroryzmu. Na czele jednej z manifestacji stanął przedstawiciel rodziny królewskiej – Filip, wówczas jeszcze książę, od 2014 r. król. Był to pierwszy taki przypadek w historii, rodzina królewska nigdy nie brała udziału w demonstracjach.

Tego 12 marca część manifestujących w Barcelonie niosła banery, na których winę za zamach przypisywała wysłaniu hiszpańskich wojsk do Iraku (gdzie współtworzyły koalicję, która rok wcześniej obaliła Saddama Husajna). Rząd odrzucał wtedy tę tezę.

SZUKANIE WINNYCH | Zamach miał miejsce trzy dni przed wyborami parlamentarnymi. Stąd od pierwszych godzin premier José María Aznar powtarzał jak mantrę, że winna jest ETA, organizacja terrorystyczna walcząca o niepodległość Kraju Basków.

Zdaniem Juana Jesúsa Sáncheza Manzano z Policji Krajowej już po południu 11 marca były przesłanki, iż to nie ETA. W aucie znalezionym 30 km od Madrytu znaleziono materiały wybuchowe i Koran. „Premier mówił wtedy na konferencji, że jedynie »otwiera się nowa linia śledztwa«, a głównym kierunkiem wciąż jest ETA” – wspomina Manzano w swojej książce.

Dzień po ataku publiczna telewizja TVE nagrała wywiad z ówczesnym prezydentem USA George’em W. Bushem. Wywiad został ocenzurowany: prezydent już wtedy mówił publicznie o możliwości udziału w zamachu Al-Kaidy, islamskiej „międzynarodówki terrorystycznej”, której członkowie dwa i pół roku wcześniej zaatakowali Nowy Jork i Waszyngton. Hiszpański rząd wciąż utrzymywał, że za zamachem stoi ETA. Pełny wywiad opublikowano niedawno, 20 lat później.

WOKÓŁ 11-M | W niedzielę 14 marca 2004 r. wybory wygrywają opozycyjni socjaliści, José Luis Rodríguez Zapatero ma zostać premierem, a pewien francuski dziennik publikuje tekst pt. „Hiszpania ukarała kłamstwa władzy”. Dziś hiszpański „El País” w edytorialu z 10 marca przypomina, że „godność obywatelska, skuteczność państwa mogły stać się jedyną historią 11-M (tak w skrócie określa się zamach – red.). Jednak rząd Aznara, zaangażowany w wojnę w Iraku, zlekceważył dowody policji ze względów wyborczych i próbował narzucić historię, jakoby zbrodni dokonała ETA, (…) a dwie dekady później Aznar nie wyjaśnił tej reakcji”.

Ani w Kraju Basków, ani w Katalonii, ani w Galicji prasa nie uwierzyła w rządową wersję. – Baskijski dziennik „El Correo” miał wiele powodów, by przyjąć wersję premiera, jednak tuż po zamachu publikuje tekst pt. „Masakra w Madrycie. Al-Kaida manifestuje swoją siłę, a rząd przypisuje winę ETA” – mówi mi dziennikarz Íñigo Domínguez.

Te liczne powody, o których wspomina Domínguez, to fakt, że ETA w 1977 r. zamordowała dyrektora generalnego tej gazety, w 2000 r. zaatakowała redakcje w Getxo, Vitorii i Bilbao butelkami z benzyną, a w 2022 r. wysłała paczkę z bombą do wiceprezesa grupy medialnej, do której należy „El Correo”.

SPISEK | „Ataki z 11 marca to tylko niewielka próbka” – mówili zamachowcy w ujawnionym dwa dni później nagraniu. Mieli plan, struktury w kilku hiszpańskich prowincjach, sporo dynamitu i półtora miliona euro na przeprowadzenie kolejnych zamachów w ciągu dwóch miesięcy. Pieniądze pochodziły z handlu narkotykami.

Ten plan się nie powiódł. W ciągu 72 godzin hiszpańskie służby ujawniły podstawowe dane o spisku: sprawców, ich powiązania z Al-Kaidą. W miejscowości Leganés koło Madrytu ukrywało się dowództwo zamachu. Osaczeni przez służby, dżihadyści wysadzili się w powietrze 3 kwietnia. Zabili przy tym jednego funkcjonariusza. Śmierć przywódców grupy zapobiegła kolejnym atakom.

Dzień wcześniej w szybkim pociągu AVE na linii Madryt-Sewilla pracownik kolei odkrył torbę z 12 kilogramami materiałów wybuchowych (takimi, jakich użyto 11 marca). Terroryści nie zdążyli zdetonować bomb, zostali spłoszeni przez przybyłe na miejsce służby.

Wcześniej, pod koniec 2003 r., Krajowe Centrum Wywiadu ostrzegało rząd przed wzrastającym zagrożeniem terrorystycznym. Znany służbom był już Algierczyk Allekema Lamari, jeden z autorów zamachu z 11 marca (wraz z sześcioma innymi terrorystami wysadził się 3 kwietnia).

NABÓR PRZEZ GRĘ | – Hiszpania jest celem islamskiego terroryzmu także w kontekście historycznym. W średniowieczu była pod rządami muzułmanów, którzy Półwysep Iberyjski nazywali Al-Andalus. Dlatego islamscy terroryści chcieliby go odzyskać, co sygnalizowali już wraz z powstaniem Al-Kaidy – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” prof. José Antonio Olmeda Gómez, politolog.

W ciągu 20 lat od 11-M podejście do bezpieczeństwa w Hiszpanii się zmieniło. Powstało Centrum Wywiadu ds. Walki z Terroryzmem i Przestępczością Zorganizowaną (CITCO), które koordynuje pracę różnych służb. W ciągu 20 lat CITCO przeprowadziło ponad 400 operacji przeciw terroryzmowi, zatrzymało ponad tysiąc osób. Rok 2023 był rekordowy pod względem liczby aresztowanych (łącznie 78 osób). Ostatnich potencjalnych terrorystów zatrzymano na początku marca tego roku.

Z raportu instytutu El Real Elcano wynika, że ostatnio zmienia się profil podejrzanych o terroryzm. W ręce służb trafia coraz więcej kobiet i ludzi młodych. Wcześniej wśród zatrzymywanych byli głównie przedstawiciele pierwszej generacji imigrantów przybyłych do Europy. Teraz z kolei to ci, którzy tutaj się urodzili i wychowali. Propaganda trafia do młodych w mediach społecznościowych, a nawet przez „dżihadystyczne” wersje popularnej gry „Call of Duty”.

PODZIAŁY | Prof. Gómez uważa, że zamach z 2004 r. wpłynął na polaryzację Hiszpanów. – Zaczęło się już w 1993 r., gdy w kampanii wyborczej partia socjalistyczna PSOE naruszyła jeden z filarów transformacji po dyktaturze Franco. Zrobiła to z obawy przed utratą władzy. Zaczęła nawiązywać do wojny domowej i wracać do narracji „dwóch band”. Atak terrorystyczny z 2004 r. to wszystko jeszcze przyspieszył – mówi politolog.

Podziały w społeczeństwie po 11-M tworzyli politycy i media. Politycy ówczesnej władzy z konserwatywnej Partii Ludowej, jak wspomniano, za zamach oskarżyli ETA i długo trzymali się tej wersji mimo dowodów wskazujących na Al-Kaidę. Będący w opozycji socjaliści eksponowali temat, zarzucając rządzącym kłamstwo. „Polaryzację zbudowano w wyniku manipulacji i połączenia dwóch największych tragedii, których doświadczyła Hiszpania od czasu wojny domowej: terroryzmu ETA i 11-M” – mówił podczas rozprawy sędzia Javier Gómez Bermúdez, który orzekał w sprawie zamachu z 11 marca.

ROCZNICA | W 2005 r. Unia ogłosiła 11 marca Europejskim Dniem Pamięci o ofiarach terroryzmu.

Dziś dwudziesta rocznica nie zjednoczyła polityków. Wprawdzie w mediach społecznościowych widać wiele grup i postów z hasłem „Wszyscy jechaliśmy tym pociągiem”, które nawiązują do pamięci i solidarności z ofiarami i ich rodzinami.

Jednak prócz oficjalnych uroczystości u króla z udziałem przedstawicieli rządu i europejskiej komisarz ds. wewnętrznych, przedstawiciele głównych partii brali udział w osobno organizowanych obchodach. Różnił ich nawet kolor składanych kwiatów. Ministrowie z lewicy składali czerwone na stacji Atocha w Madrycie. Tuż obok, w Parku Retiro, przedstawiciele Partii Ludowej, w tym władze stolicy (rządzi tu PP), przynosili białe.

Tego dnia setki balonów wzniosły się na madryckim niebie. Składane przez ludzi kwiaty i znicze pojawiły się na wielu stacjach kolejowych.

ODŁAMKI | Przewodniczący Stowarzyszenia 11-M, Eulogio Paz, uważa, że o wydarzeniach z marca 2004 r. powinno się uczyć w szkołach. Po 20 latach stowarzyszenie wciąż funduje 120 terapii dla osób, które przeżyły zamach. „Wiele z nich mimo upływu lat nigdy więcej nie weszło do pociągu” – mówił Paz w rozmowie z dziennikiem „La Razón”.

Dori Majali, wtedy młoda matka, po ataku musiała uczyć się wielu rzeczy na nowo. Zaczęła też studia, została prawniczką, urodziła drugie dziecko. O tamtym dniu przypominają jej tylko resztki plastiku, które nosi w swoim ciele. To drobne odłamki krzeseł i pociągu. Co jakiś czas dają o sobie znać i powodują konieczność kolejnej operacji, choć Dori miała ich już ponad dwadzieścia, o czym opowiada w dokumencie telewizji TVE.

Gonzalo Villamartín ślady po swoich ranach widzi każdego dnia, kiedy wstaje. One nie pozwolą mu zapomnieć. Do pracy w wojsku nie wrócił, bo jak mówi, stał się dla wojska bezużyteczny. Wciąż boi się jeździć pociągiem, wciąż leczy się u psychiatry, ale nie chce pozostać zgorzkniały.

– Staram się doceniać to, co mam wokół sobie, i cieszyć się z tego wszystkiego. Pomaga mi kontakt z naturą i sport. Choć już nie wyczynowy – mówi mi Gonzalo.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka mieszkająca w Andaluzji, specjalizująca się w tematyce hiszpańskiej. Absolwentka dziennikarstwa, stosunków międzynarodowych i filologii hiszpańskiej. Od 2019 roku współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. W przeszłości pracowała m.in. w telewizji… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Wszyscy jechaliśmy tym pociągiem