Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W lecie 1950 r. zawiadomiono mego Ojca (zrobiła to wiceminister Eugenia Krassowska), że, po pierwsze, nie będzie już miał obowiązku prowadzenia zająć dydaktycznych na Uniwersytecie Warszawskim, a po drugie... zakazano mu ich prowadzenia. Wszyscy zresztą wtedy mówili o “pozbawieniu mego Ojca katedry" i rzeczywiście, choć nie formalnie, mniej więcej tak było. W dalszym ciągu jednak Ojciec otrzymywał pensję profesorską. Wstępem do zakazu wykładania był incydent na seminarium mego Ojca w dniu 27 marca 1950 r., gdy Leszek Kołakowski przeczytał podpisany przez niego i kilku jego kolegów-studentów list gwałtownie (acz bezpodstawnie) atakujący mojego Ojca. Oryginał listu znajduje się w archiwum KUL, opublikowano go w “Przeglądzie Filozoficznym" (t. IV, 1995, zeszyt 2). Wbrew często spotykanym wypowiedziom, to nie Adam Schaff był spiritus movens owej akcji studentów, tylko ktoś inny.
Wątpię, by mój Ojciec na jesieni 1957 r. powiedział, jak relacjonuje o. Cygan, że “za rok i tak pójdę na emeryturę". Po II wojnie światowej, przez wiele lat, nie stosowano żadnych ogólnych przepisów o przejściu na emeryturę wykładowców akademickich.
Mój Ojciec, przynajmniej w rozmowach z postronnymi, wyrażał się zawsze tak, jakby szybko zapominał urazy. Nie czynił tego jednak nigdy w taki sposób ani tymi słowami jak te, które przytoczono w liście. Do dokładności listu podchodzę więc ostrożnie. Tym bardziej, że choćby wzmianka o rychłej emeryturze nie wydaje mi się prawdopodobna.
KRZYSZTOF TATARKIEWICZ (Warszawa)