Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Teraz to może być jeszcze trudniejsze – nie dać się ponieść złu – więc ojciec Maurice, jezuita, zanim rozpocznie mszę, popatrzy na każdego. Trochę to trwa, lecz na wyspie, na której od miesięcy, a czasem od lat, tylko się czeka, nikt nie ma zamiaru narzekać. Minuta dłużej w kościele – to minuta dłużej razem.
Czterdzieścioro wiernych, w większości z Konga i Kamerunu, patrzy na z kolei trzech księży, Anglika i dwóch Francuzów. „Wyrażamy solidarność z…”, „przestrzegamy przed…”, „apelujemy o…” – nie czas na takie słowa w kościele Wniebowzięcia NMP w Mitylenie. Bardziej od nich trzeba ciszy.
Więcej przemocy
Wczoraj wieczorem pod miastem spłonęła One Happy Family, szkoła i ośrodek aktywności dla uchodźców, w której na co dzień pracowało wiele organizacji pozarządowych. Przyczyny nie są znane. Nie ustalono też powodów podobnych pożarów z ostatnich tygodni na Lesbos i sąsiednich wyspach – w tym nawet pożaru tymczasowego obozu na plaży, gdzie przypływającym nocą z Turcji rozdawano koce i suche ubrania.
Nie złapano sprawców pobić wolontariuszy z zagranicy, bezkarni są ci, którzy co jakiś czas blokują na kilka godzin drogę dojazdową do głównego obozu uchodźców w Morii. Zamaskowani mężczyźni zatrzymują samochody i sprawdzają, czy jadą nimi nie-Grecy. Biją uchodźców, migrantów, wolontariuszy, dziennikarzy. Niektóre organizacje wycofały z Lesbos część personelu. Dziś, dzień po pożarze One Happy Family, mają zdecydować, czy na Lesbos da się dalej pracować.
Zaledwie wczoraj, w sobotę – po dwóch miesiącach gróźb, demonstracji, zamieszek i pobić – pokojowi na Lesbos postanowiono dać drugą szansę. Na placu przy porcie w Mitylenie odbył się koncert dla wszystkich mieszkańców wyspy. Miała to być demonstracja jedności. Śpiewano do słów Martina Luthera Kinga: „Zwyciężymy wszystkie trudności”. Ale wieczorny pożar przemienił nadzieję w rozpacz.
„Będziemy wojownikami”
Ojciec Maurice przerywa ciszę: „Witajcie w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu [zaczyna się tu później niż w Polsce – red.]. Dzisiejsza Ewangelia wspomina o Jezusie, który 40 dni był kuszony przez diabła na pustyni: »Nic w owe dni nie jadł, a po ich upływie poczuł głód«. Nie jest mi łatwo mówić o tym do was, którzy taki głód czujecie na co dzień”.
„Jestem dziś z wami – ciągnie dalej – bo chcę, abyście wiedzieli, że jesteście reprezentowani. W Brukseli, w ONZ-cie, w Grecji i poza jej granicami. W waszym imieniu chce także mówić Kościół. Będziemy namawiać biskupów w całej Europie do tego, aby naciskali na władze w sprawie zorganizowania korytarzy humanitarnych. Będziemy, obiecuję wam, wojownikami tej sprawy” – mówi jezuita, przypominając niedawny apel z Watykanu o ewakuację najbardziej potrzebujących uchodźców i migrantów z Lesbos. Dodaje też: „Pamiętajcie, nie tylko przeciw wam skierowana jest przemoc. Także przeciw tym, którzy wam pomagają. Niech was jednak nie skusi gniew”.
Właśnie w związku z korytarzami humanitarnymi na Lesbos był wczoraj bp Krzysztof Zadarko, delegat polskiego Episkopatu ds. migrantów, i przedstawiciele Caritasu. Przypłynął z Samos, gdzie również przebywają migranci. – Największe wrażenie wywarł na mnie dramat, z jakim mierzą się kilkunastolatkowie, którzy dotarli tu z Afganistanu sami, dostając pieniądze od rodziny i mając często fałszywe wyobrażenie o Europie. Utknęli na greckich wyspach. Choćby chcieli, nie mogą nawet wrócić – mówi „Tygodnikowi” biskup Zadarko.
***
Chór śpiewa pięknie, po francusku i angielsku. Prób nie ma jak zorganizować, więc na wszelki wypadek organistka dyryguje lewą ręką. W czasie podniesienia niektórzy wznoszą otwarte dłonie. Uśmiechamy się do siebie. Podczas przekazywania znaku pokoju łatwo zapomnieć, że nie podajemy sobie rąk – wyspę trzeba chronić przed koronawirusem.
Czytaj także: Pomoc nie na miejscu - Edward Augustyn i Marcin Żyła o korytarzach humanitarnych dla uchodźców